piątek, 20 lipca 2018

Prezent Urodzinowy.

   Jim popatrzył na kalendarz, siedząc przy stole w kuchni z niedojedzonym tostami. Zbliżał się powrót jego snajpera z misji. Miał wrócić do domu w dniu swoich urodzin. On do tej pory nie znalazł pomysłu na prezent. Wcześniej nie miewał z tym problemu, lecz teraz chciał mu podarować coś nietypowego. Coś, czego się nie spodziewa i na pewno nikt inny by mu tego nie dał. Pragnął, aby zapadło mu to na długo w pamięć. W końcu te urodziny były wyjątkowe. Ich relacja uległa w tym roku zmianie, więc danie nietuzinkowego prezentu było z tej okazji dobrym pomysłem. Zapamięta ten czas na długo, bo ludzki umysł dokładnie spamiętuje wielkie dla nas przeżycia. Konsultant jednak miał problem, co mógłby mu sprezentować. Postanowił sobie pomóc. Wstał i wziął kartkę i długopis. Na środku napisał imię zabójcy i wyprowadził od niego kilka strzałek. Zaczął wypisywać rzeczy, które on lubił. Wymienił ulubiony rodzaj broni, jedzenia, nawet alkoholu. W końcu znalazł idealny materiał na prezent. Zdecydowanie to będzie oryginalne. Sięgnął po telefon i uprzednio sprawdził kilka rzeczy, a niedługo później wyszedł po odbiór.
  Drzwi otworzyły się z cichym szczękiem zamka. Moran się zdziwił, widząc jak ciemno jest w całym mieszkaniu. Nie sądził, że jego szef pójdzie tam wcześnie spać, ale po nim można się spodziewać wszystkiego. Odstawił walizkę na bok i po omacku poszukał włącznika. Gdy światło rozbłysło rozebrał się, a udał z walizkami, ale zatrzymał się przy salonie, który oczywiście był pogrążony w mroku. Zmrużył oczy, widząc zarys sylwetki siedzącej na kanapie. Znowu postanowił oświetlić pomieszczenie. Widok, jaki zastał go zaskoczył – Jim siedział, a na stole stała przygotowana przez niego kolacja.
- Myślałem, że śpisz.
- Nie za wcześnie dla mnie? - zapytał rozbawiony. - Chciałem cię przywitać. - po tych słowach podszedł do zabójcy, aby go przytulić. Cieszył się, że wrócił do niego bezpiecznie. Zabawne, ale kiedyś nie pomyślałby, by mógł się kiedykolwiek o kogoś martwić.
- Chodź jeść – odsunął się, aby chwilę później zasiąść z Moranem do stołu.
Po zjedzeniu kolacji Jim wstał i wyszedł na chwilę, aby zaraz wrócić z opaską na oczy w dłoni.
- Co ty knujesz? - spytał snajper totalnie zbity z tropu.
- Nic złego. Nie martw się nie przywiążę cię do krzesła i nie ucieknę. - stwierdził, przewracając oczami. - Zamknij oczy.
Moran spoglądał na niego chwilę nieco niepewny, ale spełnił polecenie. Miał naprawdę nadzieję, że nie zgodził się na eksperyment, którego później pożałuje.
Moriarty zasłonił mu oczy, a później ostrożnie poprowadził. Udało mu się zrobić to na tyle umiejętnie, aby jego ochroniarz się nie poobijał, choć prawie wszedł mu we framugę. Dał radę mimo wszystko doprowadzić go do celu.
Zatrzymał się z nim na środku pokoju i puścił jego rękę. Chwilę później odsłonił mu oczy. Sebastian zamrugał parokrotnie i popatrzył na łóżko zdziwiony. Przetarł oczy, nie dowierzając temu co widzi. Podszedł bliżej, dopiero teraz wierząc, że to nie są żadne omamy. Na kocyku rozłożonym na jego łóżko spał mały tygrysek.
- Wszystkiego najlepszego, Sebastian – odezwał się Jim, spoglądając na Morana, który delikatnie pogłaskał swój pogrążony we śnie prezent po łebku.
   Sebastian popatrzył na Jima i uśmiechnął szeroko. W sumie to on o tym całkowicie zapomniał. Cieszył się jednak niezmiernie, że ktoś o nim pamiętał. Po tej myśli przyciągnął swego, czasem bardzo ludzkiego psychopatę do siebie i pocałował w podzięce. Pierwszy raz od bardzo dawna ktoś mu zrobił urodziny.

niedziela, 8 lipca 2018

Dzień Niespodziewanego Całusa.


    Dzień wydawał się zwyczajny, a przynajmniej jednym z tych, które mógł takim określić. Żadnych rewelacji, szalonych pomysłów jego szefa. Spędzał czas na pomaganiu Moriarty’emu na przekopywaniu zleceń. Jedną robotę musiał wykonać wieczorem, a do tego czasu pilnował swego przełożonego. W głowie układał już plan morderstwa, dopóki nie wyrwał go z zamyślenia głos geniusza.
- Idę na ta akcję z tobą.
Moran na te słowa zmarszczył brwi, zerknął na zegarek, który wskazywał, że będzie się trzeba za niecałą godzinę zbierać. W końcu popatrzył na siedzącego obok Napoleona Zbrodni. Widząc jego wyraz twarzy, który zdecydowanie upewniał go w tym, iż temat jego obecności przy tym zleceniu nie podlega dyskusji. Westchnął cicho. Nie podobało mu się to. Nie rozumiał, czemu chciał tam być. To zlecenie nie było czymś widowiskowym, co brunet lubił zwykle oglądać. Miał tylko nadzieję, żeby jego towarzyszowi nie przypadło do gustu rozpraszanie go. On lubił to robić i zazwyczaj skutecznie odwracał jego uwagę.
   Na miejscu byli pół godziny wcześniej, bo chciał się tu jeszcze rozejrzeć, aby mieć pewność, że wybrał najdogodniejsze miejsce do oddania strzału. W końcu ruszył na dach, aby rozstawić sprzęt i czekać. Cieszył się cieszył ze strony konsultanta, nie myśląc nad tym, jaki ten spokój jest nietypowy. Rozłożył karabin i oczekiwał, obserwując teren przez celownik. Moriarty usadowił się obok i przyglądał się obskurnej budowli z naprzeciwka. Niebawem usłyszeli nadjeżdżający samochód. Snajper uśmiechnął się pod nosem i położył na ziemi, kładąc palec na spuście. Samochód zatrzymał się w idealnym miejscu do oddania strzału, tak jak było umówione z prostytutką, która miała tu zwabić ich cel. Szef małostkowego gangu nie chciał się podporządkować, więc musiał posprzątać śmieci. W końcu rządy jego Króla były absolutne. Kobieta wysiadła, a chwilę później za nią mężczyzna. Nie zdołał nawet do niej podejść, bo chwilę później padł na ziemię.
- Ją też zabij – usłyszał cichy szept.
   Moran bez słowa wykonał polecenie, kobieta przed maską samochodu upadła bez życia na ziemię.
Była naprawdę naiwna, skoro myślała, że zostanie oszczędzona, gdy im pomoże. Żadnych świadków. Sebastian podniósł się do siadu i zerknął na siedzącego obok bruneta. Wydawał się być zadowolony, a to zawsze cieszyło w jakiś sposób zabójcę.
- Dobra robota, Sebby – odezwał się Jim, odrywając spojrzenie od dwóch trupów w oddali. Chwilę później pochylił się i złączył swoje usta oraz snajpera w krótkim pocałunku.
W końcu zasłużył na nagrodę.