wtorek, 22 sierpnia 2017

Bang, bang!

Witajcie! Wiem, że zrobiłam przerwę, ale obiecuję poprawę. Zwątpiłam trochę, czy jest sens, abym codziennie publikowała jeden tekst. Uznałam jednak, że chcę to zrobić, skoro podjęłam się tego wyzwania. A teraz zapraszam do lektury i komentowania.
____________________________________

   Jeden strzał i odrzut ciała. Właśnie oboje szli zadowoleni. Moriarty z pokazu, jaki mu jego zabójca zafundował, a snajper z dobrej zabawy, podczas wykonywania zlecenia. Śmiali się z żartu o ofierze, gdy powietrze przeszył świst i pocisk zagłębił się w ciele Morana, który padł na ziemię. Napoleon Zbrodni bez namysłu przykucnął przy nim i przeciągnął go między ciężarówki, aby nie dać strzelcowi kolejnej okazji do ataku. Jedyny plus był taki, że to był duży parking. Spojrzał na Sebastiana, który trzymał dłoń w miejscu postrzału.
- Szefie, przepraszam - rzucił, krzywiąc się przy tym z bólu. Nie miał pojęcia w co dostał, ale kula zdecydowanie cudem musiała minąć płuco.
- Zamknij się - warknął kryminalny geniusz, dając sieci rozkaz załatwienia im pobliskiego szpitala. - Nie próbuj tylko zasypiać - dodał, podchodząc do rannego snajpera, któremu podał swoją marynarkę, aby niął starał się tamować krwawienie. Szkoda mu było tego ubioru, aczkolwiek na szczęście nie było to od Vivienne Westwood. Nie byłby wtedy taki szlachetny.          Mężczyzna tylko skinął głową, przyjmując materiał. Jim zajął się próbą włamania do ciężarówki. Starał się trzymać swoje przerażenie na wodzy, choć czuł się, jakby miał się załamać. Miał trudność z włamaniem się do tego pojazdu, był niepewny w sytuacji, w jakiej się znaleźli. Nie lubił być obsadzany w roli zwierzyny łownej, a właśnie wszystko wskazywało na to, iż właśnie tym byli. W końcu udało mu się sforsować drzwi od pojazdu i zabrał się za odpalanie silnika. W międzyczasie dostał informacje o najbliżej położonym szpitalu od swoich współpracowników. Silnik zaskoczył, a Moriarty wysiadł i pomógł swemu towarzyszowi zapakować się na miejsce pasażera. Zamknął drzwi i usłyszał kroki.  Okrążył samochód i wsiadł za kierownicę. Miał już wyjeżdżać, gdy przed maską zobaczył uzbrojonego mężczyznę, który najpewniej oddał wcześniej strzał. Jego przypuszczenia potwierdziły się, gdy ten wymierzył, w stronę przedniej szyby pojazdu broń. James niewiele się zastanawiając wcisnął pedał gazu i ruszył do przodu. Chwilę później później poczuł uderzenie ciała o maskę.  Nie żałował, że pobrudził sobie ręce.
- Mów do mnie - odezwał się, zerkając na zabójcę, który wyraźnie powoli miał trudności z utrzymaniem przytomności.
Moriarty pędził z początku autostradą, a później ulicami, łamiąc wszelkie istniejące przepisy ruchu drogowego, mimo że trudno było sprawnie mknąć samochodem ciężarowym. Jakimś cudem nikogo więcej już nie staranował i udało mu się zaparkować pod szpitalem, gdzie dzięki sieci czekała już na nich ekipa ratunkowa. Siedzący na fotelu pasażera snajper stracił przytomność.
  Zabrali Morana od razu na salę operacyjną. Jim udał się tam, aby posiedzieć przed nią.  Opadł ciężko na krzesło, spoglądając na drzwi, za którymi lekarze starali się wyratować jego ochroniarza. Teraz, gdy adrenalina opadła strach miał do grania pierwsze skrzypce. Skulił się na krześle. Spojrzał na swoje dłonie, które drżały. Dopiero teraz docierało do niego, że jedyny człowiek, z którym spędzanie czasu nie było dla niego męczarnią właśnie walczy o życie. Najlepszego człowieka, jakiego miał w swojej sieci. Jego prawa ręka, druh, przyjaciel. Osoba, którą na swój sposób pokochał. O ile psychopata jego pokroju mógł być zdolny do uczucia zwanego miłością. Schował twarz w dłoniach, próbując się uspokoić. Pragnął, aby to wszystko było po prostu złym snem, gdzie mógłby po prostu się wybudzić. Przerażała go wizja powrotu do rzeczywistości, w której nie miał przy sobie Sebastiana. Podeszła do niego pielęgniarka, lecz jedno spojrzenie kryminalisty wystarczyło, aby się wycofała.
  W końcu drzwi się otworzyły i wywieźli go z sali, przenosząc do pooperacyjnej. Jim udał sie tam razem z nimi, po drodze wysłuchując lekarza, który mówił mu o stanie Morana. Niedługo później zostali sami, a on podszedł do łóżka i złapał go za rękę. Była niesamowicie zimna.
- Dziękuję za wszystko - wyszeptał, ściskając jego dłoń.
Tyle mógł powiedzieć mężczyźnie, którego tak bardzo sobie cenił i nie chciał utracić. Wiele mu zawdzięczał. W końcu nie raz ryzykował swoje życie właśnie dla niego. Chwilę później opuścił salę, aby wydać wyrok. Nadszedł czas, aby posypało się trochę głów.

wtorek, 15 sierpnia 2017

Koszmar

  Najgroźniejszy kryminalista Wielkiej Brytanii, zdecydowanie brzmi niepokojąco. Ludzie na takie słowa wyobrażają sobie wszystko co nieprzyjemne. Okrucieństwa, jakich jest w stanie się ktoś taki dopuścić.
  Sebastian nigdy nie sądził, aby Jim był dobry. Nie, on nigdy taki nie był. Nie nazwałby go też złym. Moriarty był po prostu ludzki. No i może też w pewnej mierze szalony, lecz popadnięcie w obłęd, to także bardzo ludzka rzecz. Ten wielki umysł był jednak w niektórych aspektach kruchy. Snajper wiedział to doskonale, gdy pod osłoną nocy słyszał czasem cichy, urywany krzyk. Patrzył się na drobne ciało swego szefa rzucające się po łóżku. Najniebezpieczniejszy człowiek na wyspach bardzo często miewał koszmary. Moran wtedy przesiadł się cicho ze swojego łóżka i przysiadł na skraju tego należącego do Jima. Złapał go za dłoń, która niemal od razu zacisnęła się na jego własnej mocno, wręcz rozpaczliwie. Jakby śniący chwytał się jakiejś nadziei czy też ratunku, a mu pozostało tylko siedzieć i czekać, aż to wszystko przeminie.

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Dzień Rzeźnika

Witacie! Doskonale wiem, że dawno nie publikowałam, ale nie miałam czasu. Mam jednak zamiar wam to wynagrodzić w tym miesiącu! Podjęłam się próbie wzięcia udziału w challengu, gdzie miałam napisać 31 krótkich tekstów. Wybrałam sobie do tego ship Moriarty x Moran i zaczęłam. Mam napisane kilka właśnie takich tekstów. Jeszcze tego nie ukończyłam i nie sądzę, aby mi się to udało. Nie posiadam nawet aż tak wiele pomysłów, ale jeszcze kilka mi do spisania zostało, więc myślę, że uda mi się je dołączyć, publikując już efekty moich prac, choć nie wyszedł mi najlepiej względem ilości spisanych tekstów. Nie narzekam jednak, bo zawsze mogło być mniej. Od teraz będę próbować publikować właśnie jeden tekst z tego wyzwania dziennie.
Ps: Wiem, że miały być krótkie teksty, ale uznałam, że taki dłuższy na wstęp będzie fajny. Do tego napomknę, że nie nadawałam sobie żadnego limitu znaków, bo często pisałam poza domem.
_____________________________________________________________

  Jim jest szalony, a nawet kalendarz w jego rękach może stanowić zagrożenie. Wcześniej targał za sobą trupa i zakopywał. Obudził się zmęczony, a na dodatek wszystko go bolało. Takie rzeczy zwykle robiła ekipa sprzątająca.
  Rozejrzał się po swoim pokoju, słysząc kuchenną krzątaninę swojego szefa zza ściany. On miał naprawdę niesamowity talent do trzaskania garnkami. Niechętnie wyszedł z ciepłego łóżka, rzucając w jego stronę ostatnie, tęskne spojrzenie. Doprowadził się do porządku i przyszedł do kuchni wiedziony zapachem tostów. Napoleon Zbrodni odwrócił się, w jego stronę, gdy nałożył sobie swoją porcję śniadania. Wydawał się podejrzanie radosny.
- Dzień Dobry. Długo dzisiaj spałeś - zauważył już na wstępie geniusz, nie szczędząc sobie złośliwego uśmieszku.
- Zakopywanie ciał bywa męczące.
- To może powinienem częściej zlecać ci tą robotę? Powinieneś się przyzwyczajać. W końcu to był tylko jeden trup.
- Nie mam tego uwzględnionego w umowie - oznajmił, wyciągając z szafki kubek i wsypując do niego kawę, aby móc się rozbudzić do końca.
- Zawsze można dopisać - brunet wzruszył ramionami, patrząc jak ręka Morana z czajnikiem drgnęła, gdy wypowiedział te słowa. Uwielbiał mu dogryzać z rana. Był wtedy bardziej podatny na różne prowokacje, dostarczając tym samym swemu przełożonemu trochę rozrywki.
- Nie zrobisz tego - wysyczał, mrużąc oczy, choć w rzeczywistości mógłby to zrobić, gdyby tylko miał taką zachciankę. Snajper był tego świadom, lecz wolał sprzątać po sobie tylko  przypadku samotnych zleceń wyjazdowych.
W odpowiedzi na swoje słowa dostał tylko wieloznaczny uśmieszek, gdy jego szef postanowił przestać go dręczyć i zajął się czymś w telefonie. Miał tylko nadzieję, że to maile od zleceniodawców go tak zajmują, a nie PacMan, w którego upodobał ostatnio sobie granie. Zabrał się za robienie sobie kanapek, czekając aż woda na kawę mu się zagotuje. Zerkał na Moriarty'ego, którzy co jakiś czas podgryzał swoje tosty, nawet na moment nie odkładając telefonu. Zalał kawę i wymieszał, stawiając talerz i kubek na stole.  Usiadł na przeciwko swego pracodawcy. Zwyczajny, słoneczny poranek, lecz zabójca miał nieodparte wrażenie, że ta sielanka jest nie na miejscu, po wczorajszym wydarzeniu. Pokręcił głową, odsuwając od siebie te absurdalne myśli. Powinien być zadowolony z tego, że geniusz się wyciszył. Z tym przekonaniem zabrał się do jedzenia.
W końcu odłożył telefon i spojrzał na kończącego śniadanie zabójce. Zastanawiał się, jak w ciekawy sposób przekazać mu pewną informację. Postanowił po namyśle wybrać tradycyjną, sprawdzoną drogę.
- Sebastian, mamy misję - odezwał się celowo w ten sposób. Najpewniejsza metoda, potwierdzająca przy okazji to, iż się na niego nie obraził czy coś takiego.
Snajper skupił na nim swoje spojrzenie, które wraz z ciekawością miało w sobie także pewną dozę czujności. Kto by się spodziewał, że może tak bardzo nie przepadać za pozbywaniem się ciał. Co on musiał przeżywać na samotnych misjach, będąc daleko od Londynu? Współczułby mu nawet, gdyby był zdolny do takich odczuć.
- Musimy sprzątnąć głowę jednego gangu - oznajmił, a siedzący przed nim mężczyzna kiwnął lekko głową na znak, że zrozumiał i go słuchał. Wydawał się przy tym nawet ucieszony. James za to tak na niego patrząc miał w głowie myśl, że ich cel w zasadzie nie musi ginąć. Tylko tak się stanie z jego kaprysu. No i w sumie może trochę powiększy swój wpływ, otwierając sobie tym planem zyskanie dodatkowego skrawka ziemi, którego dotychczas nie ruszał. Miał tam jednak i tak sytuację pod kontrolą. Uśmiechnął się pod nosem.
- Jest z nim o tyle ciekawie, że za dnia jest zwykłym, szarym obywatelem. Ma zwykłą, nudną pracę w rzeźni. Tam go dopadniemy - oznajmił.
Sebastian wysłuchał planu swego przełożonego, ale dłuższą chwilę musiał sobie próbować tą akcję zobrazować.
- Jak chcesz go dopaść w rzeźni? - zapytał w końcu, gdy zwątpił w swoją wyobraźnie.
- Zostając pracownikiem - odpowiedział, jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą.
- Będziemy udawać rzeźników? - dopytał, bo wydawało mu się do absurdalne.
- Właśnie tak - odparł tonem, jakby tłumaczył coś małemu, nierozumnemu dziecku. Zerknął na zegarek na nadgarstku.
- Mamy dwie godziny do nowej pracy - dodał, a później wstał i opuścił pomieszczenie, zostawiając snajpera samego.
  Moran nie był najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi, gdy przekroczył drzwi zakładu. To miejsce było dość duże. Oboje nie rozdzielając się nawet na moment nieco błądzili, lecz udało im się w końcu odnaleźć swój cel. Moriarty rzucił porozumiewawcze spojrzenie Sebastianowi, który zrozumiał przekaz doskonale. Jeden z rzeźnickich noży zniknął ze swojego miejsca, gdy kamery w zakładzie przestały działać. Chwilę później pod nogami Napoleona Zbrodni zatrzymała się odrąbana właśnie przez snajpera głowa. Jim spojrzał na nią, a później na zabrudzony krwią fartuch zabójcy, który trzymał nóż w dłoni przez materiał jakiejś szmaty. Uśmiechnął się na ten widok.
- Świetnie się spisałeś, Sebby - pochwalił swego pracownika. Moran wyglądał nawet na ucieszonego tymi słowami. - Dzień Rzeźnika uczczony śmiercią rzeźnika - dodał, wyraźnie rozbawiony. Sebastianowi mina zrzedła.
- Chyba muszę dobrać ci się do tego kalendarza - mruknął pod nosem, snując plany zniszczenia wszystkich kalendarzy, które obejmują jakieś idiotyczne święta.