wtorek, 25 lutego 2014

Zagłębiony w tajemnicę wskrzeszenia.

    Naszła mnie wena po książce, więc zabrałam się za pisanie. A, że ten paring jest w zamawianych to shota zadedykuję Tajjemniczej. Mam nadzieje, że się spodoba, chociaż nie jest optymistyczny.
______________________________________________________________                                                                

  Zrobił coś niewybaczalnego. Dla siebie. Rzecz, której nigdy nie wybaczy sobie. Bo zrobił najgorszą możliwą z rzeczy, jaką mógł zrobić w ciągu całego swego życia. Zabił osobę, którą tak naprawdę szczerze kochał. Wiedział, że go kochał. Tak szaleńczo kochał, ale nie mógł go mieć. Był po przeciwnej stronie barykady. Barykada ta była murem tak wysokim, że nie będzie dane im się na niego wdrapać. To był mur niekończącej się wojny między ich klanami.  Senju i Uchiha. Odwieczna walka, o zapomniany już dawno spór. Wir, wciągający następne pokolenia w ścieżkę morza krwi. Bezmyślnej przemocy. Braku zaufania nienawiści i zemsty. Tym są dzisiejsze czasy, w których morza trupów na polach bitew to rutyna. Szczęk uderzającej o siebie broni i zawzięta walka szczurów o przetrwanie. Bo to jest jak walka szczurów o przetrwanie. Zabijasz, by żyć jak najdłużej. Utrzymać się na tej pozycji, gdzie czujesz, oddychasz, a twe ciało nie okrywa odór śmierci jak najdłużej.
  Jednak on nie zabił go dla tej pozycji. Zrobił to, bo chciał się uwolnić od miłości do niego, która nie chciała go opuścić. Jednak po zabiciu go wcale nie czuł się lepiej. Było z nim jeszcze gorzej. Jak wcześniej często o nim myślał i nawet często śnił, to teraz jego umysł popadł w jakiś miłosny obłęd. Chciał go z powrotem. Chociaż to jego ręce były splamione, krwią ukochanego. To jego miecz zadał ostateczny cios. To był jego sąd. A teraz chciał go cofnąć. Nie ważne za jaką cenę. Chciał go ponownie zobaczyć. Jednak tym razem chciał go dotknąć, pocałować, przytulić. Pragnął by był jego. Jednak on był martwy. Prawdopodobnie go za ten czyn, iż pozbawił go życia zza zaświatów przeklinał jak tylko mógł. Nawet ta myśl, nie odwodziła tego pragnienia, żeby mieć go przy sobie.
Siedział na parapecie okna, patrząc na tarczę księżyca, która rozświetlała pobliski las. Czerwone tęczówki wydawały się zamglone, oderwane od rzeczywistości. Zatracał się w tym wszystkim. Jego emocje były jak bomba, która czekała na wybuch. Czuł niebywałą miłość do niego i rozpacz z tego haniebnego czynu, którego się podjął. To go niszczyło. Pożerało jak kwas od środka. Aż w końcu nie pozostanie mu nic jak obłęd i szaleństwo, którego jak czuł był bardzo bliski. W jego głowie kłębiło się wiele pytań. Jedne z nich pozostawały na dłużej, inne były chwilowym przebłyskiem, który jak się pojawił tak szybko znikał i on o tym nie pamiętał zaraz. Jednak były pytania, które wracały.
  Czym tak naprawdę jest śmierć? Wiele osób pewnie przez wieki zapewne zadawało sobie to pytanie. Bo kto nie chciałby znaleźć racjonalnego rozwiązania tego zjawiska? Kto by nie chciał rozwiązać tej mrocznej tajemnicy? Bo śmierć tak naprawdę jest tajemnicą. Nikt nie wie, czemu służy i jaki jest jej prawdziwy cel.  Tak jak nie ma człowiek wiedzy, co dzieje się ze zmarłymi po śmierci. Oczywiście dopóki nie umrą. Bo to, że ludzie albo idą do nieba do piekła lub czyśćca to tylko ludzka próba wymyślenia, co jest po tej granicy. Jednak człowiek wciąż nie wie co tam jest, dopóty nie przyjdzie jego czas. Ludzie próbują sobie wszystko racjonalnie wyjaśniać. Jednak nawet, jak znajdą jakieś wydawało by się, że dobre wyjaśnienie tego co niezrozumiałe - to nie ważne, jakby się starali to zjawisko i tak w dużej mierze nadal będzie tajemnicą.  To rzecz niezmiennego cyklu. Możemy próbować poznać różne rzeczy, jednak ona nadal będzie tajemnicą. Bo śmierci nie da się poznać jak kosmosu. Chociaż kosmos jest nadal tajemnicą, nawet jeśli ręce człowieka są w stanie go dosięgnąć. Człowiek też jest w stanie dosięgnąć śmierci, ale poświęca wtedy swe życie. Jednak on nie spisze, co tam widział. Bo to jest coś, co każdy musi poznać indywidualnie. Musisz tego posmakować sam, jak tysiące innych ludzi za i przed tobą zrobiło. Tajemnica, którą poznajesz całkiem sam. Obawiasz się jej za życia, ale jak jest po śmierci? Nie wiadome jest to mi, bo jeszcze żyję. Jednak skoro śmierć zabiera, to zawsze można spróbować odzyskać utracone ogniwo ludzkie. - niespodziewana myśl, tak donośna i kusząca wkradła się w jego umysł. Środek przeciw śmierci to nieśmiertelność lub umiejętność wskrzeszenia zmarłych. Druga opcja jest możliwa. I ty to wiesz, Tobiramo. - głosik umysłu, który podsyca do rzeczy, będących sprzecznymi z zasadami świata. Jednak jego to nie obchodziło. Wiedział, że byłby w stanie wskrzesić zmarłego. Opcja ta wydawała się bardzo obiecująca, nawet jeżeli nie mógł być pewnym, czy osoba, którą wskrzesi będzie taka sama jak za życia. Jednak jego umysł już zdążył od rozmyśleń popaść w rodzaj obłędu. Opcja oszukania na swój sposób przeznaczenia każdego człowieka - jakim jest śmierć, wydawała się nader interesująca. Bo oszukać takiego mrocznego żniwiarza - jak to ludzie ją sobie wyobrażali było nie lada wyczynem. A on był mimo wszystko człowiekiem. Kierowały nim ludzkie powody. Do tego on tak bardzo pragnął znowu go chociażby na chwilę ujrzeć. Mieć tą chwilową okazję, by spełnić swe ludzkie pragnienie, by go dotknąć. Chociaż przez moment. Dlatego też podjął decyzję. Przywróci go do życia. Zsunął się z parapetu i udał spełnić ten irracjonalny plan.Wziął potrzebne rzeczy i opuścił siedzibę klanu niezauważony. Nawet jego brat nie miał pojęcia, o tej zakazanej miłości, którą młodszy posiadł.
  Włamał się na cmentarz wrogiego klanu. Udał się prosto do celu z łopatą i workiem foliowym z ciałem na ofiarę przerzuconym przez ramię. Po kilkuminutowym, ostrożnym marszu między grobami poległych, zgarniętych przez krwawe żniwo wojny żołnierzy, którym i on był zatrzymał się we właściwym miejscu. Spojrzał na tabliczkę, gdzie widniało nazwisko i imię jego ukochanego. Izuna Uchiha. - przeczytał w myślach. Za życia nie mógł go zdobyć, więc zrobi to po jego śmierci. Zabrał się za ogołocenie grobowca. Po jakimś czasie otworzył trumnę i czując odór śmierci na chwilę się cofnął, zgorszony smrodem, zatykając nos. Przez chwilę czuł, jakby jego żołądek się skurczył, a on sam miał zaraz mieć odruch wymiotny, ale po chwili mu minęło. Znowu zbliżył się do już otwartej trumny i wyjął z niej w fazie początkowej gnicia ciało. Wyszedł z rowu i rozpoczął rytuał wskrzeszenia. Złożył odpowiednie pieczęcie i czekał. Jego serce przyśpieszyło, a podniecenie nie wiedzą, co się stanie podskoczyło. Bo nawet on nie wiedział, co się stanie.
   Oczy martwego się otworzyły. Lśniąc złowieszczym szkarłatem. Były nieboszczyk podniósł się wolno do siadu, a potem podniósł. Jednak nie był tym samym człowiekiem, co kiedyś. Chociaż miał ten sam wygląd. Jego dusza była inna. Tobirama widząc, że powstał z martwych z początku poczuł radość, jednak ta niezwykle szybko minęła. Zastąpił ją niebywały strach, który prawie, że paraliżował go. Zorientował się, że to nie ta osoba, którą pokochał. Po jego oczach było widać mrok i kryjące się w nich czyste zło. Wskrzesił nie Izunę, a jakiegoś upiora. Jednak miał nikłą nadzieję, że jednak się myli. Chciał, by oczy nieludzko złowrogie mimo wszystko, nie przesądzały o tym, iż to nie osoba, za którą tak rozpaczał jego umysł i dusza powstała.
- Izuna? - spytał, uważnie obserwując osobę, która została zabrana z części życia pozagrobowego.
Szybko się jego nadzieja rozwiała. W momencie, gdy to co przywołał roześmiało się nieludzkim, chrapliwym  złowrogim śmiechem. Wiedział już, że nie ma sposobu, by go odzyskał. Popełnił błąd, posuwając się do czegoś takiego i go naprawi. Spojrzał na łopatę, która leżała przy jego prawej nodze. Ukucnął i sięgnął po nią. Zjawa obserwowała go swymi krwistoczerwonymi oczami, które zaczęły wykazywać rządzę krwi. Podniósł łopatę.  Demon, czy cokolwiek to było wykrzywiło usta w szyderczym, aczkolwiek przerażającym uśmiechu. Paznokcie potwora wydłużyły się, zmieniając w szpony. Rzucił się do przodu, w stronę Senju z zamiarem zabicia. Urywany krzyk, zmieszany z upiornym zawodzeniem. Stwór wbił rękę w okolicy serca Sejnu. Zaś szaro-włosy przebił podniesioną łopatą ciało wskrzeszonej istoty w miejscu, gdzie dokładnie znajdowało się serce. Czerwone złowrogie oczy zmieniły kolor na czarny. Teraz miał przed sobą osobę, którą tak kochał. Wskrzeszony młodszy brat Madary spojrzał na osobę, z której ręki zginął i teraz to on zabijał jego. Czerwone oczy Senju, wpatrywały się w niego, przez chwilę mając w sobie iskierki radości. Z ust ciekła mu czerwona posoka.
- Tobirama, co tu...- zaczął, ale mu przerwano.
- To już nie ważne. Chciałem ci powiedzieć, że cię kocham. - wygiął zakrwawione usta w uśmiechu, po czym jego ciało runęło do przodu. Izuna spojrzał na niego w szoku i złapał, opadając na kolana. Zaczął płakać. Jednak jego ciało wskrzeszone zaczęło się rozpadać. Do samego końca przytulał martwe ciało Tobiramy, by gdy prawie zniknął powiedzieć cicho.
- Ja też cię kocham. Teraz nic nam nie przeszkodzi. Już zawsze będziemy razem.- po tych słowach jego ciało całkiem się rozsypało, a jego szczątki zostały rozniesione przez wiatr.




 


czwartek, 13 lutego 2014

Krucza Miłość II

   Rankiem, gdy słońce wzeszło i zaczęło budzić wioskę swymi jasnymi promieniami dwójka shinobi w czarnych płaszczach, na których widniały czerwone chmury szła nieśpiesznie przez las. Jak zwykle przenocowali w jaskini, bo nie mieli zbytniego wyboru. Od godziny zmierzali do swojego celu. Szli okrężną drogą, bo tak było bezpiecznie i zmniejszało to prawdopodobieństwo, że kogoś napotkają na swej drodze. Jeden z nich, brunet uniósł głowę ku lazurowemu niebu, pozwalając ciepłym promieniom słońca padać na bladą twarz. Dzień zapowiada się, aż nazbyt spokojnie. Miejmy nadzieję, że naprawdę taki będzie - pomyślał i zwrócił swój wzrok na drogę, która miał przed sobą. Nawet jego towarzysz, który raczej był osobą gadatliwą jakoś się wyciszył.
  Brunetowi chyba po raz pierwszy taki spokój nie odpowiadał. Kisame nie przejmował się nigdy tym, że jego paplanina może być dla Uchihy uciążliwa i zwykle nawijał o czym się dało, dopóki jego partner nie był na granicy cierpliwości.A teraz zamiast cieszyć się, że rekin ma zamkniętą paszczę, to mu to przeszkadzało. Co za paradoks - skwitował w myślach. Nigdy nie sądził, że będzie potrzebował tej irytującej gadki.
- Co ty taki cichy dzisiaj? - przerwał tą niezmąconą dotychczas ciszę, która panowała między nimi.
- Nie wiem, może przyroda tak na mnie działa. Itachi-san czyżby ci to przeszkadzało? Zazwyczaj byłeś szczęśliwy, gdy nic nie mówiłem. Czyżby brakowało ci mojego głosu? -były członek Siedmiu Mistrzów Miecza spojrzał na niego, szczerząc swoje kły w rekinim uśmiechu.
- Nie bardzo mi to przeszkadza, jednak ty milczący to nietypowe zjawisko.
- Nie wierzę ci, ale powiedzmy, że cuda się zdarzają - odpowiedział mu towarzysz.
- Rób tak dalej, a Bogiem zostaniesz za samą umiejętność milczenia - odparł z ironią w głosie.
Ta głupia rozmowa sprawiała mu jakąś minimalną radość i przerywała ciszę, która go w tym dniu wyjątkowo drażniła. Właściciel Samehady spojrzał na niego, szczerząc swe kły.
- Itachi-san czyżby ci humor dopisywał? To bardzo niespotykana rzecz, a znam cię już trochę.
- To, że jestem Uchiha nie znaczy, że nie mam prawa posiadać humoru. Gdybym był wredny, to bym powiedział, że dzieci i ryby głosu nie mają, a ty jesteś od tego wyjątkiem, jakby brać pod uwagę tylko twój wygląd zewnętrzny. Jednak nie jesteśmy nikim więcej niż ludźmi. - brunet wrócił do swojej dawnej postawy. Hoshigaki westchnął.
- No i masz. Ty podstępna łasico, wróciłeś do swojej zwyczajnej paplaniny! - odparł, jakby z jakimś wyrzutem do niego o to.
- Masz z tym jakiś problem?
- Nie, skądże znowu.
 Po tych słowach znowu zawisło nad nimi widmo ciszy. Jednak przestała być aż tak uciążliwa.
   Szli  spokojnie, gdy w pewnej chwili usłyszeli szelest liści drzewa, a nad ich głowami pojawił się pięcioosobowy skład drużyny ANBU. Uchiha wraz z Hoshigakim zwrócili swój wzrok na nich.
- Itachi-san, co robimy?
- Głupie pytanie - dostał chłodną odpowiedź.
Oddział ANBU z Liścia zeskoczył z drzewa, atakując ich. Itachi nie miał zbytniego problemu z  dwoma przeciwnikami. Medyk, jako jedyny z oddziału nie brał udziału w walce. Po dłuższej chwili żywy był tylko dowódca z medykiem. Jednak głowa oddziału po chwili dołączyła do medyka, nakazując odwrót. Kisame spojrzał na swojego partnera do misji.
- Mamy za nimi ruszyć? - zapytał go. Brunet spojrzał na niego.
- Nie ma takiej potrzeby. Nawet jeśli Konoha się o nas dowie to nie będzie znała naszego położenia. Ruszamy dalej. - zarządził, dostosowując się do własnych słów. Hoshigaki nie sprzeciwiał się i wykonał polecenie. Z początku przemieszczali się, w sobie znanym kierunku dość szybko, ale potem znacząco  zwolnili.
   W tym czasie medyk oddziału, gdy byli pewni, że nikt ich nie ściga zajął się ranami, które poniósł ich lider. Jak skończył to czym prędzej udali się do wioski, by poinformować o wszystkim głowę wioski. Gdy stanął przed Tsunade dowódca oddziału, zdając raport co im się przytrafiło, podczas patrolowania okolic wioski. Hokage kazała zawołać do siebie drużynę siódmą.Najmłodszy z klanu Uchiha jadł śniadanie, gdy w jego mieszkaniu pojawił się jego mistrz, wchodząc przez okno i oznajmiając mu, że ma się stawić u kage. Sasuke skinął głową, a Hatake zniknął w kłębie białego dymu, by poinformować o tym resztę drużyny.
  Po piętnastu minutach cała drużyna stawiła się u Kage. Piąta spojrzała po zebranej grupie, przestając spoglądać na papiery, które walały się po biurku. Naruto jak zwykle wydawał się być podekscytowany nową misją. Sakurę wkurzał nadmierny entuzjazm kolegi z drużyny, zaś Sasuke stał ze swą niewzruszoną miną, która pozornie ukazywała, że nie jest niczym zainteresowany. Jednak Hokage wiedziała, że tak nie jest, jeżeli by go nie znała, to zapewne ten pozór wzięła by za brak zainteresowania misją, czy czymkolwiek innym. Zdawała sobie jednak sprawę, że on też jest ciekaw nagłego wezwania.
- Jeden z oddziałów ANBU natrafił na osoby z Akatsuki - zaczęła przywódczyni wioski.
   Sasuke słysząc to wyglądał, jakby bardziej się zainteresował. Uzumaki zaś jak idiota, co chwilę mówił do Hokage, by powiedziała im już cel misji, tym bardziej zniechęcając ją do mówienia dalszego, póki się nie uspokoi. Sakura, której nerwy przy nim puszczały uderzyła go pięścią po głowie, by się zamknął. Blondyn spojrzał na nią z wyrzutem i zamilkł.
- Osoby, na które wpadli to Uchiha Itachi oraz Hoshigaki Kisame. Nie wiemy, jaki jest ich cel, jednakże jak napotykają przeszkodę nie próżnują. Zabili trzech członków ANBU. Waszym celem jest podążenie za nimi, dowiedzenia się co chcą zrobić i powstrzymanie. - dokończyła im tłumaczyć cel ich misji, na końcu mówiąc gdzie byli ostatnim razem i kazała im się rozejść.




poniedziałek, 3 lutego 2014

Krucza miłość I

    Promienie słońca wdarły się do pokoju Sasuke, padając na mlecznobiałą twarz chłopaka. Otworzył oczy i po chwili położył na nie sobie rękę, bo został oślepiony przez światło. Leżał  przez chwilę, po czym podniósł się do siadu, zabierając rękę z oczu. Przeciągnął się, ziewając i wstał. Udał się do łazienki i umył. Wrócił do pokoju i przebrał, po czym spojrzał na zegarek, a jego źrenice rozszerzyły się lekko. Cholera, muszę się pośpieszyć, bo się spóźnię! - pomyślał i po chwili wybiegł z domu. Udał się, w stronę budynku, gdzie stacjonowała Hokage. Nie chciał się spóźnić, bo nawet osoba mistrza Kakashiego, który był słynnym spóźnialskim ograniczał swój nawyk do minimum. Bo nawet on ma na tyle rozumu, że był świadom iż denerwowanie piątej do dobrych pomysłów nie należy. W końcu ta kobieta tak swego czasu połamała żabiego Sannina, że był bliski śmierci. To wcale nie było pocieszające.
   Wpadł do gabinetu kage, zdyszany. Kobieta będąca w środku uniosła na niego wzrok znad papierów. Cierpliwie poczekała, aż chłopak złapie oddech. Gdy był już w stanie mówić, po biegu jakby go diabeł z widłami gonił zabrał głos.
- Jakieś wieści o aktywności Akatsuki? - zapytał, patrząc na nią uważnie.
- Tak, jednak to nie jest zespół, w którym jest Itachi. Obserwujemy ich, więc jest szansa, że dowiemy się, gdzie jest ich kryjówka. - oznajmiła mu.
Brunet skinął głową. Widać było po nim, że te informacje nie były tym, czego oczekiwał. Lepsze to niż nic - uznał w myślach. Tsunade pozwoliła mu odejść, więc wyszedł bez słowa. Schował ręce do kieszeni i spojrzał w niebo, gdy tylko opuścił budynek. Starał się na własną rękę dojść, czemu jego brat go oszczędził. Jednak nie szło mu to za dobrze. Gdy był młodszy był zaślepiony nienawiścią, która pchała go do przodu i sprawiała, że szukał siły. Jednak szkoląc się swego czasu pod okiem Orochimaru, zaczął się czasem zastanawiać nad tamtym wydarzeniem. Po prostu snuł podejrzenia, że to co powiedział mu jego brat w tamten dzień może nie być prawdą. W końcu wtedy, wydawało mu się, że on płakał. Chociaż wciąż nie wiedział, czy mu się nie przywidziało, ale jakby założyć, że naprawdę płakał, to już mógł wysnuć wniosek, iż te słowa, które zostały tamtej nocy wypowiedziane były paskudnym kłamstwem. Do tego po powrocie do wioski, po jakimś czasie Danzo, widząc, że nie jest już osobą, która ślepo podąża za nienawiścią wyjawił mu prawdę o Itachim z tamtej nocy. Westchnął. Dziś nie miał żadnych misji. Czyli dzień spędzi bez żadnych ciekawych wrażeń. Chyba, że blond włosy młotek wpadnie na jakiś genialny pomysł i go w to wciągnie. Na samą myśl uśmiechnął się ledwo zauważalnie kącikami ust. W tym momencie jego brzuch burczeniem oznajmił, że należy mu się śniadanie. Uchiha spojrzał na swój brzuch oskarżycielsko i udał do swojego domu.
    Wszedł do mieszkania, by zaraz potem udać do kuchni. Zajrzał do lodówki, po czym wyjął potrzebne mu rzeczy i zajął się robieniem śniadania.Gdy skończył, a potem je zjadł to posprzątał i poszedł do można rzec, że domowej biblioteki, która należała bardziej do ojca niżeli matki chociaż ona także z niej korzystała. Przesunął ręką po jednej z książek, czytając tytuł i po chwili odłożył. Zaczął się przechadzać, szukając czegoś odpowiedniego, co by go chociaż tytułem zaciekawiło. Wyjął jedną i udał się do swojego pokoju, gdzie usiadł na łóżku i otworzył książkę, zagłębiając się w lekturze. Rzadko kiedy coś czytał, jednak dziś nie miał ochoty nawet na trening. Nie wiedział nawet ile czasu minęło, gdy ktoś zapukał do drzwi. Odłożył książkę i wyszedł z pokoju. Domyślał się, kto to może być. :Przez chwilę cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy.
   Otworzył drzwi, a przed sobą nie ujrzał nikogo innego jak Naruto. Spodziewał się tego.
- Cześć Sasuke. - jak zwykle przywitał się nadpobudliwy ninja, jednak nie dał dojść brunetowi do słowa. - Dziś wieczorem chcemy zrobić ognisko przyjdziesz? - zapytał go wesoło.
Sasuke darował sobie przywitanie.
- Nie wiem, zobaczę. - mruknął.
- Ej no Sasuke, nie bądź taki i przyjdź! Bo dobrze wiem, że nie masz nic ciekawego do roboty - powiedział z zadowoloną miną. Uchiha zrobił minę męczennika.  
- No dobra - westchnął.
Uzumaki wydawał się dumny z tego, że go przekonał.
- Przyjdę po ciebie wieczorem - dodał Naruto z uśmiechem, a brunet skinął głową.
- Do zobaczenia - rzucił blondyn i odszedł.
 Sasuke westchnął po raz kolejny i zamknął drzwi, po czym wrócił do swojego pokoju. Znów zajął się czytaniem książki. Uzumaki natomiast poszedł powiadomić innych o ognisku. Brunetowi szybko zleciał czas na czytaniu. Gdy skończył książkę zrobił sobie obiad. Wbrew swojej woli zaczęło go zastanawiać to, co robi jego brat. Potrząsnął głową, jakby to miało pomóc mu w odgonieniu od siebie niechcianych myśli. Westchnął, starając się zająć swój umysł czymś innym niż myślami o swoim starszym bracie. Chociaż ostatnio coraz częściej zdarzało mu się o nim myśleć.
   Gdy nadszedł wieczór zgodnie z obietnicą Uzumaki przyszedł po bruneta, który prawie natychmiast mu otworzył. Młotek, w przeciwieństwie do ich mistrza potrafił być w miarę punktualny. Blondyn uśmiechnął się do niego pogodnie.
- Gotowy? - spytał i spojrzał na niego.
- Zaraz. - odparł brunet i ubrał buty, chwilę później wyszedł z domu i zamknął drzwi.
Naruto udał się, w stronę miejsca spotkania przyjaciół. Najmłodszy z niegdyś bardzo szanowanego klanu Wiosce Liścia spojrzał w niebo, które stawało się powoli coraz ciemniejsze. Chwilę potem zwrócił jednak większą uwagę na drogę, którą szedł.
  Uzumaki zaprowadził go do lasu, co jakiś czas się oglądając czy nie zgubił czasem swojego towarzysza, który podążał za nim w milczeniu. O dziwo blondyn też nic nie mówił, mimo że należał do osób gadatliwych. Brunet jednak nie zwrócił na to większej uwagi, bo uznał, że gdy tamten siedzi cicho to nawet dla niego lepiej. Szli więc w ciszy, która była przerywana jedynie przez ich kroki. Naruto zastanawiał się, o czym może jego przyjaciel myśleć, jednak nie miał pojęcia i nic sensownego nie przychodziło mu jako rozwiązanie do głowy. Nie miał zamiaru pytać, bo sądził, że gdyby chciał to by mu powiedział. Miał jedynie nadzieje, że to nic ważnego. Bo wiedział, że on jest typem, który woli załatwiać sprawy po swojemu i nie zawsze to mu na dobre wychodzi.
    W ciszy dotarli do reszty przyjaciół, którzy już czekali przy rozpalonym ognisku. Młody Uchiha zwrócił na nich swoje obojętne spojrzenie, ignorując radosne wykrzykiwanie jego imienia przez Ino i Sakurę, które częściowo zagłuszył Kiba, który robił Naruto wyrzuty, czemu im tak długo zeszło. Chciał bardziej się skupić na słowach Inuzuki, ale został złapany za ramie i pociągnięty w stronę ogniska. Spojrzał na osobę, która go ciągnęła za ramię, którą okazał się nikt inny jak młotek, który się do niego szeroko uśmiechnął i usiadł przy ognisku. Brunet przez krótką chwilę uśmiechnął ledwo zauważalnie kącikami ust i zajął miejsce obok blondyna. Shikamaru musiał zauważyć tą małą zmianę na jego twarzy, bo prawie się popluł napojem, który pił, a jego oczy lekko się wytrzeszczyły. Widocznie dla niektórych takie rzeczy w jego wykonaniu to nowość, jak w jakiejś reklamie. Po chwili jednak wzrok utkwił w ognikach tańczących w swym destrukcyjnym tańcu, odbijającym się w jego ciemnych jak otchłań tęczówkach. Przez chwilę zaczął się zastanawiać, czy to, że jego klan specjalizował się w technikach ognia oznaczało, że ich moc można uznać za destrukcyjną, a może to ich los skazał na destrukcję? Jednak zaraz przestał się nad tym rozwodzić, uznając takie niedorzeczne myśli za głupotę. Czując na sobie wzrok osoby, która siedziała obok odwrócił głowę, napotykając niebieskie tęczówki, które tak dobrze znał. Uśmiechnął się przez chwilę lekko. Tego już nikt nie zauważył, bynajmniej nie musiał martwic się o to, że ktoś się napojem udusi. Nie chciał mieć nic wspólnego z nieumyślnym spowodowaniem śmierci poprzez udławienie się napojem. Uzumaki odpowiedział mu na to szerokim, promiennym uśmiechem. Zastanawiał się jak on może prawie cały czas być uśmiechnięty i czy go od tego usta nie bolą. Jednak po chwili skarcił się, że to absurdalne. Uchiha potem już starał się nie zajmować swoimi myślami, a tym o czym mówiła i robiła reszta towarzystwa. Atmosfera była bardzo radosna. Sasuke mimowolnie doszedł do wniosku, że ostatnio czuł prawdziwą radość, gdy jego klan nie został jeszcze wymordowany i mógł spędzać czas ze swoim starszym bratem. Uniósł głowę, spoglądając w ciemne, rozgwieżdżone niebo. Przez chwilę mogło się zdawać, że się uśmiechał. Chciał by tamte chwile wróciły. Po poznaniu prawdy przestał żywić nienawiść do Itachiego. Obiecał sobie, że sprowadzi swojego brata z powrotem. Po chwili znów zaczął interesować się tym, co wyrabiała ekipa.
    Jakiś czas później rozeszli się do swoich domów. Sasuke wszedł do swojego mieszkania i zapalił światło. Zdjął buty i udał na górę do swojego pokoju. Wziął piżamę i udał do łazienki, gdzie się przebrał. Potem poszedł do kuchni, gdzie się napił wody. Oparł się o blat. Odkąd wszedł do domu czuł się nieswojo w nim. Przywykł do samotności przez te lata, ale dziś była wyjątkowo dokuczliwa. Westchnął ciężko, po czym położył się do łóżka. Zamknął oczy i zasnął.