piątek, 26 maja 2023

Zaświaty

 Witajcie!

Wróciłam po przerwie podczas której kończyłam Obiekt. To niżej to pierwsza część shota, który będzie miał jeszcze swoją drugą część, zanim zacznę wrzucać Obiekt dalej.

_____________________________________________________

  Madara wracając do krainy dusz trzymał w pamięci słowa Hashiramy o wspólnym piciu, jako kumple wojenni. Po raz pierwszy czuł obawę, że mimo tej obietnicy będzie tam zupełnie sam. Gdy umarł po raz pierwszy nie było to problemem. Sam skazał się na izolację, ucząc się wpływać na swój pośmiertny świat. Nie szukał nawet możliwości odnalezienia Izuny, biorąc sobie za priorytet czekanie na powrót do żywych. Pragnął za wszelką cenę spełnić to marzenie. Odnalezienie za to bliskich mu osób w zaświatach mogło zachwiać jego wolą.

  Obecnie jednak znów musiał tu wrócić, bo los dobitnie mu pokazał, że był naiwnym wizjonerem i pionkiem. Jego droga znów okazała się niesłuszna. Zaskoczyło go to, że jego miejsce tu wyglądało tak jak je zostawił. Był tu dom prawie przypominający jego rodzinny, znajdujący się przy rzece, której szum przerywał panującą tu ciszę. Po jej drugiej stronie ciągnął się las, a za to od strony domu była się polana. Ciągle wszystko było pogrążone w półmroku, którą wraz ze świetlikami rozświetlał krwistoczerwony księżyc w pełni. Spojrzał na płynący wartkim potokiem strumień, który miał przybraną czerwoną barwę. Dźwięk rwącej wody działał na niego uspokajająco i wręcz kojąco. Zaczął się zastanawiać jak mógłby się do kogokolwiek z tego małego, własnego światka przenieść. Uporządkowywał w głowie całą swoją wiedzę, jakie tutaj przez swój czas bycia martwym odkrył. Miał nadzieję, że to pomoże mu odnaleźć sposób na spotkanie z bliskimi.

Opracował jak mógłby zabrać się do tego praktycznie. Postanowił zacząć od próby ściągnięcia na przykład takiego Hashiramy do siebie. On nie powinien zbytnio narzekać, jeśli taka przeprawa by się udała, ale nie byłaby zbyt przyjemna.

Westchnął ciężko, siadając na drewnianych schodach. Przymknął oczy, starając się skupić i przede wszystkim pozbyć dziwnego stresu jaki zaczął odczuwać. Nie chodziło tutaj o spotkanie z Hashiramą, ale jak uda mu się nawiązać połączenie to najbardziej obawiał się spotkania z Izuną, a jednocześnie pragnął móc się z nim zobaczyć, mając kojącą świadomość, że już więcej go nie straci i nic złego się nie wydarzy. Może tu dla takich osób, zniszczonych przez czasy, w których przyszło im żyć jest miejsce, aby mieć to czego za życia nie doznali. To by nawet tłumaczyło, dlaczego on mógł zbudować to miejsce pod siebie. Przez chwilę starał się odrzucić wszelkie niepotrzebne myśli i odczucia. Poczuł przyjemne uczucie pustki, ale nie zamierzał się nią delektować, choć chętnie by to zrobił w innym przypadku. Przywołał w swojej wyobraźni obraz Hashiramy i zaczął rozbudowywać te wizje o sposób, w jaki się u niego zjawia, starając się sięgnąć do istniejącej tu twórczej mocy jaką posiadł.

Otworzył oczy i rozejrzał się. W zasięgu jego wzroku jednak nikt się nie pojawił. Wstał, postanawiając zerknąć za budynek, a później do jego wnętrza, bo może tu był, ale źle go teleportował? Nie wiedział, bo przecież próbował tego pierwszy raz, więc brał pod uwagę nawet najbardziej absurdalne ewentualności.

- Hashirama? - rzucił głośno w przestrzeń, stojąc na środku mieszkania.

Odpowiedziała mu głucha cisza, która wydawała mu się pierwszy raz bardzo nieprzyjemna. Podświadomie naprawdę chciał teraz by przerwał ją Senju, rzucając jakimś głupawym tekstem.

Nic takiego nie miało miejsca.

- Chyba to tak nie działa. W porządku, wypróbujemy resztę pomysłów – rzucił sam do siebie, wracając na schody przed dom.

Zaczął ponawiać próby ściągnięcia sobie towarzysza na wszelkie możliwe sposoby, chodząc potem i wołając dla pewności, ale skutek był marny. W końcu wyczerpał wszystkie swoje pomysły i wciąż był tu sam. Opadł zrezygnowany plecami na schody, spoglądając na krwawy księżyc. Zaczął powoli podejrzewać, że może sam skazał się na wieczną samotność, bo pierwszy raz jak tu się pojawił nie chciał być przez nikogo odnaleziony. Nie zapowiadało się to dla niego optymistycznie. Wcześniej zrobił to, bo miał plany i motywację, aby je zrealizować. Teraz już to wszystko stracił, jak i prawdopodobnie możliwość ponownego spotkania bliskich mu osób. To bolało, co było dość dziwne. Był martwy, ale te myśli i wnioski sprawiały jego duszy autentyczne cierpienie i ból.

Wyglądało na to, że były to elementy jakich nie dało się wyeliminować nawet tutaj.

  Pierwszy raz od bardzo dawna pozwolił tym nieprzyjemnym emocjom, aby go całego oplotły. Czucie tego w obecnej chwili było dużo lepsze od zauważenia, że najpewniej był skazany na wieczną samotność i pustkę, przerywaną tylko szumem strumienia, który nieustannie przypominał mu o tym co zostało utracone. Przysłonił swoje oczy dłonią, zaciskając usta w wąską linię. Czuł się pokonany. Do tego jak na złość jego umysł podsunął mu wizję Hashiramy, który wyciągnął do niego dłoń zachęcająco, aby ją przyjął i by przeszli przez to piekło razem. Za życia wiele razy otrzymywał od niego takie szanse, które zwykle odrzucał. Teraz bardzo chętnie by ją przyjął, dając się pociągnąć do światła, którego już dla niego najwyraźniej nie było.

- Madara? - usłyszał nagle nawet jego głos.

- Świetnie. Jeszcze mam omamy słuchowe. Wygląda na to, że nawet po śmierci można zwariować – skomentował zirytowany.

Ledwo tu wrócił, a już miał dosyć.

- Nie, nie masz omamów. Czemu tak sądzisz?

Słowa te skłoniły Uchihę do odsunięcia dłoni z oczu. Ujrzał nad sobą Hashiramę, który pochylał się nad nim lekko z zamyśloną miną.

- Hashirama? To naprawdę ty? - zapytał, nie kryjąc nawet swojego zaskoczenia i wątpliwości.

- Nie, diabeł w różowej spódnicy. Oczywiście, że ja! - oburzył się, prostując. - Niedawno, a może dawno, mówiłem ci, że po powrocie będziemy razem pić, prawda? No to jestem. Niedawno wróciłem, bo trochę dłużej mi tam zeszło. Nie wiem ile czasu minęło, bo tu on za bardzo znaczenia nie ma, ale pewnie Tobirama potrafiłby oszacować – dodał, unosząc brwi na wyraz twarzy starego przyjaciela, który podniósł się do siadu i patrzył na niego z czymś w rodzaju otwartego szoku.

- Wszystko w porządku? Masz minę, jakbyś mnie pierwszy raz w życiu widział – skomentował, mimowolnie zaczynając się martwić.

- Tak, wszystko jest w porządku teraz już. Ja po prostu doceniam to, że się zjawiłeś.

- Ściemniasz. Widzę po tobie, bo zbyt dziwnie się zachowujesz. Co się stało?

Brunet milczał przez dłuższy czas, zastanawiając czy chciał mu się przyznawać.

- Dobra, niech ci będzie. Starałem się skomunikować z tobą, nie mając pojęcia jak mogę to zrobić, bo wcześniej od wszystkich się odcinałem. No i nic się nie działo, ale teraz chyba już rozumiem. Nie było cię tutaj wtedy jeszcze – oznajmił z pozorną obojętnością w głosie.

Nie miał zamiaru wspominać o tych panicznych emocjach, jakie go przy tym ogarnęły.

Senju wysłuchał go uważnie, mierząc jego sylwetkę spojrzeniem. Wiedział, że mówił mu o tym dość okrężną drogą, ale znał go na tyle, aby ku rozpaczy towarzysza połączyć wątek. Jednocześnie zrobiło mu się bardzo miło. Cieszyło go to, że okazał mu swoje uczucia. Przez to ile czasu spędzili za życia wojując ze sobą, prawie zapomniał jaką wrażliwość w sobie miał pod wyuczoną maską.

W przypływie tych pozytywnych emocji przyciągnął go do siebie, żeby wyściskać.

- Hashirama! Co ci odbiło?! Puść mnie! - krzyknął oburzony Uchiha, szamotając się, by wyswobodzić się z silnego uścisku, w którym został zamknięty.

Zapomniał już, że tego typu rzeczy on robił w przypływie większej radości.

- Nic mi nie odbiło – odparł wręcz przesadnie radosnym tonem. - Zwyczajnie to co powiedziałeś było miłe. Martwiłeś się, że zniknąłem na dobre. Po prostu dawno nie miałem okazji widzieć, jak mnie odbierasz. Ja zawsze, pomimo tego co wydarzyło się w Dolinie Końca chciałem ci pomóc i uratować. Nigdy jednak nie byłem w stanie tego zrobić. Nie ważne ile osiągnąłem, to byłem zbyt słaby, aby ocalić swojego najlepszego przyjaciela. Przepraszam cię za to, bo w zasadzie nie miałem nigdy wcześniej okazji. Widzisz, ja nigdy sobie tego nie wybaczyłem, że jedyną opcją jaką byłem w stanie wybrać było uśmiercenie ciebie. Nawet jeśli dałeś radę przetrwać, to było moją największa porażką – widząc, że ten otwierał już usta, aby coś powiedzieć gestem nakazał mu milczeć.

Jeszcze nie skończył.

- Chciałem, żebyś to wiedział i jeszcze raz przepraszam, że zawiodłem i się poddałem. Mogę ci za to obiecać, że już się ode mnie nie odgonisz tutaj. Nie zostaniesz sam by mieć spokój – dodał i się roześmiał, jakby nigdy nic.

  Madara nie spodziewał się takiego wyzwania z jego strony. Wyglądało na to, że powinni rozliczyć się z przeszłością, aby nie było żadnych niedopowiedzeń. W zasadzie on ich ostateczne starcie wyrzucał z pamięci, spychał w najdalsze zakątki umysłu. On zawsze był jedyną osobą, wobec której jego czyny były sprzeczne z tym co naprawdę czuł. Cieszyła go ta końcowa deklaracja.

Przypominała trochę czas, jak byli młodsi i snuli plany na przyszłość z nadzieją, którą myślał, że już dawno w nim pogrzebano.

- Ja też nie jestem bez winy. Nie dawałem ci wyboru. Nie powinieneś się tym zadręczać – stwierdził, spoglądając w jego oczy z bliska. Zapomniał, że wciąż był obejmowany, choć uścisk zelżał. - Było i minęło. Wierzę ci, że od teraz nie dasz mi spokoju przez całą wieczność – dodał, pozwalając sobie na nieznaczny uśmieszek.

To była niewypowiedziana wprost obietnica, że będą mogli odbudować to wszystko, co za życia w swojej relacji zaprzepaścili. Razem znowu będą, niczym dzieci pełni nadzieli u swojego boku pokonywać przeciwności, aby ożywić dawną przyjaźń. Będą się wtedy już dobrze bawić i wspólnie śmiać.

- Masz to jak w banku. Jeszcze będziesz miał mnie dość – zaśmiał się i puścił go. Spoglądał na niego przez chwilę z uśmiechem na twarzy. - Chodź – dodał i wyciągnął do niego swoją dłoń.

- Dokąd? - Uchiha spojrzał na jego rękę, a potem wrócił uwagą do jego twarzy.

- To niespodzianka. Zobaczysz, będzie fajnie! – obiecał entuzjastycznie.

- W twoim wykonaniu brzmi to, jakby miało być zupełnie odwrotnie – zauważył, marszcząc lekko brwi. - No, ale niech ci będzie. Lepiej jednak, żeby to było naprawdę dobre, gdziekolwiek mnie ciągniesz – dodał, chwytając pewnie jego dłoń.

- Jestem przekonany, że cię to uszczęśliwi – zapewnił, nim całkowicie zniknęli otuleni białą poświatą z pośmiertnego azylu Madary.

 



 

2 komentarze: