Przybywam zgodzie z zapisaną po lewej zapowiedzią. Pracuje nad kolejnym rozdziałem, który jest już w połowie napisany. Bez zbędnych przedłużań zapraszam do czytania i komentowania i życzę wam szczęśliwych Mikołajek!
______________________________________________________
Kakashi
nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. W zasadzie to nawet nie
łudził się, aby zdążyli zastać ich w wiosce. Tymczasem oni
wypadli wprost na ich drogę. Zatrzymał się wraz zresztą
towarzyszącej mu drużyny. Spojrzał na Sasuke, który już
odruchowo dotknął rękojeści miecza, choć nie wyglądał, jakby
zamierzał zaatakować. Całe szczęście, bo chwilę później
ujrzeli, jak wyłania się zza zakrętu ogoniasta bestia. Nigdy nie
pomyślałby, że przeszkodzili im w polowaniu. Powinien chyba się
ucieszyć i uznać za szansę, aby się nimi zająć. Niestety
przemieniony jinchuuriki raczej nie zamierzał z nimi współpracować.
Bezradnie patrzył, jak bestia unosi łeb i zaczyna kumulować
czakrę, tworząc bombę. Mogliby starać się właśnie uciekać jak
najdalej, mając nadzieję, że uda im się zbiec poza zasięg
techniki, lecz to by było zbyt naiwne. Wiedział, że to niemożliwe.
Zginęliby tak czy inaczej. Na ironię losu, mogli liczyć właśnie
na Akatsuki i ich pomysł.
-
Itachi-san, jesteś tego pewien? - spytał Hoshigaki, który miał
oko na drużynę z Konohy, która wyraźnie nie miała pojęcia co ma
począć. Okoliczności na pewno nie sprzyjały im w wypełnieniu
misji. Pewnie nawet nie spodziewali się takiego spotkania. W sumie
on też. Iwa naprawdę musiała czuć desperację, aby poprosić o
posiłki z Konohy. Duma tutejszego Tsuchikage musiała naprawdę
ucierpieć. Pewnie sam Deidara byłby faktem zaskoczony.
-
Całkowicie. Zresztą jestem pewien, że nie masz lepszego pomysłu –
usłyszał chłodny, nie znoszący sprzeciwu ton. On miał zamiar
spróbować polemizować.
-
Ale… - zaczął, lecz zaraz mu przerwano.
-
Po prostu się zamknij – te słowa zdecydowanie odniosły skutek.
Nie
był z tego dumny i zadowolony, bo to oznaczało, jakby oddał mu
władzę, a przecież byli równi. No i nie chciał ratować tyłków
ich pościgu. Westchnął. Gdyby ich zaatakował, to na pewno
braciszek Uchihy chciałby wykorzystać okazję, aby załatwiać
rodzinne sprawy. On sam był nieco zmęczony po walce z Hanem, który
nie był zbyt łatwym przeciwnikiem. Niestety musiał zostawić
resztę Itachiemu, choć niekoniecznie miał na to ochotę. Musiał
za ten czas opracować technikę odwrotu, bo nie miał zamiaru
pozwolić, aby misja została zakończona niepowodzeniem. Wiedział
doskonale, co zamierza jego partner i musiał się przygotować na
to, że wszystko inne wtedy spadnie na niego. Złożył pieczęcie i
wykonał klona, gdy bestia miała już w nich wycelować bombę.
W
tym momencie Uchiha otworzył swoje oczy, w których zalśnił
Mangekyou i spojrzał prosto w oczy ogoniastego demona, wnikając w
jego umysł i zmuszając do cofnięcia przemiany. Pamiętał, jak
kiedyś zapytał Madary, jak trudno jest kontrolować bijuu.
Długowłosy po skończonym treningu wyraźnie zdziwiony tym pytaniem
zmierzył go uważnie spojrzeniem. Nie spodziewał się, aby mogła
interesować go taka wiedza. To jest, niczym obca, zatruta ziemia.
Nie masz tam niczego znajomego, wszystko co na niej uczynisz może
obrócić się przeciwko tobie i pozbawić cię życia. Faktycznie to
była dość trafna przenośnia. Z drugiej strony umysł był
naprawdę wrażliwym i delikatnym narzędziem. Każdy fałszywy ruch
i mógł trwale uszkodzić jego psychikę. To trochę jak nie być
saperem, ale okoliczności zmuszają cię do rozbrojenia wciąż
tykającej bomby. Nie masz wyjścia, możesz zaryzykować uratowanie
swojego życia albo i pogodzić się z losem po prostu nie robiąc
nic, czekając na śmierć. On jednak
podjął się tej ryzykownej misji, nie tylko starając się znaleźć
odpowiedni kabel do przecięcia, ale też świadomie zmniejszając
jeszcze bardziej swoje światło. Tak bardzo potrzebne mu do
funkcjonowania. Było to nieuniknione, lecz nie był pewien ile jego
sił to pochłonie, w jakim będzie stanie. Czy będzie zmuszony, aby
wszystkie jego plany zostały przekreślone i nadzieje? Nie wiedział.
Mógł
jedynie zdać się na los i modlić, aby mógł
być po tym jeszcze użyteczny. Nie chciał myśleć co może
przynieść przyszłość.
Czuł
na sobie piętno nienawiści, jaką bestia żywiła do
ludzkości.
Widział strzępki wspomnień, bardzo zapewne dawnych czasów,
gdy zaznawała
wolności. Niezliczone ilości trupów
śmiałków,
którzy próbowali sobie przywłaszczyć
pokłady mocy. A jednak nie tylko tym to stworzenie kiedyś było.
Gdzieś w głębi miało siebie dawne pozytywne emocje. Niestety
zagłuszał je gniew, ból
jaki sprawili tej istocie ludzie. Sami doprowadzili
do tego,
że
ogoniaste były wrogo nastawione, bo widzieli w nich źródło
niezrównanej
potęgi.
Ukształtowali
ich przyszłość, jako niesamowitych
potężnych
broni. Nigdy
nie sądził, aby tak niesprawiedliwa mogła być ich historia. Ich
dobroć została skrupulatnie wyżerana, a postrzeganie ich
egzystencji przez ninja pozbywało wszelkich złudzeń. Nieświadomie
zaczynał się w to wszystko za bardzo zagłębiać, dawać porwać
tej historii. Nie potrafił się oprzeć, aby odkrywać kolejne karty
połączonych umysłów zarówno bestii jak i jej nosiciela. Wspólne
chwile, poznawanie bestii przez Hana. Jego dość przykre
dzieciństwo, które zmieniło się dzięki drugiemu jinchuurikiemu.
Oboje byli dla wioski takimi samymi wyrzutkami, od których zwykli
mieszkańcy stronili. Zrozumiał,
jak bardzo się zagalopował, jak bardzo zabłądził i pozwolił
wniknąć w obcy dla siebie umysł, gdy wyczuł mordercze
zamiary, wręcz na swych plecach. Wtedy
wiedział, że jego ciekawość sprawiło, iż zabrnął za daleko.
Miał wrażenie, jakby w jego umysł zostały wbite igły nasączane
nienawiścią, chcące pozbyć się intruza ze swojego terenu. Musiał
to przezwyciężyć, nie pozwolić na zerwanie połączenia. Nie miał
możliwości na drugą taką szansę. Podjął
więc mentalną walkę, starając się pozbyć ucisku ze strony
właścicieli umysłu. W pewnym sensie stanowili oni jedność, mając
właśnie wspólny cel – aby pozbyć się intruza z głowy i
odzyskać wolną wolę. Nie mógł do tego dopuścić to nie tylko
zagrażało powodzeniu ich misji, ale także osobie, która była
głównym sensem jego istnienia. Powodem, dlaczego walczył do końca.
Na
samą myśl, że mógłby w tym wszystkim ucierpieć czuł lawinę
emocji, która była niczym niespodziewany wybuch wulkanu. Przeważał
jednak wśród nich gniew, bo przecież oni skrzywdzili by osobę,
którą chronił. Nie mógł się poddać. Postanowił zagarnąć ten
umysł dla własnej dyspozycji i siłą zmusić ogoniastego, aby
cofnął transformacje. W chwili podjęcia tej decyzji zwiększył
swój nacisk i finalnie pozbawił użytkownika monstrum z ogromnymi
pokładami chakry wolnej woli. Patrzył, jak finalnie bestia na
powrót staje się człowiekiem, który był jej nosicielem. Klon
Kisame natychmiast znalazł się przy nim i
przerzucił przez ramię.
Czuł
jak krew spływa mu po policzku.
-
Itachi-san, dobra robota. Jak się czujesz? - usłyszał głos
partnera, ale nie zdołał odpowiedzieć.
Przeszywający
ból uderzył w jego oczy, wręcz od razu, gdy zdezaktywował
mangekyou. Miał
wrażenie, jakby jego narząd wzroku stanął w żywym ogniu. Nie
miał pojęcia, co miał ze sobą w tamtej chwili zrobić. Na jego
szczęście nie musiał długo czekać na wybawienie od tego
cierpienia, obraz zaczął mu się dwoić i troić przed oczami, aż
zasnuła go całkowita ciemność i błoga nicość. Jego ciało
bezwładnie poleciało w przód, lecz od upadku uchronił go
Hoshigaki, który domyślił się po ciszy, że coś jest z Uchihą
zdecydowanie nie tak. Zerknął
na drużynę z Konohy, która chyba dalej była w zbyt dużym szoku i
nie rozumiała co właśnie się wydarzyło i postanowił się
pośpiesznie wycofać. Misje wykonali, a on sam nie miał zamiaru się
z nimi rozprawiać. Miał na tyle rozsądku, aby mierzyć siły na
zamiary.
Kakashi
nie miał zielonego pojęcia, co się dzieje przed jego oczami. A
raczej był świadomy, lecz rzeczywista
prawda
tego co widział docierała do niego wyjątkowo powoli i opornie.
Jedyną
osobą, która instynktownie chciała coś zrobić był Sasuke.
Automatycznie rzucił się w pogoń za byłym członkiem Siedmiu
Mistrzów Miecza z Kirigakure.
-
Sasuke,
draniu, stój! - rozsądek wrócił mu na miejsce, gdy usłyszał
krzyk Naruto. Odwrócił się, w stronę oddalającej się sylwetki
Uchihy.
-
Za nimi – zarządził, ruszając od razu.
Mógł
mieć nadzieję, że przez osłabienie wrogiej drużyny uda się ich
pojmać.
Miał
na początku wielkie nadzieję, że się spotkają, nawet jeśli
wszystko wskazywało inaczej. W pierwszej chwili, gdy zobaczył
brata, czuł niesamowitą determinację i przeświadczenie, że tym
razem nie dopuści do tego, aby ich rozmowa nie doszła do skutku.
Miał zamiar dopiąć swego za wszelką cenę. W chwili, gdy ujrzał
ściągająca ich bestię, to poczuł grozę i autentycznie nie miał
pojęcia, co powinien zrobić. Nie mierzył się nigdy z czymś takim
w pełnej krasie. Ta moc była przerażająca, wręcz paraliżowała.
Popatrzył na brata, który się zatrzymał i z całkowitym
opanowaniem odwrócił do nich plecami, aby zająć się największym
zagrożeniem w tej sytuacji. A on? Mógł tylko go obserwować, nie
mogąc odgonić paraliżującego go strachu. Znowu mógł jedynie
spoglądać na jego plecy i schronić w bezpiecznym cieniu. Wydało
mu się to tym razem nieco zabawne, mimo że w przeszłości tego
typu myśli budziły w nim niesamowitą frustrację. Czuł się wtedy
słaby, czego całym sercem nienawidził. Obecnie miał odczucie, gdy
jako dziecko jego brat pomagał w uczeniu się rzucania shurikenami.
Był niczym dziecko, które obserwuje swojego największego bohatera.
Nie miał nawet pojęcia, jak bardzo to było trafne. Nie był
świadomy, jakie silne było przywiązanie, które ich łączyło.
Poczuł nieprzyjemne uczucie niepokoju, gdy Itachi wraz z ogoniastą
zamarł. Zauważył w jej oczach sharingan i nie wierzył. Jego brat
kontrolował te stworzenie. Poczuł się jednak dużo gorzej, gdy
było po wszystkim i usłyszał zapytanie jego partnera. Niepokój
wzrósł i poczuł jakiś dziwny ucisk w klatce piersiowej. Cisza.
Spojrzał na ciało, które bezwładnie runęło w przód, ale
zostało uchronione od całkowitego upadku. Był niesamowicie
pobladły, a na jego policzku dojrzał smugę krwi, której kropla
zbroczyła czerwienią soczystą zieleń trawy. Niepokój zmieniał
się w panikę, a on miał wrażenie, jakby w jego trzewiach zalągł
się jakiś robak i je pożerał łapczywie. Nie wiedział, co się
dzieje z bratem i nie sądził, aby aż tak poważnie mógł to
odczuć. Nie mógł dłużej znieść tego i jego ciało, wręcz
mechanicznie udało się za Kisame, gdy postanowił zabrać jego
brata i się wycofać, dopóki jeszcze nie byli po tym co ujrzeli do
końca pozbierani. Całkiem mądre posunięcie. Słyszał gdzieś za
plecami krzyk młotka, ale zignorował go. Biegł za nim, choć sam
nie wiedział, co zamierzał zrobić. Starał się jak na razie po
prostu ich dogonić. Czuł się trochę, jak narkoman na głodzie,
który naiwnie goni wędkę, na której haczyku wisi na sznurku
strzykawka z heroiną. Wędkarz, jako los jest nieugięty i gdy tylko
jest blisko zabiera upragnioną używkę poza jego zasięg. Wiszące
na ramieniu Hoshigakiego bezwładnie ciało, wciąż było dla niego
zbyt odległe. Przyśpieszył kroku, starając się go dogonić. Nie
było to łatwe, bo Hoshigaki zważał jednak na nich i zdecydowanie
nie chciał dać się zbliżyć mu. To wszystko było niesamowicie
dla niego upierdliwe, bo młodszy z braci był niesamowicie uparty w
dążeniu do nieznanego mu celu. Zerkał za siebie co rusz, widząc
jak jego pościg niebezpiecznie się przybliżał. Teren niestety mu
nie sprzyjał, bo nie miał w pobliżu wody, którą mógłby
swobodnie manipulować. Nie mógł sobie pozwolić w tej chwili, aby
wytworzyć sobie takie warunki. Zastanawiał się nad tą sytuacją,
spoglądając na zdeterminowane oblicze Uchihy. Przestał starać się
jak najdalej od niego odsunąć. Pozwolił mu myśleć, że nie jest
w stanie biec jeszcze szybciej. Uśmiechnął się pod nosem, widząc
jak ten wyzwala z siebie większe pokłady energii, mając nadzieję,
że go dopadnie.
Sasuke
miał momenty zwątpienia, lecz gdy wyglądało na to, że jego
ofiara nie ma siły do narzucenia większego tempa, poczuł nowy
przypływ siły. W końcu znalazł się dostatecznie blisko. Nie
rozumiał dlaczego, ale wprawiło go to w stan dziwnej euforii.
Wyciągnął przed siebie dłoń, w stronę bezwładnie wiszącej
głowy brata.
-
Itachi! - krzyknął, opuszkami palców muskając jego włosy. Miał
nadzieję na przywrócenie mu przytomności. Niestety okazała się
złudna, a on w porę nie zarejestrował, że Kisame stanął nagle w
miejscu, nagły ból przeszył jego żołądek, gdy został kopnięty
z półobrotu z niesamowitą siłą. Odleciał spory kawałek w tył,
a z ust buchnęła mu krew. Chwilę później poczuł, jak na kogoś
wpada i zostaje złapany, choć z trudem. Szarpnął się i miał
zamiar ruszyć dalej w pogoń, ale uścisk Naruto się wzmocnił.
Mógł tylko znowu stać i patrzeć biernie, jak Itachi z każdą
chwilą jest coraz bardziej poza zasięgiem.
-
Puszczaj mnie, młotku! - warknął i znowu się szarpnął, nie
chciał się poddać. Nie mógł znieść myśli, że znowu był na
przegranej pozycji. Z drugiej strony się bał. Przerażała go myśl,
co się stało jego bratu. Miał niesamowite poczucie, by walczyć o
jego odzyskanie za wszelką cenę. Chyba zaczynał rozumieć, jakie
uczucia targały Uzumakim, gdy postanowił opuścić rodzinną wioskę
w celu zdobycia mocy. Tu chodziło jednak o więzi rodzinne.
-
Nic nie poradzisz! Uspokój się i nie szarp, to cię puszczę –
odpowiedział, czując jak znowu jego przyjaciel siłą próbuje się
wyrwać.
-
Co ty możesz wiedzieć czy mogę coś poradzić czy nie?! Puszczaj
mnie, tu chodzi o mojego brata! Gdybym to był ja, zrobiłbyś
dokładnie to samo! - wrzasnął, wiedząc doskonale, iż uderza w
dość czuły punkt Uzumakiego. Poczuł w odpowiedzi silniejszy
uścisk. Zaskoczyło go to z jaką oślą upartością nie chce
odpuścić i pozwolić iść.
-
Właśnie dlatego nie mogę pozwolić ci iść. Działasz w emocjach,
lekkomyślnie – stwierdził, czym totalnie zbił go z tropu. - A to
jest moja domena – dodał po chwili.
Sasuke
poczuł się pokonany. Nie widział już od dłuższej chwili
Hoshigakiego. W chwili, gdy rozluźnił się i przestał szamotać
został puszczony. Osunął się na kolana gałęzi, na której
stali. Zacisnął dłoń w pięść i po prostu zaczął uderzać nią
o podłoże, chcąc chociaż w taki sposób swojej frustracji i
bezsilności. Naruto stał i patrzył na to z lekko opuszczoną
głową. Nie czuł się dobrze z tym, że mu przeszkodził, choć
było to konieczne. Sakura wraz z Kakashim w końcu ich zdołali
dogonić. Kopiujący Ninja spojrzał na tą osobliwą scenę.
-
Co tu się stało? - spytał Naruto, bo Uchiha nie raczył się nawet
nimi zainteresować.
-
Umknęli nam – odpowiedział ogólnikowo Naruto. Nie chciał mówić,
że sam do tego dopuścił, bo uznał to za najlepszą możliwość
dla swojego przyjaciela. Sakura w tym czasie podeszła do Sasuke,
który ponownie uniósł, krwawiącą już dłoń z powodu drzazg,
aby ponownie uderzyć w dziurę, którą zdążył już wyryć. Miał
już znowu walnąć, gdy jego ręka została unieruchomiona w połowie
drogi. Spojrzał na winowajczynie tego.
-
Sasuke-kun już wystarczy – rzuciła tym współczującym tonem,
jakby cokolwiek rozumiała. Nienawidził w niej tego, bo wcale nie
miała o niczym pojęcia.
-
Puszczaj – warknął, spoglądając na nią z całą swoją
wściekłością, która się w nim gromadziła. Haruno wydała się
tym zaskoczona i faktycznie spełniła jego rozkaz, odsuwając od
niego nieco. Wiedziała, że kiedy powinna raczej trzymać się z
dala.
-
Wracamy. Finalnie czeka nas rozmowa z Tsuchikage – zarządził
Hatake i ruszył, w drogę powrotną. Sakura poszła w ślad za nim,
a Naruto postanowił zamknąć pochód za Sasuke.
Itachi
uchylił powieki, które wydawały się ciężkie, jakby były co
najmniej z mosiądzu. Chwilę zajęło mu zrozumienie, gdzie jest i
przede wszystkim złapanie ostrości widzenia.
-
W końcu się obudziłeś – usłyszał dość oschły głos,
pozbawiony emocji. Znał go doskonale. Była tylko jedna osoba, która
po czymś takim mogłaby tu przesiadywać.
Odwrócił
głowę, spoglądając na Akasunę. Później przeniósł wzrok na
świecę, która stała na szafce nocnej i była jedynym światłem w
mroku. Zaraz jednak odwrócił wzrok, czując jak niebywale zakuły
go oczy od takiej dawki światła i rozmazał mu się obraz.
-
Ostrzegałem cię. Myślałem, że będziesz rozsądniejszy. Czemu go
użyłeś? - zapytał, przyglądając mu uważnie i doskonale widząc
jego reakcję na światło. Było tak jak myślał.
-
Nie miałem wyboru – stwierdził jedynie, słysząc ciężkie
westchnienie ze strony lalkarza.
-
Zamknij oczy – polecił mu zamiast drążenia tematu. Nie liczył
na spowiedź. Zaraz poczuł chłodną, klejąca nieco maść na
swoich powiekach. Dawała naprawdę przyjemne uczucie i pomagała,
choć nie lubił tego, że był zmuszony leżeć z zamkniętymi
oczami.
-
Kisame zdał już raport liderowi. Jak postawię cię na nogi, to
weźmiemy się za pieczętowanie waszej zdobyczy – oznajmił,
podnosząc się z miejsca. - Na razie leż. Maś musi się wchłonąć.
Będę cię co jakiś czas doglądał – rzucił i chwilę później
usłyszał tylko dźwięk zamykanych drzwi. Leżał tak pogrążony w
ciemności, bez poczucia czasu, gdy usłyszał jak ktoś wchodzi
znowu do środka. Drgnął lekko, nie wiedząc kogo się spodziewać.
- Sasori? - rzucił niepewnie, słysząc zbliżające się do niego
kroki.
Odwiedziła
go jednak ostatnia osoba, jakiej mógłby towarzystwa pragnąć w tej
chwili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz