sobota, 14 września 2019

Światowy Dzień Kaca.

   Światło słoneczne przebiło się przez niezasłonięte okna i z perfekcją najgorszego i nieugiętego barbarzyńcy padło na twarz jednego z mężczyzn. Nie taki niewinny człowiek, gdy oświetliły go promienie słoneczne wykrzywił usta w niezadowolonym grymasie. Nie, jeszcze się nie budził. Finalnie uczucie ciepła na powiekach, mimo wszystko stało się na tyle nieznośne, aby otworzył oczy. Pożałował tego natychmiast, gdy na dzień dobry promienie słońca podrażniły go. Zasłonił oczy dłonią i już miał zamiar obrócić się na drugi bok, aby osłonić się przed zasięgiem płonącej gwiazdy. Drgnął, ale zaniechał swojego planu, czując ciężar na swojej piersi. Zdziwiony zrobił daszek z dłoni i ujrzał czarną czuprynę swojego szefa, który w najlepsze sobie smacznie spał. Zabójca dłuższy moment trwał w poczuciu bezmyślnego szoku. W chwili, gdy chciał sobie przypomnieć wczorajszy dzień, uświadomił sobie, że łeb napierdala go, jakby ktoś mu wyjątkowo rytmicznie po nim młotkiem stukał. Miał nadzieję, że jeszcze to nie było Stairway To Heaven Led Zeppelin.
To teraz nadszedł moment ciężkiej próby.
Jak powinien obudzić najgroźniejszego kryminalistę na Wyspach?
Wcześniej nie był na tyle głupim, aby się narażać. Do tego to zwykle jego szef budził się zdecydowanie wcześniej. Właśnie z tego powodu nie był zagrożony wymyślną śmiercią, gdyby mu się wstało lewą nogą. Teraz jednak nie miał zamiaru być grzecznym leżaczkiem i czekać aż łaskawie wstanie, choć to było dość rozsądnym pomysłem. 
  W końcu zadecydował. Na początek postanowił być miły. Wplótł dłoń we włosy swojego szefa, co było dla niego nieco dziwne. Zawahał się przez moment, ale finalnie przeczesał delikatnie jego ciemne kosmyki.
- Jim, wstawaj – powiedział dosyć donośnym głosem.
Reakcja na to jednak nie była tym, czego się spodziewał. Śpiący na nim mężczyzna wydał z siebie zaspany pomruk i tylko wtulił swoją twarz bardziej w klatkę piersiową zabójcy.
Westchnął ciężko, mrugając przy tym zaskoczony. Nie takiego efektu oczekiwał. Przyglądał mu się tak dłuższą chwilę, a myśl bycia w kropce pojawiła się w jego głowie z przerażającą mocą i otoczką nieznośnego bólu. Zadziałał bez żadnego namysłu i zrzucił z siebie Moriarty’ego na podłogę. Gdy usłyszał huk ciała, które zderzyło się z podłogą – dopiero wtedy do niego dotarło co zrobił i komu. Słysząc zbolały jęk niepewnie uniósł się, aby spojrzeć na geniusza.
- Szefie? Nic ci nie jest? - spytał, choć to pytanie wydawało mu się zdecydowanie zbędne.
Jim podniósł się do siadu, przykładając rękę do tyłu głowy, który sobie nieco obił.
Na pytanie snajpera nie odpowiedział. Przeniósł tylko na niego swój rozwścieczony wzrok.
W końcu nie był głupi i wiedział czemu tak skończył. Do tego od samego sprawcy czuł winę. Moran spoglądając na Jamesa czuł, że jest już martwy. Tylko nie miał pojęcia w jaki sposób. Moriarty podniósł się na równe nogi i rozejrzał po pobojowisku w salonie.
Przez jego twarz przebiegł cień przebiegłego, a zarazem zadowolonego uśmiechu.
- Posprzątasz dziś cały dom na błysk. Pod moim nadzorem. Bierz się do roboty – oznajmił zabójcy, czując niesamowitą satysfakcję, gdy mu mina na tą wieść zrzedła.
Po tych słowach opuścił go, aby doprowadzić się do porządku i łyknąć coś na ból głowy.
   Sebastian, gdy dostał rozkaz zostania sprzątaczką, poczuł się, jakby dostał celnie wymierzony policzek w jego dumę. Miał wrażenie, jakby został w pewien sposób zdegradowany. Do poziomu zwykłej sprzątaczki. Jego umysł nie mógł tego przeboleć.
Wolałby już, żeby mu przestrzelił kolana. Chociaż sam się o to prosił, budząc go w taki sposób. Zwlókł się w końcu z kanapy i na początek zaczął zbierać puste butelki i puszki po ich wczorajszej zabawie.
Jim wrócił za to niedługo później, patrząc jak mu idzie. Do tego podpowiedział mu, gdzie znajdzie potrzebne środki czystości.
Wątpił w końcu, aby ten wiedział co jest gdzie. Nigdy przecież wcześniej nie musiał tego robić. 
Moran starał się nie okazywać swojej irytacji, gdy był instruowany, niczym dziecko co, gdzie i jak. Było to pomocne, ale snajper wolał sobie poradzić sam, bo przecież znalezienie takich rzeczy nie może być trudne. W zasadzie byłoby, ale jego duma nie pozwalała mu na przyznanie się do tego wniosku. To wina służby, że wszelkie możliwe środki były porozrzucane po różnych zakamarkach domu.
Poczuł się zmęczony po samym sprzątaniu salonu, gdzie Jim wskazywał mu najmniejsza niedociągnięcia. Dużo czasu minęło, nim było to tak idealnie jak sobie ten genialny diabeł wymarzył. Przeczesał dłonią swoje włosy i przymknął oczy, czując jak od tego sprzątania ból w jego skroniach się nasilił. Udał się do kuchni, gdzie był jego szef, który akurat postanowił wziąć coś na kaca. Zabójca zaczął mieć nadzieję, że jednak Bóg istnieje i się nad nim właśnie postanowił ulitować.
- Podziel się tabletkami – rzucił i wskazał na listek, który brunet trzymał w dłoniach.
- Nie. Jak skończysz sprzątanie, to dostaniesz – zarządził.
Zdecydowanie, gdy Moriarty był okrutny, to po całości. Cudem Moran chyba jeszcze żył.
Musiał jakoś pogodzić się z tym wyrokiem, choć jakaś część snajpera pokusiłaby się o morderstwo. Trzeźwa część jednak go powstrzymywała i chyba to było najlepszą opcją dla świata. 
   Sebastianowi wydawało się, że sprząta wieczność. Ścieranie kurzów dla niego ciągnęło się latami. Jedynym plusem było posiadanie przerw na picie i jedzenie. Chociaż już nawet wtedy głoś Jima, który mówił mu co ma poprawić dudnił mu w głowie. Skończył to wszystko do wieczora i faktycznie to wszystko lśniło. Zabójca patrząc na swoje dzieło pomyślał, że nigdy, przenigdy nie będzie już budził swego szefa. Zmęczony udał się do swego pokoju, aby tą mordęgę odespać. Zdołał zapomnieć o tabletkach na kaca.