wtorek, 30 sierpnia 2022

Wspólny skandal

Witajcie!

Jest to starsze opowiadanie, które napisałam parę lat temu, ale byłam za leniwa, aby je wrzucić w całości z winy jego objętości. Także pojawi się w częściach, ale ilu konkretnie, to nie wiem. 

 _____________________________________________________

  Napoleon Zbrodni był uznawany za martwego. Żył w spokoju i pełnej sielance, na tyle na ile mogłoby stać kogoś takiego jak on. Zero wiadomości z błaganiem o załatwienie ojca dla spadku, nielegalnego przerzutu za granicę lub też pomocy przy krwawej zemście. Cisza i spokój, choć wiedział doskonale, że zlecenia po jego rzekomej śmierci wciąż napływały. Nie czytał ich jednak, bo za bardzo kusiły go do powrotu, a ten nie był jeszcze potrzebny. Sytuacja zmieniła się, gdy zaczął się już w tej utopii naprawdę nudzić. Kilka lat spokoju zdecydowanie mu wystarczyło. Zastanawiał się nad możliwością powrotu, trafiając na forum, gdzie ludzie snuli insynuacje na różne tematy. Niezmiernie żywy był tam temat jego śmierci i zmartwychwstania Sherlocka. Widząc, że to może być dłuższa lektura poszedł sobie zrobić herbaty, zastanawiając się przy tym co ludzie mogli wymyślić, podsycając przy tym własną ciekawość. Wrócił do salonu, siadając na kanapie i odstawiając kubek na stolik. Kliknął w interesujący go nagłówek i zaczął czytać. Spędził noc na studiowaniu różnych domysłów. Praktycznie godzinę śmiał się z niektórych absurdalnych rzeczy, jakie internauci wymyślili. Jeden z pomysłów przypadł mu do gustu, a był trochę szalony, więc idealny do zabicia nudy.

  Sięgnął po telefon i wystukał wiadomość do Sherlocka z prośbą o spotkanie za dwie godziny na dachu szpitala. Zabawne. Zacząć w miejscu, gdzie oboje skończyli. Podniósł się i poszedł przygotować na spotkanie z Holmesem. Krzątał się po mieszkaniu, wysyłając wiadomości do ludzi z siatki. Uprzedził Morana, aby na to spotkanie był w gotowości, jeżeli istniałoby jakiekolwiek zagrożenie. Nie wierzył, żeby miał zostać wydany, lecz zabezpieczenie w postaci snajpera to mimo wszystko i tak dobry pomysł. Później czekał, aż Sebastian po niego przyjedzie. Gdy w końcu przyjechał to wysiadł, aby otworzyć mu drzwi od strony pasażera i wrócić za kierownicę. Nie pytał o nic swojego szefa, choć Moriarty czuł, że go skręca z ciekawości. Zwykle mu podawał więcej swoich planów związanych z misją. Tym razem tak nie było. Przed dotarciem na miejsce kryminalny konsultant ustalił kiedy miałby reagować jedynie. W innym wypadku miał obserwować i oceniać sytuację. W końcu zatrzymali się na miejscu i rozdzielili. Moran poszedł znaleźć dla siebie odpowiednie miejsce do obserwacji i rozłożenia sprzętu.

Jim spokojnie poszedł na dach, będąc wciąż jednak przez czasem. Zaskoczyło go więc to, że tym razem Sherlock na niego już czekał.

- Tęskniłeś? - zapytał wręcz melodyjnie.

Detektyw spojrzał na niego.

- A powinienem? - zapytał, lecz kryminalny konsultant w odpowiedzi jedynie uśmiechnął się kącikami ust, podchodząc bliżej. Minął go jednak i stanął bliżej krawędzi dachu. Patrzył chwilę w przestrzeń, milcząc.

Holmes nie popędzał, chociaż chciałby już wiedzieć. Jego arcywróg wrócił i miał zamiar odpędzić szare obłoki spowite nudą. W końcu ten mężczyzna nie dałby mu prostej sprawy. Dostając to zaproszenie poczuł nagły napływ energii, której mu brakowało od jakiegoś czasu. Przyleciał tu, niczym podekscytowany szczeniak, dawał mu się na tacy, a jeszcze musiał czekać. Ten świat jest okrutny, a jego towarzysz pewnie miał z niego niezły ubaw. 

W końcu Moriarty odwrócił się w jego stronę, mając nieodgadniony wyraz twarzy, co zainteresowało Holmesa. Cokolwiek chciał mu zaproponować, całym sobą podsycał jego ciekawość, robiąc z tego jakąś pokręconą tajemnicą, mimo że był tu po to, aby mu powiedzieć. Tak przynajmniej myślał, bo jaki inaczej sens miałoby przebywanie tutaj? Żaden, aczkolwiek po tym człowieku mógł się spodziewać dosłownie wszystkiego. Równie dobrze, przychodząc tu naiwnie kierowany instynktem, chcąc rozrywki na poziomie mógł wydać na siebie wyrok śmierci. Było by to jednak zbyt proste jak na tego pająka. Ciąg jego myśli został nagle przerwany wypowiedzianymi przez jego towarzysza słowami:

- Słyszałeś kiedyś, co ludzie myślą o naszym pięknym upozorowaniu śmierci? - zapytał, ale uniósł dłoń, gdy detektyw miał zamiar udzielić odpowiedzi. - Wiem, że nie. Może coś słyszałeś, ale nigdy cię nie zainteresowały. Mnie pewnie też by to umknęło, ale nawet martwi czasem się nudzą – uznał, wzruszając lekko ramionami.

Sherlock zmrużył oczy. Nie rozumiał, co poruszenie tego tematu miało na celu.

- Do czego zmierzasz? Co to ma za znaczenie? - wyraził na głos swoje wątpliwości, powoli zaczynając się zastanawiać czy to spotkanie na pewno sam na sam, a może Moriarty zdołał oszaleć, będąc w ukryciu.

Napoleon Zbrodni spojrzał na niego z politowaniem.

- Przestań myśleć – rzucił ostrym tonem, który jednak nie był tak nieprzyjemny, gdy pozwolił mu odebrać telefon przy ich pierwszym oficjalnym spotkaniu na basenie.

To nie sprawiło, że ten sposób wypowiedzi na niego nie zadziałał, bo jego ciało mimowolnie się spięło. Co musieli czuć współpracownicy tego mężczyzny, skoro nawet na niego wywierał taki wpływ? Miał się zacząć nad tym rozwodzić, ale przypomniał sobie czego dotyczyło uniesienie jego towarzysza. Skupił na nim swoje zainteresowanie. Igrał z ogniem i wiedział kiedy nie powinien kusić losu, aby nie stało się coś złego.

Geniusz zbrodni przypatrywał mu się tą chwilę w skupieniu, a gdy uwaga detektywa wróciła do niego, rysy jego twarzy wygładziły się, w wyrazie niemego zadowolenia z takiego obrotu sprawy.

- Wracając, gdybyś się skupił, to mógłbyś na to wpaść. Powiedziałem ci, ale czy słuchałeś? - ostatnie zdanie wypowiedział śpiewnym tonem, uśmiechając się jak wariat, którym zdecydowanie był. No i w dodatku nieleczony. Gdyby go ktoś chciał przebadać to poddałby się próbie leczenia dla rozrywki.

- Dobra. Nie słuchałem cię na tyle uważnie, aby pojąć do czego zmierzasz – przyznał z dość ciężkim sercem, ale na zewnątrz próbował tego nie okazywać. Nienawidził przyznawać się do niewiedzy, a zwłaszcza przed swoim nemezis. Nie pozostawiono mu jednak wyboru, bo naprawdę nie miał pojęcia do czego on zmierza.

- Spodobała mi się jedna teoria, gdzie zniknęliśmy niczym kochankowie, połączyliśmy siły, a później ujawniliśmy doprowadzając do skandalu! - wykrzyknął, rozkładając ręce na boki i okręcając wokół własnej osi.

Sherlock patrzył na niego w totalnym szoku. Nie spodziewał się, aby geniusz zbrodni wpadł na coś tak niedorzecznego. Najgorszym było dla niego to, że nie rozumiał celu jakim mógł mieć ten pomysł. Musiał mieć inne znaczenie, pomijając zwykłą chęć zabicia nudy oraz wywołanie szumu. Nie był w stanie się doszukać tej drugiej strony monety i na tym skupić, bo gdzieś w zakamarkach jego umysłu ten pomysł wydawał mu się kuszący. 

  Całą te sytuacją zza okrągłego szkła celownika obserwował snajper, będący na swojej pozycji przeciwległego budynku. Przyglądał im się uważnie i widząc rozemocjonowanego szefa, którego do tego stanu potrafił doprowadzić tylko detektyw poczuł przypływ złości. Miał ochotę go za to zdjąć. Nawet przez moment przesunął celownik na jego głowę, ale zrezygnował. Był to dziwny rodzaj zazdrości, ale nic nie mógł poradzić. Był ze swoim szefem długo, przez co przywiązał się do niego, wiedząc, że to dosyć niezdrowe. Czuł się odsunięty na bok i niepotrzebny, gdy tylko pojawiał się Holmes. Nie chciał być dla niego jak detektyw, ale miał wrażenie bycia zwyczajnym, nudnym. Nie miał zamiaru taki być dla szefa, przez co tym bardziej miał ochotę oddać strzał, zwłaszcza, gdy zobaczył jak jego przełożony pocałował go w skroń, mówiąc coś i udał do wyjścia zostawiając Sherlocka samego.

Snajper nie ruszył się tylko zerknął na telefon, czekając na możliwość zejścia z pozycji. Spoglądał na wciąż totalnie zszokowanego całym zajściem detektywa. Zaczął być nawet ciekawy, co Moriarty wymyślił, doprowadzając go do takiego stanu. Usłyszał cichy dźwięk telefonu i odczytał wiadomość, w której kazał mu się zbierać. Schował urządzenie do kieszeni i sprawnie poskładał karabin, wychodząc niedługo potem z budynku. Spojrzał na Jima, który opierał się o samochód i otworzył go. Jego szef wsiadł, a on zapakował swój sprzęt do bagażnika. W końcu wsiadł za kierownicę, a chwilę później odjechali. Moran starał się nie być dociekliwy, ale nie mógł powstrzymać się przed jednym zapytaniem.

- Jak poszło? - zagadnął, patrząc na drogę i udając, że wcale go szczególnie to nie interesuje.

- Wyśmienicie.

  Sherlock długo jeszcze siedział na dachu, choć Moriarty już dawno go opuścił. Wreszcie podniósł się, otrzepał płaszcz i wyszedł z dachu, a następnie z budynku. Postanowił wrócić na Baker Street pieszo, rozmyślając o tym, co zaproponował mu Jim. Początkowo wydawało mu się to niepojęte i bezcelowe, nie rozumiał zamiaru, w jakim miałby to robić. Powoli jego opory zaczynały topnieć, przez co zaczął nawet rozważać taką zabawę. Nawet zignorował fakt, że Mycroft będzie wściekły i przez jakiś czas świat będzie myślał, że ich dwójka współpracowała. To był jednak dobry pomysł by zwrócić na siebie uwagę i zdobyć interesujące sprawy. Wyjść z cienia, w którym obydwoje siedzieli. Zatrzymał się pod drzwiami mieszkania, wyciągając telefon z kieszeni płaszcza. Po chwili zaczął wystukiwać wiadomość; Zgadzam się na nasz mały skandal. Kiedy zaczynamy zabawę? - napisał i chwilę później wszedł do swojego domu.

Jim siedział przed laptopem i odpisywał klientom, popijając przy tym herbatę. Sięgnął po telefon, gdy ten się rozwibrował i odczytał wiadomość od detektywa. Uśmiechnął się pod nosem.

Niedługo. Czekaj, aż odezwę się w sprawie szczegółów.

Po wysłaniu wiadomości odłożył komórkę i spojrzał na Sebastiana, który wyszedł z pokoju.

- Idę pobiegać – rzucił, a później opuścił ich lokum, zaś Jim wrócił do zajmowania się zleceniami, rozmyślając przy tym o zszokowaniu świata wraz z Sherlockiem. A miał na to bardzo wiele pomysłów. Nie mógł się doczekać, kiedy wybierze jeden z nich i zabiorą się za realizację.