środa, 10 lutego 2021

Krucza Miłość Dodatek #2

  

  Klan Uchiha był swego czasu dumny z posiadania tak uzdolnionego człowieka jak Itachi Uchiha. Dodatkowo potęgował ją fakt, że w przyszłości powinien zastąpić swego ojca, który przewodził klanowi w obowiązkach. Nie było też nic w tym dziwnego, że najstarszy żyjący w cieniu osobnik z tego rodu o nim słyszał. Sam osobiście się nie wychylał, bo wieść o jego dobrym, sprawnym stanie zdecydowanie wywołałoby zbędne poruszenie. Obecnie był w ukryciu, mając za oczy i uszy głównie Zetsu, choć czasem ten idiota Obito też przynosił ze sobą jakieś informacje ze świata. W tamtym czasie ten przygłup dodatkowo skupiał się na powołaniu do życia organizacji, która miała dążyć do spełnienia jego największego marzenia o świecie idealnym bez wojen. W każdym razie to zainteresowanie nie było w żaden sposób szczególne. Po prostu obserwował rodzinę, która przed laty go odrzuciła i zdradziła.  

  Musiał mieć pod kontrolą co się u nich dzieje, bo miał zamiar w odpowiednim czasie zabrać się za zemstę. Wroga należało monitorować i znać jak najlepiej. Niestety tutaj sprawy nie do końca poszły po jego myśli, przybierając nieco nieoczekiwany obrót. Sytuacja była jednak na tyle interesująca, aby zniósł podszywającego się pod niego Obito. Przyzwolił, aby dzieciak wykonał zemstę za niego, aby niedługo osobiście poznać i trenować Itachiego Uchihę i rozwinąć jego możliwości. Przekazał mu szerszą wiedzę na temat mocy oczu, które posiadł. Był naprawdę pojętnym i inteligentnym chłopakiem. Bez żadnego problemu mógł mu wyjaśniać, nie dostając przy tym idiotycznych pytań, jak to było w przypadku tego drugiego dzieciaka. Wydawał mu się aż nazbyt idealny pod tymi wszystkimi względami. Dodatkowo nigdy nie był w stanie odgadnąć tylko na niego patrząc, co chodzi mu po głowie. Odłożył jednak te zmartwienia, aby zrobić z niego użyteczne dla siebie narzędzie. Martwić się tym aspektem tajemniczości będzie później. W końcu jednak nieco się otworzyli na siebie, prowadząc dyskusje na różne tematy. Czasem nawet był wypytywany o dawne czasy, gdzie jego uczeń chciał wiedzieć jak wtedy wyglądała rzeczywistość jego przodków. Nieświadomie też rozrywał wewnętrzne rany Madary jeszcze bardziej. Przypominał mu to, jak tracił powoli każdego na kim mu zależało. Jednocześnie tym bardziej utwierdzał go w przekonaniu, że dla tego świata nie ma lepszego ratunku od ciągłego rozlewu krwi niż zapaść w piękny sen.  

  Uchiha pewnego słonecznego dnia siedział z przymkniętymi w cieniu drzewa, słysząc w tle szum chakry, który w przyszłości miał zaowocować uformowaniem konkretnych broni Susanoo. W końcu zapadła cisza i usłyszał kroki zmierzającego do niego młodszego mężczyzny. Uchylił powieki, gdy ten postanowił się do niego dosiąść. Siedzieli tak dłuższą chwilę w milczeniu, przerywanym przez ptasi śpiew.

- Dlaczego struktura naszego klanu, jeśli chodzi o związki jest taka hermetyczna? – rzucił Itachi, nawet nie spoglądając na swojego rozmówcę.

Wolał sprawiać wrażenie, że to po prostu jedna z tych niezobowiązujących pogawędek. Był ciekaw czy ten temat mógł mieć ukryte dno. Według niego tak było.

- Ojciec ci nigdy tego nie wyjaśnił? Chodzi głównie o zachowanie czystości krwi – starszy z rodu zmarszczył brwi i spojrzał na swojego ucznia. Słysząc takie pytanie zaczynał wątpić, że ten chłopak do niedawna miał być kiedyś głową rodziny.

- Oczywiście, że mi to mówił. Zastanawiam się jednak co w przypadku, gdy para była mieszana lub za blisko spokrewniona? – spytał, starając się odgonić od siebie pędząca w zdecydowanie złym kierunku lawinę myśli.

Normalnie pokręciłby głową, lecz wciąż trzymał beznamiętną maskę, wmawiając sobie, że poruszył te kwestię z ciekawości i żadna go nie dotyczy. Jego rozmówca był bardzo spostrzegawczy. Czasami miał nawet wrażenie, że chwila nieuwagi wystarczy, aby rozgryzł co leży mu na duszy i kryje w umyśle. Przebywanie z nim było, niczym stąpanie po kruchym lodzie, który w każdym momencie może się zapaść. Wszystko wtedy mijałoby się z prawdziwym celem jego pobytu w tej organizacji. Miał misję do wypełnienia. Nie zamierzał o tym zapomnieć. Nie ważne jaki temat poruszał. Nie może się przed nim w żaden sposób uzewnętrznić. Właściwie to świadomość, że ten człowiek oszukał czas nie była dobra. W zasadzie wiele komplikowała i nikt w wiosce by w to nie uwierzył, a nawet gdyby to zasiałoby tylko panikę. No nic, przyjdzie mu się z tym uporać w odpowiednim czasie. Teraz będzie musiał skupić się na uzyskaniu zaufania. No i spróbować poznać swojego mentora, choć to zdecydowanie stanowiło wyzwanie. Był nieufny oraz zdecydowanie już nie raz pewnie w jakiejś kwestii go okłamał. Pod tym względem mogli sobie podać ręce. Zresztą byli z tego samego klanu.

- Jeżeli chodzi o mieszane pary, to za moich czasów zostaliby straceni oboje. Uchiha za zdradę rodu, a druga strona to byłoby pewnie ciche i upozorowane na nieszczęśliwy wypadek zabójstwo – stwierdził, zastanawiając się przy tym jak teraz w takim przypadku postąpiliby.

Miał przeczucie, że może by nawet taką abominację zaakceptowaliby. Wyobraził sobie takiego mieszańca, który na co dzień nosi okulary, a jednocześnie posiada sharingan. W ich rodzinie narząd wzroku był bardzo dobry, nawet bez używania ich dziedzicznej umiejętności. Nie powinien się nad tym zastanawiać. Nienawidził słabych ludzi, zwłaszcza z własnego rodu. Czuł wtedy okropny zawód.Druga kwestia natomiast przywiodła do Madary jego dawne, młodzieńcze problemy. Sam w czasie dojrzewania powątpiewał czy siła miłości, jaką żywił do Izuny jest czymś właściwym i normalnym. Ich rodzina jednak kochała zdecydowanie inaczej i silniej. Przekonał się o tym dokładniej, gdy go stracił. Praktycznie popadł w szaleństwo, którego inni nie dostrzegali. Pragnął desperacko naprawić świat, w którym mu jego ukochanego brata odebrano. Zupełnie, jakby ta zmiana miała wszystko naprawić. Wolał już żywić się piękną iluzją niż odejść do świata umarłych nie mając gwarancji, że się tam odnajdą i spotkają. No i jednocześnie spełni swoje marzenie, aby na świecie zapanował pokój.

Itachi czekał na odpowiedź na swoje drugie pytanie, wpatrując się w oblicze starszego mężczyzny. Wyglądał, jakby błądził gdzieś odlegle myślami. Zmieniło się też jego spojrzenie z zazwyczaj ostrego, surowego i bijącego pewnością siebie wydało mu się nieco cieplejsze. Cokolwiek chodziło mu po głowie było na tyle miłe, że nawet nie chciał przerywać mu tego stanu. Był to całkiem przyjemny dla oka widok, gdzie nawet mógł sobie wyobrazić, jakby wyglądał gdyby był naprawdę w tej chwili szczęśliwy. Po chwili jednak wrócił do swojej normalnej postawy, nie sprawiając już wrażenia pięknej i nieruchomej rzeźby, na której obliczu prawie było można ujrzeć prawdziwe szczęście. Wyglądał jednak nadal dobrze, bo urody mu nie brakowało, co musiał przyznać. Zresztą ich wygląd był cechą charakterystyczną. 

- Co do tej drugiej ewentualności – podjął znów wątek starszy Uchiha, gdy otrząsnął się już ze strefy własnych rozmyślań i marzeń. – To zapewne zależy od przypadku, choć na pewno nie byłoby to pozytywnie odebrane. Jeśli to byłby brat z siostrą to zdecydowanie wywołałoby zamieszanie. Dziecko takiej pary na pewno urodziłoby się z jakimiś wadami genetycznymi. Na pewno nie zostałoby to zaakceptowane. Słyszałem kiedyś nawet opowieść o takim przypadku – stwierdził, przypominając sobie historię, którą wujek opowiedział kuzynowi, a ten z kolei mu i Izunie, aby ich postraszyć przed snem.

 - Jaka to była historia? – zainteresował się, bo był pewien, że nie miał okazji usłyszeć tej opowieści wcześniej. Została pewnie zapomniana.

- Opowiada o niesamowicie silnej miłości brata i siostry, którzy od dziecka nie widzieli świata poza sobą. Będąc dorośli ukrywali się przed resztą klanu i rodzicami ze sobą relacją, choć spodziewali się dziecka. Ich rodzice jednak mieli złe przeczucia, gdy się dowiedzieli o ciąży. Nie wydawała się im prawdziwa opowieść o nieznanym ukochanym ich córki, który poniósł śmierć na jednym ze starć klanowych, chyba z Hyuuga. Dziecko nie urodziło się zdrowe, przez co rodzice domyślili się, że ich obawy były słuszne. Wymusili na synu, aby powiedział im prawdę, gdy w klanie zaczęła roznosić się wieść o narodzinach potwora. Sprawiło to, że dziecko uznawano za jakiegoś odmieńca, a jego matkę okrzyknięto czarownicą. W tamtych czasach ludzie z bardziej unikalnymi technikami traktowani byli podobnie. Przerażało ludność to, co było nowe i wcześniej im nieznane. Dziecko zostało odebrane matce i obłożone pieczęciami, które na przykład w przyszłości uniemożliwiały mu użycie chakry i inne zabezpieczenia, co miały chronić przed jego możliwą potęgą, jaka doprowadziła do deformacji.

- I oddali go matce, gdy go zabezpieczyli i uznali za bezpiecznego? – wtrącił się młodszy Uchiha, dla którego ta opowieść była jednocześnie abstrakcyjna i fascynująca. Urodził się w innych czasach i trudno było mu wierzyć, że jego przodkowie tak postępowali, a jednocześnie nie miał jak tego zanegować.

 Madara zaś na to dość naiwne pytanie się roześmiał. Nie mógł nic poradzić na to, że znając całą historię wydało mu się to zapytanie śmieszne.

- Nie. Wzięto go później na publiczną egzekucję. Rozcięto płaczące niemowlę na połowę, a później ćwiartowano coraz drobniej, w akompaniamencie zrozpaczonych wrzasków matki przywiązanej do stosu, który miał niedługo zapłonąć. W chwilę, gdy przyszedł czas rozprawić się z nią i podłożono ogień, do dzielnicy wrócił jej brat wraz z rodzicami, którym przyznał się do ojcostwa. Widząc miazgę, którą zrobili z jego dziecka osoby, którą pokochał ponad wszystko wpadł w bestialski szał i obudził mangekyou sharingana, rozpoczynając rzeź na klanie, nie szczędząc nawet własnych rodziców. Zginął, gdy praktycznie wyczerpał swoje światło i jego Susanoo zniknęło, dźgnięty przez swojego przyjaciela od tyłu – zakończył, choć koniec tej opowieści na swój sposób odczuł w dolinie końca i przez chwilę te wszystkie emocje, które wtedy mu towarzyszyły do niego wróciły.

Itachi był zdecydowanie wstrząśnięty tą opowieścią. Zdecydowanie nie spodziewał się takiego rozwiązania. Nie miał nawet pojęcia, co powinien powiedzieć.

- To była również pierwsza wzmianka o Susanoo, choć oryginalnie mówił mi, że przyzwał eterycznego wojownika z innego świata, który stał się jego bronią i tarczą.

 - Nie został jednak w żaden sposób odratowany – zauważył Itachi, widząc dość wygodny temat, aby mógł się go uchwycić. 

Zresztą nie zdziwiło go to, że ta opowieść miała w sobie ciekawostkę związaną z mocą, którą musiał opanować. W końcu był tutaj uczniem, a jego mentor był tutaj najlepszą osobą, która mogła przekazać mu odpowiednią wiedzę, nawet szerszą od tej, jaką posiadał jego ojciec. Nie musiał dzięki temu narażać się na eksperymenty, co groziły bardzo szybko postępującą utratą wzroku. Wolał ten zmysł zachować jak najdłużej przy sobie.

- Oczywiście, że nie. Ta historia krążyła przekazywana w mowie, a nie żył nikt z pewnych źródeł, aby ją potwierdzić. Nie było sensu jej uwiecznić, skoro mogła być mistyfikacją – wyjaśnił, wzruszając przy tym lekko ramionami.

Właśnie ta opowieść w połączeniu z tym co odczytał dawniej z Izuną na tablicy w świątyni Naka popchnęła ich, aby sięgnąć po legendarną moc, o której była mowa na pomniku. Tylko wtedy nikt nie znał jej ceny.

- Rozumiem. W takim razie, co jeśli taka para byłaby jednopłciowa? – spytał, jakby bez specjalnego zainteresowania.

Sam miał młodszego brata, ale nie chciał, żeby jego rozmówca widział z tym faktem jakieś połączenie.

Madara przyjrzał mu się uważnie, lecz jeśli cokolwiek przeszło mu przez myśl, to nic po sobie nie zdradził. Może kiedyś sprawdzi swoje podejrzenia. Miałby wtedy dostęp do jego słabości.

- W taki wypadku wydaje mi się, że najlepiej się nie wychylać – stwierdził po namyśle. 

– Zwłaszcza, gdy możesz zostać przez środowisko napiętnowany. W tym temacie różnie reagują, więc albo ryzykuj albo powierz sekret osobom zaufanym – uznał, choć przy czymś takim nawet przyjaciel mógł okazać się zdradziecki. 

W zasadzie nawet przyjaciele mogli stać się wrogami. Ludziom nie można bezgranicznie ufać. Myślenie o tym wprawiło go w dość podły nastrój. Przypomniało mu to, jak ci na których najbardziej liczył po prostu go porzucili i zdradzili.

Itachi przyglądał mu się, widząc tą nagłą zmianę nastroju, gdy w oczach jego towarzysza pojawiły się gniewne błyski. To nie mogło wróżyć nic dobrego.

- W porządku. To dość rozsądne podejście – przyznał, wyrywając go z morza złych myśli.

Zwrócił tym samym jego uwagę i wstał, przeciągnął się i powrócił do przerwanego treningu, starając się odpędzić uporczywe myśli o swoich uczuciach do Sasuke.