sobota, 8 kwietnia 2017

Złamane Serce.

  Sebastian był podziwiany, a jednocześnie brany za szaleńca czy też przybysza z kosmosu. Powód był jeden - wytrzymywał z jedynym w Londynie konsultantem kryminalnym całodobowo siedem dni w tygodniu. Początkowo bawiło go to, dopóki nie poznał bliżej destrukcyjnej natury mężczyzny, do którego obecnie był przywiązany silnie emocjonalnie, bo go kochał. Nie wiedział, czy geniusz rozpoznawał emocje, jakie żywił do niego snajper. Był mu całkowicie oddany, a tego dnia pozwolił mu iść samotnie na spotkanie z jego ulubionym detektywem. Nie spodziewał się, że jego szef wróci przemoknięty i wyraźnie wyglądał na przygnębionego. Poczuł falę złości na młodszego Holmesa, ale odsunął ją od siebie, aby podejść do przełożonego, zdjąć mu płaszcz i zaprowadzić na kanapę, chwilę później otulając go kocem, bo był przemarznięty. Potem przeszedł do kuchni, aby zrobić mu herbaty, układając sobie plan wyciągnięcia informacji z Napoleona.
   Jim natomiast podniósł się z kanapy powoli, a później rozejrzał, cicho przemykając do pokoju swojego ochroniarza. Omiótł wzrokiem pomieszczenie i odszukał kryjówkę z bronią swego zabójcy, którą przed nim ukrywał. Jednak nie dał rady schować jej przed nim wystarczająco dobrze. Sprawdził zawartość magazynku, który tak jak oczekiwał, był pełny. Włożył go z powrotem, a potem przystawił lufę do skroni. Czuł się strasznie zawiedziony detektywem, to uczucie było tak silne, iż nie potrafił żywić złudnych nadziei, aby spotkać kogoś podobnego. Tak strasznie się nudził. Myślał, że amator z Baker Street go nie rozczaruje, lecz się przeliczył. Nie chciał spędzić reszty życia na planowaniu morderstw do nieciekawych spraw, jakie nie zasługiwały na swoje rozwiązanie. Nie znajdzie radości bez dobrych rozgrywek, a właśnie stracił wiarę w gracza, który zapowiadał się obiecująco, lecz dla niego i tak stał się zwyczajny. Odniósł wrażenie, że został oszukany przez życie, bo miał genialny umysł, ale żadnej z tego zabawy. Był nieszczęśliwy. Z tą myślą nacisnął na spust. Sebastian drgnął, bo do tej pory pilnował herbaty, a słysząc huk wybiegł z kuchni, udając się do swego pokoju, gdyż wiedział doskonale skąd doszedł go ten odgłos. Wpadł do pomieszczenia i zamarł, widząc ciało swego szefa na podłodze w kałuży krwi, a gdzieś obok leżała jego własna broń. Podszedł powoli bliżej, czując się, jakby jego nogi były z żelaza. Z trudem nimi poruszał, aby posuwać się do przodu. Zatrzymał się przy nim, padając na kolana, mając wrażenie bycia całkowicie wyczerpanym. Spojrzał na jego martwe, otwarte oczy, co pozbawione były żywego blasku, a nawet szaleństwa, jakie często kryło się w jego tęczówkach. Wyciągnął ręce, w stronę ciała i nawet nie zarejestrował, kiedy je pochwycił, przyciskając do siebie. Patrzył w przestrzeń, będąc zbyt oszołomionym, aby zaakceptować prawdę. W końcu jednak myśl, jaka dotychczas do niego nie docierała przebiła się, uderzając w niego z całą swoją mocą, co w sobie miała - Jim nie żyje. To go rozbiło, gdy dotarło do jego świadomości. Poczuł się, jakby ktoś stłukł szybę w jego wnętrzu, rozerwał go od środka, że przez chwilę się dusił, bo nieświadomie wstrzymał oddech. Z jego gardła wydobyło się przepełnione bólem zawodzenie. Natłok negatywnych emocji osiągnął swe apogeum, aby znaleźć ujście we łzach, znaczących drogę po twarzy dotychczas bezwzględnego zabójcy oraz przybierającym na sile skowycie. Nie wiedział, ile trwał w takim stanie, skuty kajdanami straty sensu istnienia, jaki dawał mu mężczyzna, którego truchło trzymał w ramionach.
   Rozżalenie zmieniło się w gniew i determinację, gdy przypomniał sobie z czyjej winy Moriarty wrócił w tak złym stanie psychicznym. Zacisnął lekko palce na marynarce jego garnituru, patrząc na pozbawioną żywotności twarz najważniejszej dla niego osoby. Szeptem poprzysiągł zemstę za śmierć swego Króla.