poniedziałek, 9 października 2023

Determinacja

 Witajcie! 

Wracamy w końcu do dalszej publikacji rozdziałów ,,Obiektu''. Przeplatać będę je z shortami z Bleacha, bo przedostatni rozdział, który będę musiała przepisać jest zdecydowanie dużo dłuższy niż ten i ostatni.

_____________________________________________________

  Po przekroczeniu progu laboratorium Orochimaru niemal natychmiast się zmył. Itachiemu jednak to całkiem odpowiadało. Ruszył korytarzem, aby rozejrzeć się tutaj dokładniej niż wcześniej. Zastanawiał się na co powinien zwracać szczególną uwagę i czego przydałoby się szukać na początek. Rzeczy, które przyszły mu do głowy było zaskakująco dużo. Od znalezienia jakiegoś prywatnego notesu, po zastanawianie się nad tym czy obiekt mógł prowadzić jakiś pamiętnik dając wskazówkę, gdzie obecnie się znajduje. Zaczął przeszukiwać różne szuflady w pomieszczeniu, które najbardziej przypominało biuro. Znalazł notes Senju, ale w nim nie było nic istotnego.

Jakieś spotkania naukowe, przyziemne rzeczy, o których nie chciał zapomnieć, przeplatane z listami zakupów. Odłożył kolejne nieprzydatne dla niego dokumenty na dość pokaźną stertę przejrzanych już rzeczy.

Westchnął, odchylając się w tył na fotelu. Wyglądało na to, że szukanie w papierach nic mu nie da, więc napisał wiadomość Tobiemu, aby ogarnął mu dostęp do znajdującego się tu komputera.

W oczekiwaniu na odpowiedź jego zainteresowanie przykuło skrzeczenie w jednym z pobliskich pomieszczeń. Uchiha podniósł się z fotela i skierował w stronę źródła dźwięku. Skrzeczenie wydawało się dobiegać spod czegoś, co było przykryte kocem.

Zastanawiał się przez moment czy odkrycie tego, będąc w czyimś laboratorium to dobry pomysł. Nie był tego pewny, ale ostatecznie sięgnął po nakrycie i zdjął je jednym szybkim ruchem.

Zaskoczyło go, gdy jego oczom ukazała się klatka z papugą. Nie miał pojęcia czemu, ale nie spodziewał się tego. Jego wyobraźnia doszukiwała się czegoś ekscytującego. Jakiejś hybrydy różnych zwierząt czy coś tego typu równie osobliwego.

- Co to były za dźwięki? - usłyszał za sobą swojego towarzysza.

Brunetowi jakoś udało się nie drgnąć z zaskoczenia. Prawie zapomniał o jego obecności tutaj.

- Papuga – odparł, wskazując na ptaka.

- Hmm… ciekawe czy jest jakoś zmodyfikowana – mruknął Orochimaru w zamyśle, gdy zwrócił na zwierzę uwagę.

- Idiota! Idiota! - zaskrzeczał ptak w odpowiedzi.

Itachi uniósł lekko brwi na zachowanie pierzastego stworzenia, które właśnie zyskało jego sympatię. Nie okazując swojego rozbawienia zerknął w kierunku swojego kompana.

Twarz Orochimaru zdradzała poirytowanie zmieszane z oburzeniem.

- Kto niby jest idiotą?! Przestanie ci być tak wesoło, gdy oskubie cię z piórek i przerobię na ramen! - zagroził, wyciągając dłoń w kierunku klatki.

- Nie zrobisz tego – Itachi zatrzymał jego rękę, gdy palce Orochimaru sięgnęły drzwiczek klatki.

Zirytowany mężczyzna rzucił mu na początku zaskoczone spojrzenie, a po chwili na jego usta wpełzł nieco oślizgły uśmieszek.

- Niby dlaczego? Bo odezwał się w tobie przyrodnik? - zakpił.

- Nie. Zwyczajnie ci na to nie pozwolę. Daj temu spokój.

- Daj spokój? To nie ciebie zwyzywało.

- To tylko zwierze. Tak się tym przejmujesz? A może boisz się, że miało rację? - uniósł brwi.

- Niczego się takiego nie obawiam – warknął zirytowany i wyrwał się z jego uścisku. - Wracam do części laboratoryjnej – dodał i opuścił pomieszczenie.

Uchiha spojrzał na papużkę, która nic sobie z wcześniejszej sytuacji nie robiąc czyściła swoje kolorowe pióra.

- Chyba zupełnie cię nie obchodzi jakie mogłaś mieć szczęście – skomentował zachowanie ptaka, zauważając przy okazji, że kończy mu się woda.

Otworzył klatkę i uważając by pierzasty mieszkaniec mu nie czmychnął wyjął poidełko. Wymienił papużce wodę i przyglądał jej dłuższą chwilę, zanim sprawdził wiadomość od Tobiego i wrócił do pracy. Zaczął przeszukiwać komputer, co jakiś czas dając informatykowi nowe zadania do zmierzenia się. Nie zdziwiło go specjalnie, że żadnych danych na temat ich celu nie znalazł.

Musiał przyznać, że naukowiec dobrze się na taką ewentualność przygotował. Jednocześnie znajdywanie różnych projektów na zlecenia, które dostawał też było fascynującą lekturą. Nie każdy miał okazję sprawdzić czym ktoś taki jak Senju się zajmuje. Ich praca zwykłym osobom wydawała się dość tajemnicza.

On też nie stanowił tu wyjątku, dlatego fascynowały go projekty robotów, broni, po rzeczy, których zastosowania nie potrafił rozszyfrować.

W końcu jednak wstał i postanowił znaleźć Orochimaru. Miał już zacząć się zastanawiać nad tym jak go w tym rozległym miejscu odnajdzie, gdy usłyszał wściekły okrzyk, po którym wystąpiło kilka przekleństw.

- Czemu tak się wściekasz? - zapytał, gdy odnalazł właściwe pomieszczenie.

- Bo odkryłem kto mi zabierał dobre kontrakty sprzed nosa i przez kogo słyszałem odmowy!

Westchnął ciężko. Nie za bardzo obchodziły go ich naukowe rywalizacje o zlecenia.

- A coś w związku z chłopakiem?

- Nic. Zdecydowanie był dobrze przygotowany na taką ewentualność, a tutaj na pewno go nie ma, bo sprawdzałem.

- Ja sam też nie znalazłem nawet małej wzmianki na jego temat – przyznał, nie wspominając jednak o tym jak postanowił przejrzeć materiały z monitoringu, z którego zanim weszli Senju z obiektem zniknął. Było jednak też drugie miejsce, gdzie po ich opuszczeniu laboratorium z naukowcem miał wrażenie, że część materiału mogła zostać usunięta, choć pozornie się wszystko zgadzało.

Wygląda na to, że nic tu nam nie pomoże. Wracamy?

Orochimaru zmierzył zamyślonym spojrzeniem stół laboratoryjny, milcząc przez dłuższą chwilę.

- Wracajmy – uznał po namyśle.

Nie miał tu już nic więcej do zrobienia.

Itachi kiwnął głową i poszedł po swoje rzeczy, które ze sobą tu zabrał i opuścił ze swoim towarzyszem ośrodek badawczy. Uchiha zajął miejsce kierowcy i ruszył w drogę powrotną do bazy.

Zastanawiał się dalej nad kwestią monitoringu. Nie zamierzał o niej wspominać, bo nie chciał przyśpieszać odnalezienia chłopaka. Przeciwnie, potrzebował kupić sobie czas, aby rozgryźć zamiary swojego ojca. 

  Gdy wyszedł na powierzchnię z tunelu ewakuacyjnego i zanim dotarł do miasta nastał wieczór. Było dość chłodno i zanosiło się na deszcz. Madara powiódł wzrokiem po neonowych szyldach, których kolory mieniły się zachęcająco. Zajrzałby chętnie do tych sklepów, ale nie miał na to czasu ani pieniędzy. Musiał dowiedzieć się jak dostać się do miejsca pobytu młodszego brata doktora.

Nie miał jednak żadnego lepszego planu jak mógłby tam dotrzeć niż zaczepianie przechodniów. Ludzie nie byli w większości pomocni. Niektórzy, gdy zagadywał rzucali mu pełne irytacji spojrzenie i wymijali go, drudzy udawali, że go ani nie widzą ani nie słyszą. Tak niewidzialny to się nigdy nie czuł wcześniej. Trzecia grupa by pomogła, ale niestety nie wiedziała. Ostatni dawali mu nadzieję i kierowali, ale ostatecznie albo zgubił się z własnej winy lub źle go prowadzili. Czuł coraz większą frustrację, bo marnował cenny czas na błądzeniu po omacku. Spojrzał w kierunku budynku administracyjnego, na którym widniała duża, podświetlana tarcza zegara.

Starał się ignorować ścisk, który czuł gdy przez jego głowę przeszła myśl, że nie ma pojęcia co się dzieje z Hashiramą. Paraliżował go strach, gdy umysł sugerował mu, że mogła mu się dziać w danej chwili krzywda. Zaczął padać deszcz, a on wciąż zdjęty zgrozą patrzył na zegar, usilnie starając się odpędzić od siebie czarne scenariusze. Nie wybaczyłby sobie tego, że nie był w stanie mu pomóc.

Otrząsnął się i zaciskając dłonie w pięści postanowił podwoić swoje wysiłki. Teraz było jeszcze trudniej, bo ludzie byli bardziej zainteresowani szybkim powrotem do domu lub znalezieniem schronienia przed coraz bardziej wzmagającym się deszczem. On sam przemókł wreszcie tak,że postanowił poszukać schronienia. Drżąc z zimna udał się w boczne mniej uczęszczane uliczki, zatrzymując się pod dachem dawno nieczynnego sklepu spożywczego. Nie był tu jednak sam.

Po drugiej stronie końca dachu stał mężczyzna.

- Przepraszam – odezwał się Madara, zwracając na siebie uwagę.

- Słucham? - starszy mężczyzna odwrócił się w jego stronę.

Miał na sobie nieco przydużą koszulkę, przybrudzone spodnie i widać było, że żyje na ulicy. Nie było jednak czuć od niego woni alkoholu. Jego oczy patrzyły bystro i trzeźwo. Nie śmierdział też. Musiał więc mieć sposób, aby regularnie się kąpać.

- Wie pan może, gdzie znajduje się Senju Company?

- Wiem, ale czego o tej porze będziesz tam szukał? - zapytał nieco zdziwiony.

- Chce tam złożyć papiery do pracy, ale nie jestem tutejszy – rzucił pierwszym w miarę wiarygodnym kłamstwem, jakie przyszło mu do głowy.

- Rozumiem. Mogę cię tam zaprowadzić – zaproponował.

- Będę bardzo wdzięczny panie…? - zaciął się, bo wcześniej w zasadzie nie zapytał go o imię.

- Satoshi – przedstawił się, uśmiechając lekko. - A ty?

- Madara, miło mi pana poznać.

- Mi ciebie również. Chcesz ruszać teraz czy wolisz poczekać, aż ta ulewa się uspokoi?

- Myślę, że wolałbym wyruszyć od razu, jeśli to nie problem – Uchiha nie dbał już o to, że wciąż dotkliwie odczuwał zimno. Teraz liczyło się dla niego tylko to, aby odnaleźć Tobiramę i pognać na ratunek Hashiramie.

- W porządku. Chodźmy w takim razie – oznajmił mężczyzna, wychodząc poza zadaszenie.

Zmotywowany brunet ruszył zaraz za nim. 

  Hidan obserwujący dotychczas bazę wojskową przez lornetkę szturchnął łokciem leżącego obok partnera.

- Kuzu zobacz. Chyba coś się zaczyna dziać – powiedział z ożywieniem, wyciągając dłoń trzymającą lornetkę w kierunku towarzysza, który zerknął na niego mrugając intensywnie, aby odgonić senność.

Praktycznie cały ten czas spędzili obserwując typowy dzień wojskowych. Nie było to porywające, więc nie dziwiło go, że nawet Kakuzu przy tym przysypiał, choć obecnie udawał, jakby nic takiego miejsca zupełnie nie miało.

- Pokaż – mruknął, zabierając wyciągnięty w jego kierunku przedmiot, przez który zaraz spojrzał.

Faktycznie między żołnierzami zaczęło panować jakieś ożywienie. Szeptali coś ze sobą zaaferowani, a inni odłączali się nagle i szli gdzieś energicznie.

- Gdzie Zetsu? - zapytał, odsuwając sprzęt od oczu.

- A bo ja wiem? Poszedł uznając, że przyjrzy się temu wszystkiemu z innej strony – wzruszył ramionami.

- Myślisz, że mógł mieć na myśli bycie w środku i go odkryli? - zastanawiał się na głos, starając się wywnioskować przyczynę tej nagłej aktywności.

- To Zetsu, oni by się nie skapnęli nawet, jakby im pod łóżka zaglądał i stamtąd gazetki wyciągał.

- Hidan ma racje – dobiegł ich z tyłu głos przedmiotu ich dyskusji. - Zamierzam się tego jednak dowiedzieć, ale wy zostańcie tutaj – dodał, nie czekając nawet na ich reakcję odszedł.

- Czemu w sumie wojsko interesuje ten doktorek? - zapytał Hidan po dłuższej chwili ciszy.

- Bo jest dobry i pewnie rząd miał swoje sposoby, aby go do tego przymusić.

- Dlaczego zwrócili na niego uwagę? Jest pewnie więcej dużo bardziej chętnych do współpracy. Co w nim takiego wyjątkowego, że i nasz zleceniodawca tak bardzo go chce? Nie rozumiem.

- Wiem tyle co i ty. Mogę jedynie założyć, że musi się czymś wyróżniać – stwierdził i zaraz spoważniał, gdy zaczął słyszeć trzaski w słuchawce.

- Zetsu? - odezwał się, zerkając na Hidana.

Starał się wyłapać, co chciał im przekazać, ale było to trudne. Najbardziej zrozumieli jednak jedno słowo; uciekajcie. Wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia i mieli podnosić, ale dźwięk ładowanej broni za ich plecami im to uniemożliwił.

- Ręce do góry i nie ruszać się – usłyszeli polecenie.

- Kurwa, Kakuzu mamy przejebane – rzucił jashinista, spełniając polecenie wydane przez mężczyznę za ich plecami.

- Trudno mi się z tobą nie zgodzić.

   Madara podążał za Satoshim, zastanawiając się czy o tej godzinie jeszcze zastanie Tobiramę.

- To tutaj – oznajmił jego towarzysz, wskazując na ogromny drapacz chmur. - Wysoko mierzysz chłopcze, powodzenia.

- Dziękuje bardzo – powiedział w pierwszej chwili lekko zdezorientowany, ale zaraz przypomniał sobie kłamstwo jakim uraczył mężczyznę, z którym po chwili się pożegnał.

Przyglądał się temu jak odchodzi i ostatecznie znika w tłumie, aby zaraz wrócić spojrzeniem do budynku. Obserwował go chwilę, zanim skierował się do jego wejścia. 

- Gdzie znajdę Senju Tobiramę? - zapytał, gdy tylko podszedł do recepcji.

- Szef ma ważne spotkanie. Czy był pan umówiony?

Schodząca właśnie po schodach Touka zwróciła uwagę na tą scenę. Nie kojarzyła tego mężczyzny, a wyglądem do biznesmena było mu daleko.

- Nie, ale to bardzo ważne. Musi mi pani powiedzieć, gdzie go znajdę. Przysyła mnie jego brat, Hashirama – rzucił, czując rosnącą w nim desperację. - To sprawa życia i śmierci.

- Interesujące. W takim wypadku co to może takiego być? Problemy w kasynie? - wtrąciła się Touka.

- Nie znam cię, czemu miałbym ci mówić? - Uchiha zmarszczył nos, mierząc kobietę nieufnym spojrzeniem.

- Bo jestem twoją szansa, aby przerwać to spotkanie? - podsunęła z niewinnym uśmiechem.

- Co nie znaczy, że będę ci się spowiadał. Sprawa jest dużo poważniejsza, ale to ni ty musisz znać szczegóły.

- To jak chcesz mnie przekonać, żebym ci pomogła?

- Może przekona cię to, że im dłużej marnujemy czas tym mniejsza szansa, że będzie cały – podsunął, choć żadnego dowodu na to nie miał. Były to jego osobiste obawy, które miał nadzieję, że nie będą miały odwzorowania w rzeczywistości. - A jeśli będziecie mi dalej stać na drodze, to sam sobie ją utoruję – dodał, spoglądając prosto w oczy kobiecie.

Touka nie rozumiała upartości tego człowieka, ale widząc determinację w jego spojrzeniu wiedziała, że nie żartuje.

- Zabiorę cię do niego – stwierdziła, wywołując u mężczyzny lekkie zaskoczenie, które nieco przełamało jego bojową postawę. Uśmiechnęła się pod nosem i skierowała do windy.

Madara udał się za nią wciąż nieco zdezorientowany.

- Skąd ta nagła zmiana zdania?

- Powiedzmy, że możesz być z siebie dumny i byłeś dostatecznie przekonujący – odparła, nie mając zamiaru przyznawać mu, że jego postawa połączona z determinacją sprawiła, by mu uwierzyła.

Nie mogła się opierać skoro istniało prawdopodobieństwo, żeby jego słowa były prawdą. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby później okazało się, że przez swoją nieufność doprowadzić mogła do śmierci przyjaciela. Weszła do windy, gdy ta wreszcie przyjechała i wybrała numer odpowiedniego piętra.

- Ja go zawołam, a ty poczekasz na zewnątrz – oznajmiła, gdy tylko wyszli na korytarz i skierowała się do sali konferencyjnej.

Uchiha kiwnął lekko głową i podążał za nią, rozglądając się z zaciekawieniem. Było tu mnóstwo biur, a patrząc na rozmiar budynku było dla niego niesamowite ile osób tu pracuje. Kobieta zatrzymała się przed dwuskrzydłowymi drzwiami i zapukała. Odczekała moment, a gdy dostała pozwolenie by wejść to zrobiła. On zaczekał na zewnątrz, czując znowu zniecierpliwienie.

Touka omiotła spojrzeniem stół, przy którym siedzieli biznesmeni, aby ostatecznie skrzyżować wzrok z siedzącym u jego szczytu Tobiramą. Podeszła do niego i nachyliła nad jego uchem.

- Przyszedł jakiś gość i upiera się, że musi z tobą rozmawiać. Wspominał też, że jest od Hashiramy i to sprawa życia i śmierci – wyszeptała.

- I co? Tak po prostu mu uwierzyłaś? - rzucił cicho, marszcząc brwi.

- Oczywiście, że nie. Był jednak tak zdeterminowany, że boje się zignorowania go. Po prostu wyjdź do niego i wysłuchaj.

- W porządku – zgodził się, a później zwrócił swoje spojrzenie w kierunku uczestników spotkania i odchrząknął, aby zwrócić na siebie ich uwagę. Touka za ten czas dyskretnie opuściła pomieszczenie.

- Muszę was przeprosić. Mam nadzieję, że tylko na chwilę, ale niewykluczone, że będziemy musieli przerwać spotkanie i wyznaczyć inny termin – oznajmił, wstając ze swojego miejsca. - Na razie poczekajcie – dodał, wychodząc i ignorując szepty za plecami.

Widząc jednak kto na niego czekał po drugiej stronie przeszył go dreszcz strachu. Jego obecność tutaj sama w sobie świadczyła, że mówił Touce prawdę. 

- Przejdźmy do mojego gabinetu i wszystko mi powiesz – oznajmił na powitanie i skierował do wspomnianego pomieszczenia, gdzie wskazał Madarze krzesło, a sam usiadł na swoim fotelu.

Poczucie obawy nie opuszczało go nawet na moment, przeciwnie miał wrażenie, że opatula go coraz bardziej, zaciskając swoje szpony na jego duszy.

- Doktor został porwany – zaczął Madara, aby następnie streścić mu dalszy przebieg wydarzeń.

W międzyczasie Tobirama kazał Touce, aby poinformowała gości, że spotkanie dalej się nie odbędzie i skontaktują się w sprawie wyznaczenia nowego terminu. 

  Hashirama uniósł głowę, gdy ciszę przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Nie była to jednak niebieskowłosa kobieta, która przynosiła mu jedzenie i picie. W przejściu stały dwie postacie.

Blondyn i nieco od niego niższy czerwonowłosy mężczyzna. Nie kojarzył ich.

Podeszli bliżej krat przyglądając mu się.

- Będziemy musieli sobie pogadać – odezwał się ten z czerwonymi włosami – Powiedz mi tylko czy wolisz po dobroci czy mam od razu się szykować na brutalniejsze metody? Oszczędzi mi to czekania, aż się złamiesz – dodał, wzruszając lekko ramionami.

- Nie mam zamiaru nic wam zdradzać, rób co chcesz – odpowiedział, czując nagły przypływ odwagi i adrenaliny.

Wiedział, że ten moment wreszcie nadejdzie.

Spoglądał na worek, który trzymał w rękach blondyn i przekonywał w myślach samego siebie, że cokolwiek dla niego przygotują to da sobie z tym radę.

- Świetnie – oznajmił z wyraźnym zadowoleniem w tonie. - Chodź, Deidara – rzucił do kompana, kierując do pomieszczenia tortur.

Senju odprowadził ich spojrzeniem i odetchnął, przymykając oczy. Musiał zachować spokój, mimo nadchodzącej przerażającej przyszłości. Nie robił tego dla siebie, a dla osoby za którą był odpowiedzialny. Zniesie to dla niego.

Akasuna zajął się przygotowywaniem sprzętu, a Deidarze kazał rozłożyć specyfiki z torby.

- Myślisz, że naprawdę powinniśmy zaczynać od tej strony, Sasori? - spytał jego partner, przyglądając się jak ten czyści dawno nie używane narzędzia, aby je później naostrzyć.

Nie podobało mu się to, że wydawał się tym bardziej zaaferowany niż jak pracował nad nowymi marionetkami. Czuł się tym zaniepokojony.

- Sam wybrał. Przyprowadź go tu.

Westchnął ciężko wiedząc, że go nie przekona. Wyszedł i po chwili przyprowadził więźnia, przypinając go do krzesła.

Sasori zwrócił uwagę na swoją ofiarę, a na jego usta wpłynął zimny nieco sadystyczny uśmieszek.

- No to zaczynajmy. Gdzie jest chłopak?

- Jaki chłopak? - zapytał Senju z nutą złośliwości w tonie.

- Nie drażnij się ze mną – rzucił w akompaniamencie krótkiego bolesnego krzyku ze strony Hashiramy. - Twój Obiekt.

Szatyn jedynie rzucił mu przepełnione furią spojrzenie i milczał, aby za moment znów wydać z siebie okrzyk bólu, jednocześnie miotając przy tym przekleństwa.

Deidara postanowił zostawić ich i wyszedł z pomieszczenia.

Sasori po jakimś czasie bezowocnego przepytywania poszedł zrobić sobie przerwę. Minął po drodze Tobiego, który wyczuwając jego nastrój zszedł mu z drogi.

Wszedł do kuchni, gdzie zastał Deidarę robiącego tosty.

- Jak ci idzie? Wyśpiewał coś? - zapytał, gdy lalkarz wszedł do pomieszczenia.

- Nic. Wytrzymały jest i uparty – przyznał, uderzając pięścią o blat kuchenny.

Do szału doprowadzało go wspomnienie widoku Hashiramy, który z pewnością siebie patrzył mu w oczy, a zaciśnięte z bólu wargi wykrzywione były w grymasie, jakby sobie z niego kpił.

Nie ważne ile cierpienia mu zadawał i wrzasków przepełnionych bólem wyrwało się z jego ust. Nie potrafił obedrzeć go z tej postawy.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz