Sądzę, że będzie się chyba głównie ona pojawiać, dopóki z uporem maniaka jej nie ukończę. A plany konkretne mam już na kolejne trzy rozdziały, gdzie dziesiąty się pisze. Myślę jednak, że kolejny rozdział dam wam najpewniej dopiero w grudniu. Chyba, że coś mi się odmieni. Zobaczymy.
A teraz zapraszam do czytania!
______________________________________________________
Z
samego rana usłyszał pukanie do drzwi. Nie spał już z dobrą
godzinę, ale i tak było dosyć wcześnie na odwiedziny.
-
Proszę – rzucił, odwracając głowę w stronę przybysza. Był to
nikt inny jak Kisame, co znaczyło, że zgodnie z zapowiedzią
Madary, dostali nowe zadanie.
-
Itachi-san, zbieraj się. Wyruszamy do Wioski Ukrytej w Skałach,
czeka nas zabawa z Pięcioogoniastym – oświadczył były członek
Siedmiu Mistrzów Miecza.
-
Widzimy się za piętnaście minut przy wyjściu – zarekomendował,
patrząc jak ten kiwa głową i opuszcza jego pokój. Spojrzał na
zegar, który wisiał na ścianie i się podniósł.
Otworzył
jedną z szuflad i wyciągnął pudełko tabletek. Wziął od razu
dwie i popił wodą, resztę chowając do wewnętrznej kieszeni
płaszcza. Nie mógł przewidzieć, że nie będą mu potrzebne. Nie
miał zamiaru ignorować siły ich celu, który według plotek
potrafił pełną transformację w bestię. Nie mógł tego
zlekceważyć i działać lekkomyślnie.
Spakował
się do końca, głównie narzędzia ninja i wyszedł z pokoju. W
drodze spotkał się z Sasorim, który zmierzył go uważnym
spojrzeniem.
-
Idziecie łapać pięcioogoniastego? - spytał, przyglądając mu się
z zainteresowaniem.
-
Tak, przypadło nam to zadanie. - potwierdził, zainteresowany do
czego zmierzał marionetkarz. Nie sądził, aby zadał to pytanie bez
powodu. - Skąd to wiesz?
-
Deidara przyleciał do mnie cały w skowronkach, że w końcu
zginiesz z rąk jakiegoś Hana. Chyba zna typa. W każdym razie, nie
przeforsuj się tam. Nie lubię robić ci częściej za aptekarza niż
to konieczne. Robię to tylko, bo mi każą, nie zapominaj –
stwierdził beznamiętnym tonem i wyminął go.
-
Sasori?
-
Czego chcesz jeszcze?
-
Dzięki za troskę – rzucił, słysząc w odpowiedzi pełne pogardy
prychnięcie i dźwięk oddalających się kroków.
Uśmiechnął
się pod nosem. Zastanawiał się nawet czy po prostu ich ulubiony
terrorysta tego nie uknuł, aby w tylko sobie znany sposób wysłać
do niego Akasunę. Było to w jego wypadku bardzo prawdopodobne, choć
obstawiał, że naprawdę kibicuje, aby Han skrócił go o głowę.
Nie miał zamiaru dać mu tej satysfakcji. Miał zamiar wrócić w
jednym kawałku, aby zobaczyć to rozgoryczenie na twarzy blondyna.
Zrozumiał jednak doskonale przekaz, jaki nosiła za sobą odbyta
przed chwilą krótka, ale wymowna wymiana zdań.
Wyszedł
przed kryjówkę, gdzie już czekał na niego Kisame.
-
Itachi-san, co tak długo? - rzucił, zwracając swoją uwagę na
towarzysza.
Był
zaciekawiony, co go mogło zatrzymać. Był przyzwyczajony, że to na
niego czekano, a nigdy nie na odwrót. Z drugiej strony wydawał mu
się jakiś inny, od czasu spotkania ze swoim bratem. Miał ochotę
go o to wypytać, ale znając go to za wiele by mu nie powiedział,
jeśli w ogóle coś by mu rozjaśnił. W zasadzie to była jego
rodzinna sprawa, lecz zarazem jedyna jaka ciążyła na jego
przeklętej duszy. Nie było w tym nic dziwnego, że był tym
zaciekawiony. W zasadzie połowa organizacji po cichu była
zaciekawiona tym.
-
Nie przesadzaj, to że raz musiałeś na mnie poczekać to nie
armagedon. Po prostu chciałem, abyś wiedział jak się wtedy czuję
– uznał beznamiętnie, patrząc na zbitego z tropu totalnie
partnera. Na pewno nie spodziewał się takiej zgryźliwości w
odpowiedzi.
-
Ruszajmy – dodał po chwili i nie czekając na odpowiedź udał
przed siebie, wyciągając sakkat, który założył na głowę.
Kisame po krótkiej chwili całkowitej dezorientacji podążył jego
śladem.
Sasuke
z rana postanowił udać się na trening. Po wczorajszej nocy
jednak czuł się dosyć dziwnie. Nie potrafił pozbyć się
wrażenia, że wczoraj naprawdę słyszał całkiem pokaźne stado
kruków. Ptaki te przywoływały mu na myśl tylko jedną osobę.
Wydawało mu się to absurdalne. Nie było opcji, aby tak odważnie
się tu pojawił. Zresztą w jakim miałby robić to celu? Na pewno
nie w żadnym dobrym celu, a tym bardziej absurdalnie brzmiała myśl,
że mógłby się nim zainteresować. Był sam, nie był jak inni.
Nie miał już rodziny, która by się o niego troszczyła. Powinien
po tylu latach przywyknąć. Myślał nawet, że już dawno do tego
przywykł, a jednak myśl, że jego starszy brat go odwiedził z
jakiegoś powodu uparcie się go trzymała. Dawała mu złudną
nadzieję, iż nie jest sam. Istnieje na tym świecie ktoś, komu na
nim zależy. Zacisnął dłoń w pięść, aby chwilę później
błyskawicznie wyjąć shurikena i nim rzucić prosto w jedno z
drzew. Narzędzie prawie całkowicie wbiło się w korę drzewa. Nie
rozumiał, dlaczego mimo wszystkiego co zrobił złego dalej nie
potrafił całkowicie uwierzyć, aby był zły. Nawet, jeśli
zamordował ich całą rodzinę. Zniszczył mu życie i psychikę.
Opętał żądzą zemsty. Nie potrafił go całkowicie ze swojego
życia skreślić. Nie umiał uwierzyć, aby te okropieństwa zrobił
tylko dla sprawdzenia swoich umiejętności. Gdzieś w jego głowie
nadal tlił się obraz Itachiego, jako dobrego starszego brata,
którego szczerze kochał. Poczuł coś śliskiego, spływającego mu
po dłoni i spojrzał na nią. Krew. Musiał się nieumyślnie zaciąć
przy rzucie, co mu się już od dawna nie zdarzało. Uniósł rękę
na wysokość swoich oczu i przypatrywał jak szkarłatna ciecz,
spływa pomiędzy jego palcami. Gdzieś z tyłu głowy pamiętał, że
uznawane jest to za zły omen. Nie był przesądny, ale mimowolnie
zastanowił się, co w takim razie mógł dla niego oznaczać, gdy
wycierał dłoń z krwi. W tym samym czasie nad wioską przeleciał
jastrząb z wiadomością dla Hokage, popiskując głośno i tym
samym pokazując swoją obecność. Shikamaru akurat patrzył na
chmury i zauważył ptaka, marszcząc brwi.
Ten
moment wybrał sobie na odwiedziny najbardziej nieprzewidywalny blond
włosy ninja.
-
Babciu Tsunade! - zakrzyknął na wejściu do gabinetu piątej, gdy
wparował tam z impetem.
Senju
akurat otworzyła okno, aby wpuścić wysłanego ptaka, który usiadł
jej na ramieniu.
-
Co się stało, Naruto? - zapytała, bo wyglądał trochę, jakby
miał jej opowiedzieć coś.
-
Chcę, jakąś ciekawą misję! Jak tak dalej pójdzie, to się
zanudzę! - oznajmił z wyrzutem.
Kobieta
westchnęła z miną męczennika. Mogła się tego spodziewać. Nie
dawała tej drużynie za dużo zadań, głównie ze względu na
Sasuke. Nie byłby zadowolony, gdyby był gdzieś indziej, a jego
brat wykonał jakiś ruch. Obiecała mu pomóc, mając nadzieję, że
odnalezienie potrzebnych odpowiedzi ściągnie go ze zgubnej ścieżki
nienawiści.
-
Zaraz zobaczę, może coś się znajdzie – uznała i wyciągnęła
zwój, który był przyczepiony do nogi jastrzębia, rozwijając go.
Zaczęła go czytać, czując na sobie ciekawskie spojrzenie
Uzumakiego. Była niesamowicie zaskoczona, gdy zobaczyła adresata
wiadomości, bo nie była to wioska, która chętnie z Liściem
współpracowała. Nawet mogła rzecz więcej, jeśli nie byli
zmuszeni, to starali się, aby ich interesy były jak najbardziej
odrębne. Zmarszczyła brwi, a dłoń lekko jej zadrżała, gdy
śledziła dalszy ciąg tekstu. Fakt, że właśnie do nich zwrócili
się o pomoc słusznie podpowiadał jej, że sytuacja była bardzo
zła.
-
Naruto, natychmiast udaj się po Kakashiego i resztę drużyny
siódmej! - zarządziła, a blondyn zbity z tropu już miał otworzyć
usta i zainteresować się ty, co się wydarzyło.
-
Biegiem, później wszystko wyjaśnię! - ubiegła go i to już
przekonało dostatecznie chłopaka, aby spełnić polecenie i chwilę
później już go nie było.
Tsunade
nerwowym gestem wplotła dłoń w swoje włosy, spoglądając na
rozłożony zwój na biurku. W takich momentach jak ten naprawdę
żałowała, że nie mogła poradzić się swojego dziadka. Musiała
jednak pozostać silna i spróbować ratować sytuację jak tylko się
dało. Chociaż zamierzała wykonać dość ryzykowany ruch, ale
wiedziała, że żadna siła nie da rady go powstrzymać, nawet jeśli
by mu surowo zabroniła. Mogła tylko zawierzyć im i modlić, aby
najczarniejszy scenariusz się nie spełnił.
Po
kilku godzinach wędrówki byli na miejscu. Wielka skalna forteca
rozciągała się przed nimi w całej swojej okazałości. Wśród
skał było dość chłodno, a mgła wciąż dość gęsta utrudniała
widoczność, choć zza chmur zaczęło wychylać się słońce. Czuł
się nieco, jakby miał wkroczyć do jakiejś mistycznej krainy, choć
mieli okazję już wcześniej zawitać w te rejony, po jednego z
członków organizacji. Wtedy jeszcze im odpuścili, teraz dopiero
zostali wysłani po główny cel. Tutaj mieściła się ich aż
dwójka. Zwrócił spojrzenie na swego partnera, woląc upewnić się
w kilku rzeczach. Nawet jeśli nie miał go za głupca.
-
Naszym celem jest jeden jinchuuriki. Jestem pewny, że masz
świadomość, aby nie porywać się na drugiego, prawda? - zmierzył
uważnie Hoshigakiego wzrokiem.
-
Oczywiście, Itachi-san. Nie jestem przecież głupcem –
stwierdził, szczerząc do niego zęby w rekinim uśmiechu. - Chociaż
nie przeczę, że byłoby świetnie, gdybyśmy mogli za jednym
zamachem zabawić się i z drugim – dodał po chwili namysłu.
Uchiha
westchnął. Właśnie tego się obawiał. Jego towarzysz może i nie
był głupi, lecz mógł w zbytniej pewności siebie porwać się na
więcej rozrywki. To mogło być kłopotliwe.
-
W tym rzecz – odparł chłodno, taksując go uważnym spojrzeniem.
- Nie chcę, abyś próbował się porywać na drugi cel. Mamy zrobić
to, do czego zostaliśmy przydzieleni. Niepotrzebne kroki mogą
zaważyć na powodzeniu misji. Ostatnio już i tak zawaliliśmy –
przyznał z niechęcią, przypominając sobie jak Madara mu to
przypomniał. - Nie lekceważ naszego celu. Nie robimy nic ponadto,
co kazano. Zrozumiano? - oznajmił dość chłodnym i dobitnym tonem.
Chciał, aby wybić możliwe głupie, infantylne decyzje ze strony
mężczyzny. Czasem w wirze walki potrafił zdecydowanie się
zapomnieć.
Kisame
wysłuchał uważnie swojego wspólnika. Jego obawy się wydawały
dość uzasadnione, choć nie był zadowolony z kategorycznego zakazu
zrobienia czegoś ponad misję. Wiedział jednak doskonale, iż to
Uchiha postanowił rozdawać karty i nie miał wyboru. W jego słowach
kryła się determinacja, gotowość do powstrzymania go od
nieuzasadnionych ruchów.
-
W porządku. Dostosuję się. Zapewne i tak nie mam wyboru, czyż
nie? - spytał, spoglądając na bruneta. Półuśmiech jaki ujrzał
na jego twarzy był wystarczający jako odpowiedź.
-
W takim razie chodźmy. Musimy zlokalizować cel – zarządził i
nie czekając na odpowiedź ruszył przodem.
-
Itachi-san, który z nas ma się zająć wykonaniem misji? -
zainteresował się, spoglądając na długowłosego.
-
Mogę zostawić go tobie. Wkroczę, jeśli uznam to za niezbędne –
stwierdził, znając go na tyle, aby wiedzieć, że właśnie o taki
układ mu chodziło.
-
Odpowiada mi to – stwierdził, uśmiechając się na samą myśl
dobrze zapowiadającej się walki.
Niedługo
później przekroczyli bramę wioski i zaczęli zmierzać, w
kierunku, gdzie powinien znajdować się ich cel, czyli obrzeża
miasta. Idealne miejsce, aby go mogli na spokojnie schwytać i nie
wzbudzić przy tym niesamowitego zamieszania. Zatrzymali się przy
małej chatce, która znajdowała się niedaleko dość wąskiego
strumyka. Chwilę się jej przyglądali.
-
Myślisz, że tutaj mieszka? - zagadnął Hoshigaki, spoglądając na
swego towarzysza.
Nie
zdołał otrzymać stosownej odpowiedzi, bo drzwi nagle otworzyły
się z impetem i wyszedł z budynku naprawdę rosły mężczyzna. Był
nawet wyższy niż jego partner, czarnowłosy był pod wrażeniem.
-
Chyba już nie musisz się nad tym zastanawiać – skwitował
krótko.
-
Kim jesteście i czego chcecie? - spytał Han, ale zamiast odpowiedzi
Kisame po prostu na niego ruszył.
Itachi
pokręcił głową załamany niecierpliwością swego partnera.
-
Ciebie – odpowiedział, odsuwając się na bezpieczną odległość,
aby oglądać to starcie.
Naruto
postarał się z szybkim zebraniem swojej drużyny w biurze Hokage.
Piąta upewniwszy się, że wszyscy są dobrze skupieni i nie będą
skorzy do wygłupów, tutaj szczególnie miała namyśli blondyna.
Sytuacja była zbyt poważna, aby jej bez ważnego powodu miał
przerywać. Zwłaszcza, że to wszystko bardzo się jej nie podobało.
-
Dostaliśmy wiadomość od Tsuchikage. Według niej Akatsuki przyszło
po bestię. Proszą nas o wsparcie, bo mieliśmy już z nimi do
czynienia – zaczęła, obserwując kolejno ich reakcję. Sasuke,
który trzymał się z tyłu i do tej pory wydawał się wszystkim
nieszczególnie zainteresowany, chyba wpadł w jakiś rodzaj szoku.
Uzmysłowił sobie, o kim była mowa. Jego wzrok powędrował
mimowolnie, w stronę młotka. Nie uważał za dobry pomysł, aby
miał z nimi iść. Doskonale pamiętał, gdy chcieli go zabrać i
wkroczył Jiraya. Tym razem mogli by nie mieć tyle szczęścia,
nawet jeśli stał się silniejszy. Oni także na pewno nie
próżnowali. Rozpoczęli swoje działania, więc są pewni
wszystkiego.
-
Wioska ta posiada dwóch posiadaczy bestii. Wysyłam was tam, abyście
pomogli i spróbowali powstrzymać ich od ich zabrania – oznajmiła
tonem rozkazującym i kazała im rozejść. Nie mieli czasu na
dyskusje, choć miała złe przeczucia, co do całej sytuacji.
Drużyna
Siódma już dawno nie zebrała się do misji w tak zastraszającym
tempie. Nie było tu mowy o spóźnieniach Kakashi’ego, który w
zasadzie był przed nimi wszystkimi, gdy pognali po potrzebne rzeczy.
Sasuke był chwilę po ich mistrzu i niecierpliwie deptał kółka.
Wiedział, że na pewno będzie tam Itachi. Tylko on i ten rekini
koleś, co z nim współpracował zapuścili się dawniej na teren
ich wnioski. Ta sytuacja sprawiała, że miał wrażenie, jakby jego
umysł płonął. Myśli były chaotyczne, nieposkładane. Troska o
Naruto, która przeplatała się z myślami o bracie. Nie był pewny
czy będzie w stanie mieć taką podzielność uwagi, aby w razie
czego wspomóc młotka. Był z nimi oczywiście Hatake, ale był
gdzieś świadomy, iż dla jego starszego brata tak naprawdę nie
będzie problemem.
Jego
myśli zostały przerwane, gdy dotarł do niego głos Naruto, który
wbiegł w towarzystwie Sakury na most, gdzie się umówili. Przestał
się kręcić w kółko.
-
No w końcu. Jeszcze trochę i Sasuke by się dokopał tym swoim
chodzeniem do wnętrza Ziemi – powitał dość optymistycznie nieco
zziajaną dwójkę kopiujący ninja.
Usłyszał
w odpowiedzi tylko wyniosłe prychnięcie wyżej wspomnianego i bez
dalszych rozmów ruszyli do Wioski Skały. Mimo wszystko w umyśle
bruneta ciągle tłukło się jedno zasadnicze pytanie – Czy zdążą?
Nie mógłby sobie wybaczyć, gdyby znowu zbiegli.
Początkowo
walka nie wyglądała na problemową. Ich cel był bardzo sprawny w
taijutsu i wyglądało, że pozostawienie go dla Kisame było dobrym
rozwiązaniem. Wszystko było świetnie, dopóki ich cel się nie
zirytował. Oboje zaczynali się męczyć tym pojedynkiem. Przestało
być tak wesoło, gdy zaczął się przemieniać w ogoniastą bestię.
Kisame wycofał się dość sprawnie i stanął obok, patrząc na tą
imponująca pełna przemianę. Stworzenie wyglądało, jak mieszanka
konia, posiadająca głowę delfina i do tego rogi. Dziwna mieszanka
genetyczna.
Bestia
zaryła kopytem o ziemię i schyliła łeb, szarżując na nich
rogami. Ziemia drżała, gdy zbliżał się w ich kierunku. Gestem
wskazał Kisame, aby wybiec na jakąś wolną przestrzeń. Tutaj były
jeszcze skały, a nie byłby zadowolony, gdyby postanowił je
wykorzystać w walce. Zdecydowanie obaj wtedy ginęliby żałosną
śmiercią, a on miał jeszcze wiele spraw do załatwienia, aby móc
pozwolić sobie na spoczynek. Starał się wymyślić jakiś plan,
aby to zakończyć, bo zaczęło robić się zbyt niebezpiecznie. Na
ironię czuł, że zostało mu jedno wyjście. W istocie wybiegli na
bardziej otwartą, kamienistą przestrzeń, ale nie spodziewał się,
że wybiegną naprzeciw Sasuke i jego towarzyszom.
-
Kisame, osłaniaj mnie – rzucił, zwracając się w kierunku, z
którego po chwili wyłonił się pięcioogoniasty. Hoshigaki znalazł
się błyskawicznie za jego plecami, mając oko na gości z Konohy.
Itachi
przymknął oczy, czując pod stopami, że bestia się zatrzymała.
Cóż,
skoro Sasuke tu jest, nie miał wyboru jak osobiście stanąć do
walki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz