czwartek, 10 stycznia 2019

Jak powstało Edo Tensei.

Witajcie!
Moja wena się dobrze trzyma, więc przybywam ze świeżutkim shotem. Kruczą będę pisać, gdy będę po egzaminach.
______________________________________________________

   Zegar tykał, jakby w nerwowym oczekiwaniu, gdy stali w małym opuszczonym drewnianym domku. Hashirama nie wiedział od czego powinien zacząć, gdy spoglądał w poważne, szkarłatne oczy młodszego brata. Podjął jednak decyzję i uważał, że młodszy Senju miał prawo wiedzieć. Czułby się źle, gdyby w tej sytuacji wywinąłby mu ostatni psikus, a ten nawet nie miałby takiej świadomości. Postąpiłby wybitnie okrutnie, a na to zdecydowanie nie zasługiwał. Słowa jak na niego patrzył same grzęzły gardle, rzeczy jakie miał do przekazania i chwilę temu były poukładane i sensowne – rozpełzły się na wszystkie strony, niczym przerażone mrówki. Musiał to zrobić, mając nadzieję, że mu to kiedyś wybaczy.
- O co chodzi, Anija? - postanowił spytał młodszy, gdy cisza z każdą chwilą się przedłużała. Stawała się coraz mniej znośna, jakby jej spiętrzenie zagęszczało ciężką atmosferę. Panowała ona już od dłuższego czasu, a on nie rozumiał co się święci. Brat nigdy w ten sposób się nie zachowywał. Pierwszy raz czuł naprawdę silną obawę.
- Bo widzisz, Tobirama – zaczął z nieco głupawym uśmiechem.
Robił tak zawsze jak się stresował. Ewentualnie zrobił coś wybitnie nieodpowiedzialnego i wymyślał jakąś totalnie kosmiczną wymówkę. Zmarszczył brwi, coś tu zdecydowanie nie grało. Im więcej trudu w próbie podjęcia tematu widział, zaczynał mieć gorsze przeczucia.
- Tą misję wypełnię sam. Nie chcę, abyś się narażał. Oddaje ci tytuł Hokage i przepraszam – oznajmił i nim ten zdołał chociażby wykrzyczeć, jakie to nieodpowiedzialne i niebezpieczne korzenie przebiły się przez podłogę i spętały go, aby nie próbował go powstrzymać. Patrzenie na niego w tych okolicznościach niesamowicie go bolało. Nie mógł jednak się wycofać z podjętej decyzji. Nie chciał go stracić. Nie mógł pozwolić na to, żeby znowu ponieść porażkę. Wolał się poświęcić, bo on miał zasługiwał, aby dalej żyć. Nie zniósłby kolejnej okropnej tragedii i trzymania w ramionach martwego ciała ostatniego młodszego brata. Jego obowiązkiem było go chronić za wszelką cenę.
- Przestań tak mówić! To głupota, Anija! - wrzasnął, szarpiąc się i próbując oswobodzić.
Podszedł do niego i dotknął delikatnie bladego policzka, czując jak Tobirama zastyga w bezruchu. Przyłożył swoje czoło do jego i spoglądał w te przerażone prawdą, jaką mu przekazał oczy. To było jeszcze bardziej dobijające, lecz nie miał zamiaru zmieniać nic.
- Przepraszam. To już ostatni raz – odparł, składając tą obietnicę, która wcześniej zawsze brzmiała; to się już nigdy nie powtórzy. Niestety tamte obietnice miały to do siebie, że się powtarzały. Gdy obiecywał już więcej nie przepuszczać pieniędzy na hazard lub się upijać.
Ta była inna. Miał zamiar dopełnić ją do końca, mimo goryczy jaką odczuwał. Jego bezpieczeństwo było dla niego najważniejsze. Był wyżej niż wioska, lecz ją mu powierzał.
Był też świadomy, że go nie zrozumie. Dlatego nie mógł pozwolić, aby udał się za nim. Odsunął się i odwrócił, zaciskając przez moment powieki, bo łzy zdradziecko cisnęły mu się do oczu. Nie chciał okazać mu tego cierpienia. Wolał, aby miał iluzję silnej decyzji. Chociaż nigdy nie był w tego typu rzeczach dobry. Ruszył do wyjścia, żeby samotnie zmierzyć się z wrogiem w akompaniamencie zrozpaczonych krzyków brata, który chciał go przed tym powstrzymać. W odpowiedzi jedynie wzmocnił się uścisk jego więzów.
Rzucił mu po raz ostatni krótkie spojrzenie, nim zatrzasnął za sobą drzwi. Spojrzał na zasnute szarością niebo, pozwalając, aby po jego policzkach spłynęły wstrzymywane łzy. Odetchnął głęboko, przecierając oczy i ruszył pewnie przed siebie na spotkanie wrogowi.
Czy chciał umierać? Oczywistym było, że nie. Rzadko kto, gdy naprawdę przyjdzie mu spojrzeć śmierci prosto w oczy przywita ją z radością. Tak było i w jego wypadku, lecz tej decyzji nie żałował, gdy siekał kolejnych napastników, aby przedrzeć się do dowództwa. Nie liczył z ich strony na pokój, lecz czując adrenalinę w swoich żyłach postanowił żyć z całych sił. Wiedząc doskonale, że to jest pierwszy i ostatni z takich momentów. W chwili, gdy usmarowany krwią po rozmowie miał zmęczony podać rękę dowódcy wroga, zamiast drugiej dłoni poczuł ostrze, które przebiło jego ciało na wylot. Jego zbroja już dawno się rozleciała przez pęknięcia. Splunął krwią, spoglądając na szyderczy uśmiech swego oprawcy i padł na ziemię bezwładnie, gdy ten wyszarpał ostrze z jego ciała. Pomyślał tylko, że naprawdę go cieszy brak Tobiramy u jego boku. Mógł spokojnie odejść z myślą, iż jego młodszy brat jest bezpieczny, choć zapewne na niego też niesamowicie wściekły.

   W chwili, gdy Hashirama wyzionął ducha krępujące więzy młodszego Senju, który wisiał smętnie puściły. Tylko wyuczony refleks sprawił, że udało mu się miękko wylądować na nogach. Spojrzał na korzenie, które niemal od razu stały się wyschnięte i martwe. Było to dla niego, niczym impuls, złowieszczy znak, choć już chwilę temu nie potrafił wyczuć chakry brata to nadal była w nim nadzieja. Ten akt martwej natury był, niczym policzek. Wybiegł z chaty i pędził w kierunku, gdzie zapewne jego brat stoczył walkę, nie chcąc dopuszczać do siebie najgorszego. Zeskoczył z drzewa i spojrzał na rozścielające się przed nim pobojowisko, które ścielone było gęsto trupem. Widok nim nie wstrząsnął, był do niego bardziej niż przyzwyczajony. Zaczął powoli i ostrożnie przemieszczać się wśród zwłok poległych wojowników w walce. Rozglądał się, lecz w tym miejscu nie było nikogo.
- Hashirama! - zakrzyknął, lecz odpowiedziała mu głucha cisza. Gdzieniegdzie zaczęły już osiadać kruki, aby rozpocząć swoją żałobną ucztę. Wydało mu się to w tej chwili niesamowicie nieodpowiednie. Sięgnął po miecz i zamachnął się na jednego z czarnych ptaków, który zgrabnie poderwał się do lotu, unikając ostatecznie możliwego rozcięcia. Sam Tobirama im dalej szedł i szukał, finalnie zaczął biec. Czuł się, niczym zagubione dziecko, które nie może odnaleźć czegoś bardzo cennego, a na ironie szuka tego na wielkim cmentarzysku. Zaczynała ogarniać go panika i rozpacz, bo nie potrafił go znaleźć.
Cisza była niesamowicie zdradziecka, nie mógł jej znieść. Potknął się o wystająca rękę i przewrócił. Zaklął siarczyście pod nosem i wtedy go zobaczył. Leżał twarzą do ziemi, lecz wszędzie rozpoznałby te długie, ciemne i idealnie wyrównane włosy. Chwilę zastygł w bezruchu, ale finalnie podniósł się i powoli, niczym lunatyk zaczął pokonywać odległość. Prawie znów się potknął, lecz ustał na nogach. Miał wrażenie, jakby czas zwolnił ewentualnie został wrzucony do jakiejś pętli, która nie ma zakończenia i nigdy do niego nie dotrze. W rzeczywistości to nie był taki długi proces, lecz jego umysł działał na całkowicie innym poziomie, spętany szokiem, który jedynie się pogłębił u celu. Padł na kolana przy ciele i delikatnie je obrócił, a wtedy spełniły się jego najgorsze oczekiwania. Płomień dziecięcej wiary w zły sen został brutalnie zgaszony, gdy spoglądał na pobrudzoną ziemią zastygłą twarz. Nie był na niej szoku, wyglądał jak ktoś odczuwający nagłą ulgę, spokój. Jeśli tak było Tobirama nie potrafił mu tego wybaczyć. Chociaż znał jego zamiary. Zawsze starał się trzymać swoje emocje na wodzy. Tak jak uczył go ojciec, lecz uderzony świadomością, że to poświęcenie było za niego coś w nim pękło i trzymając zwłoki brata na rękach, wręcz zaczął wyć z rozpaczy, jakiej jeszcze nigdy wcześniej nie odczuł. 

   Zdołał zatracić poczucie czasu, ile tak trwał przyciskając do siebie bezwładnego brata. Chmury jednak zdążyły się zaciągnąć i zaciemnić, nagle racząc go ulewą. Ten moment przywrócił go niejako do rzeczywistości na tyle, aby wstał i z Hashiramą na rękach idąc, w stronę domu. Czuł się, niczym oderwany od rzeczywistości, wręcz nie czując, że posuwa się na przód. Myślał tylko o tym, że jego brat nie żyje. Nie był w stanie tego pojąć. Został sam. Nie rozumiał. Jak? Dlaczego? Nie chciał być sam, wręcz był skłonny przyznać, że nie potrafił. Nie mógł tego tak zostawić. Ta śmierć nie miała prawa bytu. To było niesprawiedliwe. Już wtedy wiedział, że zrobi wszystko, aby go odzyskać. Wyrwie go ze szponów ponurego żniwiarza. Był gotowy to zrobić, nawet jeśli jeszcze nie wiedział jak miałby się za to zabrać. Ogromny szok nie pozwalał, aby wysnuwał w tym momencie logiczne wnioski. Jego myśli postronnej osobie na pewno teraz wydawałyby się stosem bredni nie radzącego sobie ze stratą człowieka. Spojrzał na jego twarz, czując jak obraz mu się zaczyna rozmazywać, a warga ostrzegawczo drgać. Znowu zbierało mu się na płacz. Był jedyną osobą, przy której wydawał się być silny i może nawet bardziej dorosły. Był też jedynym, który znał tą jego delikatną stronę, gdzie naprawdę wydawał się młodszym bratem, co potrzebował oparcia i troski, jaką mu starszy brat zawsze zapewniał.
- Zrobię wszystko, aby cię odzyskać, Hashirama – wyszeptał, wchodząc w las. 
______________________________________________________
Anija - to po prostu 'bracie'. 
Jakoś oryginalny zwrot mi bardziej pasowało zostawić, jest w sumie dość charakterystyczny dla postaci Tobiramy.  

2 komentarze:

  1. O jejciu,jaki ten shot był przygnębiający, a zarazem cudowny. Jestem dumna, że Hashirama zabił się dla brata, ale ukazałaś to w sposób, ze Tobirama chce zrobić coś niemoralnego i chce mi się wyć,jejku ;; Cudo *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że się podobało! :D
      Tak ku ciekawostce - będzie to miało swoją drugą część ; >>

      Usuń