sobota, 12 kwietnia 2025

III. Zabójcza pułapka

  W jednym momencie wybuchła panika. Cywile, niczym jeden bezmyślny organizm nastawiony tylko na przetrwanie rzucili się do drzwi. Utworzyli jednak zator, a siła napędowa, żeby przeżyć doprowadzała do starć między nimi. Atsushi patrzył w szoku, jak niektórzy siłą torują sobie drogę między ludźmi. Inni byli szarpani i upadali, żeby zostać stratowanymi. Wiedział, że tak kończyli, bo do jego wrażliwego nosa docierała woń śmierci.

Kajii zaraz po tym, jak uruchomił ładunki ukryte w budynku, zabił pilota helikoptera i zajął jego miejsce, nucąc wesoło pod nosem.\

Osamu stał obok Kunikidy i Poe, wpatrując się w najbardziej wierną atrapę detonatora, jaką kiedykolwiek widział. Zacisnął dłoń ze złości na przedmiocie. Utkwił po chwili wzrok w ludziach, którzy jak rwąca rzeka próbowali się wydostać. Po drugiej stronie przy ścianie widział ich nowych towarzyszy.

- Słuchaj, Dazai – usłyszał Doppo, który złapał go za ramię.

- Czy oni mają jak uciec? – wskazał w kierunku dwójki nowicjuszy.

- Nie wiem, ale nie zdążymy ich tu ściągnąć – odparł, odwracając wzrok.

Nie mógł na to patrzeć, jeśli miał być w stanie próbować jeszcze coś zrobić. Pociągnął za sobą Osamu do Edgara mówiąc, że spróbują przetrwać wybuch ukryci w jego powieści. Dazaia to nie obchodziło. Po raz pierwszy od śmierci Ody czuł się winny.

Atsushi wyłapał jego spojrzenie, zanim został wciągnięty w książkę. Chłopak uśmiechnął się do niego ciepło, choć wcale na to pokrzepienie nie zasługiwał. Moment później już go nie widział, zabrany przez złotą poświatę do krainy wyobraźni.

  Nakahara pierwszy raz w życiu miał wrażenie, że mycie rąk brudnych z czekolady może kosztować go życie. Nigdy też wcześniej nie był wzywany do szefa przez głośniki w budynku, aby na pewno komunikat do niego dotarł.

Wpadł lekko zdyszany do gabinetu szefa.

- Co się dzieje?! – zapytał przejęty, wbijając wzrok w Akutagawę.

- Masz tam się udać i wyciągnąć Kyoukę Izumi i Atsushiego Nakajimę, zanim to miejsce wybuchnie.

Nakahara zerknął w kierunku telewizora, zaklął pod nosem i natychmiast wybiegł z pomieszczenia. Nie miał zielonego pojęcia jak ma wygrać taki wyścig z czasem, ale postara się.

  Nakajima uśmiechał się, gdy starsi detektywi zniknęli w złotej poświacie wciągnięci do książki. Obserwował jak Edgar nerwowo się rozgląda, aby ukryć ją w wybranym przez siebie miejscu z nadzieją, że się uchowa. Poe rzucił im pełne poczucia winy, a jednocześnie przepraszające spojrzenie, zanim dołączył do Kunikidy i Dazaia. Nie rozumiał, czemu tak na nich patrzyli. Ich pomysł nie był gwarancją na przetrwanie, jedynie hazardem. Mógł się udać, ale miał tak samo wysoką szansę na niepowodzenie.

Odliczanie trwało bezlitośnie i nieprzerwanie. Złapał dłoń, stojącej obok przyjaciółki.

- Przepraszam – powiedział, nieco bardziej wzmacniając swój uścisk przez chwilę.

- Nie masz za co. To nie twoja wina.

Patrzył na tłum wciąż zażarcie walczący o wyjście. Niektórzy zaczęli się wyłamywać, siłą wydostając z uścisku ludzkiej masy. Kiedy już to zrobili siadali w kącie zrezygnowani i pogodzeni z tym, jaki czeka ich los. Zazdrościł im tego po części.

Atsushi żałował, że jest bezsilny. Wszystkich szczęśliwych chwil, które mogły się wydarzyć. Niedotrzymanych planów i obietnic. To wszystko nie tak miało się potoczyć. Ubolewał również nad tym, że nie będzie mógł go przeprosić i powiedzieć tylu ważnych rzeczy, ile tylko mógłby przez te parę sekund zdołać. Przymknął oczy, zatrzymując łzy zbierające mu się pod powiekami. Bezgłośnie wypowiedział trzy słowa, których jego ukochany nigdy już nie usłyszy.

Odliczanie dobiegło końca.

  Chuuya był w połowie drogi, gdy usłyszał pierwsze wybuchy. Przyśpieszył jeszcze bardziej, ale moment później wiedział już, że nie zdąży nic zrobić.

Seria pomniejszych wybuchów pochłaniała budynek, niczym wąż swoją ofiarę. Agonalny wrzask ludzi niósł się echem wraz z hukiem bomb i zawalającego się wieżowca. Nakahara patrzył na to wszystko oszołomiony i przerażony świadomością kogo mogli tam stracić.

Ruszył w tamtym kierunku dalej, aby przyjrzeć się wszystkiemu bliżej. Miał też nadzieję, że może się czegoś dowie. Obecnie wolał nie pokazywać się szefowi na oczy. Dla własnego bezpieczeństwa.

  W budynku Portowej Mafii rozległ się upiorny wrzask. Wyrażał jednocześnie tak wiele emocji, że jak dotarł do uszu niektórych mafiozów, to na moment ich paraliżowało z zaskoczenia. Ten okrzyk rozpaczy nie trwał długo, bo zmienił się w paskudny napad kaszlu. Nikt jednak nie wchodził do środka. Jego siostra stała przy drzwiach i choć bardzo chciała, nie przekroczyła ich progu. Była świadoma tego, że nie chciałby, aby widziała go w takim stanie, ale chociaż będąc za drzwiami mogła czuwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz