niedziela, 15 grudnia 2019

Połączeni Przeznaczeniem

Witajcie!
To już ostatnia część tej serii. Była ona dla mnie naprawdę ciekawą odskocznią, wyzwaniem i świetną zabawą, przy wymyślaniu tematów na materiały. Chciałabym z tego miejsca podziękować Wam, czytelnikom za śledzenie jej i dość dobre jej odebranie, mimo że tematy czasem mogły wydawać się totalnie z czapy. W każdym razie mam nadzieję, że uda mi się zrobić kiedyś podobny projekt, lecz tym razem poprzeczkę sobie podwyższę i będą to jakieś shipy mieszane. No, ale na ten moment będę starać się ukończyć Kruczą. Mam tworzoną jeszcze pobocznie serię z Hashimadą au, którą też powoli kończę, a później co dalej będę pisać to pomyślimy. Bardzo możliwe, że spytam o pomoc na fp bloga, więc polecam go polubić, jeśli chcecie mieć wpływ na nowe serie! Chciałabym też życzyć Wam Zdrowych, Radosnych Świąt i Udanego Sylwestra. Autorom, jeśli jacyś to czytają sporo weny, a czytelnikom samych dobrych opowiadań do czytania!
  ______________________________________________________


   Świat, w którym każdy człowiek ma swoją bratnią duszę. Każdy należy do kogoś. Nigdy jednak nie możesz być pewien, gdzie ta osoba się znajduje lub czy kiedykolwiek ją w swoim życiu spotkasz. Większość ludzi to ekscytowało i pragnęli odnaleźć swoją połówkę.
Sebastian spojrzał na literę „J” na swojej prawej dłoni. On uznawał to wszystko za niedorzeczne. Naciągnął na rękę czarną rękawicę, zakrywając ten znak i wyszedł z domu na spacer. Nie miał zamiaru zastanawiać się nad wyrytym znamieniem, które traktował jak piętno. Ludzie chyba zapomnieli, że to nie powinno definiować czy się chce być z kimś lub nie. Naprawdę było to dla niego absurdalne. No i nie chciał spotkać swojej bratniej duszy. Nie potrafił sobie nawet takiej sytuacji wyobrazić. 
  Jim jak to miał w nawyku zajął jedną z ławek na rynku i zaczął dokarmiać gołębie. Robił to codziennie o tej samej godzinie. Obserwował walczące między sobą ptaki, słysząc rozmowę przechodzących obok dziewczyn, które zastanawiały się nad szansą odnalezienia swoich bratnich dusz. Zerknął na swoją zabandażowaną rękę, która przedstawiała imię osoby mu przeznaczonej. A raczej jej pierwszą literę. To było idiotyczne, mógł to być ktokolwiek. Ludzie, którzy według siebie znaleźli tą drugą osobę po prostu to czuli. To było dla niego całkowicie nielogiczne. Nienawidził rzeczy pozbawionych logiki.
- Uwielbiasz dokarmiać ptaki czy czerpiesz satysfakcję z tego, jak walczą o jedzenie?
- Raczej to drugie, lecz jak masz odgrywać jakiegoś obrońcę praw gołębi, to odpuść lepiej - skwitował Moriarty, spoglądając na stojącego obok chłopaka z rezerwą.
- Nie mam zamiaru. Byłem ciekaw – wzruszył ramionami, uśmiechając szeroko z zadowoleniem.
- Skąd w ogóle myśl, że mogłyby mnie cieszyć walczące ptaki? - zainteresował się i gestem wskazał nieznajomemu, aby się przysiadł. Obecnie wydał się mu nawet interesujący. Wpadały mu do głowy rzeczy, o których nie pomyśleliby zwykli szarzy ludzie.
Fascynowało go to w nim.
- Po prostu często widuję cię tu w tych samych godzinach – oznajmił, mierząc go wzrokiem. - A na miłośnika zwierząt nie wyglądasz – dodał, wzruszając ramionami.
Ten chłopak raczej kojarzył mu się z rodzajem dzieciaków, co z radością złapią muchę oberwą jej skrzydełka, później odnóża kroczne, a na końcu zgniata całego owada.
- Ciekawy sposób na postrzeganie tego – skomentował. - Sądzę, że to prosty rodzaj hobby, choć twoje spojrzenie na moją obecność tutaj było ciekawe
- Oh, w takim razie wybacz. Dałem się najwyraźniej ponieść wyobraźni.
  Sebastian tak wspominał dzień, w którym po raz pierwszy poznał Jima. Okoliczności były dość nietypowe, ale to nie miało teraz dla niego znaczenia. Jego uwagę skupiał odwijany powoli bandaż, jakby jego towarzysz miał wewnętrzną nadzieję, że mu to odpuści. Nic z tego. W końcu zdjął go całkiem i oczom Morana ukazała się na wnętrzu dłoni litera „S”. Zrobiło mu się gorąco, a on sam miał wrażenie, że rytm jego serca przyśpiesza. Zgodnie z ich umową po chwili sam pozbył się jednej rękawiczki z dłoni, a oczom Moriarty’ego ukazało się „J’’. Obserwował jak jego ciemne oczy rozszerzają się w szoku. Cofnął się.
- Chyba nie sądzisz, że my – zaczął po raz pierwszy w życiu całkowicie zestresowany.
Nie spodziewał się tego, nawet jeśli miał jakieś przeczucia, które skutecznie ignorował. Teraz jednak te litery wbiły mu się w pamięć, a nad głową kpiąco zakrakały mu wrony zwiastujące nieszczęście. Był wewnętrznie przerażony tym co z tego wszystkiego wynikało. 
Nie miał kontroli nad sytuacją, która dotyczyła sfery emocjonalnej. Miał ochotę się wycofać, przeklinając w myślach siebie, że podjął się tego głupiego pomysłu zaproponowanego przez Sebastiana. Musiał coś wymyślić, jakoś odzyskać wewnętrzną równowagę. W końcu nie chciał, aby te litery wszystko zniszczyły. One nie mają prawa mieć takiej siły. Właśnie przy tej myśli został nagle przyciągnięty za przód koszuli przez Sebastiana, który agresywnie wpił się w jego usta, aby po chwili odsunąć się z zadowolonym uśmiechem.
- Nie musisz od tego uciekać. Ja wszystko rozumiem. Jestem w końcu ci przeznaczony.
Jim odetchnął z ulgą, nie zdając sobie do tego momentu sprawy ze wstrzymywania powietrza w płucach, podczas nerwowego oczekiwania.
- Sądzę, że takiemu przeznaczeniu chętnie się poddam – stwierdził z pewnym siebie uśmiechem. Zawahanie, chęć ucieczki i niepewność minęła. Mógł znów być sobą.
Na ironię, jako szczęśliwy dawny niedowiarek, bo łaskawy los pozwolił mu spotkać właściwą osobę.