środa, 23 stycznia 2019

Krucza Miłość XIII

Witajcie!
Tak wiem, praktycznie miesiąc nie było rozdziału.
Czynników było sporo, lecz głównym moja sesja, którą spokojnie zaliczyłam. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały napiszą mi się szybciej, bo powoli wszystko zmierza do kulminacji.

______________________________________________________


   Czuł się zdecydowanie lepiej na duszy, gdy odbył to spotkanie. Po oddaleniu się z rodzinnej wioski pozwolił sobie na kontemplację tej ulgi. Nie sądził dotychczas, aby to oszustwo miało dla niego taką wagę. Starał się nie zwracać uwagi na to, jak bardzo cała paleta kłamstw ciążyła mu, niczym widmo zguby. Stało się teraz to jednak lżejsze. Nie wiedział czy ta odnoga drogi, jaką podjął jest słuszna. Nie było to przez niego z góry zaplanowane, lecz ta opcja kusiła, niczym wąż z ogrodów Edenu. Widmo zaznania, choć lekkiego ukojenia i słodyczy wśród goryczy życia, jakie przez tyle lat wiódł stała się palącym do zaspokojenia pragnieniem. Obecnie zastanawiał się, czy powinien sięgnąć po opcję umożliwiająca mu dłużej spoglądać na ten świat. Pozbyć się mankamentu mocy, której był w posiadaniu. Z drugiej strony wisiało nad nim poznanie wszystkich sekretów ojca, odczuć i obowiązków. Zrozumienie bardziej jego piętna niż by chciał. Nie miał pojęcia czy jest na to gotowy oraz czy chce znać ojca z zupełnie nowej, nigdy niedostępnej dla niego perspektywy. Podjął jednak decyzję, mając nadzieję, że da radę czuć się chociaż trochę przygotowanym na te zmiany, jakie zajdą. Zdeterminowany stanął przed głazem kryjówki, który odsunął się po wykonaniu odpowiednich pieczęci. Cała odpowiedzialność, jaką odczuwał do tej pory, aby doprowadzić sprawy do końca po wejściu w jeden z korytarzy z niego wyparowała. Ogarnął go dopiero w chwili relaksu cały ból umęczonego ciała, a szczególnie oczu. Zatrzymał się i dotknął ręką ściany, przymykając oczy i pozwalając sobie na małą chwilę odpoczynku. Miał wrażenie, jakby języki ognia lizały z zawziętością jego powieki, mimowolnie przywołał w pamięci ulgę chłodnej maści, jaką smarował go wcześniej Akasuna, zanim porwał się na to wszystko. Zastanawiał się czy wiedzą o tym wszystkim, co robi i w jakim stopniu? Miał nadzieję, iż jest wystarczająco ostrożny, lecz nie mógł być pewien. Nie byli pozostawieni sami sobie, czuwał nad nimi lider, który potrafił sięgnąć do wiedzy wręcz zakazanej dla zwyczajnych shinobi. Nawet Itachi nie mógł być pewny czy próbując się przeciwstawić mu nie odniósłby druzgocącej klęski. Jego oczy nie widziały już tak dobrze, gdzie Pain wdzierał się do umysłu, zaglądał w duszę. Przed kimś takim nie było łatwych dróg ucieczki o ile takie w ogóle istniały.
Zebrał się w sobie, aby na powrót uchylić powieki i wznowić wędrówkę wśród labiryntu korytarzy. Skręcił w jeden korytarz, którego koniec był spowity całkowitą ciemnością. Mogło się wydawać, że to ślepy zaułek, lecz tak nie było. Odpowiednia pieczęć, która znana była nielicznym otwierała ukryte drzwi, co prowadziły w głąb nieodkrytej przez większość Akatsuki jaskini. Była ona oświetlona przez pochodnie, które padając na jej ściany momentami naprawdę odkrywały niesamowity kolor ścian, gdzie padające światło wydawało się na przykład niebieskawe. Wyszedł z dość wąskiego wyżłobionego przez naturę korytarza, do serca tego miejsca, gdzie spoglądał na niego wyrośnięty z jednej ze ścian i podświetlony Pierwszy Hokage. Zabawne, bo był w odcieniu zieleni, całkiem nieźle wyróżniając się na tle jaskini kolorystycznie. Wciąż jednak jak patrzył tak na niego, wydawało mu się to niepojęte, ten posąg wyglądał, jakby miał zamiar się uwolnić. Patrząc na to zjawisko nawet zastanawiał się, czy Bóg Shinobi na pewno był człowiekiem, jeśli wziąć pod uwagę wyjątkowość jego komórek. To w zasadzie było dość okropne, że ta wyjątkowość doprowadzała często do stworzenia potworów, z których na pewno Senju nie byłby zadowolony. Sama świadomość używania do czegoś takiego czyjegoś ciała była odrażająca. Podszedł bliżej, a wielka statua rosła w jego oczach. Zainteresowany był jednak postacią, która siedziała na czymś, co wyglądało jak upiorny, stary drewniany rodzaj tronu, niczym z jakiejś fantastycznej sceny. To było jego pierwsze skojarzenie.
- Co cię do mnie sprowadza? - zapytał gospodarz tej części kryjówki, okazując mu tym samym zainteresowanie, choć obserwował go już od dłuższego czasu ciemnymi oczami.
 - Sądzę, że już się domyślasz – stwierdził, spoglądając na ten niecny uśmieszek, który widniał na jego twarzy. Pewny swego jak zawsze. Zapewne spodziewał się tej wizyty.
- Chcę dokonać przeszczepu – dodał, widząc jak uśmiech starszego poszerza się. Zdecydowanie nie miał już złudzeń, że ten na to nie czekał. W zasadzie nawet niespecjalnie ukrywał swój zachwyt i zadowolenie podjętą przez niego decyzją. Czuł się, niczym jakaś bliżej nieokreślona figura na szachownicy, gdy ten wstał wciąż ucieszony.
- Świetnie, chodź ze mną – oznajmił i ruszył w pogrążoną dotychczas w całkowitej ciemności część jaskini. Itachi poszedł za nim posłusznie, a w chwili jak ten za pomocą techniki ognia podpalił zawieszoną na ścianie pochodnie, którą zdjął i ruszył w odnogę, jaka wcześniej była osłonięta przez ciemność. Było dość wąsko na tyle, aby momentami ocierał się o chłodne niesymetryczne wyżłobienia skalne. Pod koniec drogi zwężało się mocniej, że trzeba było się przecisnąć bokiem. Na miejscu pierwsze co od razu rzuciło mu się w oczy – była ściana wypełniona sharinganami odpowiednio zakonserwowanymi. Na sam widok w pierwszej chwili miał nieodparte wrażenie, że nogi odmówią mu posłuszeństwa i padnie na kolana, spoglądając na tą ścianę bezeceństwa, do której niestety powstania się przyczynił, korzystając z pomocy tej organizacji podczas rzezi. To był jeden z warunków pomocy. Dał na to przyzwolenie, nie spodziewając się wtenczas, aby musiał korzystać z tego rodzaju usługi. Był przekonany, iż nigdy tego miejsca nie zobaczy. Teraz uderzyło go to, jakby co najmniej kilka lat rozkradał groby, ale wtedy nie był na tyle poczytalny, żeby zrozumieć okropieństwo swoich czynów. Chociaż on z bezczeszczeniem zwłok swoich pobratymców z klanu nie miał nic bezpośrednio wspólnego. To jednak nie dodawało mu ulgi, lecz czasu nie cofnie. Spojrzał gdzieś w bok, nie chcąc spoglądać w te martwe ślepia, mając wrażenie bycia przez nie osądzonym. Madara nie zwrócił szczególnej uwagi na tą jego emocjonalną reakcję, bo niewątpliwie pierwszy szok musiał być silnie odmalowany na jego twarzy. On był zajęty znalezieniem odpowiedników, jakich potrzebował. Zdołał je znaleźć i stanąć przy stole, który znajdował się przed ścianą z kolekcją szkarłatnych ślepi. Popatrzył na Itachiego dopiero w chwili, gdy kręcąc się dłuższy moment po pomieszczeniu zakończył przegotowania, a ten dalej trwał w swoistym letargu. Obserwował go, gdy ten stał z odwróconą głowę w bok, niczym skazaniec, co okazuje skruchę za popełnione grzechy. Domyślał się, iż to skojarzenie mogło mieć więcej wspólnego z prawdą niż wydawać się mogło na pierwszy rzut oka.
- Przygotowałem wszystko – oznajmił obojętnie, zwracając na siebie uwagę. Młodszy poderwał głowę i w pierwszej chwili przypatrywał mu niezrozumiale. Wskazał mu gestem na stół, do którego podszedł, lecz jakby z wahaniem. Nie podobała mu się ta niepewność.
- Połóż się – nakazał, mając zamiar jak najszybciej zabrać się do pracy. Podwyższenie jego umiejętności było dość opłacalnym ruchem, więc nie zamierzał tracić okazji. Był ważnym członkiem organizacji, mógłby nawet bez wahania uznać, że tym istotniejszym. Wszyscy byli ważni, lecz niektóre jednostki lepiej było trzymać najdłużej jak się dało.
Itachi podszedł i położył się, zerkając nieco nieufne na skórzane pasy, które były do tego stołu przymocowane. Chwilę później zostały one zapięte na jego nadgarstkach i nogach.
- Nie za mocno? - usłyszał to pytanie i prawie parsknął z rozbawieniem. To chyba była najwyższa forma troski, jaką kiedykolwiek usłyszał w wykonaniu legendarnego Uchihy.
- Jest idealnie – stwierdził, spoglądając na niego, gdy ten w odpowiedzi kiwnął głową.
- No to zaczynamy. Ostrzegam, wątpię, aby nie bolało – odparł, szykując strzykawkę z jakąś substancją, która chwilę później już została mu wdrożona do jego krwiobiegu. Został znieczulony, lecz to nie było w stanie w żadnym stopniu całkowicie zniwelować czucia. Wkrótce echo, wręcz nieludzko brzmiących wrzasków niosło się po ścianach jaskini i odbijało w niej złowieszczym, kpiącym echem losu. Cena za potęgę nie była w żadnym wypadku niska. Madara nie raz musiał zmuszać go, aby się nie rzucał, czasem starając nawet wyrwać z krępujących go więzów. Słuchał wyzwisk do osób, których nawet nie było w pobliżu. Wędrować wśród mrocznych tajemnic i wspomnień, jakich nigdy nie powinien widzieć. Musiał przedrzeć się przez ciemność oczu, aby być zaakceptowany lub pożartym.
   Najstarszy Uchiha skrupulatnie pilnował, aby nie zrobił sobie krzywdy, gdy szarpał się w więzach. Obserwując go tak, zastanawiał się czy to wszystko przetrzyma. Pamiętał doskonale, jak bardzo bolesne dla niego było przeszczepienie sobie oczu młodszego brata. Całe jego życie, przez które spoglądał tymi przeklętymi oczami stało się z nim jednością. Jedyną trwałą pozostałością, jaką po nim miał. Bez niego został na tym świecie sam, więc przeszczep oczu ojca, który siłą rzeczy nie wydawał się mieć z leżącym i mamroczącym coś na stole niezrozumiałego zbyt bliskich relacji. W zasadzie sam skazał na tą decyzję własne dziecko, więc obstawiał, że niedługo to wszystko się zakończy. Miał nadzieję, aby był to skutek pozytywny dla niego. W końcu będzie można go będzie do czegoś bardziej wykorzystywać. Wcześniej musiał się bardziej oszczędzać. Teraz jak posiądzie wieczny kalejdoskop, nie będzie trzeba martwić się gasnącym światłem. Pozostanie tylko jego choroba, lecz z nią nie wiele mógł zrobić. Nie był Hashiramą, który może by coś poradził, gdyby żył. Choć patrząc na ten medyczny przypadek, to nawet on sam nie mógłby być pewien czy ktokolwiek temu podoła. O Tsunade nawet nie myślał.
Była wnuczką jego dawnego najlepszego przyjaciela, lecz była według niego słaba.
- Madara – usłyszał cichy głos, nieco zachrypnięty.
- Jestem – potwierdził, zwracając uwagę na leżącego na stole. - Przyjęły się?
- Tak sądzę. Czuję ich siłę – potwierdził, nie będąc zaskoczony przejściem od razu do tego tematu. Głównie przez to mu towarzyszył i się nie łudził, jeśli chodziło o intencje. Przynajmniej mógł z powodzeniem uznać, że bądź co bądź był w dobrych rękach, bo on to już przeszedł w przeszłości i coś wiedział. Marne pocieszenie, aczkolwiek prawdziwe.
- Świetnie. Teraz będzie trzeba czekać, aż proces się zakończy i przy okazji się zagoją. Będziesz musiał przez jakiś czas nauczyć się życia w ciemności – przyznał, spoglądając jak ten unosi dłoń i dotyka bandaża, który zasłaniał mu oczy, będąc przesiąknięty drobnymi plamkami krwi. - Wszystko będzie dobrze, skoro przetrwałeś najgorszy moment – dodał, jakby to miało go zapewnić, że już najgorsze minęło. W pewnym sensie tak było. Będzie co jakiś czas na pewno musiał się borykać z nostalgią i wspomnieniami, które zazwyczaj pojawiały w najmniej odpowiednich momentach. Pokazywały to co najbardziej uderzało, sprawdzając siłę psychiki przyszłego użytkownika. Słabi nie byli godni.
- Cieszy mnie to - stwierdził, podpierając się ostrożnie na jednej ręce, aby zaraz podnieść się do siadu. Nawet tak prozaiczna czynność bez zmysłu wzroku wydawała mu się niewyobrażalnie ciężka do wykonania. Do tego po utracie możliwości widzenia jego słuch wyostrzył się na tyle, że miał wrażenie, jakby słyszał każdy najmniejszy dźwięk. Naprawdę wiele go kosztowało, aby nie drgnąć na każdy najmniejszy szmer, który słyszał. Był całkowicie pewien niesłyszalności większości tego dla siedzącego przy nim towarzysza. Czuł się, niczym zwierzę wyjątkowo wyczulone na wszelkie dźwięki wydawane przez otoczenie. Miał nawet wrażenie, jakby słyszał szum własnej krwi w swoim organizmie.
- Chciałbym o czymś z tobą pomówić – postanowił przerwać ciszę, zwracając głowę w kierunku skąd wcześniej niechybnie dochodził jego głos.
Starszy Uchiha był nieco zaskoczony tymi słowami. Nie spodziewał się, aby ten miał mieć do niego jakąś sprawę. Raczej był typem, jaki unikałby tego typu rozwiązań. W końcu miał okazję go trochę poznać ze względu na to, że Madara nie mógł się powstrzymać, by zmarnować jego potencjał. Chciał nieco pomóc mu rozwinąć skrzydła, rannemu niczym sokołowi po długiej rehabilitacji. Jedynie pragnął, aby go nie zawiódł i do tej pory mu się to udawało.
- Chciałbym móc zająć się sprawą Sasuke – oznajmił, wręcz w duchu jak mantrę powtarzając sobie, aby nie palnąć niczego podejrzanego. Fakt był naprawdę świetnym kłamcą, lecz nie miał przed sobą byle kogo. On był bardzo czujny i miał okazję już nie raz się przekonać. Wietrzył podstęp przy najmniejszych potknięciach, aby odpowiednio szybko zareagował i wyzbyć się problemu, zanim pojmie swoją nieciekawą pozycję.
- W jakim sensie? Nie wydaje się nam zagrażać – stwierdził, choć doskonale znał sytuacje jakie zdarzyły się na ostatniej misji i było to zwyczajne kłamstwo. Bagatelizował go.
 - Nie, nie sądzę by miał zagrażać organizacji – przyznał mu rację, kiwając nieznacznie głową. - Niemniej jednak wysłanie mnie do Konohy, abym mógł załatwić jego sprawę to całkiem opłacalny pomysł – zapewnił, doskonale wiedząc jakie zaraz padną słowa.
- Do Konohy? Uważasz, że przyjmą cię z otwartymi ramionami, gdy masz łatkę zbiega? Nie bądź śmieszny – stwierdził, marszcząc brwi. Nie wiedział, do czego to wszystko zmierza i niezbyt mu się to podobało. Takie irracjonalne pomysły nie pasowały do Itachiego. Ten fakt tym bardziej zbijał go z tropu, co niespecjalnie mu się podobało.
- Oczywiście, że nie mam takich oczekiwań. To by było absurdalne – przyznał mu rację. - Tutaj przydaje się upartość mego brata. Musieli doskonale wiedzieć w jakim celu tak za mną podąża. Chciał bawić się w nawrócenie mnie. Odzyskać. To idealna okazja, aby to wykorzystać i dać organizacji praktycznie legalne posiadanie Naruto w zasięgu. - oznajmił, celowo nadmieniając o posiadaczu bestii, aby ta oferta wyglądała kusząco i stępiła podejrzenia. Tyle lat w organizacji mogło sprawić, żeby chciał jej dobra. Nawet jak wydawał się dość obojętny wobec wszystkiego, to wykonywał powierzone mu zadania bez krzty sprzeciwu lub też jakiegokolwiek zarzutu. W końcu wymordował rodzinę i opuścił wioskę. Nawet jeżeli tak naprawdę nie było to z powodu zdobycia potęgi Mangekyou jak myślał Madara. Odsunął od siebie dawno wszelkie spekulacje, aby mógł być psem Liścia.
Nie spodziewał się takiego wyjaśnienia, co zabawne brzmiało ono sensownie. Nie był pewny czy powinien być pod wrażeniem jego pomysłowości lub martwić pochopnością. Dopóki nie zasłyszał wątku o jinchuurikim. Ten pomysł wtedy zaczął mu się podobać. Miałby nadzór i możliwości wygodnego pochwycenia w odpowiednim czasie. Uśmiechnął się pod nosem, udobruchany dość tą wizją. Koszt rozmówienia się z Sasuke był niską ceną. Nie miał jednak zamiaru mu dać możliwości na naprawdę dużą samowolkę.
- Dobrze. Pozwolę ci działać, gdy będziesz w pełni sił – skwitował, lecz zaraz kontynuował. - Będzie jednak warunek. Nałożę na ciebie pieczęć, więc jeśli będziesz coś kombinował pozbawię cię życia – zastrzegł, nie mając zamiaru zdradzać mu czegokolwiek więcej.
- W porządku. Rozumiem ten środek bezpieczeństwa – zgodził się gładko, bo spodziewał się nadzoru, lecz nie wiedział do tej pory w jakiej formie. Wyglądało na to, że będzie musiał zachowywać niesamowitą ostrożność i pozory bycia zainteresowanym Uzumakim.
- Odprowadzisz mnie do pokoju? - rzucił po dłuższej chwili ciszy, która zaczynała być niezręczna. Zwłaszcza jak sobie uświadomił jak obcy wydawał mu się zewnętrzny świat, gdy został pogrążony w bezkresnej czerni i pozbawiony odczuwania poprawnego przestrzeni, jaka go otaczała. Obecnie trwał zagubiony w jednej wielkiej próżni.
- Jasne – zgodził się i pomógł mu zejść ze stołu bezpiecznie, a potem wciąż trzymając za rękę wyprowadził ze swojej części jaskini złączonej z bazą. Starał się też przy tym pamiętać, aby uprzedzać go o wszelkich przeszkodach, gdy ten prawie się potknął o kamień i wywrócił. Zdecydowanie nie był zbyt dobry w byciu przewodnikiem. Musiał sobie poradzić, bo Obito grał idiotę i nie mógłby się nim zaopiekować. Westchnął ciężko.
Itachi czuł się dziwnie, gdy był prowadzony. Uczucie stąpania po nicości było nazbyt wręcz realne, gdy nie mógł zobaczyć i w żaden inny sposób odczuć otaczającego go świata. To było naprawdę okropne uczucie, a myśl by mogłoby tak zostać budziła w nim wręcz pierwotny strach. Zabawne jak mocno się coś docenia, gdy nie jest się w stanie tego użyć.
Z trudem powstrzymał lekkie drżenie ciała jak dość nagle się zatrzymali. Nie podobał mu się ten stan ani trochę. Czuł się słaby i bezbronny jak nigdy wcześniej w swoim życiu.
- Jesteśmy – usłyszał wraz z cichym skrzypnięciem drzwi i wciągnięciem go do środka.
- Chciałbym – zaczął, czując jak duma wypala mu gardło, przez które nie chciały przejść słowa, jakie chodziły mu po głowie. - Abyś pomógł mi przygotować się do snu – dodał z goryczą. Czuł się pokonany przez własne oczy, które kiedyś były mu siłą. Nie usłyszał żadnej słownej odpowiedzi – Madara chyba rozumiał go na tym polu na tyle, aby zwyczajnie wykonać to co trzeba i nie pogrążać go już bardziej. Czuł się wystarczająco zażenowany. Gdy leżał w łóżku i starszy Uchiha już wychodził rzucił mu na pożegnanie:
- Madara. Musisz nauczyć mnie odnaleźć się w tym gęstym mroku - oznajmił, będąc pewnym, że w tej chwili długowłosy właśnie się uśmiechał, gdy usłyszał cichy trzask zamykanych drzwi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz