piątek, 12 października 2018

Dwie przeciwstawne siły.

  Witajcie!
Oto dziś napisana notka. Wiem, planowałam Mormora. Niestety mam uszkodzoną rękę i nie byłabym w stanie tego przepisać. Napisałam to, starając się wyzbyć błędów chociaż z urazem było ciężko.
Jeżeli takie się zdarzą to bardzo przepraszam, wytknięcie przyjmę i poprawię.
To opowiadanie ma w sobie dużo mojej fantazji, nie polecam patrzeć na ten tekst przez pryzmat kanonu. 
______________________________________________________

Snob choruje na sztukę, ale nigdy na nią nie umiera. ”- Jan Czarny.

   Byliśmy zawsze poróżnieni. Byliśmy artystami swoich własnych rodzajów.
Byliśmy dwoma przeciwnymi żywiołami. Zwalczaliśmy się, jak tylko się dało. Wiecznie sprzeczaliśmy i trwaliśmy w niezrozumieniu siebie nawzajem.
Nie było to nic dziwnego, w tej organizacji nie byliśmy jedynym kłótliwym duetem.
Byliśmy jednak wyjątkowi. Nie ważne jak wiele dyskusji na temat sztuki prowadziliśmy, nie było istotne jak wiele różnic poglądowych nas dzieliło - jeśli jeden był w niebezpieczeństwie mógł liczyć na wsparcie drugiego.
Nawet jeśli wypieraliśmy się tego, że zwyczajnie nie chcieliśmy się nawzajem stracić.
W końcu nasze życie inaczej byłoby nudne.
Podczas naszych początków widziałem piętno, jakie odcisnął na tobie twój dawny partner w misjach – Orochimaru.
Nieufny, podejrzliwy – sporo czasu zajęło mi, abyś przestał patrzeć na mnie przez pryzmat przeszłości.
Sądzę, że nim cię straciłem w tej niefortunnej walce po zapieczętowaniu jednoogoniastego miałeś do mnie jakąś nić sympatii.

Sztuka trwa długo, życie krótko”- Hipokrates.

   Zawsze mówiłeś, że sztuka to wieczne piękno. Powinno przetrwać swego twórcę i dalej zachwycać.
Po twojej śmierci wiedziałem, iż osiągnąłeś to czego zawsze pragnąłeś. Twoje marionetki dalej żyły. Były teraz w rękach tego dzieciaka, z którym walczyłeś i potraktowałeś trucizną. Kantarou, Kanpachi czy jak mu tam było. W każdym razie miał dziwne imię i był starszym bratem Kazekage.
Zabrał wtedy z gruzów nawet ciebie, co powiedział mi Zetsu. Znienawidziłem go za to, danna. Nie miał takiego prawa. Nie byłeś jego własnością, wręcz przeciwnie byłeś jego wrogiem!
Powinieneś zostać odpowiednio pochowany przez organizację. Chciałem tego, naprawdę. Lider nie poparł jednak pomysłu, aby poszedł odebrać ciebie siłą. W końcu organizacja osiągnęła swój cel, czyli złapanie bestii.
Nie umiałem się z tą decyzją zgodzić.
Między nami było różnie, ale darzyłem cię szacunkiem.
Jako mojego partnera.
Jako mojego mistrza.
Jako najbliższą osobę, którą miałem od czasu mojego wygania z Wioski.
Co zabawne, czułem, że jakby ktoś obcy miał moje ciało – zrobiłbyś dla mnie to samo.
A przynajmniej w to wierzę.
Teraz, gdy mam nadzieję skrzywdzić tego blondyna i różową landrynę, która cię wraz z staruchą zabiła.
Stanę się ostateczną sztuką i zabiję Uchihe Sasuke, najdroższego przyjaciela tej dwójki z Konohy.
A mówiłeś kiedyś, że umrę młodo.
Miałeś cholerna rację, Sasori.
Chciałbym spotkać cię w Piekle, do którego niechybnie trafię.

Powiedzieć, co się myśli, jest czasem największym szaleństwem, a czasem najwyższą sztuką.” - Marie von Ebner-Eschenbach.
   Nigdy nie uważałem, że ponownie ujrzę jeszcze ten świat. Zostałem przywołany z martwych, stając się nieśmiertelny.
Nie mogłem odnaleźć cię w zaświatach.
Czułem się tam naprawdę samotny.
W zasadzie nie znalazłem tam nikogo godnego mojego towarzystwa.
Byłem zaskoczony, gdy ujrzałem ciebie obok także przywołanego do świata żywych.
Zabawne, ale nasza relacja wciąż była taka sama jak za czasu naszego żywota.
Dokazywaliśmy sobie, głosząc swe odmienne opinie o sztuce i drażniąc wzajemnie.
Sprawiało mi to nieopisaną radość i ogarniało mnie dziwne pozytywne ciepło.
Podejrzenia, jakie miałem sam do siebie po tym jak cię straciłem nabierały coraz większego sensu.
Chciałem się nacieszyć możliwością ponownego spędzania wspólnie czasu.
Znowu skazani na siebie, tym razem w środku wojny.
Los jednak był cholernie przewrotny i znowu trafiliśmy na tego dzieciaka, będącego mistrzem marionetek.
Szło dobrze, ale wyglądało później na to, że ten chłopak w pewny sposób działał na twoją koncentrację.
Nie podobało mi się to.
W chwili, gdy udało mu się nas pojmać i zaczął mówić Akasunie tą piękną mówkę - czułem się, niczym rozbijane powoli szkło.
Ledwo go odzyskałem i miałem znowu stracić. Nie chciałem na to pozwolić.
- Nie słuchaj go, Danna! Zaraz nas stąd wyciągnę! - krzyczałem, czując jak rozpacz zaciska się na mojej krtani, niczym potworne szczypce.
Nie mogłem znieść myśli, że znowu zostanę sam i nie będę mógł cię odnaleźć.
- Nie próbuj mnie znowu zostawiać, słyszysz?! To wcale nie jest zabawne! - wrzasnąłem, szarpiąc się, lecz więzy nie chciały puścić.
Czułem, czułem, że znów zaczyna odchodzić. Jego energia zaczęła niknąć.
- Deidara… widzimy się po drugiej stronie. Nie każ mi długo czekać.
Zamurowało mnie, bo po tych słowach jego dusza opuściła świat żywych.
Dupek znowu mnie zostawił, ale tym razem czułem, że na pewno do niego dołączę.