niedziela, 3 listopada 2019

Niebezpieczne Zapędy

Witajcie!
Przybywam dziś z przedostatnią częścią MorMorowego wyzwania!
Ostatnia część pojawi się w grudniu!
A od Nowego Roku możliwe, że uraczę was kolejnym rozdziałem Kruczej Miłości!
______________________________________________________

  Sebastian wieczorem wyszedł, aby załatwić zlecenie na jednego z pomniejszych gangsterów, który próbował połączyć siły niszy kryminalnej, żeby przeciwstawić się rządom Moriarty’ego. To zabójstwo miało być dla takich śmiałków ostrzeżeniem.
Siedział ukryty w jednym z opuszczonych budynków, czekając aż jego cel zacznie tamtędy przechodzić. To była jego standardowa ścieżka z siłowni do domu.
W czasie oczekiwania na swoją ofiarę zaczęło go nękać złe przeczucie, które wręcz nakazywało mu jak najszybciej zakończyć to wszystko. Właśnie to sprawiło, że był wdzięczny obecności ekipy sprzątającej za budynkiem. Gdy tylko ujrzał swój cel, to bez patyczkowania się posłał pocisk prosto w głowę mężczyzny. Zaraz skontaktował się ze sprzątaczami, aby zajęli się odpowiednio ciałem. On sam udał się do samochodu, aby z piskiem opon odjechać. Uczucie niepokoju nasiliło się w nim, a z każdą chwilą wydawało mu się coraz bardziej dokuczliwe. Nie podobało mu się to ani trochę, zwłaszcza z powodu tego, że jego szef został w apartamencie sam i bywał dość nieobliczalny w swoich czynach. Mógł mieć jedynie nadzieję, że dadzą sobie radę bez niego tym razem.
  Zaparkował samochód i wysiadł pośpiesznie, mając wrażenie osiągnięcia apogeum niepokoju. Wybrał zamiast windy schody, pokonując je zwinnie po dwa stopnie. W międzyczasie wygrzebał z kieszeni klucze, aby móc jak najszybciej otworzyć drzwi.
Gdy wszedł do środka przywitała go absolutna cisza.
- Jim, wróciłem! - krzyknął, lecz nie dostał żadnego odzewu, co przyprawiło go o dreszcz trwogi. Sięgnął po pistolet, który był ukryty pod kurtką w kaburze na żebrach i zaczął przeszukiwać po kolei pomieszczenia, zachowując przy tym należytą ostrożność.
W chwili, gdy dotarł do łazienki doznał szoku, widząc swego szefa z podciętymi żyłami, a gdzieś w kałuży szkarłatnej posoki leżał jego nóż. Otrząsnął się jednak szybko, aby wziąć ręczniki i prowizorycznie zatamować krwotok, a drugą ręką wybierał numer alarmowy.
Czekał na przyjazd służb, trzymając nieprzytomnego szefa w ramionach i czując winę za każdym razem, gdy spoglądał w stronę własnego noża. 
  Siedział pod salą szpitalną nieco roztrzęsiony i wciąż nie potrafiący pojąć, dlaczego to się wydarzyło. Próbował sobie przypomnieć czy cokolwiek w zachowaniu jego szefa mogło sugerować taki przebieg wydarzeń. Dotychczas udawało mu się zapobiegać podobnym wyskokom, choć już nie raz Napoleon Zbrodni przystawiał sobie lufę do skroni.
- Może pan wejść – oznajmił lekarz, opuszczając pomieszczenie. - Obudził się – dodał po chwili, odchodząc w swoją stronę.
Zerwał się na te słowa niemal od razu i wszedł na salę, spoglądając niemal machinalnie na jego zabandażowane ręce. Jim odwrócił głowę w stronę zabójcy, mierząc go oskarżycielskim spojrzeniem, co zbiło nieco snajpera z tropu.
- Czemu mnie uratowałeś? - rzucił twardym tonem, starając ukryć się kryjący w nim wyrzut.
Moran znał go jednak na tyle długo, aby tą niepasującą nutę wyłapać.
- Bo mam obowiązek cię chronić. - odparł, bo to było najwygodniejszą odpowiedzią.
Zwykle w tego typu sytuacjach załatwiało sprawę. Tym razem jednak było nieco inaczej.
Dłoń Jima zacisnęła się w pięść, a na białym bandażu zaczęły prześwitywać kropelki krwi.
- Jasne, choć jak wyraźnie tego nie chcę, to powinieneś tego nie robić. Wróciłeś za szybko, dlaczego? - zapytał, nie kryjąc złości w głosie.
- Miałem po prostu złe przeczucia i widzę, że się nie myliłem – skwitował snajper, mierząc go spojrzeniem. - Co ważniejsze, co tobie strzeliło do głowy tym razem?
Jim, gdy padło to pytanie, wyraźnie się zasępił. Jego wojownicza postawa zniknęła, a on sam zastanawiał się, jakiej powinien udzielić odpowiedzi. Jeśli miałaby być to prawda, to zdecydowanie trudno byłoby mu ją wyjaśnić. Nie miał jednak przygotowanego żadnego
dobrego scenariusza na kłamstwo. Pozostało mu powiedzieć tylko prawdę.
 - Bo czułem pustkę, której nie byłem w stanie zapełnić - wyznał w końcu, czując jak ten ciężar przestaje być przytłaczający aż tak.
- Pustkę? Możesz mieć cały świat u stóp z twoim umysłem. Takie rzeczy są przejściowe – uznał snajper.
- Też tak na początku uważałem. Ona jednak nie chciała zniknąć. Nie pomagały nowe gry z braćmi Holmes. Nie wiem czego mi brakuje, ale nie chciałem już tego czuć, Sebastian. Doprowadzało mnie to do szału, a że nikt by się moją śmiercią nie przejął, to uznałem to za dobry pomysł. Moje imperium przypadłoby tobie, więc…
- Nie mów już nic więcej – przerwał mu Moran w połowie zdania. - Twoją śmiercią przejąłbym się ja, bo cię kocham, durny szefie.