Nie sądził, że przeżyje tą walkę. A jednak został postawiony na nogi i wrócił w znajome pustynne rejony. Wieczna noc wciąż trwała, a księżyc zawsze pozostawał w pierwszej kwadrze. Sunął przed siebie, czasem czując wzrok innych hollowów lub słysząc dźwięki świadczące o tym, że gdzieś czai się towarzystwo. Nie przejmował się tym, bo nie byli dla niego żadnym zagrożeniem. Zwykłe płotki.
Dotarł w końcu do celu swej podróży. Stanął przed wciąż podniszczonym Las Noches.Wszedł do środka przez dziurę w ścianie i zaczął przemierzać znajome korytarze. Wsłuchiwał się w echo swoich kroków i zastanawiał czy kogoś tu zastanie. Nie miał pojęcia, co wydarzyło się z resztą Espady jak i samym Sōsuke, choć ten ostatni wcale go nie obchodził. Zatrzymał się, gdy usłyszał, że ktoś nadchodzi. Schował się za filarem i czekał, aby dowiedzieć się kto tutaj przesiaduje.
Osoba ta była mu jednak dobrze znana.
- Harribel – odezwał się, wychodząc z ukrycia.
- Grimmjow? - odparła, wyraźnie zaskoczona. - Jakim cudem ty żyjesz?
- Miałem szczęście. Co ciekawego mnie przez ten czas ominęło? Trochę tu wieje pustką.
- Nie zostało nas wielu. Po ostatecznym starciu z shinigami większość jest martwa – oznajmiła i zaczęła kierować w stronę, z której przyszła.
- To kto żyje? - zapytał z zaskoczeniem zauważając ostrożność w swoim tonie.
- Ja, moje Fraccion, Neliel i jej towarzysze, garstka niższych, których może kojarzysz, a może nie – wzruszyła ramionami i weszła na schody prowadzące na tron, gdzie dawniej siedział Barragan, później zastąpił go Aizen, a teraz najwyraźniej królową została Harribel.
Z trudem powstrzymał się od skrzywienia, gdy został przy schodach, a ona patrzyła na niego z góry.
- A co z Ulquiorrą? - dopytał, bo ostatni raz go widział, gdy odesłał go do innego wymiaru, żeby móc walczyć z Kurosakim.
Teoretycznie znał odpowiedź, ale nie potrafił w to jeszcze uwierzyć. Schiffer go wkurzał, ale tliła się w nim gdzieś nadzieja, że on nie mógł tak łatwo zginąć. Był na to zbyt dobry.
- Też martwy. Kurosaki zmienił się w Vasto Lorde’a i on go powstrzymał.
Grimmjow milczał dłuższą chwilę po prostu na nią patrząc. Widział jednak w tym miejscu kogoś zupełnie innego. Zielone tęczówki, które wpatrywały się w niego, a w nich odbijał się kształt półksiężyca, który wisiał tu wiecznie na niebie. Ślady na kredowobiałych policzkach sunące w dół, jakby imitowały łzy.
Zdecydowanie on tu powinien siedzieć zamiast niej. Jedyny król, którego był w stanie zaakceptować poza samym sobą.
- Grimmjow, dobrze się czujesz? - zapytała Tier nieco zdezorientowana przez przedłużającą się ciszę.
- Tak. Pozwól mi tu zostać parę dni, dobrze? Później odejdę.
- W porządku. Gdzie będziesz zmierzał?
- Nie wiem, gdziekolwiek mnie droga poniesie – wzruszył ramionami. - A teraz wybacz, ale muszę sprawdzić czy mój pokój się ostał – dodał, odwracając się i po prostu odchodząc.
Nie było wątpliwości, iż okazywał jej, że nie będzie miała nad nim żadnej władzy. Z całej Espady zmusić go do uległości był w stanie tylko Ulquiorra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz