sobota, 30 listopada 2013

Wojna, która rozdzieliła dwie połówki serca.

    Shota dedykuję mojej Niekrytej Krytyczce C: 
Mam nadzieję, że nie poległam i się spodoba.

     Szedłem korytarzem, słysząc oburzony głos kobiety. Zatrzymałem się przy drzwiach, które były lekko uchylone i prowadziły do pokoju mojego starszego brata. Westchnąłem w myślach, słysząc jak wręcz błaga go, by jakoś zakończył te nieustające konflikty. Od jakiegoś czasu niektórzy z klanu przychodzili do niego z takimi prośbami. Wojna jest okrutna i swe żniwo z ochotą zabiera - pomyślałem, wznawiając wędrówkę.
     Po chwili wszedłem do swojego pokoju i podszedłem do okna, patrząc na tarczę księżyca na niebie.
- Dzisiejsza noc zapowiada się aż niepokojąco spokojnie. - powiedziałem do siebie, łamiąc ciszę, która panowała w tych czterech ścianach.
Jak na czas nieustającej od lat wojny i wszechobecnej spirali nienawiści, taki spokój wokół wcale nie pociesza, chociaż normalnie powinienem się cieszyć, że może nie będzie żadnego ataku i uda mi się zaznać snu, który upragniony jest przez zmęczone komórki ciała. Jednak nie mogę sobie na to pozwolić. Dziś pozwolę mojemu bratu, który jest jednocześnie liderem klanu zaznać snu. Ja wytrzymam, w końcu on nie spał ode mnie dłużej o całe dwa dni. Odszedłem od okna i położyłem na łóżku. Dałem ręce pod głowę, patrząc na biel sufitu. Zacząłem się zastanawiać, ile jeszcze będzie trwał ten konflikt, gdzie nikt już nie pamięta powodu tej niekończącej się wojny. Podejmowanie decyzji, które ranią i wyniszczają duszę. Przymus stania się osobą, która bezlitośnie niszczy wroga. Robisz to, choć nie chcesz, lecz potem już nie wiesz, czy to, że mordujesz z zimną krwią jest częścią ciebie, która była ukrytym mrokiem czy też została nabyta. Mój umysł od tych myśli, mimowolnie przypomniał mi pewne zdarzenie z dzieciństwa.
    Szedłem przed siebie zirytowany. Byłem po treningu, który nie przyniósł takich efektów jak oczekiwałem. Chciałem pobyć sam, by się wyciszyć i pomyśleć nad błędami, które mogłem popełniać. Ojciec jak zwykle patrzył na mnie z góry, przez pryzmat mojego starszego brata, który już dawno opanował ten poziom techniki ognia. Jednak ja nie jestem Madarą. Zatrzymałem się na chwilę, przestając pędzić przed siebie, tak jak gnały me myśli w tej chwili. Do moich uszu dotarł szum wody. Obróciłem się i udałem w stronę, gdzie znajdowała się przyczyna hałasu. Wyszedłem z zarośli, a moim oczom ukazał się wodospad, który przy świetle księżyca wyglądał, jakby świecił. Długo jednak mój wzrok nie spoczywał na obiekcie, będącym wodospadem. Moje oczy skierowały się na chłopaka, siedzącego na kamieniu i od dłuższej chwili przypatrującego mi się. Uniosłem lekko dłonie, w geście pokojowym. On jednak nawet nie drgnął ani o milimetr. Przez chwilę nawet przeszło mi przez głowę, że go tak naprawdę tu nie mai jest on tylko złudzeniem. Nic dziwnego, byłem wykończony po treningu i brakowało mi snu. Będąc w wiecznym niebezpieczeństwie nocnego ataku wroga, nie sypiałem prawie wcale. A jak już spałem, mój sen był czujny albo przerywany, niespokojny. Gdy chciałem już przetrzeć oczy, uznając nieznajomego za wytwór mojej wyobraźni, ten lekko się poruszył. Poczułem ulgę, że moje oczy jednak mnie nie zawodzą. Postąpiłem kilka kroków wprzód, w stronę chłopaka lustrującego mnie uważnie wzrokiem. Nie wyglądał, jakby chciał mnie zaatakować, jednak ja nadal byłem ostrożny. 
- Długo będziesz szedł, jakbyś chciał, a nie mógł? - spytał mnie, przewracając oczami. 
Uśmiechnąłem się ledwo widocznie, ale zdawało się, że tego nie zauważył. Podszedłem pewniej i usiadłem obok niego. On zaś zwrócił swój wzrok na wodospad. Kilka minut ciszy, trwało między nami, zagłuszanej tylko przez szum wody. Było to dla mnie krępujące. By poczuć się bardziej komfortowo zabrałem głos.
- Jak masz na imię? -  po tych słowach spojrzałem na niego. 
Zwrócił na mnie swój wzrok, słysząc pytanie. Chwilę nie odpowiadał, jakby się wahał. 
- Tobirama, a ty? 
- Izuna - odparłem i lekko uśmiechnąłem. 
Oczywiście żaden z nas nie wyjawił swojego nazwiska. To była jedna z podstawowych zasad. W końcu miło jest spędzić chwilę, w towarzystwie innej osoby, spoza klanu, czy też rodziny, bez walki. Dlatego nie zdradza się swego nazwiska. Też dlatego, by nie zostać schwytanym i nie narażać swego klanu. W końcu nigdy nie wiesz, czy gdy wyjawisz swe nazwisko ta osoba nie będzie miała urazy do tej rodziny, bo ta walczyła i zamordowała bliskie osoby, tamtemu człowiekowi. Moje myśli przerwał głos osoby, która mi towarzyszyła. 
- Czemu tu przyszedłeś? - zapytał głosem, który brzmiał nieco monotonnie, jednak był przyjemny dla ucha. Spojrzałem w niebo, nim odpowiedziałem.
- Przyszedłem tu przypadkiem. Byłem na małym spacerze. Usłyszałem szum wody i tak za tym dźwiękiem tu dotarłem. A ty? - spojrzałem na niego z uśmiechem. Dopiero teraz bardziej mu się przyjrzałem. Miał sterczące na różne strony, szpiczaste szare włosy i bladą cerę, która oświetlona blaskiem księżycowym dawała ciekawy efekt. Przypominając sobie, że wpatruje się w niego, jakbym pierwszy raz człowieka widział, odwróciłem wzrok nieco speszony swoim zachowaniem. On wydawał się tym nie przejmować, a przynajmniej po sobie nie pokazywał niczego takiego. Patrząc na niego miałem wrażenie, że nie chce odpowiedzieć na moje pytanie.
- Przyszedłem, by w samotności pomyśleć i pozbyć się złości. - ku mojemu zdziwieniu odpowiedział. Jego twarz nie zdradzała emocji. Zupełnie jakby kierował się zasadami mojego klanu, który w mistrzowskim stopniu ukrywał swe emocje. Jednak nie wiedziałem, że on mojego klanu nienawidził od dzisiaj. 
- Czemu jesteś zły? - po chwili poczułem się głupio, zadając to pytanie, choć i tym razem uzyskałem odpowiedź.  
- Bo straciłem kogoś dla mnie bardzo ważnego. - mówiąc to, patrzył przed siebie. 
Skinąłem lekko głową i spuściłem ją w dół. 
 - Przykro mi - powiedziałem cicho, czując się bardziej głupio z powodu wcześniejszego pytania. 
Tobirama spojrzał na bruneta, który siedział ze spuszczoną w dół głową. Wygląda, jakby winił się za całe zło tego świata. - pomyślał i położył mu rękę na ramieniu. Izuna podniósł głowę i spojrzał na Tobirame, na którego ustach pojawił się cień uśmiechu. Byłem zdziwiony, gdy się do mnie uśmiechnął, ale i poczułem się szczęśliwy. W odpowiedzi uśmiechnąłem się do niego promiennie, dzięki czemu on uśmiechnął się bardziej zauważalnie. Od razu poprawił mi się humor. Miałem nadzieję, że towarzyszącemu mi chłopakowi również. 
  Chwilę potem zaczęliśmy rozmawiać ze sobą na różne tematy. Wtedy już nie miałem wątpliwości, że poprawiłem mu humor. Rozmowa trwała przez jakiś czas. W pewnym momencie Tobirama uniósł głowę, ku niebu. Wyraźnie posmutniał. 
- Będę musiał już iść - zakomunikował schodząc niechętnie z kamienia. Pokiwałem głową smętnie. Chociaż na mnie też już był czas najwyższy. Jak ojciec odkryje, że zniknąłem nie będzie za wesoło.   
- Przyjdziesz tu jutro? - spytałem, mając nadzieję, że to nie będzie jednorazowe spotkanie. Czułem będąc z nim wieź między nami. Jednak nie potrafiłem dobrze zinterpretować tego uczucia, które pojawiło się w mym sercu, gdy pomyślałem, że to może być pierwszy i ostatni dzień, kiedy z nim rozmawiam. Tobirama spojrzał na mnie i uśmiechnął. Tym razem widziałem ten uśmiech doskonale.
- Postaram się. Czekaj na mnie, aż do zmroku. Jeśli nie uda mi się pojawić, a ci zależy na spotkaniu mnie to przychodź tu codziennie. - podszedł do mnie i położył  mi rękę na głowie, czochrając miękkie i miłe w dotyku włosy. Chwilę później zabrał rękę, odwracając się. 
- Trzymaj się - powiedział, by chwilę potem zniknąć. Chwilę patrzyłem na miejsce, w którym zniknął, po czym zwróciłem wzrok na wodospad i wstałem, wracając do domu.    
    Uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie czas, w którym po raz pierwszy go spotkałem. Jestem szczęśliwy, że mam te wspomnienia. Od naszego pierwszego spotkania zaczęliśmy się widywać regularnie, aż w krótkim czasie staliśmy się sobie bliscy. Jednak ta sielanka nie trwała długo. Oboje wkrótce dowiedzieliśmy się, że nasze klany to śmiertelni wrogowie. Wtedy nasze drogi się rozeszły. Przestaliśmy się widywać, jako przyjaciele. Staliśmy się zupełnym przeciwieństwem przyjaźni.Byliśmy sobie wrodzy, krzyżując swe ostrza niejednokrotnie przez kilka dni, dopóki jedna ze stron się nie wycofa. Zazwyczaj to był nasz klan, bo muszę przyznać, że Senju byli bardzo silni. Chociaż te walki bardzo raniły moją duszę. Zastanawia mnie do dziś, czy Tobirama też tak się czuje. Nadal jest dla mnie niewiadomą, bo dobrze wiem iż jest on w stanie zdusić swe uczucia głęboko na dnie i czuć, jakby ich nie posiadał. Odkąd jego starszy brat po ich ojcu objął dowództwo nad klanem, coraz trudniej jest w nim zobaczyć dawnego Tobiramę. Nie wiem, co powoduje zmianę w jego zachowaniu. Sam też straciłem wszystkich braci oprócz Madary. A wiem, że on też miał jeszcze dwóch braci, oprócz Hashiramy.
   Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju, a potem z rezydencji klanu, ówcześnie sprawdziwszy, czy mój starszy brat nie poszedł spać. Wymieniłem z nim kilka słów i wyszedłem z rezydencji klanu. Schowałem ręce do kieszeni, idąc przed siebie. Wiatr lekko szarpał moje włosy, podczas gdy ja zastanawiałem się, gdzie się udać. Pierwszą rzeczą, jaka nasunęła mi się, to pójście nad wodospad. Potrząsnąłem lekko głową, uznając iż to nie będzie dobry pomysł, więc nadal szedłem przed siebie. Starałem się odgonić od siebie pokusę, by udać się w miejsce swych wspomnień.
     Jednak po jakimś czasie bezcelowego krążenia uległem tej potrzebie. Poszedłem tam, tą samą drogą, którą przybyłem tutaj po raz pierwszy. Nie spodziewałem się, że go spotkam. Gdy byłem na miejscu, gdzie był wodospad stanąłem jak wryty. Mój wzrok napotkał tak dobrze mi znane tęczówki młodszego Senju, który widząc mnie, podniósł się z kamienia, na którym siedział. Nieznacznie drgnąłem. Chwilę potem brat Hashiramy stanął przede mną, patrząc mi w oczy. Wyciągnął przed siebie rękę, dotykając mojego policzka.
- Izuna  - wypowiedział cicho me imię, przesuwając opuszkami palców z mojego policzka na szyję, by ostatecznie położyć mi dłoń na ramieniu.
- Chciałbym należycie pożegnać naszą przyjaźń, bo wcześniej nie mieliśmy na to okazji - zapytał mnie szeptem. Uczucia, które do niego czułem schowałem, gdzieś na dnie szuflady swego serca, chociaż słowa, które wypowiedział sprawiały, że cierpiałem. Spojrzałem mu w oczy, jednak nadal nie byłem w stanie rozszyfrować tego, co on czuje. Na jego prośbę skinąłem głową, mimo że nie znałem jego zamiaru. Nie przeszkadzało mi to. Ufałem mu, bo był dla mnie bardzo szczególną osobą. Senju lekko uniósł mój podbródek, patrząc w moje oczy, jakby szukał jakiegoś zaprzeczenia w nich w związku z wcześniejszą zgodą. Po chwili pochylił się, składając na moich ustach delikatny pocałunek. Zaskoczył mnie tym, jednak poczułem też jakąś radość z tego czynu. W końcu on nie trzymał się schematów, więc tak miał zamiar zażegnać naszą przyjaźń. Tobirama odsunął się ode mnie trochę, po czym wyszeptał mi wprost do ucha.
- Przepraszam - mogłem teraz usłyszeć emocje w jego głosie. Zdawało się, jakby cierpiał z tylko sobie znanego powodu.
- Za przyszłość i za przeszłość, jeżeli któryś z nas nie dotrwa do dni, w których zapanuje pokój. Jest jeszcze jedna rzecz, którą chciałem ci powiedzieć. Jesteś dla mnie bardzo ważny. - wyszeptał i spojrzał w moje oczy, po czym po raz ostatni lekko musnął moje usta i jak to miał w zwyczaju zniknął.
    Po tym spotkaniu z nim czułem się, jakby ktoś pozbawił mnie połowy duszy. Zabrał coś bardzo cennego wraz z odejściem Tobiramy. Nawet się nie zorientowałem, kiedy po moich policzkach zaczął spływać potok łez. Wyciągnąłem przed siebie rękę, jakby z nadzieją, że go złapie, mimo iż go już nie było tu ze mną. Zacisnąłem dłoń w pięść i przyłożyłem do miejsca, gdzie znajduje się serce.
- Jeżeli dane mi będzie zginąć z twej ręki, będę szczęśliwy. Chociaż chciałbym dożyć  razem z tobą dnia, w którym będziemy mogli spędzać razem czas. W świecie bez wojny. - mówiłem szeptem, składając w naszym miejscu przysięgę. Bo one było nasze i będzie zawsze. Odszedłem z nadzieją na lepsze jutro. Zaś nasze prawdziwe uczucia, które do siebie czuliśmy nigdy nie miały okazji zostać wypowiedziane. 

niedziela, 10 listopada 2013

Szarość, którą rozjaśniło słońce I.

    Matthias'a obudziło zimno i pulsujący ból głowy. Rozejrzał się jeszcze nie za bardzo przytomnym wzrokiem, po pomieszczeniu. Jakieś skrzynki i inne badziewia oraz metalowe łóżko. Ciekawe co w takiej zimnicy łóżko robi - przeszło mu przez myśl. Jedna z ważniejszych rzeczy, to jakim cudem jeszcze żyję, tego nie wiem. Do jakiego celu komuś jestem potrzebny - nie chcę wiedzieć, ale pewnie i tak się dowiem. A może jak będę udawał trupa to jakoś się będę mógł stąd wyrwać? Nie, nie to głupi pomysł. Skup się Matthias do cholery! Warknął na siebie w myślach poirytowany, że jego myśli uciekają gdzieś w krainę błazna, a on sam nie ma na to czasu. W każdej chwili może tu kogoś przywiać, a ja zbytnio nie mam ochoty bez planu ucieczki poznać tego, który mnie tu jakkolwiek przytachał.
   Odetchnął cicho, przymykając oczy. Głowę oparł wygodniej o ścianę. Po oczyszczeniu swojego umysłu ze zbędnych, chaotycznych myśli wpadł w swoją umysłową próżnie, w której sekundy stawały się godzinami, zaś godziny latami, a z kolei lata wiekami. Jednak w niej mogłem na spokojnie to wszystko przemyśleć. Tam nie istniało nic, oprócz moich myśli, dzięki którym mogłem być pewny, że jeszcze na tym świecie istnieje. Zacząłem wszystko dokładnie analizować krok po kroku. Snuć przypuszczenia, w jakiej sytuacji mógłbym się znaleźć, jakby osoba, która mnie skrępowała i w tej zimnicy zostawiła, by tu przybyła, zauważając iż odzyskałem przytomność. Przez moją głowę przechodziły najróżniejsze scenariusze i różne sytuacje, w których jakoś się udało uwolnić, a zaś w następnych nie miałem nawet możliwości próby wyswobodzenia się z tego miejsca, więc jedynie mogłem w myślach błagać o jak najszybszy koniec, który się w tych wizjach przedłużał niemiłosiernie. Wezmę sobie to do serca, żeby nie błagać o szybki koniec, bo wtedy będzie całkowicie odwrotny efekt. Kąciki jego ust na tą myśl lekko drgnęły. Ciekawe, czy jakiś z tych wariantów, co się stanie, okaże się słuszny. A może wszystkie okażą się, jednym wielkim fiaskiem?
    Jego tok rozmyślań przerwały ciężkie kroki. Przeszył go nieprzyjemny dreszcz, gdy tylko je usłyszał. Nadal nie wiedział jak może stąd uciec. ( czy mi się wydaje, czy to brzmi, jakbym zaczęła opowiadać straszne historyjki?D8 ) Kolejny dźwięk, który usłyszał to było skrzypnięcie drzwi, od pomieszczenia, w którym się znajdował. Walczył sam ze sobą, żeby nie otworzyć oczu, mając nadzieję, że osoba, która weszła do pomieszczenia, nie zauważy, że odzyskał przytomność. Chociaż była na to bardzo nikła szansa. Ten kto wszedł do pomieszczenia, podszedł do skrępowanego chłopaka. Przykucnął przy nim i pociągnął boleśnie za włosy. Matthias syknął cicho z bólu i spojrzał na swojego oprawce. Chłopak trzymający go za włosy miał intensywnie zielone oczy, bladą cerę, grzywkę zasłaniającą lewe oko. Był brunetem, który na swojej grzywce miał białe pasemka, ale najbardziej uwagę skrępowanego chłopaka zwrócił uśmiech jaki malował się na twarzy tamtego. Na pierwszy rzut oka mógł stwierdzić, że nie wróżył nic dobrego, a nic o nim nie wiedział.
- Kim ty jesteś ? - zapytał cicho.
- Twoim koszmarem, a ty zostaniesz moją zabawką. - odpowiedział i wzmocnił uścisk na włosach chłopaka.
Matt syknął cicho, lekko się przez chwilę krzywiąc, jednak po chwili patrzył na niego chłodno.  Nie miał zamiaru okazywać już bólu. Jednak osobie znęcającej się nad nim najwidoczniej się to nie spodobało, bo otrzymał cios w brzuch. Chłopak zakaszlał, wypluwając pod nogi swojego oprawcy trochę krwi. Poczuł szarpnięcie za włosy mocniejsze. Spojrzał na osobę, którą miał przed sobą, na której ustach malował się sadystyczny uśmiech. Po chwili został puszczony, gdy usłyszał, że ktoś się zbliża. Jego oprawca spojrzał na niego z wyższością mówiąc;
- Masz szczęście. Siedź cicho, to może jak tu wrócę to przeżyjesz. - po tych słowach opuścił pomieszczenie.
Matthias przymknął oczy i odetchnął z ulgą. Boję się myśleć, co tamten wymyśli - przeszło mu przez głowę. Nie miał siły zastanawiać się już, jak stąd uciec, chociaż bardzo chciał i nim się zorientował to spał.