piątek, 21 czerwca 2013

R8

    Rano obudziło bruneta uderzenie w głowę. Otworzył leniwie oczy i spojrzał na niezadowoloną minę swojej sekretarki.
- Nie przypominam sobie, żebyś miała zezwolenie na bicie pracodawcy papierami po głowie.- powiedział, mając na ustach wredny uśmieszek.
- A ja nie przypominam sobie, żeby pracodawca spał w pracy, a jak ja bym to zrobiła, to pewnie byś mnie wylał z pracy czy coś. Jaki ty przykład pracownikom dajesz? - powiedziała, patrząc na niego z wyższością.
- Pracujesz mniej ode mnie i ja tu rządzę, więc nie zapominasz się czasem? - odparł, mrużąc oczy. Nienawidził, gdy patrzono na niego w sposób, w jaki ona to robiła. To on jest Bogiem, który ustala tu zasady. On decyduje, czy pozwoli wieść tym ludziom spokojne, beztroskie życie.
- Możliwe, ale nie zmienia to faktu, że dajesz zły przykład. - odpowiedziała spokojnie.
- Nie twoja sprawa co robię. - uciął krótko, patrząc na nią chłodno.
  Namie nic już nie powiedziała, odłożyła papiery na biurko i wyszła. Wolała bardziej nie narażać się mu, bo tak czy siak znała granice. A zniszczonego życia mieć nie chciała. Zbyt dużo on o niej wiedział. Informator podniósł głowę i się wyprostował. Obrócił się na krześle, w stronę swego okna, które było dużą szklaną szybą z widokiem na całe miasto. Uśmiechnął się pod nosem, po czym zwrócił się w stronę komputera. Wziął do ręki długopis z niechęcią patrząc na plik papierów, które przyniosła mu sekretarka. Po chwili jednak pocieszył się myślą, że jak szybko skończy, to będzie mógł znów zając się informacjami o interesującej go osobie. Na samą myśl uśmiechnął się do siebie i zabrał za żmudną pracę.
    Shizuma siedziała w salonie z łyżeczką i jogurtem w ręku. Patrzyła przed siebie, w ekran wyłączonego telewizora, zamyślona. Po chwili dokończyła jedzenie i wstała. Opuściła pomieszczenie i wyrzuciła opakowanie do kosza, który znajdował się w kuchni. Wróciła do salonu na wcześniej zajmowane miejsce. Przypomniała sobie pytanie, które miała zadać swemu demonowi. Miała przeczucie, że on znów śpi.
~ Katsu, leniu obudź się. ~ pomyślała, o dziwo odpowiedź dostała za pierwszym razem.
~ Nie jestem leniem, bardziej to określenie pasuje do ciebie ~ odgryzł się jej.
~ Niby dlaczego? Mi się wydaje, że to ty jesteś leniem, bo wiecznie śpisz. ~
~ Ty jesteś, bo zamiast zająć się następnymi zleceniami, to udajesz, że nie wykonałaś jeszcze zadania i boisz się zadzwonić, bo nie wiesz, czy twoje kłamstwa się nie wydały. ~ podsumował spokojnie.
   Dziewczyna poczuła złość, bo z jego wypowiedzi jasno wynikało, że demon nie dość, że się z niej naśmiewa, to jeszcze uważa ją za kompletnego tchórza.
~ Nie jestem leniem. I nie boję się zadzwonić. Udaję dla twojej wiadomości, że wciąż jestem w trakcie misji, bo podoba mi się w tym mieście. Jest w nim coś interesującego. Przykładem może być Shizuo i ten koleś, który jest jego wrogiem.  ~ odpowiedziała, ale można było wyczuć jej irytację, przez wcześniejsze słowa Katsuyoshi'ego.
~ Dobra, dobra, bo żyłka ci pęknie ~ mruknął znudzony.
   Brunetka zmrużyła oczy. Definitywnie dziś ją bardzo denerwował i widocznie mu się to podobało.
~ A tobie gumka. ~ palnęła pierwszą lepszą rzecz, która przyszła jej do głowy. Wprawdzie nie zbyt inteligentną, ale nic już nie mogła na to poradzić. Po tych słowach, przez dłuższą chwilę panowała zupełna cisza. Jednak zaraz to się zmieniło, bo demon nagle ryknął śmiechem, który wcześniej powstrzymywał.
   Kusakabe nieświadomie zacisnęła rękę w pięść. Teraz to całkowicie zrobiła z siebie idiotkę. Jego śmiech, rozbrzmiewający w jej głowie wcale nie pomagał utrzymywać nerwów na wodzy. Odetchnęła głębiej i przymknęła oczy. Starała się uspokoić.
On wciąż się śmiał.
Śmiał się z niej.
Jakby tylko mogła cokolwiek zrobić. 
Tak bardzo chce własnymi rękoma sprawić, żeby przestał. By nie nabijał się i nie uważał za tchórza. 
  Po tych myślach, śmiech przestał rozbrzmiewać w jej głowie, bardziej brzmiał, jakby demon stał na przeciw niej. Ale to nie możliwe. Otworzyła oczy, a to co zobaczyła, sprawiło, że rozchyliła usta ze zdziwienia, jednak po chwili je zamknęła. ( Takiego karpia zrobiła. XDD )
______________________________________________________________________
   Nie sądziłam, że napisze w ostatnim czasie kolejny rozdział tego opowiadania. Zaczęłam nawet cz9. ^^            

  

środa, 19 czerwca 2013

Odrodzenie nadziei.

    Siedzę sam w pokoju. W ręce trzymam dłuto, patrząc na pokój, który  przepełniony był moimi dziełami.
Na końcu pokoju, w najciemniejszej jego części są one. Marionetki, które przedstawiają moich rodziców. Nie wiele o nich wiem, jedynie z opowieści mojej babci. Teraz zostałem całkiem sam. Moja babcia została zamordowana. Od tamtego czasu prawie nie wychodzę z domu. Nie chcę patrzeć na szczęście ludzi w wiosce. Na ich rozpromienione uśmiechem twarze, gdy ja cierpię. Mawiają, że Bóg jest sprawiedliwy. To bzdura. Skoro jest sprawiedliwy, to czemu jednym zabiera wszystko, a drugim pozwala w szczęściu się pławić. Wniosek jest taki, że na świecie nie ma sprawiedliwości. Nigdy jej nie było i nie będzie. Tylko ludzie łudzą się, że ona istnieje. Co jest całkowitym absurdem. Za co muszę tak cierpieć? Najdroższe mi osoby odeszły, a wraz z nimi wiara w ludzkość. Stałem się w tak krótkim czasie - jakim jest miesiąc, pusty. Jak te marionetki, które mnie otaczają z każdej strony. Patrzą na mnie, pozbawionymi życia oczami, chociaż one wciąż są piękne i wieczne. To jak mój ból, który zagnieździł się w mojej duszy - będzie wieczny. Nawet po śmierci mnie nie opuści. Jedyna rzecz, która przez chwilę potrafi oderwać moje myśli od niego jest tak blisko mnie. Uśmiechnąłem się do siebie, a raczej spróbowałem z imitować coś w rodzaju uśmiechu.
Tik.
Tak.
Tik. 
Kolejne minuty, sekundy, godziny mijały, a ja wciąż pracowałem nad nową marionetką. Starając się pozbyć niechcianych myśli.  Czas płynie nie ubłaganie, więc może w końcu mnie zabierze śmierć? W końcu moje istnienie jest zbędne. Nie ma żadnego celu. To może jej pomogę. Te myśli, są chore, ale może to dobre rozwiązanie mojego problemu. - po tych myślach spojrzałem na dłuto w mej dłoni. Może się nadać. 
Po czym obróciłem lewą rękę, patrząc na tętnice, które są na nadgarstkach. Chciałem przymierzyć się do rozcięcia ich, ale nagły huk sprawił, że spojrzałem w stronę drzwi od mojego pokoju, które po krótkiej chwili się otworzyły. Stał w nich blondyn, który oddychał szybko, jak po długim maratońskim biegu.
- Sasori, un! - powiedział i spojrzał na mnie karcąco, widząc do jakiego czynu się przymierzałem. Nie musiał mówić nic więcej, wiedziałem o co mu chodziło. W odpowiedzi zwiesiłem jedynie głowę w dół, patrząc na podłogę. Chłopak podszedł do mnie i kucnął przy mnie. Nie spojrzałem na niego, wciąż siedziałem tak samo, jak dziecko, które zostało przyłapane na złym uczynku. Po chwili przytulił  mnie do siebie. Z wrażenia upuściłem narzędzie, które miało ponaglić śmierć, ale nie przyczyniło się jednak do niczego.
- Sasori, już wszystko będzie dobrze, bo ja tu jestem, un. Przepraszam, że wcześniej nie udało mi się przybyć. - jego szept, rozległ się echem w mojej głowie. Wtuliłem się w niego. Jak ja dawno nie czułem ciepła ciała drugiej osoby.
- Przepraszam, Deidara. - wyszeptałem po dłuższym czasie i zerknąłem na niego. On delikatnie się uśmiechnął, ale ten uśmiech był dla mnie cudowny. To wystarczyło, żebym ponownie miał wiarę w ludzi, nadzieję na to, że będę szczęśliwy.


 

czwartek, 13 czerwca 2013

Za pozno poznane uczucie.

 Wiem, że tego nie ma w zapowiedziach. Jednak zapowiedzi zrealizuję, gdy moje sprawy się wszystkie uregulują. Czyli niedługo. Teraz wstawię wam shota, który wyszedł pod jakimś nagłym impulsem.
____________________________________________________________
   Stałem na dachu szkoły. Jedynego miejsca, które niegdyś uważali ludzie, że kochałem, bo chroniłem tej szkoły jak największego skarbu. Tak niegdyś było. Moja szkoła i miasto było całym moim światem. Jednak w pewnym momencie pojawiłeś się Ty. Z charakteru byliśmy trochę podobni, jednak ja miałem gorszy.    
Jednak nigdy nie sądziłem, że polubię spędzać z tobą swój czas. Jednak ty zawsze traktowałeś mnie jak dziecko. Byłem dla ciebie tylko rozrywką, gdy się nudziłeś. Teraz to zrozumiałem. Szkoda, że za późno. Nie sądziłem, że kiedykolwiek moje serce, które było skute barierą z lodu zostanie ożywione. W sposób, którego się obawiałem. Nie chciałem, by to uczucie się we mnie obudziło. Niestety los nie był mi przychylny,  więc je obudził. A może to nie los, a ty je obudziłeś, będąc tego całkowicie nieświadomy. Jednak teraz to nie miało znaczenia. Siedziałem na ławce w parku. Czekałem na ciebie. Noc spowiła już miasto, a światłem, które ją rozdzierało były uliczne latarnie. Dziś był ten sądny dzień, w którym dowiesz się prawdy, której przez dłuższy czas nie chciałem przyjąć do wiadomości. Koniec tej gry. Jak to się wszystko skończy będę wolny od tych uczuć, które są dla mnie jak przekleństwo, czy znamię wyryte na sercu.
   Przed sobą ujrzałem na początku fioletowy płomień, a potem twoją osobę. Nie zwróciłem uwagi, gdy mój pierścień przed twoim pojawieniem się zaświecił, bo byłem zbyt zajęty tym co zaraz miało się zdarzyć. Bałem się, co będzie, gdy się dowiesz. Nie tylko z tobą, ale i co stanie się ze mną. Jak zareaguje, nie byłem w stanie sobie tego wyobrazić. Przeszył mnie chłodny, aczkolwiek przyjemny dreszcz po plecach, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Jednak nałożyłem swoją maskę, którą nie byłeś w stanie rozgryźć. Tyle mi wystarczyło.
- Więc, czemu o tej porze mnie wzywasz? Co takiego ważnego masz mi do powiedzenia? - twoje słowa wyrwały mnie z mojego zamysłu.
  Przez dłuższą chwilę myślałem jak mam ci to powiedzieć. Obawiałem się, jednak znałeś mnie na tyle, że jak nagle bym powiedział, że zapomniałem lub coś do tego podobnego od razu wyczułbyś moje kłamstwo. Wiedziałem, że nie mogę się wycofać. Powinieneś wiedzieć. Nie ważne co będzie potem. Wciągnąłem głośno powietrze do płuc. Zmrużyłem oczy, jednak nie ponaglałeś mnie, za co dziękowałem w duchu.
- Widzisz... ja od jakiegoś czasu - zacząłem niepewnie, przerywając nasz kontakt wzrokowy, jakby nagle brudny chodnik stał się bardzo ciekawym obiektem.
- Hm? - mruknąłeś jedynie, czekając aż dokończę. Wiedziałem, że nie spodobało ci się, że mówiąc do ciebie, nie patrze chociażby w miejsce, w którym stoisz.
Jednak zaraz się przekonasz dlaczego tak jest. Nastała między nami cisza. Nie była przyjemna, była napięta. Słyszałem swój własny oddech, który wydawał się być ciężki, jakby ktoś mi położył na klatce piersiowej odważnik z mosiądzu. W uszach bębnił także dźwięk bicia mojego serca. W życiu nie czułem takiego stresu. Nawet na sprawdzianach. Czułem się jak jakaś nastolatka, która chcę wyznać szkolnemu play boy'owi miłość. Nie było ono wcale fajne.
- Że ja od jakiegoś czasu cię kocham. - ostatnie dwa słowa z trudem przeszły mi przez usta, prawie nie dosłyszalne. Poczułem jak serce uderza szybko, a odgłos jego bicia, bębniący w uszach się wzmógł. Z trudem przełknąłem głośno ślinę. Powoli podniosłem głowę, by móc na ciebie spojrzeć. Wydawała mi się dziś naprawdę ciężka. Obraz twojej obojętnej miny i chłodnego wzroku bardzo mnie zabolał. Już wtedy wiedziałem, że poniosłem druzgocącą klęskę. I wtedy odpowiedziałeś mi jak ostatni drań.
- Aha. Ja cię nie kocham. - ton nie wyrażał emocji, ale miałem wrażenie, że twoje oczy przez chwilę patrzyły na mnie kpiąco. Nie wytrzymałem i wstałem gwałtownie. Odsunąłeś się nieco, wiedziałem, że odruch ten był niekontrolowany. Bez zbędnych słów szybko się zacząłem od miejsca naszego spotkania oddalać. Czułem twój wzrok na sobie, dopóki nie zniknąłem z twojego widoku. Mimo woli przeszły mnie wtedy dreszcze, które przeklinałem siarczyście w myślach. Moje kroki skierowały się do mego mieszkania. Nie minęło dużo czasu, a stanąłem w swoim pokoju przy szufladzie. Otworzyłem ją i wyjąłem srebrny pistolet. Naładowałem broń i schowałem. Po czym opuściłem dom. Nie myślałem racjonalnie, o ile w ogóle myślałem nad czynem, który chciałem popełnić. Niedługo potem stałem na dachu mojej szkoły. Przeszedłem przez siatkę i stałem na skraju dachu. Spojrzałem w dół i uśmiechnąłem do siebie. Wyjąłem zza płaszcza pistolet, przystawiając do skroni. W moich myślach rozbrzmiały słowa:
Przepraszam, za moją głupotę.
Jednak skoro nie mogę cię mieć nie będę w stanie być sobą.
Nawet jeżeli teraz bym tego nie zrobił i tak moje złamane i rozszarpane serce, które chroniłem niegdyś by tego nie zniosło.
Chcę podziękować ci za wszystko, mimo że tak mnie zraniłeś.
Kocham cię Alaude.
Z tymi myślami pociągnąłem za spust. W jednej chwili wszystko zalało się czernią, ale wciąż na mych ustach widniał uśmiech, który tym razem był szczery. Zawsze chciałem umrzeć z uśmiechem na ustach, jednak nie sądziłem, że tak stanie się naprawdę kiedykolwiek. Moje bezwładne ciało spadło z dachu, jednak przed roztrzaskaniem się zostało uchronione. Przez osobę, która do tego doprowadziła.
   Alaude spojrzał na ciało chłopaka. I po raz pierwszy poczuł jakby coś rozrywało go od środka. Od tylu lat poczuł coś czego nigdy nie doświadczył. Przytulił martwe ciało do swojej piersi.
- Przepraszam. Nie zdążyłem cię od tego uchronić. - wyszeptał. Jego głos drżał. Do oczu z niewiadomych mu przyczyn napłynęły łzy, które zaczęły skapywać na bladą twarz osoby, którą tak zranił. Dopiero, gdy stracił go na zawsze, dowiedział się, że najważniejszą dla niego osobą na świecie był on -
Hibari Kyoya. 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Dopiero teraz zrozumiałem, co straciłem.

Szaleje. Wczoraj mnie wena na to coś poniżej naszła i udało jej się w może nieco więcej niż półgodziny.
__________________________________________________________________-

 Staliśmy na jakiejś polanie od jakiś 15 minut. Spojrzałem w niebo. Chmury, które jakiś czas temu były jasne, teraz stały się burzowe. Pięknie, pewnie zmoknę w drodze powrotnej - pomyślał Strażnik Mgły dziesiątego szefa rodziny Vongola. Spojrzał na dzieciaka, którego ze sobą zabrał, a raczej jego ucznia, który już nie jest owym dzieciakiem, jednak dla Rokudo wciąż nim był. Widział, że chłopak jest znudzony najwyraźniej już czekaniem, jednak nie tylko on. Jego samego też zaczynało drażnić to, że muszą czekać. Zaczynał nawet myśleć, że sobie z nich zakpili i nie zjawią się, ale jeszcze chwilę zaczeka.
- Mistrzu długo jeszcze, będziemy tu sterczeć? - odezwał się zielonowłosy chłopak monotonnym głosem, stojący obok strażnika Vongoli.
- Jeszcze chwilę, jak się nie pojawią idziemy. - odpowiedział mu.
Fran jedynie skinął głową, nie mając zamiaru już najwyraźniej narzekać swojemu nauczycielowi. Mukuro spojrzał na niego. Poczuł dziwne uczucie, gdy patrzył na jego spokojna nie wyrażająca zbędnych emocji twarz. W jednej chwili pomyślał, że jednak nie chce go oddawać, ale po chwili się za to zganił. W końcu to umowa. Obydwoje będą mieli z tego korzyści. Teraz niech oni się z nim męczą, więc czemu nagle zaczął mieć wątpliwości co do swojej decyzji? W końcu ten chłopak nie był dla niego w żaden sposób ważny, a oni będą mogli sprawić, że będzie jeszcze silniejszy niż jest teraz. Jego rozmyślenia przerwały krople deszczu, które zaczęły padać mu na twarz. Jego uczeń, który czuł, że jego nauczyciel mu się przygląda od dłuższej chwili intensywnie spojrzał na niego.
- Mistrzu, wszystko w porządku? - spytał. Rokudo spojrzał na niego, całkiem wyrwany z rozmyśleń, dopiero po chwili zrozumiał, że uwiesił na trochę długą chwile na chłopaku swój wzrok.
- Tak w najlepszym. - odpowiedział automatycznie, gdy on skinął głową spojrzał w ciemne niebo, a krople deszczu spływały mu po twarzy. Przez chwile między nimi panowała cisza, która jednak została boleśnie dla ich uszu przerwana głośnym i donośnym '' Vooooooi śmiecie '' . Przed nimi stanęły w tym momencie dwie postacie. Mężczyzna o długich białych włosach oraz blondyn, któremu grzywka zasłaniała oczy z tiarą na głowie.
- Dłużej się nie dało? - rzucił iluzjonista Vongoli.
- Przepraszamy, mieliśmy małe problemy - powiedział Squalo.
- Jakie? Korki na drogach? - zakpił Fran.
- Shishishi ktoś tego dzieciaka tu pokory nie nauczył, Rokudo - powiedział blondyn z tiarą na głowie.
- Nie myślałem, że muszę. W końcu skład zabójców Varii nie powinien mieć z tym najmniejszych problemów. - odpowiedział.
- Dobra nie przyszliśmy tu ucinać sobie pogawędek. - powiedział długowłosy, przerywając im wymianę zdań.
- Ależ oczywiście. Macie tu swoją zapłatę - mruknął Rokudo.
- Idziesz z nami dzieciaku - oznajmił Squalo i zaczął iść wraz z Belphegorem. Fran nim ruszył za nimi spojrzał na swojego nauczyciela.
- Do zobaczenia mistrzu - rzucił i udał się za tamtą dwójką.
- Taa. Do zobaczenia. - powiedział, ale chłopak chyba tego już nie usłyszał.
   Patrząc jak odchodzi poczuł niemiłe ukłucie w sercu. Właśnie do niego dotarło, że stracił go. Tak jak poczuł, że go pokochał. Kochał te dni, w których miał go na codzień, aż w końcu pokochał jego samego, ale nie dopuszczał tego do siebie przez długi czas. A teraz nie wiadomo kiedy znów się spotkają. Będzie mu go brakowało. Jego kłótni z Ken'em i dogryzania mu. Jego wrednych uwag i czepiania się wszystkiego. Prawdopodobnie już potem nie będzie tak jak dawniej, gdy znów się spotkamy Fran - pomyślał i odszedł.

sobota, 1 czerwca 2013

R7

   Słońce wyłoniło się znad horyzontu, a jego jasne promienie zaczęły się przebijać do mieszkań przez okna domów mieszkańców Ikebukuro. Niektórych wtedy akurat zaczął budzić drażniący i nie lubiany dzwonek przez wielu ludzi, a mianowicie dźwięk budzika.
    Jeszcze zaspany blondyn ręką po omacku zaczął szukać swego budzika, obsypując szatańskie urządzenie różnymi określeniami. Po chwili po chwili jego ręka natrafiła na niego i zacisnęła. ( mam skojarzenia.. O.O Uspokój się zboczeńcu.. XDD ) Uniósł rękę i cisnął budzikiem o ziemię, stwierdzając, że nie chce mu się iść do pracy, więc postanowił sobie ją odpuścić. Przewrócił się na drugi bok i wrócił do krainy snów.
    Shizuma w tym czasie już nie spała, tylko siedziała na dachu jakiegoś budynku, usilnie próbując obudzić Katsuyoshi'ego, który miał jej opowiedzieć coś więcej o jej rodzinie i tym samym o niej, ale on jakby na złość wszystkiemu się nie budził, więc postanowiła poczekać.Patrzyła w dół na ludzi, którzy z góry byli teraz tylko małymi, czarnymi kropkami. Ich wygląd z dachu kojarzył się jej z życiem ludzkim, bo jest małe kruche i łatwo je odebrać. Wstała i naciągając na głowę czarny kaptur tak, żeby zasłonił jej co najmniej pół twarzy. Poszła w stronę wyjścia z dachu. Po zejściu wolnym krokiem przemierzała ulice miasta, mijając wielu ludzi, którzy się śpieszyli  albo odwrotnie. Zaczęła iść przez park, szukając sobie ławki. Znalazła ją w szybkim tempie i usiadła, a na wprost niej była fontanna. Wpatrywała się w nią, a w pewnym momencie dostała czymś. Tą rzeczą okazała się być zapalniczka. Podniosła ją i spojrzała na chłopaka, który jak przypuszczała po nią przyszedł. Spojrzała mu w oczy, które kryły głęboko w sobie strach i przerażenie, przed jej osobą. Przez chwilę zastanowiło ja to, co go w niej przerażało, czego się obawiał? takie rozmyślenia, po chwili porzuciła, bo były bezcelowe. Niedaleko siedziała grupka chłopaków, która pewnie wysłała po zapalniczkę, tego przerażonego kotka. Na jej ustach pojawił się cień tajemniczego uśmiechu, którego prawie nie dało się dostrzec, bo zniknął tak szybko, jak się pojawił.  ( jak ninja. XD )
- Oni cię wysłali? - spytała, wskazując na grupę wcześniej wspomnianych nastolatków, bo na starszych nie wyglądali. Odpowiedział jej skinieniem głowy.
    Wstała z miejsca i wręczyła mu rzecz, po którą przyszedł.
- Który we mnie rzucił? - padło pytanie z jej ust, patrzyła na chłopaka, po którym można było stwierdzić, że waha się nad udzieleniem odpowiedzi. Po chwili namysłu, pokazał jej gestem dłoni jednego z grupki, który miał szarą czapkę z daszkiem. Uśmiechnęła się z pogardą, widząc jaki to chłopaczek był taki strasznie odważny w stosunku do niej. Ruszyła w ich stronę, pewnym krokiem. Jej wzrok stał się chłodny, a zarazem strasznie przenikliwy. Pociągnęła go za kaptur, bo był odwrócony do niej tyłem i miał bluzę na sobie. Nastolatek zareagował słowami:
- Co do cholery?! - warknął młodzieniec, odwracając głowę do tyłu, mierząc brunetkę gniewnym spojrzeniem. Na twarz Shizumy wstąpił demoniczny uśmiech, lecz spojrzenie pozostawało niezmienne.
- Rzuciłeś we mnie zapalniczką, po którą wysłałeś tamtego wystraszonego kotka? - zapytała chłodnym tonem.
- Nie. Nie wiem, o czym ty mówisz, więc puść mnie kobieto! - skłamał, ale kłamanie nie było jego mocną stroną, gdyż było łatwo wyczuć kłamstwo w jego słowach, a jak się spojrzało na jego kumpli to było się tego pewnym, po ich minach. 
- Kłamiesz. - mruknęła zimno. 
- Tylko pogarszasz swoją sytuację. Przyznaj się uczciwie i przeproś ładnie, to przeżyjesz jakoś. Uprzedzam, nie należę do osób cierpliwych. - dodała po chwili, wolną ręką sięgając do kieszeni. Drugą ręką puściła jego kaptur. Odwróciła go do siebie gwałtownie i zaczęła przyduszać go lekko.   
- To jak? - spytała i spojrzała na jego towarzyszy, upajając się widokiem ich przerażonych spojrzeń, które ze sobą wymienili.
- Pieprz się, a nawet gdybym to ja w ciebie rzucił, to co?
- To, że nie lubię tchórzy, którzy naprzód kozaczą, a potem wysługują się kimś innym. Zmieniłam zdanie, nie będę się z tobą cackać. Ciekawe czy przeżyjesz, a teraz miłego lotu życzę. - wymruczała mu do ucha z drwiącym uśmieszkiem, po czym rzuciła nim za siebie, jak jakąś puszką po coca-coli. Widząc przerażenie na twarzach jego kumpli zaśmiała się krótko,  a chłopak wylądował w fontannie z okrzykiem bólu.
 Dziewczyna jakby nigdy nic poszła w swoją stronę. Krążyła po mieście, nie mając większego celu oraz oczekując, aż jej demon z łaski swojej się obudzi. Po godzinie wróciła do mieszkania, które jej wydawało się okropnie duże i puste. Z westchnieniem udała się do swojego pokoju. Ponownie wezwała swojego demona, który ty razem odpowiedział na jej wezwanie.
~ Miałeś mi opowiedzieć o przeszłości, pamiętasz? ~ zapytała go.
~ Pamiętam. Jak sądzę chcesz się teraz czegoś dowiedzieć, prawda? ~
~ W rzeczy samej. Ty mi czytasz w myślach, że to wiedziałeś. ~
~ Nie muszę ci w nich czytać, ja je wszystkie znam, czy chce czy nie chcę. ~
~ Dlatego, że jesteś częścią mnie? ~
~ Tak, coś w tym stylu. ~
~ Ty zawsze ze mną byłeś? ~
~ Od urodzenia. Zostałaś wybrana. ~
~ Wybrana? ~ powtórzyła.
~ Dokładnie. Zapewne zastanawia ciebie, o co w tym wszystkim chodzi. Już ci wyjaśniam. Twojej rodzinie służymy od lat. Odkąd twój prapra... dziadek wraz z waszą rodziną w mieście, które zamieszkiwali zostali zaatakowani. Twój dziadek przeżył, ale widział masowy mord na jego bliskich. Zostaliście wrobieni w to, że byliście rodziną mafijną. Dowiedział się tego, a jego chęć zemsty mnie przebudziła. Zawarliśmy umowę, że pomogę mu dokonać zemsty i że jak będzie w następnych latach jego rodzina w niebezpieczeństwie, to się pojawię i będę na jej usługi. ~ opowiedział jej.
~ Ale dlaczego zostałam wybrana? ~ spytała.
~  Ponieważ wybieram osobę, którą będę zamieszkiwał, gdyż muszę mieć z wami kontakt jakiś. Wybrałem ciebie, bo twoje ciało potrafi wytrzymać moją obecność ~ wyjaśnił jej.
~ Czyli dzięki temu możesz z łatwością przejąć nade mną kontrolę, więc możesz również użyć go do ochrony innego członka mojej rodziny. Takie ciało jest tobie potrzebne? ~
~ W razie takiej potrzeby tak będzie, nie masz chyba nic przeciwko, co? ~
~ Zależy w jakiej będę sytuacji. ~ odparła.
~ Jak będzie ci groziło niebezpieczeństwo, to oczywiste, że naprzód pozbędę się zagrożenia twojego, w końcu robisz za mój pojemnik. ~
~ Jakie to urocze. ~ rzuciła sarkastycznie.
Demon zignorował tą odpowiedź dziewczyny i zapytał:
~ To wszystko, co cię trapi? W związku ze mną, czy twoją przeszłością. ~ zapytał ją.
Dziewczyna chwilę nie odpowiadała, rozważając zdobyte informacje. Po chwili stwierdziła:
~ Jak na razie to wszystko. Jak będę  miała jakieś wątpliwości, to dam ci znać. ~  
~ Dobrze, to ja idę spać. Dobranoc ~ rzucił demon i ucichł.
  Położyła się na łóżku i przymknęła oczy. Zaczęła sobie wyobrażać to, co Katsuyoshi jej opowiedział. Zaczęło ją ciekawić, kto wrobił jej przodków w to, że są rodziną mafijną. Było to trochę zabawne, ale z drugiej strony ta osoba była naprawdę podła, żeby osoby, które były niewinne skazać na coś takiego. Zapewne jej demon wiedział, kim była osoba, która doprowadziła do najazdu i masakry, więc stwierdziła, że później go o to zapyta. Po chwili doszła do wniosku, że nie będzie nad tym tak bardzo rozmyślać i wstała, po czym wyszła z domu. W końcu nie zostało jej dużo czasu, żeby tu przebywać, a jej się w tym miejscu bardzo podoba. Zaczęła chodzić sobie po galeriach, kupując różne rzeczy, a pod wieczór udała się w drogę powrotną do swojego tymczasowego mieszkania. Humor się jej poprawił znacznie. Na miejscu rozpakowała się i zaczęła przyrządzać sobie coś do jedzenia. Po zjedzeniu kolacji, przez jakiś czas oglądała telewizję, aż w końcu położyła się spać do łóżka z lekkim uśmiechem, który widniał na jej ustach.
   Heiwajima spacerował po swojej dzielnicy jak to zwykle miał w zwyczaju po pracy i nie tylko. Izaya był ciekawy jak minie mu dzień, gdy go były barman przez cały dzień nie zobaczy. Blondyn zapalił papierosa i usiadł na ławce i spojrzał na fontannę przed sobą. Był zadowolony, że ten wredny informator mu się nie kręci w pobliżu. Jednak nieobecność pchły przez ten cały czas, wydawała się mu dziwna, ale nie zbyt się tym przejmował, bynajmniej miał taką nadzieję. Westchnął cicho i spojrzał w niebo, zastanawiając się czemu rozwodzi się nad jego nieobecnością, a nie zaliczyć ten dzień do udanych, bo go do tej pory nie widział. ( Dzień bez Izayi - dzień stracony xD ) Za to Orihara go widział, będąc gdzieś w bezpiecznej odległości od niego, by nie został zauważonym. Widząc zamyślenie, na twarzy bestii Ikebukuro, która przyglądała się gwiazdą to miał ochotę dowiedzieć się, o czym on myśli. Uśmiechnął się lekko. Rozgwieżdżone niebo wyglądało niesamowicie, i po raz pierwszy uznał, że w jakimś stopniu, wręcz magicznie. Przyglądał się temu bezkresowi, który nie ważne ile kilometrów dzieli od siebie ludzi to ich łączy w pewnym sensie. Piękne za dnia i nocy. Wieczne jak nie wiele rzeczy w świecie. W końcu przestał na nie patrzeć i wstał. Uśmiech zniknął z jego ust. Zdeptał niedopałek papierosa, którego jakiś czas temu rzucił na ziemię. Ruszył przed siebie, po drodze wyciągając paczkę papierosów z której wyjął jednego i wetknął sobie do ust. Schował opakowanie i wyciągnął zapalniczkę, odpalając szluga. Zaciągnął się cichym zabójcą, by po chwili wypuścić dym z ust. Informator wciąż podążał za nim z ukrycia, przyglądając się swojemu wrogowi, który oddawał swe chwile nałogowi z jakimś zamyśleniem w oczach i relaksem wypisanym na twarzy. Taki obraz wydawał się brunetowi prawie, że niesamowity. Bo wszystko się z tym idealnie komponowało. Po chwili potrząsnął głową, ganiąc się za tak bzdurne myśli. Zauważył, że blondyn wszedł w sferę, w której Izaya nie  byłby w stanie się nigdzie ukryć. Zaklną siarczyście w myślach. On jak zwykle nie robi nic po jego myśli. ~ Czyżby zrobił to instynktownie? A może... ~ pomyślał i przy zaczęciu swojej nie skończonej myśli, spojrzał na osobę, za którą podążał. Po krótkiej obserwacji wyrwało mu się ciche westchnięcie. ~ To niemożliwe ~ stwierdził w myślach, patrząc jak jego cel coraz bardziej się oddala, a on z każdą chwilą zaczyna tracić go coraz bardziej z widoku. Jednak były barman w pewnym momencie się zatrzymał. Blondyn oparł się o barierkę, która oddzielała chodnik od ruchliwej ulicy. Przyglądał się samochodom, które pędziły gdzieś. Wyjął papierosa z ust i pozbył się dymu ze swoich płuc. Upuścił na ziemie peta, a potem go przydeptał butem. Rysy jego twarzy  wykazywały, że nad czymś intensywnie rozmyśla, co osoba, która obserwowała nawet z daleka zauważyła. Orihara po raz kolejny żałował, że nie jest w stanie czytać w ludzkich myślach.
  Heiwajima ruszył w drogę powrotną do swojego mieszkania. Informator wycofał się w kolejne miejsce bezpieczne do obserwacji. Gdy blondyn dotarł do swojego mieszkania, śledzący go natomiast Izaya wszedł na dach jednego z budynków, który umożliwiał mu dalszą obserwację. Usiadł i wyjął zza kurtki lornetkę z szerokim uśmiechem na twarzy. Zaczął ponowną obserwację z pomocą lornetki.
   Shizuo zrobił sobie jedzenie i usiadł na kanapie, ogladając telewizje i jedząc kolacje. Nie robił nic specjalnego. Po zjedzeniu umył naczynia i dalej oglądał jakiś film. W końcu jednak zgasił telewizor i poszedł do łazienki. Wziął prysznic i wszedł do swojego pokoju w samych bokserkach, ziewając. Położył się do łóżka, gasząc światło. Orihara odsunął od twarzy lornetkę i ją schował. Przetarł oczy ręką, podnosząc się. Po raz ostatni spojrzał na budynek, w którym mieszkał blondyn.
- Dobranoc, bestyjko. - powiedział z uśmiechem i udał się do wyjścia z dachu. Po opuszczeniu budynku ruszył do Shinjuku swoim radosnym, skocznym krokiem z firmowym uśmieszkiem na twarzy. Ludzie trzymali się od niego z dala jak od ognia. Informator przywykł do tego. Nie chcieli mieć zniszczonego życia, ale to tylko od niego zależało, czy zainteresuje się akurat tą osobą, czy też nie. Idąc tak zaczął się zastanawiać, co mogło spowodować dzisiejszy zamysł jego wroga. Brunet przywołał obraz jego zamyślonej twarzy. ~ Trochę wyglądało jakby się czymś martwił, ale czym? Lekarz mu powiedział, że ma raka? ~ zakpił w myślach, uśmiechając się przy tym drwiąco. W końcu wszedł do swojego apartamentu. Namie już dawno tu nie było. Wesołym krokiem wkroczył do swojego biura i jak zwykle usiadł przy komputerze. ~ A teraz czas na codzienną dawkę rutyny ~ zaświergotał radośnie w myślach, ciągle mając uśmiech na swoich ustach.
   Wszedł na chat dollarów i zaczął rozmawiać z  tam obecnymi użytkownikami. W pewnym momencie przypomniało mu się o dziewczynie, na którą jakiś czas temu wpadł. Przypomniał sobie także, że i Shizuś ją zna. ~ Może ona jest powodem jego zamysłu? ~ prześlizgnęło mu się przez głowę takie pytanie. Zaciekawiło go to, więc postanowił przypomnieć sobie jej imię i nazwisko, ciągle czatując. Informator mimo usilnych prób nie był w stanie tego zrobić.  Ziewnął, zakrywając usta ręką. Spojrzał na miasto, po czym znów zwrócił się w stronę komputera. Po jakimś czasie zmęczenie wzięło nad nim górę, pomimo wielu wypitych kubków kawy, przysnął z głową na klawiaturze.
________________________________________________
  Prezent na Dzień Dziecka. xD Tak wiele osób może pomyśleć, że porzuciłam to opowiadanie, ale nie po prostu miałam zawias weny w stosunku do niego.