niedziela, 21 listopada 2021

Nieuchronne przeznaczenie

   Pain zmierzył spojrzeniem obecnych w pomieszczeniu członków organizacji przy okrągłym stole. Miał już się odezwać, gdy zegar wskazywał, że zebranie powinno zacząć się dwadzieścia minut temu. Drzwi nagle otworzyły się z hukiem, a przez nie wpadł blondyn wraz ze swoim partnerem, który wykrzywiał twarz w grymasie irytacji. Akasuna spojrzał na lidera, wyraźnie łagodniejąc w swojej rozwścieczonej postawie.

- Wybacz, za spóźnienie. Ten idiota zgubił się, próbując wyjechać z lasu za pomocą nawigacji – wyjaśnił, spoglądając znacząco na winowajcę zdarzenia.

- W porządku. Siadajcie – westchnął, czasami zastanawiając się za jakie grzechy największa organizacja przestępcza na tym świecie przypominała mu pracę w przedszkolu.

- Jak wiecie, nasz obecny zleceniodawca Fugaku jest zainteresowany plotką głoszącą, że Senju Hashirama eksperymentował nad stworzeniem człowieka całkowicie sztucznie – zaczął, analizując ich reakcję na te słowa.

Itachi na wspomnienie o swoim ojcu nawet się nie skrzywił. Chociaż ten wygnał swojego jedynego syna, bo mu się przeciwstawił.

- Z obserwacji tego miejsca przez Itachiego i Orochimaru wynika, że mały chłopiec, który przebywał w towarzystwie Senju z dnia na dzień stał się dorosły.

- Niby jakim cudem? Na nawozie go chował? - zakpił Hidan, który głównie był idiotą i z jakiegoś powodu nieśmiertelnym fanatykiem religijnym. No i jedyną osobą, której Kakuzu nie był w stanie zabić. Musieli więc ze sobą współpracować, bo nie mieli wyboru.

- Pewnie podobnym jak ciebie zrobili – rzucił kąśliwie Deidara do jashinisty.

Siwowłosy podniósł się gwałtownie ze swoje miejsca, przewracając przy tym krzesło.

- Coś czuję, że dawno ci mordy nie obito, blondi – warknął, mając zamiar już do Deidary podejść, ale został przytrzymany za tył koszulki. Odwrócił głowę, w stronę trzymającego go osobnika. - Puszczaj, Kakuzu – rzucił z nieskrywanym wyrzutem w głosie.

- Nie, bo nie mam zamiaru obrywać za twoje głupie wyskoki rykoszetem. To nieopłacalne.

- Hidan, siadaj – mogli usłyszeć dotychczas milczącego lidera, który obserwował tą szopkę.

Zwyczajnie zacząłby się z nim kłócić, lecz minimalny gniew i powoli wymykająca się cierpliwość z jego tonu sprawiły, że odpuścił. Jego towarzysz przestał trzymać go za ubranie, a on postawił wywrócone krzesło i na nim zaraz usiadł. Przybrał pozę najniewinniejszego człowieka na ziemi, a może i w całej galaktyce. Miał cichą nadzieję, że dzięki temu nie zostanie ukarany. Rudy nawet nieśmiertelnego masochistę był w stanie zmusić do posłuszeństwa, choć mogło się wydawać, że przemoc w tym przypadku nic nie da.

  Pain przesunął po tej radosnej ferajnie wzrokiem.

- Mogę już zaczynać czy ktoś jeszcze ma zamiar pobłaznować? - zapytał z takim chłodem, że aż Zetsu drgnął i rozejrzał wokoło, zatrzymując na nim swój rozbiegany wzrok. Nie zaczął się jednak sam ze sobą kłócić, jak to bywało, gdy coś nagle go wyrwało z jego świata. Wyglądało na to, że nie chcą już rozrabiać. Odchrząknął, aby skupić ich uwagę na sobie.

- Wracając, misja będzie polegała na schwytaniu żywych Hashiramy i jego obiektu doświadczalnego – oznajmił, przesuwając po nich kolejno spojrzeniem. - Główną grupą uderzeniową będą; Itachi, Orochimaru oraz Deidara z Sasorim – dodał, widząc minę niezbyt zadowolonego blondyna, który miał na tyle rozumu, żeby pojąć jaki to typ roboty. Nie będzie mógł zbombardować żadnego miasta.

- Zabezpieczeniami związanymi z kamerami zajmie się Tobi. Zresztą wiecie, że w razie elektronicznych problemów, zgłaszać się do niego – stwierdził, stając za plecami osoby, o której mówił. - Prawda?

W efekcie zamaskowany chłopiec podskoczył wystraszony i zaczął krztusić gumą rozpuszczalną.

- Tak jest! - zdziecinniały informatyk odpowiedział i zasalutował mu przy tym.

- Zetsu natomiast będzie tam na przeszpiegach w pobliskiej bazie wojskowej. Hidan i Kakuzu, zostaniecie jego wsparciem – zarządził, kończąc tym samym rozdzielanie im zadań.

- Jakieś pytania? - zapytał, wracając na swoje miejsce u szczytu stołu.

- Po co mamy pomagać Zetsu? Przecież on zwykle pracuje samotnie.

- Po to Hidan, żeby w trakcie zadania drugiej drużynie armia nie zwaliła się na głowę – wyjaśnił, niczym małemu dziecku.

Jashinista skrzywił się nieusatysfakcjonowany. Nie wyglądało na to, aby mógł złożyć ofiarę swemu Bogu na tej robocie. Zrobienie porządnego rytuału nieco jednak trwało.

- Dlaczego idzie z nami Orochimaru? - rzucił zobojętniałym tonem Akasuna, lecz wzrok jaki utkwił w Painie ukazywał wyraźnie, że miał ku temu pytaniu powody.

Na pewno inne od ich wspólnej niechęci względem siebie. Nawet chyba wiedział jakie.

- Bo jest osobą, która najlepiej orientuję się w laboratoriach i mam nadzieję, że uda mu się obrać najszybszą drogę do celu. Wy musielibyście głównie błądzić po omacku. A tu liczy się czas – zakończył spokojnie.

Mistrz trucizn zastanowił się dłuższą chwilę nad tym wyjaśnieniem. Naprawdę pragnął znaleźć cokolwiek, aby wywalić go z drużyny. Niestety lider miał co do tego rację.

Kiwnął jedynie głową, poddając się myśli, że ten cholerny gad ma największe pojęcie na temat nowoczesnych laboratoriów.

  Orochimaru widząc zrezygnowanie Sasoriego nie krył swojego zadowolenia, które nie spodobało się siedzącemu przy lalkarzu Deidarze. Cóż za wierne szczenię swojego mistrza – pomyślał z kpiną.

- Wygląda na to, że nie ma więcej pytań – zaczął rudy, zawieszając na moment głos, aby się w tym upewnić. Jakby komuś coś się nagle przypomniało, bo i tak bywało. - W takim razie rozejść się – dodał po chwili, obserwując jak wstają ze swoich miejsc i zmierzają do wyjścia, aby rozpocząć przygotowania.

piątek, 29 października 2021

Rezonans dusz

  Madara dużo rozmyślał na temat ich ostatniej rozmowy. Starał się pogodzić z tym kim był, wyciszyć żal do jeszcze nie poznanych mu wrogów. Usiłował pojąć ten świat, gdy wraz ze swoim stwórcą przemierzał miasta. Spoglądał na pędzących ludzi, którzy wydawali mu się zatraceni w wirze swoich codziennych spraw. Wydawali mu się nieczuli, zadufani w sobie. Nie zwracali uwagi na otoczenie. Na osoby, będące naprawdę biedne wielu z prośbą o kupienie jedzenia patrzyli z pogardą. Ewentualnie nie wierzyło. Jeszcze inni traktowali, choćby osoby rozdające ulotki, niczym duchy. Odwracali wzrok, udając ślepych. Kontrastem do tego ponurego obrazka był Senju, który często pomagał komuś, gdy wydawał się tego potrzebować. On sam czasem z trwogą starał się nie zastanawiać jak mało osób, by się ruszyło komuś do pomocy. Jak wielu by odwróciło wzrok czy też stchórzyło i uciekło. Ten świat mu się nie podobał, a raczej tryb, gdzie skupiasz się tylko na jednostkach. Każdy żył w swojej klatce. Czy w takich systemie da się żyć tak, jakby chciał dla niego Hashirama? Wydawało mu się to tylko idylliczną wizją, gdy analizował ludzi.

- O czym tak myślisz? - usłyszał za swoimi plecami i odchylił nieco głowę w tył, aby móc spojrzeć na Hashiramę. 

- Nic szczególnego mnie nie zastanawia – stwierdził, wracając zainteresowaniem do krajobrazu. Czasem myślał o tym, co Senju ma takiego w sobie, że czuł się przy nim wyjątkowo dobrze. Zdarzało się nawet, by jego najdziwniejsze pomysły na jakieś wynalazki, gdy o nich opowiadał wydawały się możliwe do zrealizowania, choć sam Madara podchodził do tego sceptycznie. Zdecydowanie miał w sobie coś wyjątkowego. On nie potrafił tego pojąć, mimo że przecież spędzał z nim naprawdę wiele czasu. Był w pewnym stopniu poza jego zasięgiem. Mógł jedynie ufnie za nim podążać, jak robił to do tej pory lub obrać inną drogę. Przeniósł na niego spojrzenie, gdy ten wyraźnie czerpał radość z oglądania roślin skąpanych w blasku promieni porannego słońca. Patrzenie jak cieszył się z czegoś tak wydawało się zwyczajnego wprawiało go w dobry nastrój i ogarniało go przyjemne ciepło, które wędrowało falami po jego ciele. Nie rozumiał tego odczucia. Właściwie wiele rzeczy związanych z nim było, niczym emocjonalna zagadka. Potrafił tylko z całą pewnością uznać, że są one pozytywne. To było w tym wszystkim najważniejsze. Miał jeszcze dużo czasu, aby go lepiej poznać, zrozumieć ideały jakimi się kierował. W końcu to pierwotnie była ważna część tego, że w ogóle istniał. Chciał za ten dar stworzenia mu się w jakiś sposób odwdzięczyć, mimo tego że wcale nie musiał.

- Jakie są najważniejsze wartości w życiu człowieka? - spytał, w sumie chcąc odnaleźć taką również dla siebie, choć różnił się od normalnych ludzi, więc nie był pewien czy to będzie dla niego możliwe. Chciał jednak wiedzieć.

- Jest ich wiele. Rodzina, honor lub coś zupełnie innego. Tyle ile ludzi tyle i wartości jakie wyznają i rzeczy, które są dla nich cenne. Każdy odkrywa sam co jest dla niego priorytetem. Ty też w końcu go znajdziesz – zapewnił, uśmiechając się przy tym lekko.

Zastanowiły go te słowa. Wymienione przez szatyna przykłady w żaden sposób do niego nie pasowały. Nie posiadał żadnej rodziny, nie wiedział czy miał honor.

- Skąd masz taką pewność? - zapytał, nie kryjąc nawet swojego sceptycyzmu. Nie był taki jak zwykli ludzie, więc nie pojmował tej pewności.

- Każdy prędzej czy później potrzebuje takiej wartości. Nie ważne czy jesteś stworzony w laboratorium czy zrodzony przez człowieka. Musisz mieć coś, co pozwala ci iść dalej, pcha do przodu. Kiedyś to zrozumiesz.

- Więc czym ja się teraz kieruję? Według twoich słów stoję po prostu w miejscu – stwierdził, marszcząc brwi.

Senju zaśmiał się, słysząc jego słowa w pierwszej chwili.

- Ty jesteś na etapie poznawania świata Na tym się skupiasz i to jest twój cel – wyjaśnił.

- Więc tak to wygląda – kiwnął głową w geście zrozumienia.

Miał jednak wrażenie, że to jest nie do końca prawda. Było coś jeszcze, lecz nie umiał tego uchwycić. Nie potrafił zidentyfikować co kryło się między wierszami. Wiedział jednak, że za śmianie się z niego trzeba zapłacić. Właśnie z tego powodu mało delikatnie dźgnął swego nic nie spodziewającego się towarzysza w żebra.

Hashirama podskoczył w miejscu, wydając z siebie krótki okrzyk zaskoczenia.

- Za co to?! - spojrzał na niego totalnie oburzony.

- Za śmianie się ze mnie – stwierdził całkowicie poważnie.

Nadchodzącą absurdalną kłótnie przerwał ryk silnika i czerwonego, sportowego samochodu, który zatrzymał się przy drodze nieopodal wejścia do laboratorium. Uchiha zmarszczył brwi i obserwował samochód. Nikt wcześniej tutaj nie przyjeżdżał i z tego co było wiadomo, to miejsce było utrzymywane w ścisłej tajemnicy. Z pojazdu wyszedł białowłosy mężczyzna, który od razu ruszył w ich kierunku. Brunet w pierwszym odruchu nieco się zgarbił, przez co w sumie ułożenie jego wiecznie sterczących włosów upodobniło go nieco do jeża.

- Spokojnie – rzucił Hashirama, widząc jego dość bojowe nastawienie, które mimo wszystko rozumiał. - To jest mój młodszy brat, Tobirama – wyjaśnił, gdy drugi Senju do nich dotarł i zmierzył wzrokiem istotę, o której dotychczas wiedział tylko z jego opowieści, jakie poniekąd traktował pobłażliwie. - A to jest Madara – dodał po chwili, obserwując jak obaj mierzą się dość nieufnymi spojrzeniami.

Westchnął ciężko. Będzie musiał nad tym popracować.

- Mamy dziś klanowe zebranie – przypomniał mu.

- O nie! Totalnie o tym zapomniałem! - odparł spanikowany, rozglądając się na boki, jakby w poszukiwaniu ratunku. Nic jednak jego nadejścia nie zapowiadało.

- Domyśliłem się, dlatego przyjechałem po ciebie wcześniej, bracie – uspokoił go, bo powoli zaczynał wpadać w panikę. To było dla niego takie typowe. - Zbieraj się, poczekam w samochodzie – dodał i odwrócił się, aby udać w kierunku pojazdu.

Madara chciał odprowadzić go wzrokiem, lecz nagłe złapanie go za nadgarstek i pociągnięcie zniweczyło te plany.

- Chodź! - zakrzyknął entuzjastycznie doktor Senju, totalnie ignorując fakt, że go za sobą ciągnie, niczym jakiś wózek na zakupy.

Uchiha był na tyle zdezorientowany, że dopiero, gdy stalowe drzwi laboratorium się za nimi zamknęły wyrwał się z uścisku i spojrzał na szatyna, który odwrócił się w jego stronę.

- Będziesz musiał zostać na jakiś czas tutaj – oznajmił nieco przepraszającym tonem.

Czuł się źle, że podczas swojej nieobecności ograniczał mu wolność, ale robił to dla jego dobra. Wierzył też, że on to rozumie. Nie chciał, aby mu się coś stało jak go nie będzie, a takiej możliwości nie mógł niestety wykluczyć. - Ja postaram się wrócić niedługo – zapewnił.

- Jasne. Nie musisz się śpieszyć – oznajmił, spoglądając na jego twarz.

Wiedział, że w głębi siebie czuł się winny takiego zamykania go pod kloszem. Spędzanie z nim czasu nauczyło Madarę, że jest on zwykle dość prostym i szczerym człowiekiem.

- A teraz idź już, bo nie dość, że zebranie wypadło ci z głowy, to jeszcze się spóźnisz – oznajmił z rozbawieniem, obserwując jak na jego twarzy wykwitują pierwsze zarysy paniki.

- Cholera! Masz całkowitą rację! - zakrzyknął i energicznie rzucił się ku jednemu z pomieszczeń, aby móc się przebrać.

- Głupawy jak zwykle – podsumował brunet, kręcąc z politowaniem głową.

Niedługo później słyszał tylko miarowo oddalający się ryk silnika. Został całkiem sam.

  Uchiha dłuższy moment delektował się ciszą związaną z samotnością. Stan ten nie trwał niestety zbyt długo, bo zaczęła mu doskwierać nuda związana z bezczynnością. Skierował swojego kroki do kuchni i podszedł do lodówki, gdzie na magnes była przyczepiona mała, kwadratowa, żółta karteczka. Był nieco zaskoczony, bo rano nic nie znalazł. Miał z Hashiramą pewien rodzaj umowy, jeżeli jest sprawa, którą odkładają na później, ale jest ważna – będzie tego typu przypomnienie dumnie wisieć na tej skrywającej wszelkie dobra puszce. Tak samo było w przypadku zadań, nad którymi miał pomyśleć samodzielnie. Obecnie na skrawku papieru widniało następujące polecenie; Wymyśl imię dla papugi!

- Naprawdę – rzucił po przeczytaniu tych słów, wzdychając. Zastanawiał się czy to takie ważne. Obecnie nie miał jednak lepszego zajęcia dla siebie, więc udał się do salonu, gdzie przy kanapie na okrągłym stoliku stała klatka z kolorowym ptakiem. Usiadł i przyjrzał zwierzęciu, które przysunęło się i wsadziło dziób w kraty, spoglądając na swojego właściciela ciekawsko, przechylając przy tym lekko łepek. Zaczął głowić się nad kwestią imion, lecz w głowie miał całkowitą pustkę, a jak już o jakimś imieniu pomyślał to mu się nie podobało. Ewentualnie byłoby obraźliwe dla przyszłego posiadacza. Nie chciał, aby wzbudzało u innych śmiech. Lubił to stworzenie.

- Poddaje się – powiedział zrezygnowany. Nie był w stanie nic dobrego wymyślić. - Znajdź dla mnie imiona męskie i zacznij je czytać. Możesz przytaczać jakieś ciekawostki z nimi związane – oznajmił w przestrzeń, wyglądając przy tym zapewne jak szaleniec zwracający się do pustki. Wiedział jednak, że wcale tak nie jest. Byłą tu aktywna sztuczna inteligencja, będąca jak nienamacalny i wszechobecny Bóg tego miejsca. Nadzorowała i wiedziała wszystko.

  Jego prośba została spełniona i po chwili mechaniczny głos zaczął mu wymieniać całe tabuny ludzkich imion, czasem zatrzymując przy jakimś na dłużej. Rozłożył się na kanapie wygodnie, bo czuł, że trochę im to zajmie.

- Stop – rzucił nagle, gdy nareszcie znalazł odpowiednie dla ptasiego towarzysza imię. - Nazwę cię Izuna – stwierdził zadowolony.

Teraz mógł zabrać się za nauczanie jej mowy. Po zakupieniu jej zagłębił się w wiedzę o tych ptakach i uznał tą możliwość za fascynującą. Papugi zdecydowanie były niesamowicie inteligentne i wyjątkowe. W tym świecie nie natknął się na inne zwierzęta, które potrafiłyby posługiwać się ludzkim aparatem mowy. Zajęło go to na dobre kilka godzin, gdzie starał się odnaleźć sposób, aby nauczyć Izunę mówić cokolwiek. W końcu mu się udało, chociaż wymagało to od niego naprawdę dużych pokładów cierpliwości oraz smakołyków. Był jednak zadowolony z osiągniętego efektu. Przerwał naukę, wstając i przeciągając się, bo w czasie wejścia w roli nauczyciela podniósł się do siadu, by mieć kontakt ze swoim latającym uczniem. Spojrzał znowu na wersalkę i położył na niej, planując odpocząć tylko na chwilę, lecz to wystarczyło, aby zmorzył go sen. 

  Hashirama wrócił dość późno, choć wcześniej zakładał, że uda mu się urwać. Rozejrzał się, gdy całość laboratorium była pogrążona w mroku, który rozświetlał się, gdy przechodził przez kolejne pomieszczenia.

- Madara? - rzucił, mając nieodparte wrażenie, że jest tu zdecydowanie zbyt cicho.

Obawy minęły w momencie, gdy znalazł go pogrążonego we śnie. Uśmiechnął się, aby zaraz przykryć go kocem i uspokojony odejść zająć się jakimś farmaceutycznym projektem.

 

 


sobota, 25 września 2021

Dorosłość

  Proces ten zajął całą noc. Hashirama bezustannie czuwał nad jego bezpieczeństwem. Nie miał pewności, że to się powiedzie i wiele ryzykował. Nie mógł jednak tego nie uczynić, skoro chciał mu dać szansę na normalne, ludzkie życie w społeczeństwie. Czuł pewną nerwowość, gdy usłyszał, że proces został ukończony. Drzwi od komory otworzyły się, ukazując dwudziestoletnią wersję Madary. 

Zerknął na odczyty, które wskazywały, że był ewidentnie żywy. To go najbardziej cieszyło. Nie mógł stwierdzić jak przyjął całą operację, zwłaszcza słysząc krzyki w niektórych chwilach. Był jednak bez wyjścia, musiał to zrobić dla jego przyszłego dobra. Teraz pozostało mu czekać, aż się obudzi. W tym celu przeniósł go do łóżka i siedział przy nim, zastanawiając się jak to wszystko dalej się potoczy. Nie musiał w końcu niczego akceptować. Mógł tylko wierzyć, że będzie chciał to zrobić. 

Impulsy, które przeszły przez jego ciało w ciągu nocy, sprawiły, że nawet teraz miał wrażenie, że krążą po jego ciele, niczym intruz z wrogimi zamiarami. Finalnie i tak docierał do celu, podstawowego rdzenia każdej rozumnej istoty – mózgu. Wbijał łapczywie swe szpony w niewiedzący za wiele dziecięcy umysł, siłą zmuszając do rozwoju. On nie miał wyboru, musiał poddać się sile informacji, lecz jednocześnie nie zatracić się w tym wszystkim, aby nie doprowadzić siebie do obłędu. Pojęcie tego gwarantowało mu zwycięstwo. Odniósł je po tej ciężkiej walce. 

  W końcu uchylił powieki, choć wydawały mu się wręcz mosiężne. Zmrużył oczy, które zaraz zasłonił ręką. Światło w pomieszczeniu niesamowicie raziło go w oczy.

- Jak się czujesz?

- Całkiem znośnie, ale jestem zdezorientowany – przyznał, wzdychając ciężko. - Co właściwie mi zrobiłeś? - spytał, widząc oczywiście znacząca zmianę w swoim wyglądzie. Nie był już dzieckiem.

- Musiałem przyśpieszyć twoją fazę wzrostu. Do tego sprawić, aby w twoim umyśle były wszystkie najważniejsze informacje oraz umiejętności potrzebne do przetrwania w tych czasach – wyjaśnił.

Zmarszczył brwi na te słowa. Nie podobało mu się to, bo czuł instynktownie, że kryje się za tym zdecydowanie coś więcej. Wyczuwał niebezpieczeństwo.

- Dlaczego to wszystko zrobiłeś?

Hashirama westchnął, przymykając na moment oczy. Doskonale wiedział, że ten moment finalnie nadejdzie. Zastanawiał się wiele razy, jak ma mu to wszystko wyjaśnić tak, aby go nie znienawidził. W końcu jego stworzenie było powiązane z piętnem.

- To jest dla twojego dobra – zaczął, mając naprawdę duże opory przed tym tematem.

Jego obowiązkiem jednak było przekazanie mu tego, aby wiedział. - Zostałeś sztucznie stworzony od podstaw. Jest to przełomowe dla nauki, lecz także może być wykorzystane w złym celu. Gdyby wojsko o tobie wiedziało, mogłoby wymagać ode mnie, żeby zrobić z ciebie broń lub wytworzyć w ten sposób całą armię bezwzględnych zabójców. Jak zauważyłeś, jestem w stanie cię modyfikować – oznajmił, obserwując reakcję na te wieści, zanim przejdzie do najważniejszego.

Madara wysłuchał go uważnie i z każdym kolejnym słowem w jego głowie panował coraz silniejszy huragan myśli. Naprawdę nie rozumiał tego wszystkiego. Sprowadzało się to jednak do jednego, zasadniczego pytania, dzięki któremu powinien wiedzieć wszystko.

- W takim razie, dlaczego mnie stworzyłeś?

- Bo czułem się samotny. Nie dlatego, że nie otaczam się ludźmi, bo spędzam z nimi czas. Nie miałem zrozumienia do moich poglądów. Pragnąłem stworzyć dla siebie kompana – przyznał mu się do swojego egoizmu. - Gdy spędzałem z tobą czas pojąłem, że mój pierwotny cel był głupotą – dodał po chwili.

- Dlaczego tak uważasz? Nie znam twoich ideałów.

- To nie jest już ich kwestia – pokręcił głową. - Zrozumiałem, że stworzyłem żywą istotę, której nie chce kontrolować. Przeciwnie, chcę obserwować twoje wybory. Ocenę tego świata, ale przede wszystkim chciałbym, abyś mógł spokojnie żyć. Zrozumieć czym jest szczęście, Madaro – stwierdził, mając nadzieję, że nie narzuca mu swojej woli. Chciał po prostu jego dobra. Zasługiwał na nie, bo obecnie mógł na jego przyszłość sprowadzić kłopoty, na które chciał go przygotować.

  Po wysłuchaniu tego co jego opiekun miał do przekazania, nie był pewien czy nie czuje się jeszcze bardziej zagubiony. Nie wiedział co powinien o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony dowiedział się o zatajonym wcześniej niebezpieczeństwie. Rozumiał po części jego powód – nie chciał go o tym informować przedwcześnie. Zresztą był wtedy dzieckiem, więc może uważał, że nie pojąłby powagi sytuacji.

Podniósł się z niewielkim trudem do siadu, czując od razu lekkie zawroty głowy. Senju chciał mu w tej czynności pomóc, lecz odrzucił te próbę, zerkając przy tym na niego i widząc w tych ciemnych tęczówkach ból. Z jakiegoś powodu poczuł się z tym źle i w obowiązku do wyjaśnienia mu swojego stanowiska.

- Nie patrz tak. Chcę być samodzielny – stwierdził, lekko naburmuszonym tonem, słysząc jego śmiech w odpowiedzi, który przyniósł mu ulgę. Nie lubił, gdy był nieszczęśliwy. Właśnie. Szczęście. Wyglądało na to, że mylił się sądząc, że jego istnienie będzie dążyć do narzuconego celu. Faktycznie doktor podzielił się z nim swoją wolą, ale ostateczna decyzja należała do niego.

- A co jeśli moja droga nie będzie wiodła do szczęścia? - spojrzał na niego uważnie.

Nie mógł mieć przecież pewności, że obierze prawidłową ścieżkę. Jak wtedy go będzie postrzegać? Będzie go piętnować, a może po prostu w takim przypadku znajdzie zabezpieczenie, aby nie sprawił żadnych kłopotów. Posiadanie prawdziwej woli, mimo tych przeciwnych ścieżek wydawało mu się zakłamaniem. Szukał podstępu, bo to inaczej wydawało się skrajną głupotą.

- Jeśli tak się stanie, to trudno. Raczej winien będę ja – przyznał otwarcie, po chwili palcem stukając go w pierś. W miejscu, gdzie powinno znajdować się jego serce.

- Wierzę jednak, że w środku jesteś dobry – dodał z delikatnym uśmiechem, wstając.

- Połóż się i odpocznij. Ja teraz się prześpię, a potem do ciebie wrócę – oznajmił, ziewając przeciągle i zaraz potem opuścił pomieszczenie.

Spoglądał na drzwi, które zamknęły się moment wcześniej. Spuścił głowę w dół, przykrywając twarz włosami. Nie zauważył nawet jak jego ręka sama powędrowała bezwiednie do miejsca, w którym go dotknął. Zastanawiał się nad tym co usłyszał.

Czy naprawdę był dobry? Skąd u jego stwórcy taka wiara i siła przekonań?

Uśmiechnął się lekko, czując bicie własnego serca pod palcami. Takie spokojne i rytmiczne. Ludzie są naprawdę fascynujący i zadziwiający. Będzie musiał nauczyć się o nich więcej. Stać się jak oni. Z tą myślą położył się z powrotem na materac i pozwolił sobie na odpoczynek.

wtorek, 31 sierpnia 2021

Faza Wzrostu

   Pierwsze co ujrzał to była jasność. Uniósł dłoń do oczu i osłonił się od światła. W laboratorium było niebywale ciemno, nie spodziewał się tego. Chwilę zajęło, aby jego wzrok przyzwyczaił się do takiego światła. Ujrzał drogę, która prowadziła w kierunku lasu. Po jej drugiej stronie łączyła się z nim łąka. Ten prosty widok zrobił na nim niesamowite wrażenie. Obrócił głowę, w kierunku Senju, który jedynie się uśmiechnął i pobiegł ścieżką, wbiegając na łąkę. Słyszał cykanie owadów, zerkał na zrywające się do lotu motyle. Pochylał się i wąchał kwiaty. Świat zewnętrzny wydawał mu się naprawdę niesamowity. Zatrzymał się w swojej wędrówce widząc kopiec, który oblegały małe zwierzątka.

Hashirama niemal z rozczuleniem przyglądał się temu procesowi poznawania otoczenia.

Czasem trudno było mu uwierzyć, że stworzył tak niesamowitą istotę. Nie żałował udanego eksperymentu, patrząc jak te wszystkie emocje jedna przez drugą się przeplatają. Miał prawo do życia. Podszedł bliżej, gdy chłopca widocznie coś zainteresowało na dłużej wśród traw.

Zerknął mu przez ramię, chwilę obserwując niesamowite skupienie na bladej twarzy.

- To mrowisko – wyjaśnił, w końcu zwracając całą uwagę onyksowych tęczówek na siebie.

- Mrowisko – powtórzył w zamyśle, jakby smakował nowe słowo. - Co one robią? - wskazał palcem żyjątka, które tam pracowały. Nie potrafił tego rozgryźć.

- Mrówki znoszą jedzenie i inne potrzebne im do przeżycia rzeczy. Z nazwy są to robotnice, a pod ziemią znajduje się królowa, którą chronią – wyjaśnił, obserwując dziecięcą fascynację objaśnieniami.

- Myślisz, że ludzie są jak mrówki? - spytał Madara, zerkając na swego towarzysza.

- Trochę tak, choć nawet momentami wydaje mi się, że mrówki, jako stworzenia stadne bywają od nas mądrzejsze – zaczął, widząc zainteresowanie w oczach Uchihy.

- Potrafią stać się, niczym jeden organizm, podczas gdy ludzie zaczęliby pożerać siebie nawzajem. Na przeciwko mrówek jesteśmy często egoistyczni, gdzie one poświęcają się dla swojej królowej bezgranicznie jej strzegąc.

Słuchał doktora Hashiramy uważnie, niczym zaczarowany. Jego słowa, choć niekoniecznie przychylne dla gatunku ludzkiego go hipnotyzowały. Doceniał go niesamowicie za ten dar gawędziarstwa, dzięki czemu najbardziej oklepany temat wydawał się ciekawy i wyjątkowy. Zmuszał go też do refleksji, więc jego głowę zaprzątała myśl; jaki jest odpowiednik królowej dla człowieka? Chciałby wiedzieć czy w ogóle coś takiego ma sens.

Postanowił spróbować odnaleźć kogoś takiego w swoim życiu, bo miał wrażenie, że świat go pod tym względem nie rozczaruje.

- Kim jest królowa w tym świecie? - zapytał na głos, chcąc wiedzieć czy jego teoria miała jakiś sens.

Senju był zaskoczony tym pytaniem – zastanowił się chwilę nad tym, marszcząc lekko brwi.

- Sądzę, że to mocno indywidualna sprawa. Każdy ma różne priorytety, aby coś chronić lub kogoś za wszelką cenę – wyjaśnił, spoglądając na chłopca.

Madara kiwnął lekko głową, widząc, że jego podejrzenia były słuszne. Hashirama sięgnął do dłoni bruneta, którą złapał zaczynając iść do miejsca, z którego przybyli.

- Chodź, teraz pokażę ci życie w mieście – oznajmił, kierując się do podziemnego garażu.

Dostał w odpowiedzi pytające spojrzenie, bo jego towarzysz nie wiele z tych słów zrozumiał. Niedługo później został wprowadzony do dziwnego rodzaju robota i zapięty w siedzeniu, a przynajmniej tak uważał, dopóki nie poznał nazwy maszyny – samochód.

   Profesor usiadł za dziwnym kółkiem, aż w końcu ruszyli i opuścili bazę.

- Nareszcie! - mruknął blondyn, gdy opuścił krzaki, w których dotychczas koczował ze swoim partnerem. Pozbył się gałązek z długich, jasnych włosów oraz innych śladów natury na swoim odzieniu.

- Pośpiesz się, nie możemy ich zgubić – usłyszał obojętny, lecz nieznoszący sprzeciwu ton.

Westchnął ciężko, wyraźnie niezadowolony, a po chwili gnał za towarzyszem do wozu.

Zaraz potem wyjechali z dość zawrotną prędkością z lasu. Blondyn wbity w fotel pasażera w duchu zaczął odmawiać modlitwę, choć wcześniej nie był religijny.

- Zaczynam wątpić czy to był dobry pomysł, abyś to ty prowadził – stwierdził, gdy pojazd po raz kolejny podskoczył na wybojach.

- To nie moja wina, że twój aviomarin słabo działa. Mogłeś wziąć go więcej – usłyszał kąśliwą uwagę od swojego towarzysza.

Prychnął niezadowolony.

- Choroba lokomocyjna nie ma z tym nic wspólnego – obruszył się – Nie moja wina, że jesteś beznadziejny jako kierowca – dodał złośliwie, zerkając na swojego kompana kątem oka.

W odpowiedzi dostał dość nieprzyjemne spojrzenie orzechowych tęczówek.

- Zamknij się, jeśli nie chcesz mnie zezłościć – ostrzegł, ale te słowa wystarczyły.

Nie odezwał się więcej słowem, nawet w momencie, gdy dogonili swój cel obserwacji, który finalnie zaparkował na rynku. Dość upierdliwa lokacja, aby móc śledzić przez ilość ludzi.

   Uchiha obserwował ludzi i całą okolice w jakiej się znalazł. Mógł z całą pewnością stwierdzić, że życie tutaj jest dużo szybsze. Mieszkańcy rozpierzchli się na wszystkie strony, całkowicie pochłonięci swoimi sprawami. Było zupełnie inaczej niż wśród przyrody, gdzie panował spokój, ład i harmonia. Najbardziej jednak interesowały go, jak zdołał już poznać poprawne określenie – wystawy sklepowe.

Wcześniej widział jednak sklep ze zwierzętami. Słyszał dobiegający ze środka śpiew ptaków, choć jedynie przechodził. Zatrzymał się i złapał szatyna za rękę, ciągnąc go z powrotem z dziecięcym zapałem.

Senju spojrzał na niego zdezorientowany, ale był także ciekaw, gdzie go zaprowadzi.

- Mówię ci mistrzu śle – zaczął blondyn, który przez ludzką grupkę znów stracił z widoku ich obiekty obserwacji. Mógł mieć tylko nadzieję, że jego partner wciąż ma ich na oku. Właśnie miał narzekać na beznadziejne warunki pracy, lecz Akasuna nagle i niespodziewanie przyciągnął go do siebie by pocałować. Nie dziwiłoby go to zachowanie, gdyby nie byli właśnie w pracy. Właśnie dlatego w pierwszej chwili stał, niczym skamieniały z szoku. Odzyskał rezon, gdy przed jego oczami przebiegły osoby, które śledzili. Sasori zaraz potem odsunął się, a wszystko stało się dosyć jasne.

- Deidara powinieneś uważać jak kłapiesz jadaczką – stwierdził chłodno Akasuna i udał w kierunku pobliskiej ławki, a jego towarzysz ruszył posłusznie za nim.

Czuł się niesamowicie głupio w tej chwili, więc nawet nie próbował się usprawiedliwiać.

- Gdzie oni właściwie zniknęli? - zapytał po chwili.

- Są w sklepie zoologicznym.

  Madara, gdy wszedł do środka pierwszym, co ujrzał była dość spora klatka z dwoma kolorowymi ptakami. Jeden z nich miał różnokolorowe pióra żółte, czerwone, niebieskie, a nawet gdzieś chyba dostrzegał odcień zieleni. Drugi natomiast miał mniej skomplikowane upierzenie o kolorystyce niebiesko-żółtej. Oba były naprawdę piękne.

Podszedł bliżej, aby móc się im lepiej przyjrzeć. Pierwszy pierzasty zdecydowanie skradł jego serce, gdy uczepił się kratek nogami i wystawiła poza nie dziób w oczekiwaniu na smakołyka. Aż żałował, że żadnego przy sobie nie miał. Udał się wgłąb sklepu, aby obejrzeć resztę zwierząt. Były naprawdę urocze i ciekawe, ale nic nie przykuło jego uwagi tak jak zrobiły to papugi. Opuszczając sklep rzucił im jeszcze ostatnie, tęskne spojrzenie, które nie umknęło uwadze jego opiekuna. Nasunęło to Senju pewien pomysł, gdy kierował się do samochodu, aby zabrać chłopca w jeszcze jedno ciekawe miejsce.W chwili, gdy stanęli przed bramą z napisem podświetlonym migoczącymi kolorowymi lampkami i głoszącymi: ,,Wesołe Miasteczko’’ – Uchiha stał, niczym urzeczony. 

To miejsce wydawało mu się mistyczne i niesamowite, choć widział tylko zarys jednej z większych karuzeli.

  - Chodź – usłyszał, aby zaraz zostać wziętym za rękę i przeprowadzonym przez wejście.Z czasem, gdy brnął coraz dalej, obserwując nowe obiekty i słuchając objaśnień czuł się, jakby zdobył klucz do innego wymiaru. Wypróbowanie tych wszystkich rzeczy sprawiło mu naprawdę wiele radości. Najbardziej podobało mu się, gdy słuchając opowieści o rodzajach papug, które dziś widział w sklepie, obserwował cały park rozrywki z samej góry, bo akurat wtedy do tego punktu na Diabelskim Młynie się wznieśli. 

  Sasori wraz z Deidarą wciąż prowadzili obserwacje, gdzie blondyn zaczął pochłaniać wielką, różową watę cukrową. Akasuna miał dziwne wrażenie, że jego towarzyszowi zaczęło się tutaj całkiem podobać. Zaraz jednak zaczęli opuszczać to miejsce, gdy przejażdżka ich celów zakończyła się, zaś oni sami widocznie też mieli zamiar wyjść. Blondyn zaczął w zawrotnym tempie kończyć jedzenie, bo nie spodziewał się, aby jego partner pozwolił mu dojeść w samochodzie. Dostałby zapewne wykład, że wszystko od waty będzie się lepić, a nie zamierzał jej wyrzucać. 

   Hashirama spojrzał na roześmiane i wyraźnie szczęśliwe oblicze chłopca, gdy kierowali się do wyjścia. Chciał go takim zapamiętać i miał nadzieję, że ten dzień zachowa się w jego pamięci, bo jednak nie będzie mu dane mieć długiego dzieciństwa. Pragnął mu to tym dzisiejszym dniem wynagrodzić. W drodze powrotnej zatrzymał się ponownie przed wcześniej odwiedzonym sklepem zoologicznym. Madara wbił w niego pytające spojrzenie, bo nie wiedział czemu tu wrócili.

- Podobały ci się papużki, prawda? - zagadnął chłopca.

- Tak – przyznał mu ochoczo rację.

- Kupie ci ją. Będziesz musiał ją jednak sobie dobrze wychować – zastrzegł i chwilę później wracali do domu z kolorowym, pierzastym towarzyszem w klatce, od którego brunet nie potrafił oderwać wzroku. Był pewien, że dobrze o nią zadba.

W czasie, gdy Sasori z Deidarą byli na miejscu czekała na nich inna grupa, która ich zmieniała, a oni mogli udać się zdać raport.

Senju w laboratorium odłożył klatkę z ptaszkiem, spoglądając na Uchihę.

- Madaro, zrobię ci teraz pewne badanie. Zajmie to trochę czasu, ale jest potrzebne. Po nim będziesz miał jednak większą wiedzę o świecie i będziesz starszy.

Brunet tylko kiwnął głową i wszedł do komory. Ufał profesorowi.

Jedyne co usłyszał, nim dziwny hełm wylądował na jego głowie to: Faza wzrostu rozpoczęta.

 

 

piątek, 6 sierpnia 2021

Poznanie świata

 Witam i zapraszam na kolejny rozdział Obiektu!

______________________________________________________

  Na sprawdzeniu dotychczasowych wyników badań i wprowadzeniu paru zmian w systemie spędził większość nocy.

- Czcigodny Hashiramo jest godzina siódma – odezwał się zmechanizowany głos sztucznej inteligencji, która nadzorowała cały eksperyment podczas jego nieobecności. Była też kompanem rozmów dla obiektu. Właściwie to dzięki niej potrafił mówić. Senju jednak zamiast się obudzić jedynie mruknął coś niewyraźnie pod nosem i wtulił bardziej twarz w swoją rękę. Zabawne. 

Madarę jej słowa wybudziły od razu, a teraz obserwował jak mechaniczna ręka dotyka ramienia naukowca i bardzo szybko się cofa. Szatyn czując dotyk poderwał się dosyć gwałtownie, że krzesło zdołało się odchylić z nim mocno i chwilę później z hukiem wylądował na podłodze. Brunet przyglądał się temu i nawet nieznacznie uśmiechnął, bo wydawało mu się to całkiem śmieszne. Zaraz jednak ten wyraz rozbawienia spełzł z jego ust, gdy zobaczył jak doktor się krzywi. Nie zauważył nawet, kiedy przemieścił się bliżej szklanej ściany i przyłożył do niej dłoń. Dziwnie się czuł w tej chwili, jakby wir niepewnych emocji przewiercał się przez jego ciało. Nie potrafił ich nawet zidentyfikować. Odczyty aparatury podskoczyły znacząco. 

  Szatyn rozejrzał się z pewnym zagubieniem po pomieszczeniu. To była zdecydowanie gwałtowna pobudka, bo przez moment nawet nie wiedział co się stało ani gdzie się znajduje. W chwili, gdy głośne pikanie dobiegło jego uszu otrzeźwiał. Spojrzał na maszynę, a później wstał i odwrócił w stronę Madary z lekkim uśmiechem.

- Cześć – przywitał się, obserwując jak zmartwienie i niepewność zastępuje ulga.

- Cześć, profesorze – odparł i odsunął się od szyby, do której był przez dłuższy moment przyklejony niczym jakiś glonojad.

Nie rozróżniał bodźców, które nim kierowały. Czuł się tamtą sytuacją w pewien sposób przejęty. Był jednak pewny, że nie podobały mu się te emocje i zbyt często nie chciałby ich czuć.

Senju usiadł przy komputerze i dłuższą chwilę panowała między nimi cisza, którą przerywał dźwięk rytmicznego stukania w klawisze.

- Co dzisiaj będziemy robić profesorze?

Szatyn uniósł głowę i popatrzył na chłopca.

- Nauczę cię życia poza komorą, Madaro – oznajmił z lekkim uśmiechem, obserwując jak na twarzy bruneta maluje się zaskoczenie zmieszane z ciekawością.

- Kiedy? - starał się, aby jego głos był beznamiętny i nie okazywał zbyt dużego zainteresowania. Nie chciał, aby naukowiec się rozmyślił w tej decyzji przez jego jakieś nierozważne zachowanie.

- Niedługo. Muszę wpisać ci nowy program – uznał, spoglądając na zegarek, który wskazywał parę minut po siódmej.

Uchiha pokiwał głową i przyglądał w milczeniu jak smukłe palce jego twórcy wybijają rytm na klawiaturze. W głębi duszy nie mógł się doczekać, aby zobaczyć świat.

Senju za to wprowadzał rzeczy, które według niego będą mu niezbędne do funkcjonowania w obecnym społeczeństwie. Teraz była ostatnia okazja, aby w taki sposób mu przekazać ważne rzeczy, dopóki jego mózg był chłonny jak gąbka. Będzie mógł zabezpieczyć go jak najlepiej potrafił, a sztuką było, aby za bardzo nie zaśmiecić mu przy tym umysłu. Musiał pisać to z rozwagą. Nie chciał przypadkiem zniszczyć mu psychiki.

Odchylił się na krześle i odetchnął, gdy w końcu główna część była gotowa. Spojrzał wprost na wpatrzone w niego onyksowe tęczówki, które lśniły ekscytacją przez ich plan na dzisiejszy dzień.

- Musisz dać mi jeszcze trochę czasu – powiedział do chłopca i pochylił znowu nad klawiaturą, zaczynając pisać ukryty program, który uruchomi się w naprawdę wyjątkowych sytuacjach. Szatyn miał w głębi siebie cichą nadzieję, aby ta procedura nie musiała być nigdy przez niego używana.

   Madara czekał spokojnie, co rusz upominając samego siebie w myślach, że cierpliwość mu się opłaci. Przyglądał się pracy doktora, zastanawiając się co on tam robi. Był bardzo skupiony i wydawał się bardzo ostrożny, jakby pisanie na komputerze było czymś, co trzeba robić delikatnie i precyzyjnie. Ten widok tym bardziej ostudzał jego dziecięcy zapał, aby się odezwać i rozproszyć tą koncentrację.

Hashirama w końcu dał radę skończyć i przeciągnął się w fotelu, zaraz spoglądając na bruneta, który podszedł bliżej szyby szklanego naczynia, które od momentu stworzenia było jego odpowiednikiem domu. Widział w jego spojrzeniu całe to zniecierpliwienie jakie musiał przezwyciężyć.

- Tak, teraz pokażę ci świat – zakomunikował i nacisnął guzik, który zaczął opróżniać zbiornik, jak płyn całkowicie został odprowadzony szklana pokrywa uniosła się, a metalowa ręka sztucznej inteligencji zdjęła maskę z ust chłopca i odpięła od rury, która w tamtych warunkach dostarczała mu tlenu.

Rozejrzał się zdezorientowany. Po raz pierwszy był poza szklaną powłoką i praktycznie od razu odczuł chłód. Spojrzał na swoją rękę, która niemal od razu pokryła się gęsią skórką. Hashirama podszedł i opatulił go ręcznikiem, pomagając mu zejść. Chłopiec wydawał się nieco oszołomiony, przytłoczony nowym odczuciem. Senju spodziewał się tego, więc pomógł mu się wytrzeć i wysuszyć, a później ubrać.

Szedł korytarzem, czując się niepewnie w nowej sytuacji. Obawiał się świata zewnętrznego, mimo że wiele razy o tym wyjściu marzył. Kiedy stanęli przed drzwiami, które prowadziły na zewnątrz, poczuł jak jego serce przyśpiesza i ogarnia go jakieś mniej mu znane uczucie, przyprawiające go o dreszcze na całym ciele. Był jednak pewien, że jego obawy przegrały z kretesem z ciekawością.

Hashirama spojrzał na Madarę, który zwrócił na niego swoją uwagę. Wyglądał na zagubionego. Senju posłał mu jedynie w odpowiedzi ciepły uśmiech i otworzył drzwi.

 

środa, 21 lipca 2021

Prolog ''Cud''

 Witam! 

Przybywam z nowym opowiadaniem.Chociaż pojęcia nie mam czy ktoś tu jeszcze coś czyta.

______________________________________________________

   Ciężkie metalowe drzwi otworzyły się po wpisaniu kodu dostępu. Słyszał kroki, które zmierzały w jego stronę. Uchylił powieki i spojrzał na wysokiego, brązowowłosego mężczyznę w białym kitlu. Jego Stwórca. Człowiek, któremu zawdzięcza wszystko. Uśmiechnął się lekko, a ten to odwzajemnił. Mężczyzna podszedł do jednego z urządzeń, które kiedyś przedstawił mu jako komputer. Był naprawdę dobrym naukowcem. Nie mógł się doczekać, aż będzie mógł zobaczyć świat. Opuścić probówkę. Teraz jednak był czas badań.

   Hashirama jak zwykle udał się do swojego największego eksperymentu, a zarazem najniebezpieczniejszego. Stworzył człowieka od samego początku tylko przy użyciu nauki i teorii, która była właśnie chłopcem w jednej z komór. Zdecydowanie nie spodziewał się dobrego rezultatu, gdy rozpoczynał ten projekt. Teraz czuł się jednak szczęśliwy. Zastanawiał się czy uda im się nawiązać jakąś pozytywną relacje. Zaprzyjaźnić. Gdzieś w głębi siebie pragnął, aby Madara, bo tak nazwał obiekt był kimś kto będzie bardziej rozumiał jego poglądy. Zwykli ludzie niekoniecznie zawsze się w tego typu sprawach sprawdzali. Często też traktowano go zbyt pobłażliwie, choć może sam sobie swoim charakterem na to zapracował. Nie był w stanie się jednak pod tym względem zmienić.

Zerknął na ekran, który właśnie na piśmie przekazywał mu myśli obiektu. Usiadł przy komputerze, zastanawiając się czy jak za jakiś czas go wypuści też będzie czuł się tak z nim związany. W końcu pragnął, aby miał wolną wolę. Mógł żyć jak chce. Został inaczej stworzony, ale byli tym samym gatunkiem. No, może on jednak był nieco ulepszony. Zabezpieczenie na jego przyszłość, która łatwa nie będzie. O tym eksperymencie nie wiedział nikt inny. Rząd wpadłby w panikę albo co gorsza pragnąłby, aby zbudował im tak armię.

wtorek, 6 kwietnia 2021

Krucza Miłość Dodatek #3

   Drzwi do pokoju skarbnika Akatsuki zostały otworzone z hukiem i impetem, wyrywając właściciela pomieszczenia z matematycznego amoku.

- Kakuzu! – wydarł się doskonale znany mu intruz na wejściu. – Lider cię do siebie wzywa! – dodał.

- Przestań się wydzierać, skończony debilu – przywitał go Kakuzu siedzący na łóżku przy otwartej walizce z pieniędzmi, którą zamknął i schował pod łóżkiem.

- Ej, mógłbyś być trochę milszy, skoro przekazałem ci informację i przesunąłem plan, aby się modlić! – rzucił srebrnowłosy z wyrzutem.

- Cóż za łaskawość z twojej strony. Całkowicie zbędna. Idź się następnym razem modlić, a nie forsować mi drzwi. Tylko to twoje bełkotanie do Boga ci widocznie w życiu wychodzi, skoro nie potrafisz jak człowiek korzystać z drzwi - stwierdził zgryźliwie i uchylił przed kosą, która pomknęła w jego kierunku.

- Niech cię szlag, nigdy w życiu już cię o niczym nie poinformuję – fuknął wściekły jashinista, biorąc kolejny zamach na swojego współpracownika.

Zamaskowany tym razem nie usunął się broni z drogi tylko ją sprawnie uchwycił. Pociągnął kosę do siebie dość gwałtownie, przez co przyciągnął do siebie również Hidana, którego wolną ręką chwycił za gardło i uniósł nieco do góry.

- No to świetnie, bo nie potrzebuję twojej pomocy w zdobywaniu informacji – warknął, zaciskając nieco mocniej uchwyt na jego krtani. Fiołkowe oczy na te reakcję rozbłysły dziko.

Kakuzu obrzucił go spojrzeniem przepełnionym obrzydzeniem. Pieprzony masochista, wkurzała go ta cecha. Rzucisz takim o ścianę to jeszcze się ucieszy. Zawsze można było urwać mu ten głupi łeb, ale jedynie dorzuciłby sobie niechcianej roboty. Puścił go, niczym jakąś szmacianą lalkę. Szarowłosy się rozkaszlał, bo widocznie jego nieśmiertelne ciało zatęskniło za większym dopływem tlenu.

- A teraz wynoś się stąd, skoro mam złożyć wizytę liderowi. Chcę mieć pokój w nienaruszonym stanie, a tobie chyba śpieszy się na modlitwę – uznał kąśliwie i patrzył jak nieproszony gość wstaje, rzucając pod jego adresem wiele nieprzyjemnych epitetów.

Zatrzymał się w drzwiach i zerknął na niego przez ramię przepełnionym złością spojrzeniem.

- Policzymy się później – warknął i wychodząc trzasnął drzwiami.

Nawet on nie chciał wystawiać cierpliwości ich przywódcy na zbyt długą próbę. Zresztą o tej wizycie, którą miał złożyć skarbnik nie wiedział wszystkiego. On za te traktowanie nie będzie go ostrzegał. Z tą pocieszającą myślą udał się w kierunku pokoju, do którego żaden z członków organizacji dobrowolnie wolał nie wchodzić, a jego partner do misji cieszył się, że nosi maskę, aby się modlić.

   Kakuzu z zadowoleniem przyjął wyniesienie się z jego lokum jashinisty. Nie miał zamiaru go tutaj zostawiać, aby go okradł albo zamienił całe to pomieszczenie w zgliszcza. Obietnica późniejszego rozliczenia także nie zrobiła na nim wrażenia. Zamknął drzwi od swojego pokoju i ruszył jednym z wielu misternie splecionych korytarzy. Zatrzymał się w końcu przed właściwymi drzwiami i zapukał.

- Wejść – usłyszał pozwolenie niemal natychmiast.

Nacisnął klamkę, wchodząc do pomieszczenia i rozglądając. Rudowłosy siedział za biurkiem, mając za plecami czarne drzwi prowadzące do jego pokoju. Nie wyglądał jednak ich przywódca, jakby był w dobrym humorze. Był tu jeszcze Deidara z Sasorim, gdzie ten pierwszy zbladł jak ściana. Przypisał tej dwójce nastrój lidera, choć Akasuna pewnie obrywał po prostu rykoszetem. Jemu samemu też się zdawało, że wylądował tutaj przez swojego niereformowalnego partnera do misji. Dodatkowo obaj byli idiotami. 

- Świetnie, że w końcu raczyłeś się zjawić – przywitał go tym komentarzem pozornie obojętnie, lecz wyczuwał w tonacji ogromną warstwę chłodu. Musiało się coś ostro schrzanić.

W myślach nawet odtworzył to co robił w ostatnich dniach, poszukując jakiegoś swojego przewinienia. Nie wydawało mu się, aby zasłużył na jego gniew. Wolał mieć raczej z nim dobre stosunki. Do dziś nie potrafił rozgryźć siły, którą posiadał. Przeczuwał też, że kryje się za tym dużo więcej i przy rekrutacji nie dostał nawet ułamka tego, co naprawdę ten człowiek potrafi. Na swój sposób był dla nich wszystkich tajemnicą. Nie odpowiedział jednak na słowa, jakie zostały d niego wypowiedziane. Wystarczyło mu jedno zerknięcie w hipnotyzujący fiolet oczu, aby być pewnym, że wiedział w jakiś sposób co go zatrzymało.

- Kakuzu powiedz mi co było cztery dni temu – Pain postanowił ponownie zabrać głos.

Zamaskowany zmarszczył brwi, czując się totalnie zdezorientowany tym pytaniem. Zawołał do siebie aż cztery osoby, aby wiedzieć jaki był dzień tygodnia cztery dni wstecz? Chyba oszalał.

- Niedziela – odpowiedział, pomimo swoich daleko wysuniętych wniosków.

- I co było w niedzielę? – ciągnął dalej temat.

Kakuzu nic z tego nie rozumiał. Czuł się, niczym dziecko wypytywane z tematu, na którym było nieobecne i nie zdążyło nadrobić materiału. Zaczął się zastanawiać jakiej odpowiedzi od niego oczekuje.

  Słyszał stłumione głosy, które zaczęły zaburzać jego bardzo czujny sen. Osoby rozmawiające co jakiś czas milkły, lecz ledwo zdołał przewrócić się na drugi bok i próbować dalej spać – dyskusja zaczęła toczyć się od nowa. Zirytowany podniósł się do siadu i wyplątał nogi z kołdry.

- Naga – urwał, słysząc głos osoby, którą miał zamiar zawołać za drzwiami.

Zapalił lampkę nocną i podszedł do drzwi, żeby posłuchać o czym mówią. Przynajmniej oszczędzi Uzumakiemu zdawania relacji. Miał też przeczucie, że może być całkiem zabawnie. Wczoraj wrócił z Wioski Deszczu do bazy i od rozmowy z Konan w salonie chodził niezadowolony.

  Cisza jaka zapadła po zadanym prostym pytaniu zaczynała być irytująca. Wyglądało na to, że żaden z tych trzech imbecyli nie miał pojęcia o czym mówił. Zbiorowa amnezja na pewno nie wchodziła w grę.

- Nic wam do głowy nie przyszło? – zapytał, mierząc spojrzeniem całą wezwaną do siebie trójkę.

Deidara podniósł na niego swój wzrok i wypalił:

- Wypłata? – rzucił dość niepewnie, zwracając na siebie uwagę zarówno skarbnika jak i swojego nemezis, jeśli chodziło o tematy związane ze sztuką.

- Blisko, faktycznie jest to ze sobą związane – przyznał.

Słowa te sprawiły, że ciało blondyna przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Wymienił z Sasorim krótkie porozumiewawcze spojrzenia. Wyglądało na to, że pomyśleli o tym samym. Spaprali robotę. On jednak nie widział możliwości, aby mógł zawieść wykonując swoją część zadania. Winny na pewno musiał być wszystkiemu marionetkarz. Kakuzu natomiast na wzmiankę o tym przeklętym dniu, gdzie zmuszony był podzielić się swoimi pieniędzmi czuł nadchodzący stan przedzawałowy. Jeszcze tego mu brakowało, aby jedno z serc stracić w taki głupi sposób. Dodatkowo zauważył, że dwójka artystów zaczynała coś z tego wszystkiego rozumieć, co go jeszcze bardziej frustrowało. Wyglądało na to, że był jedynym, który nic z tych podchodów nie był w stanie wywnioskować. 

 - Skończ z tymi gierkami. O co ci chodzi? – zapytał wprost, mając dość poczucia niepewności.

Słyszał jak w momencie padania tych słów wybuchowy artysta przełyka nerwowo ślinę.

- O to, co zniszczyłeś – odparł, a w jego głosie pobrzmiewała irytacja. – Mój wazon – zagrzmiał tym razem gniewnie, bo idiotyczne spojrzenie jakim został obdarowany doprowadzało go do furii.

Kakuzu uniósł brwi, gdy usłyszał powód tego wszystkiego. Początkowo nie potrafił sobie przypomnieć, ale jego umysł w końcu zaskoczył.

- To tylko wazon, nie ma czym się denerwować – stwierdził, dodając niechętnie: - Można kupić nowy.

- Dla ciebie to tylko wazon – stwierdził Pain lodowatym tonem, a z jego oczu ciskały gromy.

Skarbnik organizacji był jeszcze bardziej zdziwiony. Sądził, że efekt powinien być odwrotny, a wściekły szef udobruchany. Wyglądało na to, iż jego światopogląd brzmiący; wszystko można załatwić pieniędzmi zostanie zrujnowany.

- A dla ciebie to co? Święty Graal? – zakpił, tracąc już cierpliwość. Nic tu nie rozumiał.

Dotychczas nigdy wcześniej nie czuł się tak głupi jak Hidan. Denerwowało go to na tyle, aby zapomniał do czyjego gardła się rzuca. Otrzeźwiła go chwila, z którą jego stopy oderwały się od ziemi i został rzucony, niczym szmaciana lalka o ścianę. Oberwał jednak nie tylko on, bo dwójka artystów również poleciała.

- Kakuzu, ty już lepiej się zamknij – stwierdził zirytowany lalkarz, czując jak to uderzenie wpłynęło na jego ciało. Nie był przygotowany na taką falę uderzeniową i po raz pierwszy osobiście nią oberwał.

- Dokładnie – poparł go, wstający z ziemi blondyn, a Akasuna poszedł w jego ślady.

Prawdopodobnie największy materialista na świecie faktycznie milczał podnosząc się na nogi. Fakt, że ta dwójka się ze sobą zgadzała była ewenementem, ale po tym co się wydarzyło musiał uznać ich rację.

- Wy też nie jesteście święci – skomentował rudzielec, a Deidara automatycznie zgubił swoją pewność siebie. Wiedział, że ten moment kiedyś nadejdzie.

- Nie wyszła wam coś ta replika. Powiedzieć wam dlaczego? – spytał, a ci sztywno skinęli głowami.

- Po pierwsze zdobienia zostały zrobione w odwrotną stronę – zaczął, widząc po Sasorim, że była to jego część pracy. Wyglądał jakby dostał przez te słowa siarczysty policzek. Oskarżycielski wzrok Deidary go w tym utwierdzał.

- Druga rzecz, która nie pasowała to był kolor wazonu – dodał, widząc zaskoczenie na twarzy lalkarza, które zaraz zmieniło się na mordercze spojrzenie w kierunku partnera.

- Skoro już wiecie, dlaczego tu jesteście to powiem wam jaka czeka was za to kara – tutaj uśmiechnął się do nich, a ci zamarli, bo odkąd byli w organizacji po raz pierwszy w życiu ten grymas u niego widzieli. Samo to napawało ich przerażeniem, co on wymyślił.

- Kakuzu do odwołania pójdziesz na kilka misji, które nie będą zarobkowe – stwierdził, patrząc jak skarbnik rzuca mu wręcz spanikowane spojrzenie. 

- Jesteś pewien? Zarabiam dla organizacji – zauważył.

- Całkowicie pewien. Na ten czas oddasz mi również wszystkie pieniądze, którymi dysponujesz. Ja będę nimi zarządzał – oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Kakuzu wyglądał, jakby uleciała z niego dusza. A może miał zawał? No nic, miał przecież jeszcze kilka serc.

- Sasori masz zmniejszony budżet na swoje narzędzia i inne potrzebne do tworzenia rzeczy – stwierdził, a lalkarz wydawał się to dość dobrze przyjmować, choć jego spojrzenie zdradzało, że jest zupełnie inaczej.

- No i Deidara. Ty masz absolutny zakaz oglądania tych swoich ulubionych programów fryzjerskich – uznał, patrząc jak blondyn robi się cały czerwony na twarzy. Dwójka jego towarzyszy aż spojrzała na niego zaskoczona. Widocznie zdradził właśnie mały sekret wybuchowego artysty. Ups.

- Jak długo? – wycedził przez zaciśnięte zęby.

- Do odwołania jak w przypadku twoich towarzyszy.

- Interesuje cię fryzjerstwo, a masz taką fryzurę? Chociaż może lepszy będzie z ciebie fryzjer niż artysta, bo ten z ciebie żaden – czerwonowłosy nie mógł sobie darować komentarza.

- Odezwał się ten lepszy, który pomylił kierunek zdobień! – odgryzł się natychmiast.

- Ciekawe z winy kogo robiłem to na ostatnią chwilę. Zresztą lepsze to niż być daltonistą – warknął.

Przerwał im śmiech, który dobiegł zza drzwi i nagle urwał. Pain otrzymał niemal natychmiast trzy pytające spojrzenia Nie miał zamiaru jednak im odpowiadać.

- Skoro już wszystko jasne, a wy chcecie się pozabijać, to wynoście się z tym poza mój gabinet i bazę najlepiej – stwierdził, patrząc się szczególnie znacząco na kłócącą się chwilę temu dwójkę. Skarbnik nie zasługiwał na zbyt szybkie odwieszenie kary. Stali jeszcze chwilę, jakby coś rozważali i po krótkiej wymianie spojrzeń opuścili gabinet.

  W momencie, gdy tylko drzwi z cichym kliknięciem się zamknęły znowu do jego uszu dobiegł stłumiony śmiech. Dźwięk dochodził zza jego pleców, więc Pain odwrócił się do drzwi prowadzących do jego pokoju i je znienacka otworzył. Osoba, która dotychczas nasłuchiwała oparta o nie znalazła się na podłodze jak długa. Madara w zdecydowanie za dobrym humorze uniósł głowę i spojrzał na niego rozbawiony.

- No cześć – rzucił tylko, nie przejęty pełnym niezadowolenia spojrzeniem jakim go obdarzono. Jego widocznie za śmiech też czekała kara. Nie mógł nic poradzić na to, że to wszystko dla niego było zabawne. Nawet świadomość, dlaczego ten wazon był taki cenny nie czyniła tego mniej śmiesznym.

  Deidara czuł się oburzony tym, co wydarzyło się w gabinecie Paina. Czuł się upokorzony. Gorzej to chyba oberwał od lidera tylko główny winowajca, ale nawet go to nie pocieszało. No i ten śmiech. Był tam ktoś jeszcze.

- Sądzicie, że lider ma jakąś kochankę? – zainteresował się zdaniem swoich towarzyszy na ten temat.

- Nie obchodzi mnie to. Chyba, że jej głowa byłaby wartościowa – stwierdził grobowym tonem, trzymający się nieco z tyłu jeden z kombinacji zombie.

- Nie chce wiedzieć. To jego sprawa – uznał lalkarz. – Równie dobrze mógł to być Tobi – dodał, domyślając się z jakiego powodu blondyn zadał to pytanie. 

 - Chyba macie racje. Lepiej się nie wgłębiać – wybuchowy artysta skinął głową. Nadal jednak coś nie dawało mu spokoju i wierciło dziurę w głowie. - Jak myślicie, czemu się zorientował? – spytał.

- Wytknął wam wasze błędy i jeszcze pytasz? – rzucił Kakuzu.

- Ale może ktoś nas wkopał? – zastanowił się.

- Wątpliwe – stwierdził Sasori mijając się z Konan w korytarzu, która usłyszała ich rozmowę. Przywitała się jednak tylko i szła w swoją stronę. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy wyminęła całą ich trójkę. Żadne z nich nie podejrzewało, że była to zemsta za wszystkie jej prośby, które do czasu powrotu Paina nie zostały spełnione. Nikt z nich nie zauważył u niej tej przebiegłości. W końcu dla nich była zwykłą, szarą kobietą.