czwartek, 7 stycznia 2021

Krucza Miłość XXI

 - Coś ty taki smutny? - zapytał, gdy dłużej przyjrzał się Sasuke.

Uchiha spojrzał na niego i uniósł brew na jego słowa.

- A kiedykolwiek byłem według Ciebie szczęśliwy? Nie jestem takim radosnym idiotą jak ty z usposobienia - zauważył.

- No można uznać, że nie jeśli brać przez większość czasu twoje miny. Jak byłeś młodszy, to udawało ci się jednak uśmiechnąć. Teraz na pewno jesteś bardziej ponury z natury, ale dziś zdecydowanie twoje poziomy ponuractwa wydają się powyżej normy - wyjaśnił mu z dumną miną.

- Zamknij się w końcu, bo brednie jakieś pleciesz - fuknął, coraz bardziej żałując, że pozwolił sobie zgodzić się na to szaleństwo.

- Nie mogę. Dziwisz się, że gadam głupoty? Zwlokłeś mnie z łóżka siłą, a wcześniej wkroczyłeś do mojego mieszkania, niczym jakaś wściekła armia, wyłamując mi drzwi z buta! - oburzył się.

- Gdy użyłem dzwonka, to nie otwierałeś, więc sam się obsłużyłem skoro nie chciałeś po dobroci - stwierdził, jakby to było normalne.

- Po prostu mocno spałem - burknął.

- Raczej ignorowałeś dzwonek - skwitował.

- Dobra, dobra. Powiedz może, gdzie ty mnie prowadzisz, co? - zainteresował się.

- A jak myślisz? Na ramen - stwierdził tonem, jakby robił to codziennie.

Blondyn zamrugał, totalnie zaskoczony. Normalnie w takim wypadku przejawiałby niezmierzone pokłady radości i entuzjazmu, lecz nie tym razem. Lubił wprawdzie zostawiać innym opłacanie horrendalnie wysokich kwot za opróżnione miski z ukochanym ramenem. Obecnie jednak nie zgadzała mu się osoba, która wyraźnie dobrowolnie miała zamiar stać się tego procesu ofiarą. Znali się na tyle, aby ten przebieg okoliczności przewidział. Drugą niepokojąca rzeczą był fakt, że on takich rzeczy po prostu nie robił, bo wiedział na co się pisze. Nigdy nie zrobił by tego dobrowolnie.

- W takim razie co ci się stało, że mnie na nie zabierasz? Gorączkę masz? - rzucił, unosząc brew. To wszystko było bardzo podejrzane.

- Musimy pogadać, a jak będziesz jeść, to staniesz się znośniejszy jako towarzystwo, gdy ja będę mówił - stwierdził lakonicznie.

Jego słowa jeszcze bardziej go zmroziły. Miał przeczucie, że źle się to dla niego skończy. Wszystko, co obejmowało tego Uchihe zwykle tak się dla niego kończyło od dawna, nawet próby, aby zaimponować Sakurze.

- A bez zabierania mnie na jedzenie się nie da? Nie, żebym gardził tą propozycją skoro stawiasz - powiedział z szerokim, głupawym uśmiechem.

- Nie, bo wtedy jesteś zbyt irytujący - skwitował, wchodząc w progi budki i witając z właścicielem oraz jego córką.

Zajął miejsce na jednym z krzeseł, a po chwili dołączył do niego Uzumaki. Wyraźnie nastrój mu się poprawił, gdy do jego nosa dotarł zapach ulubionego jedzenia. Świetnie. Miał nadzieję, że to ułatwi mu wystarczająco sprawę.

- To co zawsze, staruszku! - zawołał radośnie blondyn, zacierając przy tym ręce.

Sam też postanowił wziąć jedną porcję. - Dobra, młotku. Czas przejść do rzeczy - oznajmił w chwili, gdy postawiono przed nimi zamówienia. - Została przydzielona nam misja.

Naruto skupił na nim swoją uwagę i w ekspresowym tempie wciągnął makaron.

- Jaka? - zapytał z żywym zainteresowaniem.

- Będziemy musieli wybrać się w okolice górskie, aby zebrać rośliny potrzebne do wytwarzania maści i innych medykamentów - odparł, widząc powoli niezadowolenie swojego towarzysza.

 Na razie jednak skupiał się na jedzeniu i wyraźnie nie zamierzał mu przerywać. Zaciągnięcie go tu dało jakiś efekt.

- Będziemy musieli przetransportować je do Wioski Piasku - dodał po chwili.

- Dlaczego niby mamy mieć tak nudną misje? Nie jesteśmy żadnym medykiem! - zauważył oburzony, widząc, że mógł już wyrazić swoje niezadowolenie przypisanym im zadaniem.

Uchiha westchnął ciężko, choć spodziewał się tego. Jego towarzysz zwykle tak reagował, gdy misja wydawała się dla niego zbyt zwyczajna.

- Bo nie mogą wysłać medyka, a Wioska Piasku potrzebuje tego typu dostaw. W końcu ich ziemie są otoczone wszechobecnym piaskiem, nie mają możliwości, aby je hodować. Muszą je sprowadzać - wyjaśnił mu dość cierpliwie.

- No, ale dlaczego my musimy. Nie znam się na tych chwastach! - oburzył się, wciąż nieprzekonany.

 Brunet wywrócił oczami z miną męczennika. Ten idiota, jeśli się na coś uparł potrafił być wyjątkowo ciężkim przypadkiem do ogarnięcia. On za to niekoniecznie miał tyle czasu, aby się z nim użerać. Nie miał jednak wyboru, bo był główną częścią jego zadania. Wiedział, że Itachi, gdy napomknął o możliwości jego śmierci nie żartował. Wyglądało na to, że skoro osobiście go mieszał w te sprawę, to szanse na pojmanie przez Akatsuki wszystkich bestii musiały być niesamowicie realne. Nie mogli do tego dopuścić. Już i tak za wiele ich zdobyli.

- Dostaniemy instrukcję, gdzie będziesz miał wygląd tych kwiatów i przestań już marudzić - rzucił nieco zirytowany.

- Bojkotuję! Chcę bardziej emocjonujące zadania! Nie jestem przecież już geninem - uznał, jakby to było dla niego ujmą na honorze.

- Właściwie to wciąż nim jesteś - przypomniał mu grzecznie, sprawiając, że jego towarzysz poczerwieniał z zawstydzenia na twarzy. Córka właściciela budki cicho zachichotała.

- Chcesz jeszcze? - spytał, postanawiając nieco mu ulżyć w tym poczuciu kompromitacji. W odpowiedzi otrzymał pełne podejrzliwości spojrzenie.

- Co ty taki miły się dla mnie zrobiłeś, hę?

- Wole uprzedzić fakty, zanim ty weźmiesz się za dorzucanie mi do rachunku – skwitował.

- Faktycznie. Ty nie umiesz być miły - burknął sam do siebie i potwierdził, że chce dokładkę.

Uchiha uśmiechnął się pod nosem. Odsunął od siebie wszelkie podejrzenia, gdzie miałby karmić go z sympatii. W zasadzie ta sytuacja miała służyć zupełnie innym celom. Wolał nie wzbudzać u niego podejrzeń, bo wszystko co starał się osiągnąć odniosłoby odwrotny efekt.

- Swoją drogą, spójrz na to pozytywnie. Będziesz mógł odwiedzić Gaarę, a przecież nie macie częstych okazji do spotkań. Czemu by tego nie wykorzystać, co? - podsunął mu.

Naruto wyraźnie zaczął się nad tym zastanawiać, pochłaniając kolejną porcję makaronu. Uchiha czekał na jego werdykt, kończąc powoli swój posiłek, gdy tamten już jadł drugą porcję. Na swój sposób go to zadziwiało, bo gdzie on to wszystko mieścił? Nie wiedział.

Dla blondyna wciąż ta cała sprawa była dziwna, mimo podanych mu dość spójnych wyjaśnień, dalej nie potrafił się pogodzić z tak mało ekscytującym zadaniem. Miał przeczucie, że chodzi w tym wszystkim o coś więcej, lecz jego przyjaciel był w tej kwestii bardzo trudny do rozgryzienia. Zdecydowanie jeżeli chcieli przed nim coś zataić, to wybrali do tego zadania niesamowicie starannie osobę. Postanowił pograć na jego cierpliwości z nadzieją, że uda mu się rozkruszyć tę maskę i czegoś dowiedzieć.

- To jedyny pozytyw – stwierdził gorzko. - Równie dobrze mógłbyś iść sam – dodał.

Sasuke westchnął, kręcąc głową i nie ukrywając nawet swojego załamania Uzumakim.

- Całkiem sporo tego potrzeba, wiesz? Przydadzą się twoje klony pewnie do tego – stwierdził. - Do tego to wcale nie taka zła robota. Może komuś uratować życie.

- No w sumie, niby masz rację – uznał, choć wciąż starał się nie być przekonany. Inaczej cały jego misterny plan by trafił szlag. - Zastanowię się nad tym.

   W tym samym czasie Itachi stał przed oddziałami Anbu podlegającymi Hokage, w podziemiach siedziby głowy Wioski Liścia, gdzie wygłosił plan działania dla poszczególnych drużyn. Pracy było nad tym wszystkim naprawdę bardzo wiele. Musiało to być gotowe do wieczora, gdzie oficjalnie powinien się rozpocząć festiwal. Trzeba było przy tym działać tak, jakby życie w wiosce toczyło się wciąż swoim zwyczajnym, codziennym rytmem, aby nie wzbudzać podejrzeń. Nie wątpił, że szpieg organizacji zawita tutaj, aby sprawdzić co się dzieje. Nawet jeżeli dzień wcześniej nie czuł jego obecności. Sam też się na ten wypadek zabezpieczył. Jego klon robił właśnie dość zwyczajne rzeczy, podczas gdy oryginał zajmował się przydzielaniem zadań. Gdy już pozwolił większości się rozejść sam dołączył do drużyny, która miała zająć się nałożeniem na miasto iluzji, aby inne oddziały mogły spokojnie odprowadzić cywilną część ludności w bezpieczne mury bunkrów. Wolał osobiście pracować nad tą kwestią. Była bardzo istotna w jego planie, gdy wróg ostatecznie tu dotrze. Gdy opuścili podziemia i wyszli przed budynek Hokage przywołał jednego ze swoich pierzastych przyjaciół i wysłał bratu krótką wiadomość, która była ich ustalonym znakiem. Będzie musiał na ten czas, jeśli Uzumaki wciąż nie będzie przekonany do zleconej im misji wziąć go na spacer poza mury ich osady. Było to istotne, bo on nie mógł widzieć, że coś się tutaj święci. Na pewno by to zauważył, bo nawet jak był trochę z zachowania przygłupi to nie można było oskarżyć go o zbyt wielką niesprawność umysłu. Rozproszyli się po chwili i udali na wyznaczone pozycje. Ustalił je tak, aby jak najmniejsza ilość osób musiała rozciągać iluzję, a jednocześnie by nie wzbudzać żadnych podejrzeń. On sam był po środku tego wszystkiego, aby móc ją wzmocnić. Ich widoczna obecność nie powinna nikogo dziwić, bo przy takich imprezach normalnym było, że środki ostrożności były wzmożone. W końcu też zapewniali bezpieczeństwo ludności. Itachi czekał spokojnie, aż jego kruk wróci, co będzie dla niego sygnałem by mógł rozpocząć misję. Żywił nadzieję, że wszystko wystarczająco dobrze się rozwinie, a przynajmniej by sytuacja poszła jak najbardziej w kierunku, który w swoim wyobrażeniu ustalił. Chociaż wyczekiwanie na wszystko sprawiało, że odczuwał nerwowość i obawę o to wszystko. W końcu los mógł wszystko pokierować na milion różnych scenariuszy i nie było wtedy istotne, że on założył sobie własny. Gdy ptak wrócił, to dał reszcie umówiony znak. Zaraz potem zauważył od fundamentów, jakie tworzyli jego towarzysze z grupy początkowe anomalie. Było to ledwo dostrzegalne drżenie w miejscu, gdzie rozpoczęło się nakładanie na rzeczywistość iluzji. Czuł też zapach, niczym po skończonej burzy i towarzyszącej ulewie. Zaraz jednak po tym wrażeniu nie było śladu, a on mógł dalej obserwować jak wokół iluzja zaczyna się rozkładać, niczym misternie zapleciona sieć pajęcza nad miastem. On sam w końcu, gdy osiągnęła swoją formę wykonał odpowiednią sekwencję znaków, dzięki czemu wzmocnił ją i teraz już nie znalazł się żaden defekt, który mógłby sugerować, że coś może tutaj być nie tak. Pożegnał swoich towarzyszy i ruszył powiadomić jedną z grup, że już może spokojnie zacząć prowadzić ewakuacje na bardziej szeroką skalę. Iluzje ludzi nie będą reagować na komunikat nadany przez megafon. Po odhaczeniu tego punktu w mapie myśli, gdzie miał szczegółowo zapamiętane, w jakim kierunku musi się udać i w jakim celu - ruszył zająć się dalszymi obowiązkami, których musiał dopilnować.

  Naruto czuł się bardzo dziwnie. Wszystkie nietypowe zachcianki, które wymyślał, aby wkurzyć bruneta i uzyskać informację, bo był pewny, że coś tutaj zdecydowanie nie grało zostawały uiszczone. Robił co w jego mocy, aby podeptać jego cierpliwość, której jego towarzysz nabrał zdecydowanie zbyt dużo jak na siebie. Spełniał jego absurdalne pomysły, które musiały mu na pewno nadszarpnąć kieszeń. Zaczynały mu się kończyć pomysły, gdy opuścili mury wioski. Wcześniej odwiedził ich kruk, którego wysłał starszy brat Sasuke. Przyjaciel wyjaśnił mu, że to informacja, aby nie czekał z kolacją, bo pewnie wróci późno. Nie poddał tej odpowiedzi w wątpliwość. Zresztą nie miał okazji w żaden sposób przyjrzeć się bardziej ich relacji, żeby nie uwierzyć.
Wiedział, że młodszy chciał poprawić ich relacje i do tego też pomóc sobie. Nie chciał już, żeby duchy przeszłości wbijały swoje mściwe szpony w jego duszę. Pragnął się z tego wyrwać po swe antidotum. Pamiętał doskonale dzień, gdy Sasuke wrócił. Niedługo później znalazł prawdę na temat swojego starszego brata. Był zdruzgotany tym wszystkim. Żył całe lata w kłamstwach i okropnie złych przeświadczeniach. Do tego latami tkwił, jako marionetka w rękach Itachiego. Pamiętał, jak mu powiedział, że po tym wszystkim czuje głównie żal, a nie gniew. Blondyn rozumiał, dlaczego takie odczucia mu towarzyszyły i podzielił się z nim wtedy tym spostrzeżeniem. Późniejsze decyzje jakie podjął brunet go tylko w tym upewniały. Żal wynikał z tego, że starszy wolał go w to nie mieszać i nie powiedział jak było naprawdę. Wykreował mu fałszywy obraz rzeczywistości i postawił siebie za zbrodniarza, choć ten czyn w pewien sposób w tamtej sytuacji był bohaterski. W końcu był wtedy między młotem, a kowadłem. Sasuke nie mógł mu jednak tej krwawej nocy wybaczyć, nawet jak rozumiał jego położenie i jak patrzył na tamtą sprawę. Tego nawet Uzumaki był pewien. Żałował jednak braku zaufania z jego strony i faktu, że miał według jego planu nigdy nie zasłużyć na prawdę. Dowiedział się od postronnej osoby, a to Itachi powinien być tym, który mu to powie.

 - W zasadzie, to jak ci się żyje po powrocie brata? Dogadujecie się? - zainteresował się.

Brunet zdecydowanie nie spodziewał się w  tej chwili tego typu zapytania od Naruto. Właściwie nie uważał, że kiedykolwiek go to zainteresuje. Raczej nie zadawał tego typu pytań, choć może wynikało to z możliwości obserwowania jego relacji z innymi ludźmi. Tutaj już tak nie było, bo raczej żyli we własnej bańce, odgradzając od ciekawskich.

- W porządku. Powoli jakoś docieramy do siebie – stwierdził, bo jednak przed nimi była jeszcze długa droga, aby znaleźli dla siebie wspólny i wygodny tryb życia, porzucając swoje uprzedzenia i wszystkie inne ograniczenia, które wciąż gdzieś miały na nich wpływ.

Wszystko jednak ostatnio wydawało się mu być na bardzo dobrej drodze, by im się udało żyć wspólnie i szczęśliwie. Może nawet z czasem ludzie przestaną na nich łypać, niczym na najgorszych zbirów wszech czasów i się przyzwyczają z kim dzielą przestrzeń wioski.

- Swoją drogą, jaką ty w końcu decyzję podjąłeś? - dodał, bo jakoś niekoniecznie chciał dalej ciągnąć temat swojego życia z starszym bratem. Miał nadzieję, że ten uparty osioł w końcu skapituluje i bez jęczenia pójdzie z nim na tą misję. Nie chciałoby mu się wymyślać bardziej brutalnych środków, aby go wyciągnąć poza teren osady, a takie pewnie musiałby wdrożyć. Tylko szkoda byłoby mu wydanych na niego pieniędzy, gdy próbował być miły.

- To dobrze, wygląda na to, że twój cel się spełni – uznał z uśmiechem. - Pomyślmy – zaczął, przybierając minę i pozę, jakby parodiował jakiegoś wielkiego filozofa. Zauważył już, jak bardzo jego plan wyciągnięcia czegokolwiek od Uchihy spalił na panewce. Do tego, jeśli czegoś mu nie mówił, to zdecydowanie bardzo dobrze się z tym ukrywał.

- Może masz rację. Nie powinienem grymasić – przyznał z rezygnacją. - Możemy komuś pomóc no i przy okazji odwiedzimy Gaare! Czy to nie wspaniale? - dodał entuzjastycznie.

- Tak, to świetne. Szkoda, że dopiero po kilku godzinach to do ciebie dotarło – skwitował.

- Ciesz się, że w ogóle dotarło! Zwykle cię nie słucham – stwierdził z rozbrajającym uśmiechem i szczerością, dostając w zamian pełne nienawiści i żądzy mordu spojrzenie.

- Dzięki za okazanie pieprzonej łaski, głupi młocie – wysyczał, bo zdecydowanie nieco nadepnął mu tym na odcisk i jeszcze bezczelnie się z tego cieszył. Gnojek jeden. Kolejny powód, aby Akatsuki nie dostało go w swoje szpony - własnoręcznie go kiedyś ukatrupi.

- Skoro już się zgodziłeś, to idź się spakuj i spotkamy się przy głównej bramie – dodał i po chwili ruszył biegiem w drogę powrotną do jednej z bram wioski.

- Ej, ale o której?! - rzucił za nim zdezorientowany Naruto, który dopiero po chwili postanowił zacząć go gonić.

- Jak najszybciej! - krzyknął, na moment odwracając głowę w jego kierunku, nim znowu skupił się na biegu. Tak naprawdę tylko dla Sasuke w tej chwili liczył się czas, bo chciał jeszcze móc mieć chwilę, nim wyruszy z Uzumakim, aby zapewnić mu bezpieczeństwo.

Zwłaszcza, że w obecnym momencie czuł się, jakby go diabeł gonił, bo nie zdąży.

   Itachi miał okazję złapać chwilę przerwy od dotychczas wykonywanych obowiązków. Postanowił w międzyczasie zrobić dla siebie i brata obiad, choć nie wiedział kiedy młodszy zjawi się w rezydencji. No nic, najwyżej będzie musiał sobie odgrzać jedzenie. Chociaż patrząc na godzinę, to jego pojawienie się w domu powinno nastąpić niedługo. Musiał w najbliższym czasie wraz z Naruto opuścić mury wioski, tak jak było omówione w planie. Najtrudniejsze jednak będzie spędzenie z nim tych chwil przed wyjściem. Nie chciał, aby przez swoje wewnętrzne obawy, gdzie rozważał możliwe czarne scenariusze mógł pomyśleć, że coś pójdzie nie tak. Jego zamartwianie się na zapas nie mogło tego pokrzyżować. Zwłaszcza, że ośli upór młodszego potrafił dać w kość. Do tego nie wiedział też wszystkiego. Starszy starał się o tym nie myśleć. Nie chciałby się przed nim zdradzić. Zmieniłoby to wszystko, a nie miał czasu na korygowanie przewidzianego scenariusza. Zaczął nakładać właśnie jedzenie na talerze, gdy usłyszał jak drzwi się otwierają i przyśpieszony oddech, jakby jego mały braciszek przebiegł niezły maraton.

Sasuke zajrzał po chwili do kuchni, opierając się o framugę wciąż nieco zadyszany.

- A tobie co? Kondycja spadła? - rzucił, obrzucając młodszego badawczym spojrzeniem.

- Bardzo śmieszne – prychnął oburzony. - Po prostu się ścigałem z Naruto – dodał.

- Jak dzieci – skomentował, kręcąc głową. - Chociaż przynajmniej na ciepłe jedzenie zdążyłeś. Siadaj – uznał i odwrócił w kierunku szafek, aby wyjąć szklanki i nalać herbaty.

- Najwyraźniej miałem nosa – uznał i zasiadł do stołu, bo w zasadzie po ramenie na śniadanie z Naruto, jakoś niespecjalnie później myślał o tym, żeby coś jeszcze zjeść.

- Zdecydowanie ci się udało - przyznał mu rację, kładąc przy nim jedną ze szklanek i usiadł na przeciwko niego. - Jak poszło z Uzumakim? - dodał, zaczynając jeść.

 - Toporny był, ale w końcu się zgodził - stwierdził. - Niedługo będę musiał się zebrać. Mam nadzieję, że dostanę za to poświęcenie odpowiednie wynagrodzenie - rzucił, kładąc nacisk na przedostatnie słowo i spojrzał na brata. Itachi odwzajemnił spojrzenie i milczał chwilę.

- Zobaczymy czy wystarczająco na nie zasłużyłeś do tego czasu - rzucił przekornie.

 - To nie poświęcam się teraz dostatecznie? - spytał, a na jego twarzy wymalowało się prawie autentyczne zdziwienie.

- Jak wykonasz swoje zadanie do końca to się wypowiem - stwierdził, kończąc swój obiad.

Młodszy z braci jedynie zmarszczył brwi i dokończył jedzenie, wstając od stołu i zbierając naczynia, które zaczął myć. Cisza między nimi przerywana przez szum wody wydawała się w pewien sposób napięta. Chociaż sam nie rozumiał, dlaczego tak to wszystko właśnie odczuwał. W końcu między nimi wszystko było w porządku. Odłożył ostatnią umytą rzecz na suszarkę. Zerknął na zegar, wzdychając ciężko. Zastanawiał się czy młotek naprawdę postanowił się pospieszyć.

- Idę się spakować i będę wyruszać - oznajmił i skierował się do wyjścia z pomieszczenia, idąc do swojego pokoju.

Brat w odpowiedzi jedynie lekko skinął mu głową, wyraźnie pogrążony we własnych przemyśleniach. Normalnie może by go o to zapytał, ale nie miał na to czasu i też wątpił, aby on chciał się z nim łatwo tym dzielić. Nie było go prosto przekonywać. Może nawet gorzej niż samego Młotka, który się na niego na pewno będzie musiał narzekać.

W pokoju zaczął szukać potrzebnych rzeczy na wyprawę, dokładając do toreb narzędzi i je doczepiając do ubrań. Po dłuższym namyśle wziął też coś z apteczki, jakby blondas miał mu się od jakiegoś kolca kwiatka przekręcić. Nigdy nie mógł być z nim niczego pewnym. Do tego wszystkiego znalazł kosz dla roślin. Rozejrzał się jeszcze, w myślach wliczając czy na pewno wszystkie potrzebne rzeczy wziął. Wyglądało na to, że niczego mu nie brakowało. Zszedł na dół i poszedł się ubrać.

- Itachi, będę się zbierał - krzyknął, nie wiedząc gdzie starszy brat się obecnie znajdował.

- Nie tak szybko - rzucił, wyłaniając się z kuchni z niewielkim pakunkiem w dłoni. - Jedzenia byś zapomniał - stwierdził, wręczając mu je.

Młodszy Uchiha włożył je do na razie do koszyka, który przygotował na rośliny.

- W sumie ty też o czymś zapomniałeś - stwierdził Sasuke, łapiąc brata za koszulkę i przyciągając bliżej siebie. - Powinniśmy się pożegnać - dodał, przyglądając mu się uważnie.

Spojrzenie miał tak znaczące, że Itachi miał ochotę się roześmiać, bo nie ośmielił się mu tej myśli wyrazić słownie. Na swój sposób jednak taka forma też mu odpowiadała. Chciałby móc się z nim jeszcze trochę podroczyć, ale wiedział, że nie mają na to czasu. Żaden z nich. Pochylił się i złączył ich usta razem. Sasuke puścił przód jego koszulki, zaplatając dłonie na jego karku, a on sam w odpowiedzi objął go jedną ręką w pasie, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Po raz pierwszy, gdy Sasuke poznał prawdę o, jak wtedy uważał jego brudnych uczuciach, starał się je przelać i na swój sposób okazać. Otworzyć się przed nim, jak jeszcze nigdy przed nikim innym nie miał okazji.

Młodszy Uchiha myślał, że będzie się źle czuł moralnie, gdy podjął decyzję, aby ich relacja przestała być taka jak powinna. Nie czuł się zgorszony tym, jak blisko siebie dopuszczał Itachiego. Nie brzydził się samym sobą, jak się obawiał. Miał wrażenie, że obecnie rozumiał brata bardziej niż kiedykolwiek. Miał wgląd w jego uczucia i duszę, od siebie dając mu to samo. Nie czuł już tej frustracji, gdzie wyczuwał wcześniej między nimi ścianę i przytłaczające go poczucie oddalenia, gdy chciał się zbliżyć. Mógł za to cieszyć się jego bliskością i ciepłem bijącym od jego ciała. Rozumieć sposób w jaki okazywał mu swoje emocje i odpowiadać mu z pasją, o którą się by nie podejrzewał. Trochę czuł się tym wszystkim odurzony, bo nagle jego umysł miał ochotę na coś zupełnie innego niż wyruszenie na misje. Itachi, jakby to wyczuł i odsunął z nieskrywaną niechęcią w odpowiednim momencie. Sam też zdecydowanie przestawał mieć ochotę na wypuszczenie Sasuke z rąk. Wolał już nie tańczyć na tej niebezpiecznej granicy, która zadecydowała by o zmianie ich planów.

- Takie pożegnanie wystarczy? - rzucił, unosząc brew. Nie mógł się powstrzymać od droczenia.

- Tak, choć teraz wolałbym nawet zostać - uznał, uśmiechając przy tym dość znacząco.

- Nie ma mowy - stwierdził, rozwiewając wszelkie istniejące nadzieje na taką opcję.

- No trudno - westchnął młodszy Uchiha i nacisnął klamkę, wcześniej podnosząc koszyk z podłogi. Czuł się, jakby miał pójść na grzyby.

Itachi wyszedł za nim postanawiając go odprowadzić do bramy dzielnicy. Szli w ciszy, choć starszy zastanawiał się co powiedzieć. Było tego sporo, ale głos ugrzązł mu w gardle. W końcu dotarli na miejsce i Sasuke się zatrzymał, odwracając do niego. Następnie z zacięta miną, która wydawała się dla niego nie wróżyć nic dobrego podszedł i do niego przytulił. Przywiodło mu to trochę na myśl czasy, gdy wracał do domu i przybiegał by przytulić go na powitanie. Ułożył dłoń na jego głowie i przeczesał czułym gestem jego włosy.

- Itachi - zaczął poważnie, odsuwając nieco od niego, choć wciąż trzymał go w uścisku. Zupełnie, jakby musiał się upewnić, że jest tutaj naprawdę całkowicie materialny. - Uważaj na siebie i obiecaj mi coś - dodał, patrząc na niego uważnie.

- Będę uważać na siebie. Zresztą ty też bądź ostrożny - stwierdził, przechylając lekko głowę w bok. - Co mam obiecać? - dodał po chwili.

- Że wrócisz żywy - oznajmił z pełną powagą.

- Obiecuję - odparł, patrząc mu w oczy.

Młodszy przez chwilę obserwował go w milczeniu, jakby analizował szczerość w tej deklaracji. Po chwili jednak kiwnął głową i odsunął od niego. Widocznie przeszedł test.

- W takim razie do zobaczenia - stwierdził i odwrócił, aby ruszyć w kierunku głównej bramy wioski. Młotek na pewno był tam przed nim.

- Tak, do zobaczenia - mruknął Itachi, obserwując oddalająca się sylwetkę brata, dopóki nie zniknęła mu z zasięgu wzroku.

   Nie musiał tutaj być, ale jednak przyszedł. Obserwował w milczeniu śpiąca osobę na łóżku. Podszedł, choć raczej to skradał się i usiadł ostrożnie na brzegu łóżka. Patrzył dłuższy moment na jego bladą twarz i nieco zapadnięte policzki. Ułożył na jednym z nich dłoń i lekko po nim pogładził. Gdzieś w głębi siebie czuł winę, gdy spoglądał na tego chłopaka. Zdusił ją jednak w sobie. Nie był mu nic dłużny. Poświęcał się dla wyższego celu, który jak tylko uda im się osiągnąć będzie spełnieniem ich wspólnego marzenia. Wszystko było dla nich jasne. Nie powinien się właśnie z tego powodu tak absurdalnie w tej chwili czuć. Dudniący na dworze deszcz tylko utrudniał mu wmówienie sobie przejrzystości całej sytuacji. Westchnął.

 - Nagato, obudź się - powiedział wprost do ucha Uzumakiego i wyprostował się. Obserwował jak wyraz twarzy czerwonowłosego zmienia się na niezbyt zadowolony, lecz nie próbuje podjąć dalszej próby snu i finalnie uchyla niechętnie powieki. Gdy ujrzał kto przy nim siedział, to zauważył zdziwienie jakie odmalowało się mu na twarzy. Uchiha prawie się uśmiechnął. Nie tylko on się siebie tutaj w żadnym wypadku nie spodziewał widocznie.

- Co cię tutaj sprowadza? - spytał, a brunet zabrał dłoń, którą do tej pory dotykał jego policzka.

- Pomyślałem, że wyręczę trochę Konan - rzucił pierwsze lepsze wyjaśnienie.

On sam nie wiedział dokładnie, dlaczego miał usilne poczucie, że powinien tu się zjawić. Wolał nie snuć podejrzeń, bo i tak odkąd wszedł do pomieszczenia targały nim dziwne stany emocjonalne, które nie powinny mieć miejsca. Nie mógł jednak się już wycofać.

 - Właśnie, gdzie ona jest? - zainteresował się.

- Sprawdza czy wszystkie ciała są gotowe do wykonania zadania - uznał, wstając odsłaniając całkiem czarne firany, które dotychczas ograniczały dojście światła do pomieszczenia. Chociaż za oknem szalał deszcz spadający kaskadą, a dzień jak zwykle był pochmurny. Było jednak tutaj teraz zdecydowanie jaśniej.

 - Rozumiem - mruknął, pozwalając na chwilę ciszy. - Madara? - dodał w końcu, jakby nieco nieśmiało.

- Tak? - oderwał się od obserwowania widoku za oknem i wrócił na swoje wcześniejsze miejsce.

Przyglądał się prętom wystającym z jego pleców. Jak miał okazję leżeć na łóżku, to tylko na boku. Starał się nie myśleć o tym, że miał w tym wszystkim swoje wpływy.

 - Mógłbyś przenieść mnie na mój mechaniczny balkon? - rzucił nieco nieśmiało, wyraźnie zażenowany tym, że musiał taką prośbę wystosować.

Uchiha widząc to poczuł się głupio. Z drugiej strony jeszcze bardziej uderzyło w niego to, jakie zadanie było przed tym krucho wyglądającym mężczyzną do wykonania. Po raz pierwszy dopuścił do siebie myśl, że przejmuje się tym jak to wszystko przebiegnie. Martwił go los tego dzieciaka, choć usilnie to z siebie wypierał. Nie będzie to bezpieczna misja. Zresztą sam doskonale zdawał sobie sprawę ile nienawiści do ludzi w sobie miał lisi demon. Wiedział, że da sobie radę, lecz nie mógł przewidzieć jaką zapłaci za to cenę. Taka niewiadoma go przytłaczała. Postanowił sobie, że będzie obserwował całą sytuację z boku.

- Madara? - czerwonowłosy odezwał się, wygrywając go z zamyślenia.

- Co? A, tak oczywiście - rzucił, bo przypomniał sobie wystosowaną wcześniej prośbę. Podszedł do Uzumakiego i pochylił się nad nim. Nagato objął go ręką za szyję, będąc pewnym, że pomoże mu po prostu dotrzeć do urządzenia. Zrobił jednak coś innego - wziął do na ręce, jakby wcale nic nie ważył. W sumie pewnie jego ciało było lekkie, a resztę jego wagi stanowiły wystające z pleców pręty. Wbił w niego nieco zaskoczone spojrzenie, splatając dłonie na jego szyi. Madara odwzajemnił spojrzenie, wykrzywiając usta w lekkim półuśmiechu. Ruszył do balkoniku, pomagając mu na niego wsiąść i odsunął się.

 - Dziękuję - powiedział, gdy usiadł wygodnie. - Powinienem znaleźć Konan i sprawdzić czy już przygotowała resztę moich ciał i wyruszę - uznał, choć sam nie wiedział czemu mu coś tak oczywistego postanowił przekazać.

- Oczywiście - brunet kiwnął głową, choć wydawał się Nagato nieco zamyślony.

 - Konan nie przepada za mną, więc raczej nie wybiorę się do niej z tobą.

   Włożył ostatnie potrzebne mu uzbrojenie. Zerknął na zegarek, a później powiódł spojrzeniem do stojącego na szafce wspólnego zdjęcia z Sasuke oprawionym w ramkę. Uniósł nieznacznie kąciki ust, wspominając ile dobrej zabawy mieli z tej sesji. Westchnął ciężko i obszedł dom w akompaniamencie tykania zegara. Sprawdził czy wszystko na pewno ze sobą zabrał i niedługo później opuścił dom i udał do lasu, który rozciągał się przed wioską. Teraz pozostało mu tylko czekać na swojego gościa.

Nagato był dobrej myśli, jeśli chodziło o zadanie jakie miał do wykonania. Z Konan wcześniej pokonał trasę do odpowiedniego punktu, z którego wygodnie będzie mu kontrolować wszystkie ścieżki. Niebieskowłosa miała zamiar czuwać nad nim dopóki nie będzie potrzebna pomoc w inwazji. Wolała móc monitorować stan przyjaciela. Nawet jak pewna kwestia ich poróżniła, to wciąż był jedyną osobą, która jej pozostała. Nie było mowy, aby była w stanie go porzucić w jakikolwiek sposób. Ścieżki zatrzymały się przed lasem, gdzie spod ziemi wyłonił się Zetsu, który zrelacjonował mu jak z zewnątrz wygląda ustawienie ochrony podczas festiwalu. Wysłuchał go i kazał odejść, wchodząc w las, który go dzielił od głównego celu. Jego marzenie było już na wyciągnięcie ręki. Stworzy świat wolny od cierpienia i straty. Utopię na jaką nie każdy zasługuje, ale otrzyma. Inaczej nigdy nie dojdzie do przerwania łańcucha wzajemnej nienawiści. Zatrzymał się, gdy usłyszał szelest liści i pękających pod naporem stóp gałązek. Nasłuchiwał, a dźwięki z każdą kolejną chwilą były coraz bliżej. Ktoś się kierował w jego stronę. Z krzaków w końcu wyłoniła się mu dobrze znana postać. Niekoniecznie jednak się go tutaj spodziewał.

- Skąd się tutaj wziąłeś? Wydaje mi się, że powinieneś zajmować zupełnie inną pozycję – zauważył, starając się na razie nie dopuszczać do siebie najbardziej oczywistej odpowiedzi.

- Przyszedłem cię przywitać. Jeśli zastanawia cię, dlaczego znałem twoją pozycję, to zawdzięczam to im – wskazał dłonią na najbliższe drzewo, na którym siedziały dwa kruki. Jeden z ptaków przekrzywił głowę, spoglądając na nich wydawało się, że dość inteligentnie.

- Nie było potrzeby, abyś się fatygował – uznał, unosząc jedną brew i obserwując go uważnie.

– Oczywiście, że była. Będziesz musiał mnie pokonać, aby przejść dalej – oznajmił spokojnie.

Wziął głęboki wdech i przymknął na moment oczy. Stało się to, co już od dłuższej chwili wisiało między nimi w powietrzu. Tak bardzo nie chciał tego usłyszeć, a szczególnie dziś. Wyglądało na to, że Madara miał rację, mając do tego Uchihy ograniczone zaufanie.

- Rozumiem. Jesteś tego pewien? Szczerze szkoda byłoby cię zabijać. Wolałbym, abyś w miarę możliwości usunął się z mojej drogi – stwierdził zgodnie z tym co czuł.

Naprawdę, mimo poczucia ukłucia żalu, że to wszystko tak się potoczyło nie chciał być zmuszony do walki z nim. Wbrew wszystkiemu bardzo go lubił, nawet jak teraz dopuścił się zdrady. Niestety nie mógł porzucić z tego powodu celu swojego przybycia do tego miejsca.

- Jestem. Oboje walczymy o to, co dla nas jest cenne. Obawiam się, że nie ma w tej sytuacji dla żadnego możliwości odwrotu – przyznał z goryczą, bo dla niego również ta chwila nie była w żadnym wypadku łatwa. Nawet jeśli przez lata był ich cichym zdrajcą, to jednak spędził w organizacji naprawdę wiele czasu i zdążył nawiązać jakieś więzi, mimo usilnych starań trzymania się od wszystkich na uboczu bycie całkowicie obojętnym było niewykonalne. Z drugiej strony zasługiwał na czucie się w tym wypadku całkowicie źle. Wbrew wszystkiemu wiele też ludziom, których właśnie porzucił przez lata zawdzięczał.

 - Wygląda na to, że masz rację. Jesteśmy równie zdeterminowani, aby chronić to co dla nas cenne – stwierdził, myśląc przez krótką chwilę o swojej relacji z Madarą, która nawet nie będąc najzdrowszą bardzo wiele dla niego znaczyła.

Jego przeciwnik zaś zapewne robił to wszystko dla swojego młodszego brata. W końcu musiał być powód dla którego przeżył rzeź.

Nagato postanowił zmniejszyć swoje siły i większość ścieżek rozproszył, postanawiając zostawić przy sobie tylko trzecią. Musiał inną częścią dostać się do wioski i zebrać informację, gdzie przebywa ludzkie naczynie lisiego demona. Nie zdziwiło go to, że brunet nie próbował go powstrzymać. W zasadzie w odwrotnym wypadku byłby nim zawiedziony. Musiałby mniej się starać, aby pozbawić go wszelkich sił. Obaj wiedzieli, że mają limity.

  Skoczyli ku sobie niemal równocześnie, zwierając się w bliskim starciu. Nie było niby potrzeby, aby się nie trzymali na dystans, lecz dla nich obu ta walka miała duże znaczenie. Oboje szanowali siebie pod względem siły swojego przeciwnika i w żadnym wypadku nie lekceważyli. Szczęk metalu łączył się z różnymi innymi destrukcyjnymi dźwiękami. Wyprowadzanymi atakami, które miały na celu nadwyrężyć wytrzymałość wroga.

Każdy z nich starał się uprzedzić drugiego, wypatrzeć okazję do tego ostatniego śmiertelnego ciosu. Pain starał się zajmować zainteresowanie Uchihy swoim głównym ciałem, zaś trójkę używał tylko w wyjątkowych okazjach, gdzie mógł go dorwać i pozbawić chociaż ułamka chakry. Na swój sposób można uznać, że to była dość sadystyczna taktyka i niesprawiedliwa. Zmuszać ofiarę, aby nie mogła skupić się na niczym innym zasypując atakami nie dającymi wytchnienia i starać sobie stworzyć okazję jeszcze do dodatkowego osłabienia. Sprawiał, aby oponent odczuwał tą zanikająca siłę, był jej świadomy i czającego się za tym stanem widma nadchodzącej klęski. Gdzieś wgłębi siebie pragnął rozbić w nim poczucie, że decyzja zdrady organizacji była słuszna. Miał z każdą kolejną upływająca chwilą być pożerany przez bezsilność. Cierpieć za karygodny błąd jaki na sam koniec popełnił.

Itachi wiedział, że jego przeciwnik będzie wymagający, jeśli chodziło o próbę zwycięstwa. Nie spodziewał się jednak tego, jak bardzo będzie chciał go podczas tego pojedynku wyniszczać. Był niczym rozjuszony diabeł, co skrupulatnie i cierpliwie oskubywał go z siły do walki. Faktycznie odnosił w tym spory sukces. Wewnętrznie napawało go to trwogą, lecz nie pozwalał na to by można było z niego te emocje wyczytać. Gdzieś za jego plecami w środku osady również słyszał rozgrzany na dobre ferwor walki. Pomyślał o tych wszystkich ludziach, co prawdopodobnie tracą tam życie. Przypominał sobie, dlaczego teraz walczy. Pragnął, aby jego dom był bezpieczny. Chciał pokoju i miejsca na ziemi dla swojego brata. Chronił swój dom i wszystko co w przyszłości dla Sasuke mogło być gwarantem bezpieczeństwa, jeśli znowu zboczyłby z właściwej drogi w jej ciemne odmęty. Postanowił przestać dawać się wodzić za nos. Musiał w końcu postawić wszystko na jedną kartę, dopóki miał odpowiednią ilość chakry, aby móc użyć tej techniki. Trzeba będzie zakończyć to szybko. Kolejny atak poleciał w jego stronę, lecz tym razem się nie starał nawet uchylić. Uchronił go przed nim utworzony z jego chakry humanoidalny stwór. Po jego policzkach pociekły krwawe łzy, zostawiając za sobą czerwony ślad. Spojrzał prosto w oczy swojego przeciwnika z całą determinacją, którą w sobie miał.

Pierwszym atakiem zniszczył dodatkową ścieżkę, co wspierała dotychczas Tendo i w dogodnych momentach wysysała z niego skrupulatnie chakrę, nawet jak czasem była to naprawdę jej minimalna ilość.

Na dłuższą metę taka taktyka dawała niesamowite efekty, co zdołał odczuć. A jednocześnie wymagała niesamowitej cierpliwości i pewności siebie od stosującego taką technikę. Użycie Susanoo zmusiło ich obu na przeniesieniu walki na wyższy poziom. Siali zdecydowanie więcej zniszczenia. Czas miał jednak ograniczony i starał się jak najszybciej wydrążyć lukę u przeciwnika. W końcu jego wysiłki się opłaciły i już miał się mieczem Totsuka zagłębić w ciało Paina. Od celu dzieliły go wręcz milimetry, gdy atak niespodziewanie został odparowany przez niebieski miecz innego eterycznego wojownika, który wbił się przed rudowłosego wręcz idealnie, nieco go odrzucając w tył. 

Rozejrzał się i dojrzał właściciela miecza. Był to Madara we własnej osobie, wbijający w niego nieprzyjemne spojrzenie.

Nie spodziewał się go tutaj. Zresztą sam Nagato wydawał się być równie zaskoczony.

Itachi nie miał okazji zastanowić bo został z wręcz przytłaczająca go siłą zaatakowany.

Czuł wręcz nienawiść, która biła od najstarszego Uchihy, a on sam słabł. Pain był wymagającym przeciwnikiem i wcześniejsza szansa to jedyne, co mógł osiągnąć. Zniszczyć i zapieczętować główne ciało. To byłby dla niego symbol wygranej tego starcia.

Obecnie z trudem utrzymywał pełną formę i odpierał ataki tarczą. Przytknął dłoń do ust i zaniósł kaszlem, a spomiędzy jego palców zaczęła przeciekać krew. Jego obrona doskonała zaczęła tracić kształt i powoli zanikać, a wtedy Madara stracił zainteresowanie. Wiedział, że musiał być teraz w jego oczach niegodny, żałosny i słaby. Zresztą była to prawda. Opuścił dłoń, którą przytykał do twarzy i odwrócił głowę, w stronę wioski. Był zrezygnowany. Reszta była już tylko w ich rękach. On starał się jak mógł, lecz nie do końca mu to wyszło. Uśmiechnął się lekko samymi kącikami ust, zanim przeszył go nagły, promieniujący ból. Jego ciało odrzuciło do tyłu na ziemię, choć dla niego wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Spojrzał na pręt, który wbił się w jego ciało i później na Paina, który postanowił to zakończyć skutecznie. Jego plecy zderzyły się z ziemią, a jego wzrok utkwił w szarym nieboskłonie. Wyglądało na to, że pisana była mu powolna śmierć. W porządku, przyjmie ją z godnością.

Pain natomiast podszedł do stojącego od niego w znacznej odległości Madary. Miał do niego zdecydowanie trochę pytań w tej chwili.

- Skąd ty się tutaj wziąłeś? – starał się brzmieć na niezadowolonego, choć tak naprawdę Uchiha pojawił się w dobrej chwili. Straciłby inaczej najcenniejsze dla siebie ciało, a do tego jego prawdziwe ciało także było tak naprawdę osłabione. Ta walka nie należała do najłatwiejszych, a kontrolował też sytuacje pozostałych ciał w wiosce, gdzie poszukiwał informacji o lokalizacji Naruto, lecz nie wyglądała ta sytuacja najlepiej.

- Miałem zamiar obserwować z daleka jak idzie nasz plan – powiedział jedynie, bo nie miał zamiaru przyznawać przed nim ani przed sobą, że pchało go do nadzoru całej misji irracjonalne przeczucie.

- Wtrącanie się nie jest obserwowaniem – zauważył słusznie rudy, ciągnąć swoją grę pozorów.

- Powinieneś być zadowolony, że nie straciłeś istotnego ciała – stwierdził jedynie, nie mając zamiaru mu się z tego działania tłumaczyć. – Powiedz raczej, jak idzie ci lokalizowanie celu.

- Nie jest dobrze. Wygląda na to, że go nie ma w wiosce o co zadbał Itachi – stwierdził ponuro. Czuł, jakby właśnie zawiódł na całej linii i napawało go to obrzydzeniem do samego siebie. W końcu praktycznie ich marzenie było na wyciągnięcie dłoni, a on to zaprzepaścił.

- Rozumiem. Spróbuj jeszcze czegoś się dowiedzieć i się najwyżej wycofamy.

- Co? Chcesz się wycofać? – spytał, nie kryjąc swojego zaskoczenia.

- Tak. Jak go tutaj nie ma i tak nic nie osiągniemy. Zresztą ty jesteś już nieco wyczerpany i wpadliśmy w zastawione wcześniej sidła. Nie ma po co ponosić większych, niepotrzebnych strat. Już i tak dobrze się spisałeś. Po prostu nieuniknione się odłożyło nieco w czasie – oznajmił i odwrócił zaczynając obierać kierunek, z którego tutaj przybył.

Pain postanowił wrócić do roboty i zebrać jakieś użyteczne informacje dla nich, więc dołączyć w końcu swoje główne ciało do wiru walki w wiosce. Mógł tyle chociaż jeszcze zrobić, bo nawet pochwała z ust Madary nie zmywała poczucia niespełnienia w jego duszy.

 Itachi czuł jak powoli uchodzi z niego życie, a jego plecy tonęły w coraz gęstszej kałuży krwi.

Jego powieki były coraz cięższe i rozmowę tocząca się nieco dalej w zasadzie przestał rozumieć. Słowa zmieniły się w kakofonię dźwięków nie będących możliwymi do zidentyfikowania. Niektórzy mówią, że przed śmiercią widzi się światło w tunelu.

Ciekawe co ja ujrzę – pomyślał, pozwalając niebotycznie ciężkim powiekom w końcu opaść.

   Stałem na krawędzi przepaści i patrzyłem w dół. Wszystko wydawało się takie jasne. Twarde podłoże w dole, a przy nim rwący strumień. Dobre miejsce na koniec.

Byłem dzieckiem i rozumiałem, że wiele jeszcze o tym świecie nie wiedziałem. Dużo wiedzy nie posiadałem. Zdolny geniusz klanu, który zagadką był dla wielu dorosłych jak i rówieśników. Zgnębiony przez tą drugą grupę, spoglądałem z wysokości na rwący przed siebie strumień, a w mej głowie pojawiały się czarne scenariusze.  

Nie wydawały się raczej straszne. Przeciwnie. Kusiły obietnicą wiecznego spokoju, odpoczynku od spraw  tego świata.

Brakiem  zmartwień i trudnych wyborów. Strachu przed otwartą wojną, choć ta dalej trwała pod przykrywką zarządzonego pokoju.

Jaką wartość ma życie? Czym jest, skoro z taką łatwością w tej rzeczywistości jest odbierane i sprowadza wzajemną, nieskończoną spirale nienawiści do siebie?

Zadałem sobie te pytania.

Podszedłem bliżej krawędzi i zacząłem pochylać w przód, aż moje nogi przestały dotykać ziemi.

Runąłem w przepaść, zamykając oczy.

Przez dłuższą chwilę spadałem swobodnie w dół, czując się niesamowicie lekki i wolny.

Jakby wszystkie kajdany, jakie nakładało na mnie życie puściły i wraz z nimi wszelkie zmartwienia odeszły.

Dopóki w mojej głowie nie rozbrzmiał głos Sasuke, który jak zawsze z radością na mój widok krzyczał; Nii-san! Nii-san!

To zmieniło wszystko. Otworzyłem oczy i wyciągając dwa kunai’e, które zaraz wbiłem w skałę, przy której spadałem zacząłem hamować.

Zrozumiałem jaką wartość ma życie.

Istniejemy dla osób, które są dla nas cenne. Naszym chronić ich i wspierać, bo jesteśmy im potrzebni. Nie powinniśmy się jednak ograniczać do jednej społeczności. Powinniśmy wszyscy starać się żyć w zgodzie i pokoju. Nie odbierać innym to co ich sercu bliskie, aby nie paść ofiarą zemsty.

Tak, zdecydowanie to miało sens.

Zatrzymałem się i podniosłem z ziemi, chowając swoje narzędzia do kieszeni.

Spojrzałem przed siebie i napotkałem przekrzywiony łepek kruka i wlepione w moją osobę ciemnych, paciorkowych ślepek.

Zmarszczyłem brwi, podchodząc bliżej ptaka, który nie ruszył się z miejsca.

Dziwne.

Każdy inny normalnie zdążyłby już poderwać się do lotu, uciekając w popłochu.

Przykucnąłem spoglądając na zwierzę uważnie.

One za to odwzajemniało spojrzenie, wyglądając na zaciekawione, a jednocześnie jego wzrok wyrażał jakąś inteligencję.

Czułem się głupi, jakby ten ptak wiedział więcej ode mnie.

Wyciągnąłem rękę w jego stronę, a ten na nią zwinnie wskoczył i przemieścił się na moje ramię.

Zaskoczyło mnie to, ale czułem też swoistą radość. Miałem oswojonego kruka!

Z tą myślą powoli zacząłem wraz z moim nowym ptasim towarzyszem kierować się do domu.

   Pamiętał dokładnie tamten dzień, gdzie nawoływanie brata przywróciło mu chęć do życia. To było dziwne doświadczenie i do końca nie wiedział wciąż, dlaczego w tamtej chwili usłyszał w swoim umyśle jego głos. Tym razem jednak nie było odwrotu. Skrzydła jego kruka spłonęły i pikował w dół, aby spotkać się z przeznaczeniem. W relacji z młodszym bratem faktycznie przypominał kruka, który trzymał go pod opieką swoich skrzydeł. Zabawne.

W końcu z Sasuke będzie wszystko będzie dobrze. Ma tu przyjaciół, którzy się o niego troszczą i zadbają o jego dobro. Był tego całkowicie pewien.

Był dla niego najważniejszą osobą, jaką posiadł w swoim życiu. 

Wybacz mi, Sasuke. Już nie będzie żadnego następnego razu.

Był jednak szczęśliwy z czasu, jaki dany mu był z bratem spędzić – to była ostatnia rzecz, o której pomyślał, zanim jego usta opuściło ostatnie tchnienie.