wtorek, 10 września 2013

To była jedna noc.

            Masz wszystko. Dom partnera, wymarzoną pracę, a nawet więcej. Niby niczego ci nie brakuje. Jesteś szczęśliwy. Mimo wszystko ten obraz jest zbyt idealny. Ty to wiesz. Musi być jakaś luka. Bo nie ma rzeczy idealnych. Nie przejmujesz się tym, dopóki to ciebie nie dotyczy. To taki ludzki sposób myślenia, a ty przecież jesteś Bogiem. Czyżby twa boska moc wyparowała? Niby nic się twój styl życia nie zmienił. Wyjątkiem jest to, że masz partnera i poświęcasz mu także swój czas, gdy tylko możesz. Jakby ci rok temu ktoś powiedział, że twoim kochankiem będzie twój największy znienawidzony wróg od czasów liceum - wyśmiałbyś go. Może nawet dla zabawy nasłałbyś na osobnika ludzi z psychiatryka.
           A teraz jesteś z nim. Czujesz się dobrze, jednak z upływem czasu zaczynasz odczuwać tą lukę w sielance swego życia. Niby zwykły dzień jak zwykle żegnasz się z nim i całujesz krótko w usta na pożegnanie. Po czym wychodzisz z mieszkania na spotkanie związane z pracą. Nic nowego - standard. Ten dzień zmienił jednak wszystko. Kilka spotkań i zeszło ci do wieczora. Naszła cię myśl Może bym tak się trochę zabawił. Jak pomyślałeś tak zrobiłeś - wracając ze spotkania zahaczyłeś o jeden z nocnych klubów. Usiadłeś przy barze, zamawiając kilka drinków. Przysiadła się do ciebie i zaczęliście luźną rozmowę. Z czasem, gdy się jej przyglądałeś z uwagą dostrzegałeś pewne szczegóły, nieme sygnały, że nie chce tylko rozmawiać. Chce się zabawić z tobą w inny sposób. Przez dłuższą chwilę się opierałeś, zrzucając winę na alkohol, który był w twojej krwi. Zgubna myśl, która przeszła przez twoją głowę głosiła; Czego się boisz? Przecież zawsze byłeś egoistą. On jest tego świadom. To tylko jeden skok w bok, a on się o niczym nie dowie. Uznałeś to za rację. Pozwoliłeś się ponieść. Spędziliście ze sobą jedną noc. Oczywiście ona nie oczekiwała niczego więcej. To była po prostu zabawa. I wtedy zacząłeś kroczyć tą ścieżką. Jedna noc sprawiła, że one zaczęły się nałogowo powtarzać. W twoim związku zaczęło być z dnia na dzień coraz gorzej. Zacząłeś zaniedbywać pracę, bo musiałeś odsypiać. W końcu wracałeś nad ranem. W pewnym dniu twój partner cię śledził. Dowiedział się wszystkiego. A wtedy wszystko posypało się jak domek z kart. Uznałeś, że to wszystko jego wina - bo nie potrafił cię dobrze zaspokoić, że takie coś się stało. Ta iluzja jednak przestała ci wystarczać. Uczucia, przed którymi się zamknąłeś uderzyły w ciebie nagle. Tak, kochałeś go. Inaczej niż tych wszystkich ludzi. W jeden jedyny wyjątkowy sposób. Obserwowałeś go często z ukrycia. Patrząc jak się załamywał. Tobie też było ciężko. Gdy przestałeś sobie wmawiać nieprawdę, by nie czuć konsekwencji swojej głupoty, wprawdzie skończyłeś z pojedynczymi nocami wtedy, ale pojawiły się nowe problemy - wieczorami piłeś i ćpałeś. Byle na chwilę odpocząć od tego wszystkiego, nie czuć bólu, który rozrywał twoją duszę na pół. On w końcu wyszedł na prostą, a ty wciąż spadałeś w dół. To do ciebie nie podobne, Izaya. Słyszysz głos w twojej głowie. Mówisz by się zamknął, ale on tylko znów przytacza bolesną prawdę. Odkąd przestałeś oddzielać prawdę tamtej nocy własnymi kłamstwami, on wciąż ci przypominał. Postanowiłeś skończyć z tym chorym sposobem uciekania od bólu i konsekwencji swojego głupiego ruchu. Skoro on się pozbierał - to ty też możesz. Zacząłeś się leczyć. Trudno było się przekonać, ale  byłeś na tyle trzeźwy umysłowo, by wiedzieć, że musisz coś z tym zrobić. Odwyk przyniósł skutki.
          Teraz stoisz na dachu, gdzie tak wiele osób z twoją pomocą popełniło samobójstwo. Patrzysz na zeschniętą krew na ziemi, wspominając czas, gdy sam dążyłeś do autodestrukcji. Teraz zaczynasz rozumieć jak osobą, które tu zginęły mogło być ciężko, ale nauczyło cię życie tego, że nie zawsze śmierć jest dobrym rozwiązaniem. Wyciągasz z kieszeni swojej kurtki ciemne pudełeczko. Uśmiechasz się lekko, przypominając sobie wszystkie szczęśliwe chwilę z osobą, która sprawiła, że naprawdę pokochałeś, mimo że później wszystko spieprzyłeś. Wyciągnąłeś rękę z przedmiotem i upuściłeś. Przedmiot wpadł w kałużę krwi. Chciałeś zostawić ten rozdział już za sobą. To było dobre miejsce na porzucenie wszystkich rzeczy, które związane były z nim. A mianowicie pierścień i zdjęcie, na którym stoicie razem uśmiechnięci. Bo to jest już martwe i została po tym tylko plama tak jak tu. Odwracasz się, odchodząc. Nim opuszczasz dach mówisz jeszcze;
- Skoro nadal cię kocham pozwolę, żebyś był wolny Shizu-chan. W końcu to było  wszystko moją winą - znikasz za drzwiami, mając zamiar rozpocząć wszystko od nowa.   
_____________________________________-
Inspiracją do tego była piosenka Zeus - W dół. 

Epilog Dance Macabre.

     Wszedłem na dach samobójców. Jak i dlaczego się tu znalazłem? Nie wiem. Jednak to już nie ma znaczenia, skoro tu jestem. To nic nie znaczy. Postąpiłem kilka kroków, zatrzymując się przy barierce, która oddzielała od krawędzi dachu. Lekko się pochyliłem i spojrzałem w dół. Brudna ziemia, a na niej zaschnięta krew, tych co skoczyli z pomocą pewnego bardzo uczynnego informatora. Widzisz? Ja wiedziałem, że to twoja sprawka. Bo kto potrafił tak świetnie człowieka zmanipulować jak nie ty? Nikt. Mówią, że od twojej śmierci się zmieniłem. Stałem się bardziej agresywny i nie mogę już pracować, bo albo robię z dłużników dożywotnie kaleki albo kończą na intensywnej terapii lub po prostu niechcący tego nie przeżyli. Bojąc się o mnie ściągnęli Kasukę myśląc, że on pomoże postawić mnie na nogi. Zacisnąłem lekko ręce na barierce, bardziej się nieco pochylając. Nie, nie skoczę. Bo pamiętasz co ci obiecałem? Że będę żył. I nadal żyje!Nie musisz się martwić, bo żyję za nas dwóch. Za ciebie i siebie. Ludzie mnie nie rozumieją. Nie wiedzą, dlaczego się tak zmieniłem. W końcu uważają, że nadal cię nienawidzę. Jednak ja wiem dopiero teraz, że byłeś dla mnie wyjątkowy i pokochałem cię, nie będąc tego świadomy. Dopiero po stracie ciebie dotarło do mnie jak ważną częścią mnie samego byłeś. Oni tego nie rozumieją, bo nie stracili nikogo ważnego dla siebie w taki sposób. Bez możliwości podzielenia się z tą wyjątkową osobą szczęśliwymi chwilami wspólnie spędzonymi oraz bez powiedzenia im, że naprawdę się ich kocha. Oni tego nie zaznali. Żyją swoim szarym życiem w wiecznym szczęściu się pławiąc. To nie jest sprawiedliwie. Bo jedni są wiecznie szczęśliwi, a inni cierpią codziennie. Mnie też uważają za potwora wszyscy. Powinni zginąć. Nie mają prawa być wiecznie szczęśliwi, powinni poczuć ból, tych co cierpią. Byleby zedrzeć im tę radość. Oni są szczęśliwi, bo nie uważają ich za potwora, dziwaka i nie mają poważnych problemów. Są szanowani i zawsze z radością witani. A ja straciłem prawie wszystko wraz z sensem mojego życia. Bo wiesz Izaya? Ty nim byłeś. Nasze gonitwy, dzięki którym nie krzywdziłem ludzi tak bardzo, a jedynie niszczyłem miasto - przedmioty martwe.
     Jednak teraz tego nie ma. Nie ma osoby, która jest w stanie zastąpić ciebie. I nigdy jej nie będzie. Bo nikt nie będzie informatorem, który wygląda jak ty, zachowuje tak i wkurza mnie, niszcząc ludzi, których mówi, że kocha jak ty. Bo ty jesteś jedyny i niepodrabiany. Tak jak ja. Byliśmy inni, więc się nas bali. Bo ludzie nie potrafią zaakceptować tego, czego nie rozumieją. Odbierają to jako zagrożenie. Nie próbują tego poznać, zaakceptować. Bo to na pewno jest złe. A wtedy przechodzą do kroku, który ma tą jednostkę zniszczyć. Starają się zacząć od duszy. Patrząc na robala, który z góry skazany jest na śmierć. To jak skazanie za niewinność. A on i niby wierzą w sprawiedliwość, a sami tacy nie są. Starają się, żeby nikt do ciebie nie śmiał podchodzić. Byś poczuł samotność. Roznoszą nieprawdziwe pogłoski, które są kupowane przez innych ludzi. W końcu wytykają cię palcami, mówiąc '' o to ten potwór! Trzymajmy się od niego z daleka! Kto wie, co ten wybryk natury może zrobić. ''  Niby zwykłe słowa, ale celowo mają zranić. Bo to oni tutaj rządzą i mają rację. Pokazują, że najlepiej będzie jak zginiesz. Jak nie masz nikogo to bardzo prawdopodobne, że próba zniszczenia zagrożenia się powiedzie i zamachniesz się na swoje życie. Ja miałem Kasukę, więc to mnie na duchu podtrzymywało. Bo może też bym tutaj skończył, jako plama krwi. Jednak poznałem potem więcej osób, które zaakceptowały mnie takim, jaki byłem. Jestem tym osobom za to wdzięczny. Będę zawsze. Bo oni też byli inni. Byli w stanie zaakceptować moją inność. Tak jak zrobiłeś to Ty. Nawet, jeżeli nazywałeś mnie  bestią to wciąż chodziłeś do tej bestii, by ją rozwścieczyć.
    Drzwi od wejścia na dach się otworzyły. Shizuo odwrócił się gwałtownie. Jego wzrok padł na osobę, która wyłoniła się z mroku jako pierwsza. To  był jego brat. A po chwili po jego bokach pojawili się dwaj mężczyźni, mając takie dziwne narzędzie, jak mnie policja nim przytrzymywała, gdy mnie wrobiłeś w morderstwo. A ja chciałem pobiec za tobą i zabić za to. Udało im się mnie skutecznie wtedy powstrzymać. Jednak co teraz jest grane? Przecież nic nie zrobiłem! Tylko tutaj stałem! Czego wy ode mnie chcecie? Kasuka, dlaczego jesteś po ich stronie? Ty też stałeś się tacy jak większość ludzkości?  Zakłamany i fałszywy? Sprzedasz jakimś wariatom własnego brata? Ha! A więc też się mnie boisz? A kiedyś mówiłeś, że nie. To co się w takim razie stało, że zacząłeś? Wy wszyscy ukrywacie coś przede mną! Coś niedobrego. Czuje to.
- Shizuo chodź z nami - odezwał się  brat blondyna.
Starszy Heiwajima zmierzył ich nie ufnym wzrokiem. Nie podobało mu się to. Coś tu śmierdzi.
- Po co? I gdzie? -  powiedział o wiele ostrzej niż chciał.
- Znalazłem sposób, żebyś mógł znów panował bardziej nad swoją siłą i wrócisz do pracy. - podszedł, wyciągając rękę w moją stronę.
- Jaki? Nie odpowiedziałeś na moje wcześniejsze pytanie Gdzie? - zauważyłem.
- Zajmą się tobą lekarze. W ośrodku, w którym  jest możliwość pomocy tobie.
- Nie chcę. Nigdzie nie idę.
- Shizuo. Sądzisz, że Izaya chciałby, żebyś krzywdził przez to, że się nie kontrolujesz ludzi? On starał się ciebie od tego uchronić. Nawet jeżeli nazywał cię bestią. - Kasuka sięgnął po broń ostateczną.
Izaya. Zrobię to dla Izayi. Nie dla nich. Dla tego wkurzającego i kochanego przeze mnie gnojka.
Podałem rękę bratu. Wyprowadzili mnie. Jednak nie takiej terapii się spodziewałem. Czyli Izaya chciałby, żebym został odcięty od ludzi? Faszerowany jakimiś tabletkami? Jednak skoro tak mówi Kasuka... To mi to nie przeszkadza, choćbym miał spędzić tu całą wieczność.