Moja wena się dobrze trzyma, więc przybywam ze świeżutkim shotem. Kruczą będę pisać, gdy będę po egzaminach.
______________________________________________________
Zegar tykał, jakby w nerwowym
oczekiwaniu, gdy stali w małym opuszczonym drewnianym domku.
Hashirama nie wiedział od czego powinien zacząć, gdy spoglądał w
poważne, szkarłatne oczy młodszego brata. Podjął jednak decyzję
i uważał, że młodszy Senju miał prawo wiedzieć. Czułby się
źle, gdyby w tej sytuacji wywinąłby mu ostatni
psikus,
a ten nawet nie miałby takiej świadomości. Postąpiłby wybitnie
okrutnie, a na to zdecydowanie nie zasługiwał. Słowa jak na niego
patrzył same grzęzły gardle, rzeczy jakie miał do przekazania i
chwilę temu były poukładane i sensowne – rozpełzły się na
wszystkie strony, niczym przerażone mrówki. Musiał to zrobić,
mając nadzieję, że mu to kiedyś wybaczy.
-
O co chodzi, Anija? - postanowił spytał młodszy, gdy cisza z każdą
chwilą się przedłużała. Stawała się coraz mniej znośna, jakby
jej spiętrzenie zagęszczało ciężką atmosferę. Panowała ona
już od dłuższego czasu, a on nie rozumiał co się święci. Brat
nigdy w ten sposób się nie zachowywał. Pierwszy raz czuł naprawdę
silną obawę.
-
Bo widzisz, Tobirama –
zaczął z nieco głupawym uśmiechem.
Robił
tak zawsze jak
się stresował. Ewentualnie zrobił coś wybitnie
nieodpowiedzialnego
i wymyślał jakąś totalnie kosmiczną wymówkę.
Zmarszczył
brwi, coś tu zdecydowanie nie grało. Im więcej trudu
w
próbie podjęcia tematu widział, zaczynał mieć gorsze przeczucia.
-
Tą
misję wypełnię sam.
Nie chcę, abyś się narażał. Oddaje ci tytuł Hokage i
przepraszam
– oznajmił i nim ten zdołał chociażby wykrzyczeć, jakie to
nieodpowiedzialne i niebezpieczne korzenie
przebiły się przez podłogę i spętały go, aby nie
próbował go
powstrzymać. Patrzenie na niego w tych okolicznościach niesamowicie
go bolało.
Nie mógł jednak się wycofać z podjętej decyzji. Nie chciał go
stracić.
Nie
mógł pozwolić na to, żeby znowu ponieść porażkę. Wolał się
poświęcić, bo on miał zasługiwał, aby dalej żyć.
Nie zniósłby kolejnej okropnej tragedii i trzymania w ramionach
martwego ciała ostatniego młodszego brata. Jego obowiązkiem było
go chronić za wszelką cenę.
- Przestań tak mówić! To głupota,
Anija! - wrzasnął, szarpiąc się i próbując oswobodzić.
Podszedł do niego i dotknął
delikatnie bladego policzka, czując jak Tobirama zastyga w bezruchu.
Przyłożył swoje czoło do jego i spoglądał w te przerażone
prawdą, jaką mu przekazał oczy. To było jeszcze bardziej
dobijające, lecz nie miał zamiaru zmieniać nic.
-
Przepraszam. To już ostatni raz – odparł, składając tą
obietnicę, która wcześniej zawsze brzmiała;
to się już nigdy
nie powtórzy. Niestety
tamte obietnice miały to do siebie, że się powtarzały. Gdy
obiecywał już więcej nie przepuszczać pieniędzy na hazard lub
się upijać.
Ta była inna. Miał zamiar dopełnić
ją do końca, mimo goryczy jaką odczuwał. Jego bezpieczeństwo
było dla niego najważniejsze. Był wyżej niż wioska, lecz ją mu
powierzał.
Był też świadomy, że go nie
zrozumie. Dlatego nie mógł pozwolić, aby udał się za nim.
Odsunął się i odwrócił, zaciskając przez moment powieki, bo łzy
zdradziecko cisnęły mu się do oczu. Nie chciał okazać mu tego
cierpienia. Wolał, aby miał iluzję silnej decyzji. Chociaż nigdy
nie był w tego typu rzeczach dobry. Ruszył do wyjścia, żeby
samotnie zmierzyć się z wrogiem w akompaniamencie zrozpaczonych
krzyków brata, który chciał go przed tym powstrzymać. W
odpowiedzi jedynie wzmocnił się uścisk jego więzów.
Rzucił mu po raz ostatni krótkie
spojrzenie, nim zatrzasnął za sobą drzwi. Spojrzał na zasnute
szarością niebo, pozwalając, aby po jego policzkach spłynęły
wstrzymywane łzy. Odetchnął głęboko, przecierając oczy i ruszył
pewnie przed siebie na spotkanie wrogowi.
Czy chciał umierać?
Oczywistym było, że nie. Rzadko kto, gdy naprawdę przyjdzie mu
spojrzeć śmierci prosto w oczy przywita ją z radością. Tak było
i w jego wypadku, lecz tej decyzji nie żałował, gdy siekał
kolejnych napastników, aby przedrzeć się do dowództwa. Nie liczył
z ich strony na pokój, lecz czując adrenalinę w swoich żyłach
postanowił żyć z całych sił. Wiedząc doskonale, że to jest
pierwszy i ostatni z takich momentów. W chwili, gdy usmarowany krwią
po rozmowie miał zmęczony podać rękę dowódcy wroga, zamiast
drugiej dłoni poczuł ostrze, które przebiło jego ciało na wylot.
Jego zbroja już dawno się rozleciała przez pęknięcia. Splunął
krwią, spoglądając na szyderczy uśmiech swego oprawcy i padł na ziemię bezwładnie,
gdy ten wyszarpał ostrze z jego ciała. Pomyślał tylko, że
naprawdę go cieszy brak Tobiramy u jego boku. Mógł spokojnie
odejść z myślą, iż jego młodszy brat jest bezpieczny, choć
zapewne na niego też niesamowicie wściekły.
W chwili, gdy Hashirama wyzionął
ducha krępujące więzy młodszego Senju, który wisiał smętnie
puściły. Tylko wyuczony refleks sprawił, że udało mu się miękko
wylądować na nogach. Spojrzał na korzenie, które niemal od razu
stały się wyschnięte i martwe. Było to dla niego,
niczym impuls, złowieszczy znak, choć już chwilę temu nie
potrafił wyczuć chakry brata to nadal była w nim nadzieja.
Ten akt martwej natury był, niczym policzek. Wybiegł z chaty i
pędził w kierunku, gdzie zapewne jego brat stoczył walkę, nie
chcąc dopuszczać do siebie najgorszego. Zeskoczył z drzewa i
spojrzał na rozścielające się przed nim pobojowisko, które
ścielone było gęsto trupem. Widok nim nie wstrząsnął, był do
niego bardziej niż przyzwyczajony. Zaczął powoli i ostrożnie
przemieszczać się wśród zwłok poległych wojowników w walce.
Rozglądał się, lecz w tym miejscu nie było nikogo.
- Hashirama! - zakrzyknął, lecz
odpowiedziała mu głucha cisza. Gdzieniegdzie zaczęły już osiadać
kruki, aby rozpocząć swoją żałobną ucztę. Wydało mu się to w
tej chwili niesamowicie nieodpowiednie. Sięgnął po miecz i
zamachnął się na jednego z czarnych ptaków, który zgrabnie
poderwał się do lotu, unikając ostatecznie możliwego rozcięcia.
Sam Tobirama im dalej szedł i szukał, finalnie zaczął biec. Czuł
się, niczym zagubione dziecko, które nie może odnaleźć czegoś
bardzo cennego, a na ironie szuka tego na wielkim cmentarzysku.
Zaczynała ogarniać go panika i rozpacz, bo nie potrafił go
znaleźć.
Cisza była niesamowicie zdradziecka,
nie mógł jej znieść. Potknął się o wystająca rękę i
przewrócił. Zaklął siarczyście pod nosem i wtedy go zobaczył.
Leżał twarzą do ziemi, lecz wszędzie rozpoznałby te długie,
ciemne i idealnie wyrównane włosy. Chwilę zastygł w bezruchu, ale
finalnie podniósł się i powoli, niczym lunatyk zaczął pokonywać
odległość. Prawie znów się potknął, lecz ustał na nogach.
Miał wrażenie, jakby czas zwolnił ewentualnie został wrzucony do
jakiejś pętli, która nie ma zakończenia i nigdy do niego nie
dotrze. W rzeczywistości to nie był taki długi proces, lecz jego
umysł działał na całkowicie innym poziomie, spętany szokiem,
który jedynie się pogłębił u celu. Padł na kolana przy ciele i
delikatnie je obrócił, a wtedy spełniły się jego najgorsze
oczekiwania. Płomień dziecięcej wiary w zły sen został brutalnie
zgaszony, gdy spoglądał na pobrudzoną ziemią zastygłą twarz.
Nie był na niej szoku, wyglądał jak ktoś odczuwający nagłą
ulgę, spokój. Jeśli tak było Tobirama nie potrafił mu tego
wybaczyć. Chociaż znał jego zamiary. Zawsze starał się
trzymać swoje emocje na wodzy. Tak jak uczył go ojciec, lecz
uderzony świadomością, że to poświęcenie było za niego
coś w nim pękło i trzymając zwłoki brata na rękach, wręcz
zaczął wyć z rozpaczy, jakiej jeszcze nigdy wcześniej nie odczuł.
Zdołał zatracić poczucie czasu, ile
tak trwał przyciskając do siebie bezwładnego brata. Chmury jednak
zdążyły się zaciągnąć i zaciemnić, nagle racząc go ulewą.
Ten moment przywrócił go niejako do rzeczywistości na tyle, aby
wstał i z Hashiramą na rękach idąc, w stronę domu. Czuł się,
niczym oderwany od rzeczywistości, wręcz nie czując, że posuwa
się na przód. Myślał tylko o tym, że jego brat nie żyje.
Nie był w stanie tego pojąć. Został sam. Nie rozumiał.
Jak? Dlaczego? Nie chciał być sam, wręcz był skłonny przyznać,
że nie potrafił. Nie mógł tego tak zostawić. Ta
śmierć nie miała prawa bytu. To było niesprawiedliwe. Już wtedy
wiedział, że zrobi wszystko, aby go odzyskać. Wyrwie
go ze szponów ponurego żniwiarza. Był gotowy to zrobić, nawet
jeśli jeszcze nie wiedział jak miałby się za to zabrać. Ogromny
szok nie pozwalał, aby wysnuwał w tym momencie logiczne wnioski.
Jego myśli postronnej osobie na pewno teraz wydawałyby się stosem
bredni nie radzącego sobie ze stratą człowieka. Spojrzał na jego
twarz, czując jak obraz mu się zaczyna rozmazywać, a warga
ostrzegawczo drgać. Znowu zbierało mu się na płacz. Był jedyną
osobą, przy której wydawał się być silny i może nawet bardziej
dorosły. Był też jedynym, który znał tą jego delikatną stronę,
gdzie naprawdę wydawał się młodszym bratem, co potrzebował
oparcia i troski, jaką mu starszy brat zawsze zapewniał.
- Zrobię wszystko, aby cię odzyskać,
Hashirama – wyszeptał, wchodząc w las.
______________________________________________________
Anija - to po prostu 'bracie'.
Jakoś oryginalny zwrot mi bardziej pasowało zostawić, jest w sumie dość charakterystyczny dla postaci Tobiramy.
O jejciu,jaki ten shot był przygnębiający, a zarazem cudowny. Jestem dumna, że Hashirama zabił się dla brata, ale ukazałaś to w sposób, ze Tobirama chce zrobić coś niemoralnego i chce mi się wyć,jejku ;; Cudo *-*
OdpowiedzUsuńCiesze się, że się podobało! :D
UsuńTak ku ciekawostce - będzie to miało swoją drugą część ; >>