piątek, 31 sierpnia 2012

Nie opuszczę cię nawet po śmierci.

Tak, więc pod napływem weny napisałam one-shot'a, którego postanowiłam tu opublikować. Nie wiem, kiedy pojawi się kontynuacja tamtego opo, może już niedługo.  Wróciłam z wakacji, więc po nadrabiam Wasze nowe notki na blogach itd. Dobra, już przestaję gadać  i daje one -shot'a.
 


   Odgłosy zażartej kłótni. Trzask drzwi. Dźwięk szybko oddalających się kroków, jednego z uczestników kłótni. Tego, który jest i będzie dla Hibiyi całym światem. Jego Delic, który swoim zachowaniem czasem doprowadzał go do szału. Kłótnie ich były na porządku dziennym, ich charaktery były odmienne, ale gdyby były takie same ich związek byłby bez sensu i monotonny, chyba. Podszedł do okna i spojrzał na świat zza firanki.
 - Pewnie już wyszedł. - powiedział do siebie, zagłuszając tykanie zegara.
 - I co Hibiya teraz będziesz miał wyrzuty sumienia, że zacząłeś ta idiotyczną kłótnie praktycznie o nic? Nie, oczywiście, że nie jakże bym chciał. - mruknął.
- Boże ja zaczynam świrować gadam do siebie. - z westchnieniem odszedł od okna i podszedł do łóżka, po czym opadł miękko na nie, rozkładając ręce na boki.
  Delic wściekły, szybkim, żołnierskim krokiem, przemierzał ulice miasta, te więcej i mniej zatłoczone. Musiał wyjść, bo bał się, że zatraci się w gniewie i zrobi krzywdę osobie, na której najbardziej mu zależy. Nie ważne ile razy się pokłócą, zawsze mu wybaczy, zawsze z chęcią się pogodzi, bo pomimo tego, że czasem robi z siebie idiotę, nawet nie raz celowo przez co nawet czasem się pokłócą przeprosi go, no chyba, że wina nie leży po jego stronie. Bo on wcale też nie jest aniołkiem, bo każdy ma swoje za uszami. Brunet miał jakieś złe przeczucia, jego umysł wręcz krzyczał, żeby poszedł i go znalazł. On jednak nie słuchał tego, twierdząc, że wróci i będzie jak zawsze. Głos w jego głowie nasilał się, dalej podpowiadając mu, że powinien go ruszyć tyłek i go znaleźć. Po godzinie uporu oślego wstał i wyszedł z pokoju, w którym sie znajdował. Blondyn nie wiedział, że jest śledzony, a śledzący go, nie wiedzieli, że walnął pomyłkę, ale dokonają swego celu. Delic wszedł w jakąś opuszczoną uliczkę i wtedy padł strzał, jeden, drugi, trzeci... Oczy ich ofiary rozszerzyły się w szoku, usta otwarły w niemym krzyku. Ciało opadło bezgłośnie na ziemię, na której pojawiła się kałuża krwi. Jeden z trzech morderców podszedł do ciała Delica i sprawdził, czy jest martwy. W prawej ręce, na której miał rękawiczkę trzymał pistolet, który położył obok ciała jednego z charakterów Heiwajimy Shizuo i odszedł wraz z pozostałymi. Hibiya szukał go, aż do rana. Gdzieś około piątej nad ranem znalazł jego ciało. Zatrzymał się nad ciałem Delica, przerażony i sparaliżowany tym, co do niego dochodziło opornie. ~ On nie... to nie jest możliwe! ~To tylko zły sen błagam, proszę, wszystko tylko nie on!~ takie myśli, kłębiły się teraz w głowie blondyna. Trzymał się tej nadziei, nie zdążył nawet zarejestrować, że padł przy jego ciele na kolanach i zaczął go budzić. Po jakiś dziesięciu minutach przestał. Słone łzy ciekły mu strumieniami po policzkach. Położył głowę na jego plecach i płakał, czując ból w sercu, tak ogromny jakiego nigdy się nie spodziewał. Płakał nie wiedział nawet sam ile, prawie dławiąc płaczem i z trudem oddychając. Gdyby tylko wtedy posłuchał swojego przeczucia, nic by mu się nie stało, prawda? Znalazłby go naburmuszonego jak małe dziecko, ale żywego, gdyby tylko wyszedł wcześniej o tą pieprzoną godzinę.  Niebo stało się zachmurzone, a po chwili spadł obfity deszcz. Brunet uniósł głowę do góry i wydał z swego gardła, bliżej nieokreślony krzyk, to było prawie jakby miał nadzieję, że mu to w czymś pomoże, ale wręcz przeciwnie nie miał jej. Spojrzał na leżący nieopodal pistolet i schował go, do kieszeni.
  Po tygodniu odbył się jego pogrzeb. Hibiya nie zdążył się, dalej z tym pogodzić, nawet nie miał zamiaru. Szedł w ciszy za trumną osoby, która była dla niego najważniejsza na świecie, czuł się od tamtego dnia, gdy go znalazł,  uczucie, jakby odebrano mu duszę. Jak pozwolili wszystkim się z nim pożegnać po raz ostatni, po czym oni zaczęli się rozchodzić, a trumna była już w rowie, który został wykopany, on został tam i stanął na krawędzi, której przekroczenie oznaczało upadek do rowu, na trumnę. Chwilowo zabronił grabarzom zakopywać. Wyciągnął pistolet, który z tamtego miejsca zabrał i przyłożył lufę do skroni. Padł strzał, jego ciało wpadło do rowu, wprost na trumnę, jego ukochanego. Teraz będą mogli być ze sobą na zawsze.Wierni za życia jak i po śmierci.