Siedział na murku dręczony bezsennością. Spoglądał na pogrążone we śnie Seretei, które wyglądało zjawiskowo w tak rozgwieżdżoną noc. Nie pamiętał czy kiedykolwiek wcześniej widział tak czysty nocny nieboskłon udekorowany gwiazdami. Widok był zachwycający, ale odnosił wrażenie, jakby mu osobiście czegoś brakowało. A może raczej kogoś.
- Powinienem zbudzić Rose, żeby ze mną pooglądał gwiazdy? - zastanowił się na głos, odchylając lekko do tyłu.
Wiedział jednak, że to zły pomysł. Jego przyjaciel zapewne doceniłby widok, ale nie darowałby mu wywleczenia go z takiego powodu z łóżka. Wolał, aby Kinshara jednak nie poszła w ruch. Zerknął w dół, w kierunku ziemi wciąż zastanawiając się nad tym tematem, aż sobie przypomniał. Poczuł się, jakby znowu oberwał w tym miejscu sandałem w twarz, a to akurat wydarzyło się dość dawno temu. Faktycznie odkąd tu wrócił na swoje stare stanowisko, po walce z Aizenem było w jego otoczeniu dość cicho bez jej hałaśliwej obecności. Została w świecie ludzi uważając, że tutaj już nie było dla niej miejsca i zostanie zresztą Visordów. W głębi duszy cieszyła go ta decyzja.
Sosuke wprawdzie był zamknięty w więzieniu, ale obraz jak Gin Ichimaru przebił ja na wylot i strach jaki mu towarzyszył, gdy trzymał ją w ramionach czując jej krew przesiąkająca przez ubranie i brudzącą jego dłoń. Aizen. To on przysporzył im tyle cierpienia. Nie podobało mu się to, że zamiast zabić go wsadzili do więzienia. Nie mógł z tym jednak nic zrobić. Dobrze, że Hiyori w razie wypadku nie byłaby tutaj obecna. Myśl ta przynosiła mu ulgę, bo w tamten dzień zrozumiał jak bardzo mu na niej zależało.
Zeskoczył z murku i udał do swoich kwater po kilka rzeczy. Jakiś czas później ostrożnie wyminął drzemiących strażników i wymknął się Senkaimonem do ludzkiego świata. Napisał do Love sms’a i błąkał się ulicami miasta, dopóki nie dostał odpowiedzi. Szedł uliczką wpatrzony w ekran telefonu, będąc pochłonięty kłótnią z przyjacielem nieintencjonalnie zderzył się z kimś, gdy wychodził zza zakrętu.
- Uważaj, jak leziesz, ty – usłyszał przepełniony irytacją ton. - Shinji?
Hirko miał już zacząć odruchowo przepraszać, zanim dotarł do niego znajomy głos. Zerknął w dół i uśmiechnął szeroko.
- Hiyo, aua! - zawył, bo w ramach powitania dostał z kolanka w brzuch.
- Co to miało być, ty głupi łysolu?! Uważasz, że jestem taka mała, aby mnie nie zauważyć?! - oburzyła się.
- Ile razy mam ci mówić, że nie jestem łysy?! Moje włosy na głowie mają się wyśmienicie – zapewnił obrażony. - Nic takiego nie powiedziałem? Zagapiłem się, dlatego na ciebie wpadłem!
- I tak jesteś łysolem – stwierdziła złośliwie i uśmiechnęła z satysfakcją, widząc jego zirytowane spojrzenie. Uwielbiała mieć okazję, aby ich role się zamieniły i to ona mogła mu dokuczać. - Niezła wymówka, ale nich ci będzie – dodała na temat jego tłumaczenia.
- To nie jest żadna wymówka!
- Tak, tak na pewno – odparła i machnęła lekceważąco ręką. - Swoją drogą, co ty tu robisz?
- Wpadłem w odwiedziny – wzruszył ramionami i zerknął na zakupy, które trzymała w dłoniach. - Daj mi to i chodźmy, bo ich zagłodzisz – dodał i zabrał jej torby, aby odwrócić się i ruszyć do ich bazy.
Ignorował oburzone okrzyki Sarugaki za swoimi plecami. Nie tak planował to spotkanie, ale nie przeszkadzało mu to. Może i tak było lepiej. Uśmiechnął się pod nosem, gdy Hiyori dogoniła go wciąż ciskając wyzwiskami. Musiał przyznać przed samym sobą, że brakowało mu jej krzykliwości.
W czasie, gdy Hirako spędzał w najlepsze czas z przyjaciółmi, to porucznik Hinamori i inni zastanawiali się co się z nim stało oraz gdzie zniknął kapitan piątej dywizji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz