sobota, 31 sierpnia 2013

Miłość pogrążona w ciemności.

    Jesteś tylko słabym człowiekiem, ze słabym płomieniem. Nie wiem jakim prawem zostałeś 10tym Vongolą. Popatrz tylko na siebie. Jesteś niby współczesną wersją Primo, bynajmniej tak musiał postrzegać to były szef. Nie podołałeś zadaniu. Spójrz na siebie. Twój wzrok się pogarsza, co nigdy się nie zdarzyło żadnemu szefowi. Nawet w hiper stanie, nie jest inaczej. Oślepniesz. I jak zamierzasz dalej wtedy prowadzić Vongolę? Nie ma dla ciebie szansy, nawet jeżeli Primo ci pomaga w obowiązkach szefa. 
    Po tych słowach usłyszanych od szefa Varii, w pewnej chwili przestałem widzieć. Gdy jesteś pogrążony w bezkresnej czerni wszystko jest inaczej. Nie odczuwasz upływu czasu, nie odczuwasz w sumie nic, poza pustką. To tak jakbyś był nie do końca martwy. Tak właśnie się czułem. Xaxus mówiąc mi wtedy tamte słowa miał rację. Będąc ślepy nie będę w stanie kierować mafią. Taki szef jest zbędny. Jednak nie wiedziałem, że jest dla mnie szansa. Leżałem w szpitalu. Nikt mi nie chciał powiedzieć, co tutaj robię.  Do momentu, w którym nie poczułem, że ktoś przysuwa krzesło i siada przy moim łóżku. Chciałem otworzyć oczy, ale przypomniałem sobie, że to jest bez znaczenia, bo i tak nic nie zobaczę. Byłem zdany na łaskę moich strażników i ludzi z zewnątrz. To okropne uczucie, gdy nie możesz zrobić,  ujrzeć czegoś, co zawsze byłeś w stanie dokonać. Wtedy pojawia się ona bezsilność. Na początku starasz się nią nie przejmować, ale potem jedynie chcesz oczekiwać na śmierć, mimo że jesteś świadomy tego, iż nikt nie chce ci jej zadać. Tak płynie twoje życie dalej. Nie mówisz nikomu o tym pragnieniu, by nie zranić bliskich ci osób. Bo doskonale wiesz, że będą się o to winili. Całkowicie niepotrzebnie, więc chcesz im  tego zaoszczędzić.  Z rozmyślenia, nad beznadziejnością bycia niewidomym wyrywa mnie męski głos, który tak dobrze znam.
- Decimo... - powiedział, po dłuższej chwili przyglądania się mi w milczeniu.
- Tak, Primo? - odparłem automatycznie.
- Chciałem ci powiedzieć, że odzyskasz wzrok. Dostaniesz nowe oczy. - powiedział spokojnie.
Słysząc to, poczułem przypływ radości, mając wrażenie, jakby moje ciało, które były jak masa martwych komórek, powróciły do życia, ale tylko na krótką chwilę. Bo doszło do mnie, że ktoś musiał mi swoje oczy podarować.
- Kto mi je oddaje? - zapytałem.
Przez dłuższą chwilę zapadła cisza, w której wcześniej długo trwałem.
- Nie mogę tego zdradzić. - oznajmiłeś z  dziwną nutą czegoś, czego nie byłem w stanie zidentyfikować w twoim głosie. Starałem się nie dać za wygraną, ale po nie wiadomym mi upływie czasu, zaprzestałem prób. Nic dziwnego, że nic z niego nie wyciągnę. W końcu był szefem Vongoli i zasada omerte ( milczenia) nie jest dla niego problemem.  Dowiedziałem się, że operacja odbędzie się jutro. I wtedy znów temat się urwał. Zupełnie, jakbyśmy nagle stali się sobie bardziej obcy niż kiedykolwiek, a wtedy usłyszłem to.
- Decimo, proszę otwórz oczy.
Nie wiem dlaczego, jednak w jakimś sensie ta prośba mnie przeraziła. Zamarłem. Chyba nawet zapomniałem na chwilę oddychać, bo znów się odezwałeś.
- Decimo, wszystko w porządku? - wyraźnie usłyszałem wtedy strach i troskę w twoich słowach.
- Tak, w porządku - odparłem, mimowolnie uśmiechając się kącikami ust. Otworzyłem oczy, nie chcąc, by ponawiał te pytanie. Zastanawiam się jak one wyglądają, gdy nie widzą. Czy nadal mają ten żywy blask?
Czy zdradzają to, jak się czuję ze ślepotą. Bo w końcu mawiają, że oczy zwierciadłem duszy. A moja dusza, jak mniemam ma się okropnie, skoro tak się czuję. Czułem twój wzrok, który wpatrywał się w moją twarz z niewiadomego powodu. Jednak po chwili zaczęliśmy rozmowę o jakiś błahostkach, co w sumie dla nas było normą. Chociaż nie było co rozmawiać o sprawach rodziny, skoro jestem ślepy.  Nie wiem ile czasu na takich rozmowach nam upłynęło, ale w końcu się ze mną pożegnałeś i opuściłeś salę. Po raz kolejny zostałem sam. Zacząłem się zastanawiać kim jest tajemnicy dawca moich oczu oraz co by było, jakby operacja się nie udała. Cały czas do chodziłem do wniosku, że moje oczy wezmą od jakiegoś świeżego trupa po prostu. Nie uważałem, że dostane je od żywej osoby. Nie za wiele interesowały mnie przeszczepy, ale są też narządy brane od zmarłych, więc uważałem, że oczy też mogą sobie zabrać.  Zamknąłem swoje nie widzące oczy, rozmyślając dalej, aż w pewnym momencie usnąłem.
       Giotto wrócił do posiadłości. Siedział w swoim pokoju zamyślony, trzymając w ręku kopertę. Czy wszystko co chciał mu zapisał? Po krótkim namyśle stwierdził, że tak. Podniósł się i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Uśmiechnął się. Wreszcie będę mógł zrobić coś dobrego dla osoby, na której mi bardzo zależy. Spojrzał na zegarek Wziął płaszcz z wieszaka i zarzucił na ramiona. Po czym wyszedł z pokoju, następnie opuszczając rezydencje. Udał się pod szpital. Tak jak prosił strażników decimo wcześniej, otworzyli mu okno. Za pomocą swoich płomieni wzniósł się na poziom okna, gdzie znajdował się Tsunayoshi, wcześniej sprawdzając, czy nie ma nikogo w pobliżu. Wleciał do pomieszczenia i wylądował przed łóżkiem chłopaka. Wyjął zza płaszcza kopertę i położył na stoliku przy łóżku. Przez chwilę stał nad nim i przyglądał się jego spokojnej twarzy, oświetlanej przez blask księżyca, który wpadał przez okno. Uśmiechnął się lekko i nad nim pochylił. Po czym złożył na ustach szatyna delikatny pocałunek. Opuścił salę, tym sposobem, którym się tutaj dostał. Spojrzał jeszcze w stronę okna i uśmiechnął lekko.
          Następnego dnia obudziła mnie pielęgniarka, oznajmująca,  że zaraz zabierają mnie na salę operacyjną. Byłem jeszcze za bardzo zaspany, więc musiałem mieć dziwną minę. Bo dopiero chwilę potem przypomniałem sobie, że mam dzisiaj operację oczu. A więc po chwili skinąłem głową. Chwilę potem zostałem zabrany na salę operacyjną, jak tamta kobieta powiedziała. Słyszałem rozmowy lekarzy i potem kazali mi znieczulenie dać wraz z środkiem usypiającym. Jak dostałem to, przez chwilę byłem jeszcze przytomny, a potem usnąłem. A oni zabrali się do swojej pracy.
          Nie wiem ile spałem, ale gdy otworzyłem oczy, miałem coś na nich. Chciałem to zdjąć i w końcu coś zobaczyć, ale zabronił mi głos pielęgniarki. Zaczęła mi tłumaczyć, dlaczego jeszcze nie mogę oglądać ponownie świata, jednak już jej nie słuchałem. Byłem zły, że jeszcze muszę czekać, ale przecierpię.
         Po miesiącu wreszcie nadszedł ten dzień. Zdjęcia opatrunku z moich oczu. Nie mogłem się doczekać. Chciałem coś zobaczyć. Bo to nie możliwe, by były złe. Nie uwierzyłbym, gdyby się nie przyjęły. Nie wiem jak bym zareagował, jakbym nadal nie widział. Ten przeszczep był dla mnie nadzieją, więc nie mogę jej stracić. Potrząsnąłem głową, chcąc odgonić te niechciane przeze mnie myśli. Muszę być optymistyczny w tej sprawie. Westchnąłem. Nie mogła by ta pielęgniarka szybciej? Przez te oczekiwanie mam coraz to gorsze scenariusze. Może i moje zachowanie teraz jest jak kapryśnej panienki, ale nie mogę znieść już tej niepewności. Bo naprawdę trudno jest trzymać się tej iskierki nadziei, gdy tonie się w ciemnościach. Bo można zwariować. Zwłaszcza, gdy nagle ślepniesz. Bo jak się urodzisz w tej ciemności, to jesteś przyzwyczajony, mimo że też nie jest takim osobą łatwo. Sam tego doświadczyłem. Gdy tak rozmyślałem do pokoju wkroczyła pielęgniarka z lekarzem. Po chwili bandaż, który zasłaniał moje oczy został mi zdjęty. Przez dłuższą chwilę obraz był zamazany, więc zamrugałem kilkakrotnie. Po chwili zaczął się wyostrzać. Moja twarz musiała się rozpromienić, bo lekarz lekko się uśmiechnął. Ja widzę! Znowu wszystko widzę! Koniec trwania w ciemności! Od razu czuje się jak nowo narodzony.  Każdą część mojej duszy przepełnia szczęście. Chwilę potem musiałem hamować swoją radość, gdyż lekarz musiał sprawdzić jak moje nowe oczy się sprawują. Po badaniu oznajmiono mi, że dziś dostane wypis, a potem do sali przyszli moi dwa strażnicy burzy i deszczu. Rozmawialiśmy przez chwilę, bo dali mi nowe ubrania i wyszli, żebym się mógł przebrać. Zdjąłem koszulkę i spojrzałem w bok zainteresowała mnie koperta, która tam leżała, mimo wszystko stwierdziłem, że potem ją przeczytam.   Przebrałem się i schowałem kopertę. Byłem jeszcze parę minut w szpitalu, gdy przybywał pielęgniarka i oznajmiła, że mogę opuścić to miejsce. Z radością zabrałem swoje rzeczy i ruszyłem do wyjścia, przy którym czekała na mnie moja prawa ręka, a zarazem strażnik burzy. Wsiadłem do samochodu i odjechaliśmy do rezydencji. Przez drogę zastanawiałem się, co u Giotto. W końcu zapewne zajmował się za mnie Vongolą, gdy byłem ślepy i po operacji, więc dlatego nie mógł mnie odwiedzić. Chciałem go zobaczyć. Bo jak on do mnie nie przychodził, to za bardzo nie miałem ciekawego nic do roboty, nie widząc nic. Jestem pewien, że się ucieszy, gdy mnie zobaczy i po raz kolejny zobaczę jego uśmiech, który jest tak promienny, że aż mu zazdroszczę, iż potrafi się tak uśmiechać. Zawsze go podziwiałem. Chciałem być taką dobrą osobą jak on. Jednak nie byłem taki doskonały jak on. Jego osoba była nie skazitelna, a moja miała pełno wad. Nawet nie potrafiłem nie raz normalnie ze schodów zejść, tylko z nich spadałem. Niestety nic na to nie poradzę, w końcu jestem beznadziejnym Tsuną nawet po tym upływie dziesięciu lat. Chociaż może nieco bardziej poradnym, niżeli za czasów, gdy byłem nastolatkiem. Uśmiechnąłem się lekko do wspomnień, podczas gdy samochód zatrzymał się pod rezydencją.
      Szofer otworzył mi drzwi, a ja wysiadłem z uśmiechem na ustach. Spojrzałem na zamek. Jak ja go dawno nie widziałem. Czuję się, jakbym mnie tutaj nie było wieki. Naprawdę zżyłem się z tym miejscem. I ludźmi, którzy  tworzyli tą mafię. Naprawdę określanie takiej grupy mianem rodziny, jest bardzo trafne.  Bo formują się między wami nierozerwalne więzi. I wszyscy jesteśmy z upływem czasu jak jedna wielka rodzina. Za którą z uśmiechem oddałbym życie, tak jak oni są w stanie zrobić to za mnie. To naprawdę miłe, mimo że jak stracisz ich, czujesz ból i nie chcesz się z tym pogodzić. Winisz się za to wszystko, co się stało. Dlatego staram się rozwiązywać wszystko pokojowo. Bo zależy mi na nich wszystkich i każdym z osobna. Takie podejście do swoich ludzi miał też Primo, więc dlatego dziewiąty wybrał mnie, chcąc przywrócić dawną idee, którą kierował się stwórca tej organizacji. Mam tylko nadzieje, że nie zawiodłem jak do tej pory mojego poprzednika, mimo że przez ślepotę miałem myśli, niegodne mojej posady szefa. Jednak nikt nie jest do końca idealny. Nawet Primo, który stał się  moim wzorem i dzięki któremu obrałem swoją ścieżkę, którą będę prowadził dalej Vongole. Kiedyś nie chciałem być następcą, ale teraz jest z tego dumny. Jak i z tego, że pierwszy ma ze mną więzy krwi. Udałem się, w stronę rezydencji. Chciałem już go zobaczyć. Stęskniłem się za nim. Bo stał się częścią mojego życia. Kimś bardzo ważnym, ale nigdy nie powiedziałem mu, jakie uczucia do niego żywię. Mam nadzieję, że kiedyś się odważę, by mu o nich powiedzieć. Gokudera szedł za mną. Udałem się do mojego gabinetu, myśląc iż tam właśnie go zastanę. Otworzyłem na oścież drzwi z uśmiechem, ale ku mojemu zaskoczeniu, nikogo tam nie zastałem. Spojrzałem na Gokuderę, który był za mną.
- Gdzie jest Primo? - nie wiem czemu, ale chyba była w moim głosie jakaś nuta irytacji, złości.
   Moje podejrzenia prawdopodobnie wydały się słuszne, bo przez chwilę przez jego twarz przemknął cień jakiegoś przerażenia. Chyba nie był on tak bardzo spowodowany moim tonem, a czymś zupełnie innym. Wbiłem w niego wyczekujące spojrzenie, podczas gdy on prawdopodobnie dobierał jakoś słowa wyjaśnienia. Przez kilka chwil była cisza.
- Nie dostałeś listu? - zapytał po chwili, z jakąś nuta wahania.
- Jakiego li.. - zacząłem, ale po chwili przypomniałem sobie list na szafce obok szpitalnego łóżka. - Tak, dostałem. - oznajmiłem.
Przez jego twarz przemknął cień jakiejś ulgi, a ja w odpowiedzi jedynie zmrużyłem oczy i wszedłem w głąb gabinetu, każąc mu by zostawił mnie samego. Podszedłem do okna i wyjąłem list. Otworzyłem kopertę, zastanawiając się, co będzie przedstawiała treść listu.
   Drogi Decimo! Jeżeli to czytasz, to znaczy, że odzyskałeś wzrok i operacja się powiodła. Niezmiernie się cieszę, że znowu widzisz. Chciałem w tym liście przekazać ci parę rzeczy, bo pewnie się już nigdy nie zobaczymy. Pamiętasz, gdy pytałeś mnie kim jest osoba, która oddała ci swoje oczy? Nie chciałem wtedy odpowiedzieć. Bo ta osobą byłem ja. Wiedziałem, że nie chciałbyś się na to zgodzić, więc nic nie powiedziałem. Bo największy procent wtedy był, że odzyskasz wzrok, a dobrze wiem, jaką jesteś osobą. Nie byłbyś w stanie zabrać mi oczy, skazując na ten sam los, co ciebie spotkał. Jednak nie chcę, żebyś miał wyrzuty sumienia. Bo ja jestem szczęśliwy, że mogłem ci je podarować. Odszedłem, bo wiem iż moja obecność, byłaby dla ciebie trudna. Nie martw się o mnie, bo opiekuje się mną G. Jesteś już na tyle dorosły, że mogę spokojnie dać sprawować ci pieczę nad Vongolą. Nie muszę już ci pomagać. Wiem, że będziesz się nią dobrze opiekował. No i najważniejsza rzecz, którą chciałem byś wiedział. Kocham Cię, ale nie tylko jak wnuka. Jak kogoś więcej. Kogoś wyjątkowego. Dziękuje ci, za wszystkie razem spędzone chwilę Tsunayoshi. 
                                                                                                                  Vongola Primo, Giotto. 
   Stałem przy oknie czytając ten list, a ręce zaczynały drżeć mi z każdym słowem coraz bardziej. Nim się zorientowałem, pierwsze krople łez zaczęły plamić papier. Dlaczego tak jest? Że jak wyplącze się z jednego kłopotu, to tracę coś innego? Mocniej zacisnąłem palce na kartce papieru. Nie zdążyłem mu powiedzieć. Straciłem go. Na zawsze. Dlaczego to spotkało mnie? Nie mógł los, przyczepić się do innego szarego człowieka, a nie znów ranić mnie? Tyle pytań, które pozostają bez odpowiedzi. Jednak nie mogę się poddać. Sprostam każdej przeszkodzie, która stanie mi na drodze. Bo nie zniknąłeś całkiem. Oddałeś mi część siebie. I powierzyłeś swoją organizację. Starłem łzy wierzchem dłoni. Złożyłem kartkę i schowałem do kieszeni. Uśmiechnąłem się lekko, mimo że ciebie tutaj nie ma, to zawsze jesteś przy Vongoli. A teraz również  jesteś częścią mnie. Możesz zostawić to wszystko mi Giotto. Nie zawiodę cię.
_________________________________________________
Takie opowiadanie na zakończenie wakacji. Nie było betowane, więc mogą się jakieś błędy znaleźć.W każdym razie jutro się za sprawdzanie tekstu zabiorę. Jak tam? Tęskniliście za szkołą? Czy jesteście zawiedzeni tym, że tak szybko wakacje dobiegły końca? Ja prawdę mówiąc, chciałabym, by nadal były wakacje, bo szybko mi przeminęły.               
                          

sobota, 24 sierpnia 2013

Sakura Romance

Do shota natchnęła mnie piosenka HITT- Sakura Romance.
Paring to HITT x Miyavi
Pisane z Perspektywy HITTA.
To nie jest cała piosenka.
__________________________________________

Książę diabeł i księżniczka anioł jak historia zakazanej miłości.

   Niewinne spotkanie, w wiosenny dzień, gdy kwiaty wiśni kwitnęły. Siedziałem w parku na ławce i zapytałeś, czy możesz się przysiąść. Zgodziłem się. Obydwoje byliśmy ubrani tak, żeby fani nas nie rozpoznali, a chcieliśmy mieć chwilę spokoju. Z dala od sławy. Poczuć się zwykłym szarym człowiekiem z zwykłymi problemami. Przez długi czas milczeliśmy. Jednak w końcu ty przerwałeś tą ciszę, która zaczynała mnie krepować. Zwykła pogawędka z człowiekiem, przypadkowo poznanym w parku. Niby nic, a dla nas jednak coś znaczyło. Wspólny śmiech i radość. Uczucie bycia sobą, a nie sławnym solistą. To przypadkowe spotkanie rozwijało się w coraz bardziej zażyłą znajomość. Nam obu się dobrze razem spędzało czas. Dla innych niby nic, a dla nas relaks od kariery, mimo że zazwyczaj spotykaliśmy się na dworze. A więc żaden z nas naprawdę nie znał swojej tożsamości.

 Nic nie możemy zrobić, ale nic nas nie powstrzyma.
Czy powinniśmy kogoś winić?

  
Kolejny dzień, w którym mieliśmy się cieszyć dniem, który spędzimy razem jako chyba już przyjaciele.  Stałeś przed moim mieszkaniem. Wyszedłem, jednak zapomniałem czegoś. Musiałem się wrócić. Chciałeś iść ze mną, mimo że zapewniałem iż potrwa to tylko chwilę. Jednak się uparłeś, więc w końcu skapitulowałem i się zgodziłem. Udałem się z powrotem do swojego mieszkania, a ty szedłeś za mną. Gdy przekroczyłem prób mieszkania, a drzwi zostały zamknięte i miałem pójść do jednego z pokoi, żeby zabrać zapomnianą rzecz, złapałeś mnie za nadgarstek. Zatrzymałem się, a chwilę później zostałem przybity do ściany. Zsunąłeś mi z głowy kaptur, który naciągnąłem tak, by zasłaniał połowę mojej twarzy. Po chwili pozbyłeś się także czarno białej arafatki wraz z okularami. Może moje przebranie było dziwne, ale nie poznawano mnie. Bo jeszcze nie poznałem osoby, która kogoś rozpozna po stylu chodzenia. Chociaż ja nie byłem ci dłużny, gdyż też pozbyłem się twojego odzienia, które sprawiało, że ludzie nie wiedzieli kim jesteś. Gdy pozbyłem się całej twej maski byłem zaskoczony. Bo osoba, która przede mną była znana jako Miyavi. Po ujrzeniu mojej twarzy na twoich ustach pojawił się uśmiech. Pogładziłeś mój policzek, mówiąc,  że podejrzewałeś od jakiegoś czasu, że jestem w branży muzycznej. Jednak nie wiedziałeś jako kto. Widziałem, że byłeś zadowolony z jakiegoś powodu iż jestem to ja. W pewnej chwili poczułem twoje usta na moich. Byłem zaskoczony, więc nie zrobiłem nic. Odsunąłeś się i schowałeś kosmyk moich włosów za ucho, mówiąc szeptem, że jestem piękny. Ta sytuacja była trochę zawstydzająca, zwłaszcza, że moje serce przyśpieszyło po tym pocałunku, a rytm jego uderzeń dudnił w moich uszach. Ponownie sięgnąłeś po moje usta. Tym razem, mimo że mój umysł kłócił się, podpowiadając iż powinienem to zakończyć w tej chwili, oddałem go, przyciągając ciebie do siebie jeszcze bardziej. W odpowiedzi usłyszałem cichy pomruk zadowolenia z twojej strony. Uśmiechnąłem się kącikami ust, przymykając oczy. Objąłem cię za kark. Z chęcią pogłębiłeś pocałunek, a ja jedną rękę wplotłem w twoje włosy. Rozsądek już dawno dał sobie spokój, bym zaprzestał. Jednak same pocałunki szybko przestały nam wystarczać. Pozbywałeś się mojej garderoby, a ja zresztą nie byłem ci dłużny. Odsunąłeś się ze mną od ściany, wciąż pozbywając się części mojej garderoby. Zaczęliśmy iść, w stronę mojej sypialni, co chwilę obracając jak w tańcu. W końcu pchnąłeś mnie na łóżko, by po chwili nade mną zawisnąć. Spojrzałeś w moje oczy i uśmiechnąłeś, oznajmiając mi, że to będzie tylko jednorazowe. Kiwnąłem głową, bo w tej chwili mało mnie to obchodziło. Bo jedyne czego chciałem w tej chwili - to ciebie. Było tak jak mówiłeś. Kochaliśmy się, a potem zostawiłeś mnie samego. W końcu masz rodzinę, więc nie miałem się co łudzić. A teraz leżę na łóżku sam, rozmyślając nad tym, co się stało.

  Wydaje mi się, że to coś jak zrządzenie losu.
Powiedz, Boże, twój mały żart zaszedł za daleko.


Od tamtego dnia wszystko się zmieniło. Kontakt się urwał. Żaden się nie odzywał. A do mnie dotarło jedno  - że się zakochałem. Tak zakochałem w nim. To wszystko wydaje się śmieszne, zakochać się w osobie oraz zdać sobie po jednorazowym numerku z nią z tego sprawę. Komiczne. Do tego już całkiem zatuszował naszą znajomość. A ja nadal pamiętam. Sprawy zaszły za daleko, czasu nie cofnę. Nie mam możliwości cofnięcia czasu. Chociaż nie wiem czy nawet z tą umiejętnością byłbym w stanie coś z tym wszystkim zrobić. Ciekawe czy coś dla niego znaczyłem, przez ten czas, który wspólnie spędzaliśmy. Mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu tak.  

 Chcę zostawić moje kwiaty wiśni w twoim sercu, jeśli jest to dozwolone.
Chcę zostawić moje kwiaty wiśni rozrzucone w twoim sercu i
nawet, jeśli na chwilę                     



Następny dzień, a ja wciąż nie mogę przestać myśleć o tobie. Usiadłem przed telewizorem i włączyłem. Wypadło na stację muzyczną, którą wcześniej oglądałem. Pierwsze co widzę? Grają twoją piosenkę Secret. Czuję się, jakby została zarezerwowana dla mnie. Czuję się z tym trochę nieswojo. Jednak to na pewno jest zwykły zbieg okoliczności, że włączyłem telewizor i akurat grali twoją piosenkę, która nosi taki tytuł i dokładnie opisuje, jaki mamy między sobą mały sekret? Czyż nie? Przełączyłem kanał. Nawet telewizja nie pozwala mi o tobie zapomnieć. Co za zrządzenie losu. W życiu nie byłem w nikim tak szaleńczo zakochany. To do mnie nie podobne. Myśleć o czymś, co miało być jednorazową przygodą. Jak wiele, które zdarzają się na świecie. Nie wnoszącą nic nowego. A jednak zmieniającą coś.

    Pokaż mi swój blask, twój romans z kwiatu wiśni
opadnie daleko od ciebie i mnie.

Wspomnienia zanikają, ale dookoła mnie wciąż pozostało trochę ciebie.
Smak twoich pocałunków nadal pozostaje.


To już chyba podeszło pod jakąś chorą obsesję. Szkoda, że nie poradzę nic na to, bo to tylko sny. Zacząłeś mi się śnić co noc. Świat sprzysiągł się przeciwko mnie, to jest pewne. Im bardziej chcę zapomnieć, tym więcej dzieje się rzeczy, które mi na to nie pozwalają. To jakbym był ćpunem, niemogącym wyrwać się ze swojego nałogu. Ciekawe czy znasz uczucie, gdy chcesz się z czegoś wyrwać, a w efekcie coraz bardziej spadasz na dno? Tak właśnie się czuję, kolejny dzień siedząc w domu skulony na łóżku, patrząc tępo na szafę z półkami na książki. Nie ważne gdzie jestem, ciągle coś przypomina mi o tobie. Ciągle czuję dotyk twoich ust na swoich. Twoje dłonie, które błądzą po moim ciele. Te wspomnienia stają się zamazane, ale we mnie są wciąż żywe.

 Całymi dniami i nocami jestem smutny, pełen żalu.
Po przekroczeniu tych dni z depresją...
Chociaż to niedozwolone, kogo to obchodzi?
Chcę tylko móc dać wolną rękę mojemu pożądaniu, by kochać jeszcze raz.


Znów nie przespałem nocy. Ostatnio dzieje się tak często. Kontakt ze mną jest coraz bardziej utrudniony. Nie odbieram telefonów, nie otwieram drzwi do mojego domu. Pragnienie, które było celem, żeby pozbyć się ciebie z moich myśli i z głowy jest niewykonalne. Spróbowałem pogodzić się z tym, że straciłem każdą namacalną namiastkę ciebie, każdy dzień z tobą, który przepełniony był radością. Kolejny zły krok z mojej strony. Bo zrodził się przez to smutek i żal do wszystkiego, że na to pozwoliłem. Nagłe napady agresji, że jeden z moich kwiatów wyleciał przez okno. Jednak to nie było rozwiązanie, ale dzięki temu wiem, dla ilu osób coś znaczę. Chociaż kogo to obchodzi. Chciałbym, żeby  to wszystko mogło mieć szczęśliwy koniec. A nie mam na to co liczyć, mimo że nie wiem nawet, czy cokolwiek dla ciebie znaczyłem. Prawdopodobnie nie, bo tak łatwo mnie odrzuciłeś. Jak zwykły papierek do kosza. Wybaczam ci to, mimo że wiem iż nie jest ci to do szczęścia potrzebne. Dlatego czas się pozbierać. Nie mogę tak dłużej żyć. W końcu nic między nami nie było. Nic wartego uwagi. Teraz moja kolej, żebym w szczęściu się pławił. Pokażę wam wszystkim, że potrafię.
     Wstałem z łóżka i spojrzałem na widok za oknem. Niebo było pochmurne. Nic szczególnego poza tym. Ubrałem się i wyszedłem z domu. Jak skończyć z tym wszystkim to z klasą. Podszedłem do siatki boiska i zacisnąłem na niej ręce. Spojrzałem na ławkę, przy której po raz pierwszy rozmawialiśmy i śmialiśmy. Uśmiechnąłem się delikatnie na to wspomnienie. Czułem się, jakbym znów widział nas tam razem. Tak nie było, wiedziałem o tym. Czuję się na siłach, żeby się pożegnać z tym etapem. Odsunąłem się od siatki, chowając ręce do kieszeni spodni.
Ten etap właśnie został zakończony. Jednak wciąż cię kocham i nie wiem jak długo to uczucie będzie we mnie trwać.  - z tymi myślami odszedłem z tamtego miejsca.

 Dziś wieczorem pokażę ci moją miłość do ciebie, twój romans z kwiatu wiśni.
Zastanawiam się, gdzie jesteś teraz.
   

niedziela, 18 sierpnia 2013

Krwawy Bal.

       Kilka godzin snu minęło mu spokojnie. Niestety później zaczęły nękać go koszmary, a były one jak na złość bardzo rzeczywiste. Blondyn zaczął się lekko rzucać przez sen na łóżku, mamrocząc coś niewyraźnie.  
        Podjechali czarną limuzyną pod jakiś duży, stary budynek, który jednak prezentował się bardzo ładnie, a do tego był zadbany. Shizuo wraz z Izayą wyszli z pojazdu i udali się w kierunku rezydencji. Brunet podszedł do mężczyzny w garniturze, który stał przy drzwiach wejściowych i rozmawiał z nim o czymś. Po chwili zostali wpuszczeni do środka. Weszli do ogromnej sali balowej, która była urządzona jak w jakimś pałacu. Przed nimi stały kobiety i mężczyźni ubrani w stroje wieczorowe. Jedna rzecz zaniepokoiła byłego barmana, a mianowicie to, że wszyscy byli odwróceni do nich tyłem. Chwilę później ci ludzie zaczęli się odwracać powoli w ich stronę. Wszyscy mieli założone maski karnawałowe, a na ustach szydercze uśmiechy. Zaczęli iść w ich stronę powoli. Były barman spojrzał na informatora, który stał, patrząc na tłum, który zmierzał w ich stronę. Na jego twarz nagle wkradło się przerażenie, a on sam zbladł. Było słychać strzał. Brunet otworzył usta, jakby w niemym krzyku, a jego ciało osunęło się bezwładnie na ziemię. Kula trafiła w samo serce. Blondyn spojrzał na tłum, a jego wzrok padł na mężczyznę w garniturze i czarnej masce, który zaczął się do niego zbliżać. Gdy był bardzo blisko niego, tłum i wszystko inne zalała czerń, widział tylko jego twarz i maskę. Jednak ona też zaczęła się pokrywać tym kolorem, ale nim zniknęła jego twarz, usłyszał słowa zamaskowanego  osobnika; '' I co teraz zrobisz? '' 
     Heiwajima zerwał się do siadu, zlany potem. Starał się uspokoić nierówny oddech. Wstał i spojrzał na zegar, było po piątej rano. On już wiedział, że nie zaśnie. Spojrzał na widok za oknem. To był mglisty poranek. Oparł głowę o szybę, przymykając oczy.
- Co to miało znaczyć? - powiedział do siebie.
Odsunął się od szyby i położył na łóżku, kładąc ręce pod głowę. Zaczął się wpatrywać w sufit i zastanawiać nad tym snem. Po pewnym czasie stwierdził, że to tylko sen i nie ma się czym przejmować. Pewnie przyśnił się mu przez to, że za dużo o nim myślał. Przymknął oczy i doszedł do wniosku, że towarzystwo kleszcza nie  było wcale irytujące i go nie wkurzało, a bardziej to miło spędził z nim czas. Pokręcił głową, stwierdzając w myślach, że to niedorzeczne, a potem usnął.
     Obudził się w południe i usiadł. Rozejrzał się sennym wzrokiem po pokoju, a widząc, że jest sam poczuł się zawiedziony. Przeszło mu przez myśl, że to dlatego, że nie ma tutaj tej pchły, ale zaraz się za ten wniosek zganił. Wstał i poszedł do łazienki się umyć. Kilka minut później wyszedł z niej i ubrał tylko spodnie i koszulę ze swojego stroju barmana, a zostawił muszkę i okulary. Poszedł zrobić sobie coś do jedzenia. Dzień minął mu dość spokojnie i nudził się trochę, oprócz tego, że poszedł by do pracy, gdyby nie przypomniał sobie stojąc przy drzwiach, że informator załatwił mu dwa dni wolnego.
     Blondyn siedział na kanapie, skacząc po kanałach telewizyjnych, aż w pewnej chwili usłyszał dźwięk wiadomości, więc odłożył pilota i wziął telefon. Otworzył klapkę i odczytał informacje, która głosiła, że informator przyjedzie po niego za godzinę. Shizuo wstał i poszedł się przyszykować, a w duchu cieszył się, że przestanie się nudzić. Bo z tą pijawką nigdy się nie nudził. Nawet jeżeli ich bitwy mogły by być  uważane za monotonne, to dla byłego była  to swego rodzaju forma rozrywki, którą lubił.
     Po równym upłynięciu sześćdziesięciu minut Heiwajima usłyszał dzwonek do drzwi. Poszedł otworzyć. Gdy otworzył drzwi przed nim stała drobna brunetka o brązowych oczach, lekko falowanych włosach i długiej wieczorowej sukience. Bestia z Ikebukuro zamrugała kilkakrotnie. Całkiem zapomniał, że Orihara będzie przebrany za kobietę.
- Pani do mnie? - spytał, autentycznie zdziwiony.
Informator miał ochotę za to pytanie przywalić mu w łeb młotkiem, zamiast tego wepchnął go do mieszkania, zamykając za sobą drzwi, dezorientując tym samym posiadacza nadludzkiej siły.
- To ja, Izaya skończony idioto - odparł z drwiącym uśmieszkiem na ustach.
- A ja Shizuo, debilu. - odgryzł się za idiotę.
Brunet prychnął, przewracając oczami. Jak dziecko - pomyślał.
- Teraz mam na imię Kanra. - mruknął.
    Izaya otworzył drzwi i wyszedł z jego mieszkania. Blondyn wyszedł za nim i zamknął drzwi na klucz. Orihara wsiadł do samochodu, który był zaparkowany przed domem byłego barmana, który poszedł w jego ślady. Osoba, która kierowała pojazdem nie była mu znana. Drogę przebyli w ciszy. Samochód zatrzymał się przed willą z dużym ogrodem. Bestia z Ikebukuro wysiadła i otworzyła przebranej pchle drzwi, pomagając mu wysiąść z pojazdu. W sumie trudno mu było uwierzyć, że to robi. Dziwnie się czuł z myślą, że jego partnerka jest największy wróg od czasów licealnych. Oboje poszli, w stronę posiadłości. Gdy weszli rozejrzeli się, po czym udali się do sali, gdzie znajdowało się wielu gości. Brunet złapał blondyna za rękę, by go nie zgubić. Przez jakiś czas, po prostu udawali, że się bawią, a informator rozglądał się dyskretnie za kimś. Jednak jak Shizuo zaprosił go do tańca, ucieszył się w duchu jak małe dziecko. Heiwajima spojrzał na niego. Przestało mu przeszkadzać to, że jest tutaj z tym kleszczem. Blondyn objął swoją 'partnerkę' i zaczęli razem tańczyć. Ku zdziwieniu informatora, bestyjka dobrze tańczyła. Ich ciała w tańcu bardzo dobrze, że sobą współgrały. Były barman obrócił Oriharę, który kątem oka dostrzegł mężczyznę, który rozglądał się, stojąc przy kwiecie, jakby sprawdzał czy nikt go nie obserwuje. Wydało się mu to podejrzane i nie spodobało. Podczas tańca dyskretnie spoglądał na gościa, który zaczął coś wyciągać z kieszeni. Przybliżył się do blondyna, że ich ciała do siebie przylegały i wyszeptał mu coś na ucho. Udało mu się zobaczyć, co wyciągnął mężczyzna. To była bomba, a na jej liczniku widniała liczba 5;00. Informator spojrzał, w stronę okna i przerwał ich taniec. Złapał Heiwajime za rękę i pociągnął w tamtą stronę go, przepychając się między ludźmi. Po kilku chwilach zatrzymał się przy oknie i spojrzał na blondyna. Lekko podniósł się na palcach i szepnął mu do ucha;
- Kocham cię. Proszę zaufaj mi i o nic nie pytaj. Wyskocz przez okno i uciekaj jak najszybciej od tej posiadłości. - pocałował go w usta krótko i otworzył okno. Shizuo wyskoczył tak jak mu kazał, mimo że miał masę pytań w związku z tą sytuacją. Było nisko, więc wylądował na nogach. Zaczął biec. Zaufał mu tak jak go o to prosił. Sam nie wiedział, czym się kierował. Izaya patrzył za nim, a łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Nigdy nie dowie się odpowiedzi na swoje uczucia. Po chwili zamknął oczy i uśmiechnął. A wtedy nastąpił wybuch, rozrywając jego ciało i reszty osób, które znajdowały się w środku na kawałeczki.
     Heiwajima był już poza zasięgiem wybuchu. Odwrócił się i spojrzał na płonący dom. Wtedy zrozumiał, że stracił tego kleszcza. Łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Jednak zadzwonił po odpowiednie władze. Wiedział, że brunet był świadomy, że to wybuchnie i go uratował. Shizuo był zły na siebie, że nie zdążył mu powiedzieć, że także go kocha. Kiedy odchodził stamtąd powiedział;
- Będę dla ciebie żył Izaya - po tych słowach odszedł z tamtego miejsca.
_____________________________________________
Chcielibyście przeczytać epilog?             
    

wtorek, 13 sierpnia 2013

Zakupy.

   Pisane pod wpływem dobrego humoru, więc może być absurdalne troszkę.To przedostatnia część.
Jak ma ktoś propozycje swoje, jakie paringi mogę napisać, niech swe życzenia daje w zakładce Anime.
___________________________________________________________________
    Jeden dzień Shizuo nie widział informatora, więc minął mu spokojnie. Jednak następnego dnia, gdy Heiwajima wszedł do pokoju, żeby się przebrać ta pchła siedziała na jego łóżku. Brunet spojrzał na właściciela mieszkania i uśmiechnął wrednie jak to miał w zwyczaju.
- Yo, Shizu-chan - powitał go radośnie.
- Czego tu szukasz, kleszczu?  - warknął blondyn, wyraźnie okazując, że nie jest zadowolony z jego wizyty.  Orihara pokręcił głową i wstał gwałtownie, oznajmiając radośnie;
-  Jak to co? Zabieram cię na zakupy! - mówiąc to, obrócił się wokół własnej osi, rozkładając ręce na boki i uśmiechając przy tym szeroko. Bestia Ikebukuro patrzyła na niego jak na wariata, który uciekł z zakładu dla szurniętych i w białym kaftaniku spadł z drzewa, jakimś cudem wpadł mu do domu i wykrzyczał, że znalazł swoją mamę. Potrząsnął po chwili głową, odganiając tę wizję z tym karaluchem w roli głównej.
- Dobrze się czujesz? Tabletki na głowę brałeś? I o czym ty bredzisz? Bo nie przypominam sobie, żebym wybierał się z tobą gdziekolwiek, a tym bardziej na zakupy.
- Shizu-chan jakiś ty głupiutki, a może masz problemy z pamięcią? Idziemy na bal, więc muszę ci jakieś porządne ciuchy kupić. - przewrócił teatralnie oczami. - A co do twoich pytań to czuję się wyśmienicie! I Shizu-chan ja nie muszę brać tabletek na głowę, ale tobie by się takie przydały, bo ci pamięć szwankuje, więc jak widzisz nie musisz się o mnie martwić, chociaż to bardzo urocze. - zaśmiał się, wiedząc, że tamten może zaraz wpaść w furię chyba, że  uda mu się nad gniewem dostatecznie zapanować.
   Heiwajima poczuł napływ złości i podszedł do tego obszczymurka i chwycił za koszulę.
- Wcale nie potrzebuję tabletek na głowę i się o ciebie paszczurze nie martwię. Bardziej się przejmę losem zdeptanej mrówki niż twoim - warknął i rzucił informatora na łóżko.
    Izaya uśmiechnął się jak usatysfakcjonowany kot, gdy jego plecy zderzyły się z miękkim materiałem. Miał racje, że nie zdoła się całkiem kontrolować. Jednak nie przyznał, że bolały go słowa, że bardziej przejmie się mrówką niż nim, ale musiał się z tym pogodzić. Bestyjka go nienawidziła od zawsze, a on się w  nim kochał, mimo to nie robił sobie zbędnych nadziei. Zadowalał się ich bitwami, jednak wiedział, że to może przestać mu wystarczać, ale dopóki wystarcza jest dobrze. Uśmiechnął się pod nosem. Brunet dopiero teraz dokładniej przyjrzał się byłemu barmanowi, który w samych bokserkach stanowił bardzo ciekawy obrazek. Niestety długo się nie  było mu dane nim nacieszyć, bo właściciel domostwa wyrzucił go za drzwi swojego pokoju, jak jakiegoś burka do ogrodu, by za karę spał w budzie. A to dlatego, że chciał się przebrać. Orihara poszedł sobie do salonu, mając zamiar tam poczekać, aż ten smok wylezie ze swojej jamy. Na szczęście nie trwało to długo.
    Shizuo po kilku minutach pojawił się swoim codziennym stroju barmańskim w drzwiach salonu. Informator wstał z fotela i podszedł do blondyna, złapał go za rękę i pociągnął do wyjścia z mieszkania. Był prawie u celu, gdy usłyszał głos bestyjki, która chciała się mu wyrwać, ale brunetowi udało się go utrzymać. 
- A śniadania zjeść mi nie dasz nawet?! - właściciel mieszkania nie krył swojego oburzenia. W odpowiedzi usłyszał prychniecie i słowa wrednego karalucha.
- Mogłeś wcześniej o tym pomyśleć Shizu-chan. To teraz masz problem. - powiedział i wyciągnął go z mieszkania i zatrzymał się. Były barman zrezygnowany wyciągnął z kieszeni klucze i zamknął mieszkanie. Informator schował ręce do kieszeni kurtki i ruszył powoli przed siebie. Heiwajima poszedł za tą krewetką widocznie niezadowolony. Izaya, gdy tylko weszli do centrum miasta, zaczął go ciągać od sklepu do sklepu i szukać odpowiedniego ubrania. Wyszło na to, że blondyn nie miał prawa głosu i robił za jakiegoś modela, czując się jakby informator stał się zagorzałą fanką zakupów. To wszystko wydawało mu się komiczne, a zwłaszcza spojrzenia ludzi, gdy był ciągnięty przez tą pchłę do kolejnego ciuchowego raju. Do tego jego towarzysz, o ile mógł tak na chwilę obecną tego pawiana tak nazwać, wyglądał jakby dobrze się bawił, co byłemu barmanowi nie zbyt się spodobało.
   Po trzech godzinach przekopywania sklepów, chyba sobie przypomniał, że Heiwajima nic nie jadł i zaciągnął go do jakiegoś lokalu. Usiedli przy jednym ze stolików i zajęli się przeglądaniem menu. Po dłuższej chwili ciszy Shizuo się odezwał.
- Czyżbyś sobie nagle przypomniał, że wytargałeś mnie z domu na głodniaka? - spytał, wciąż będąc zły, że nie dał mu w domu zjeść śniadania. Brunet spojrzał na niego.
- Shizu-chan ty dalej się o to żarcie złościsz? - westchnął, kręcąc z politowaniem głową.
Heiwajima tylko posłał mu w odpowiedzi mordercze spojrzenie znad karty, którą czytał. Informator swoją odłożył, czekając aż bestyjka sobie wybierze coś. Nie trwało to długo, bo blondyn też chwilę później położył na stolik kartę dań. Podeszła do nich kelnerka i powiedzieli jej co chcą. Gdy odeszła zapadła między nimi cisza, która przeszkadzała byłemu barmanowi. Shizuo zamyślił się, a jak spojrzał na zegarek nagle go oświeciło.
- Ej gnido, jak chcesz mi ten ciuch wybrać, to się pośpiesz, bo ja do pracy idę - warknął, prawie na śmierć o tym zapomniał. Orihara, który był zapatrzony w widok za oknem tylko machnął ręką, mówiąc:
- Nie masz się o co martwić dziś i jutro masz wolne, załatwiłem to osobiście - ostatnie słowo zaakcentował i spojrzał na niego kątem oka. Blondyna na chwilę zamurowało. Wyobraził sobie tą pchłę, która rozmawia z jego szefem. Potrząsną gwałtownie głową.
- Co?! - Heiwajima aż wstał. Trochę za bardzo podniósł ton głosu, bo nagle wszystko ucichło i wszystkie pary oczu osób, które znajdowały się w lokalu skierowane były na nich. Izaya spojrzał na bestyjkę, rozejrzał się i zaczął się śmiać, że prawie z krzesła spadł. Shizuo nie wiedział o co mu chodzi, ale po chwili zrozumiał.Usiadł powoli, mrucząc przeprosiny. Myślał, że się spali ze wstydu, podczas gdy ten skurczybyk się śmiał jak opętany. Miał ochotę zapaść się pod ziemię, a przynajmniej schować pod stół. Orihara przestał się śmiać, a chwilę później wszystko wróciło do normy. Dostali swoje zamówienia i zaczęli je jeść. ( bo pewnie pomyśleli, że panowie są tak głodni, że przez to robią jakieś sceny, a więc woleli ich nakarmić i niech zmykają. ) Po skończeniu posiłku informator zapłacił i wrócili do wcześniejszego rytmu szukania odpowiedniego ubrania dla  byłego barmana.
   Poszukiwania zeszły im do wieczora. Bestia z Ikebukuro była już wykończona. Z trudem wszedł za tą mendą do kolejnego sklepu. Nawet zaczynał wierzyć, w teorie, którą wysnuł, że Izaya jest zwariowaną maniaczką zakupów. Prawie wpadł na tą pchłę, gdy wyciągała jakieś ubranie wieczorne. Orihara uśmiechnął się tryumfalnie, łapiąc blondyna za rękę, by chwilę potem wepchnąć go ze swoim znaleziskiem do przebieralni. Shizuo, który był już całkowicie zmęczony przebrał się, mając cichą nadzieję, że to będzie już koniec. Jak się przebrał to pokazał się w ubraniu informatorowi, na którego ustach pojawił się pełen zadowolenia uśmiech. Heiwajima chwilę potem znów został wykopany do przebieralni. Gdy ponownie wyszedł informator zabrał mu swoją zdobycz, że były barman myślał, że zaraz znów będzie szukał, ale ku jego uciesze poszedł z tym do kasy. Blondyn czuł się wniebowzięty i z radością poszedł za nim.
    Niedługo potem wyszli ze sklepu. Izaya wiedział, że bestyjka jego jest zmęczona, więc odprowadził go do domu. ( by nie usnął po drodze i nie zaczął lunatykować ) Gdy zatrzymali się pod drzwiami od mieszkania blondyna Orihara wspiął się lekko na palcach, całując Heiwajime w policzek.
- Dobranoc Shizu-chan - szepnął, a po chwili już go nie  było. Shizuo puścił mu to nawet płazem, bo był zbyt zmęczony. Wszedł do swojego mieszkania, zdjął buty poszedł do łazienki i umył się. W drodze do łóżka zdejmował z siebie ubrania, aż w końcu wszedł do łóżka w samych bokserkach i momentalnie zasnął.