sobota, 11 lutego 2023

Decyzja

  Madara sunął przed siebie bezmyślnie korytarzem, który wydawał mu się wręcz nieskończony.

Starał się otrząsnąć z tego stanu, ale nie potrafił. Wspomnienia natrętnie zalewały jego umysł nie dając mu wytchnienia. To wszystko źle się potoczyło. Myślał o tym, jak ich wspólna przygoda się rozpoczęła.

- Doktorze Hashirama, dlaczego nazwałeś mnie Madara i skąd wzięło się moje nazwisko? - spytał go kiedyś zainteresowany, gdy z internetu dowiedział się, że ludzkie imiona mają zazwyczaj jakieś znaczenie.

Ciekawiło go czy w jego przypadku też tak jest. Chciał wiedzieć czym Senju się kierował.

- Twoje imię oznacza plama, a nadałem ci je ze względu na to, że przy twoim początku stworzenia wyglądałeś, niczym mała plamka, która rosła.

- Myślałem, że będzie się kryło za tym coś ciekawszego.

- Wybacz, nie byłem zbyt kreatywny.

- A co z nazwiskiem? - podjął drugą interesującą go kwestię.

Jego stwórca roześmiał się wtedy, drapiąc w tył głowy z wyraźnym zakłopotaniem.

- Przeglądałem starą książkę telefoniczną i to nazwisko rzuciło mi się w oczy. Uznałem, że będzie pasować.

- Naprawdę jesteś w tym beznadziejny – stwierdził jedynie, kręcąc głową z dezaprobatą, ale kąciki jego ust były delikatnie uniesione ku górze.

Hashirama za to wpadł w stan swoich depresji, które Madarze zawsze wydawały się na swój sposób zabawne.

   Zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią w ścianę. Wkurzało go to wszystko. Emocje, których nie potrafił opanować, przez co nie mógł się skupić. Najbardziej jednak denerwował go głupi Senju, co miał ten swój kompleks bohatera i kazał mu uciekać, a sam zapewne wpadł w ręce wroga totalnie bezmyślnie.

- Hashirama cholerny z ciebie idiota – mruknął sam do siebie, aby zaraz zacząć zawracać.

Ktoś musiał mu uratować to nieodpowiedzialne dupsko. Tym razem wypadło na Madarę.

  Hashirama miał zakryte oczy jakimś materiałem, gdy zapakowali go do samochodu. Pogrążony w ciemności czuł jak pojazd rusza. Zastanawiał się jak sobie radzi Madara i czy uda mu się znaleźć jego brata. Miał nadzieję, że tak będzie. Dla siebie od tej pory już nie wróżył nic dobrego.

Wiedział czego od niego chcieli, a on nie miał zamiaru im tego przekazać. Nie mógł jednak powiedzieć, że jest gotów, aby poznać do czego będą zdolni się posunąć, gdy usłyszą odmowę.

Pojazd lekko podskakiwał przez nierówności na leśnej drodze.

Pragnął pogodzić się z najprawdopodobniejszym dla siebie scenariuszem. Odkąd podjął się próby stworzenia człowieka metodą całkowicie sztuczną wiedział, że osiągnięcie takiego sukcesu będzie się wiązało z niebezpieczeństwem. Do tej pory wydawało mu się, że jest gotów ponieść cenę, z jaką to wszystko się wiązało. Obecnie nie był już tego taki pewien. Starał się wymyślić jakiś plan ucieczki, lecz wykonanie czegokolwiek, gdy był pozbawiony wzroku wydawało się czystą głupotą.

Instynkt odpowiedzialny za przetrwanie nie miał zamiaru się poddać, choć Senju mógłby przysiąc, że zrobił to dawno temu.

- Ludzka chęć przeżycia nie zna granic – rzucił sam do siebie, wyginając usta w lekko zmęczonym uśmiechu.

- Co ty tam mamroczesz? - pytanie jednego z oprawców dotarło do niego, jakby z oddali.

Nic jednak nie odpowiedział, pozwalając ukołysać się nierównej drodze, którą jechali do snu.

Obudziło go potrząsanie nim, gdy dotarli na miejsce.

- Wstawaj – usłyszał, co rozwiało wątpliwości, że to sen.

Myśl o ucieczce pojawiła się na chwilę, lecz odrzucił ją niemal natychmiast, bo jego ręce były skrępowane, a z drugiej strony nie był Rambo.

Miał tylko nadzieję, że to wszystko szybko się skończy.

  W chwili, gdy zawitali do bazy powitała ich niezmącona niczym cisza. Zetsu, Hidan i Kakuzu dalej pilnowali wojska, by mieć pewność, że zbyt szybko nie dowiedzą się co zaszło w laboratorium i zdążą jeszcze dziś tam wrócić.

- Zajmę się nim, wy idźcie zdać raport – stwierdził Itachi, zamieniając się z prowadzącym dotychczas zakładnika Deidarą i ruszył dalej powoli korytarzem.

Sasori poszedł za to w kierunku gabinetu lidera. Blondyn początkowo spokojnie podążał za nim, lecz uczucie uczucie niepokoju z powodu panującej tutaj ciszy męczyło go niemiłosiernie. Był jednak pewien, że to nie z powodu snującego się za nimi Orochimaru. Gdy prawie byli już na miejscu przypomniał sobie sytuację, która wywołała w nim tego typu emocje.

Wyrwał przed siebie i zagrodził drogę Akasunie, który zmarszczył niezadowolony brwi.

- Co jest? - spytał już wyczuwając jakąś szopkę.

- Nie sądzicie, że powinniśmy wysłać po prostu jedną osobę, bo będzie tłok? - spytał, zanim mógł dobrze zastanowić się nad właśnie wystosowaną propozycją.

Akasuna na jego słowa uniósł brwi ku górze, bo z ich dwójki, to raczej blondyn lepiej odnajdywał się w tłumie niż on. Nie rozumiał czemu wystosował tego typu propozycje, co wzbudziło jego ciekawość. Zwrócił wzrok na Orochimaru, który przyglądał się im, niczym swoim probówkom z podejrzaną zawartością w laboratorium. Niekoniecznie mu się to podobało.

- Co o tym myślisz? - postanowił przerwać ciszę.

- W sumie dobry pomysł. Niech jedna osoba idzie – zgodził się, uśmiechając w dość oślizgły sposób.

- Jak mamy wytypować kto idzie? - zwrócił się na powrót do pomysłodawcy, bo coś czuł, że na dziś osiągnął swój limit patrzenia na tego szalonego gada.

- Co powiecie na papier, kamień i nożyce? - zaproponował.

Odpowiedziało mu jedynie równoczesne wzruszenie ramion obu jego towarzyszy, które wziął za ich zgodę.

- No to niech wygra najsilniejszy! - stwierdził entuzjastycznie.

- Najsilniejszy w tej grze jest kamień – stwierdził naukowiec, gdy mistrz marionetek zastanawiał się czy wybuchowy artysta nie zamienił się umysłem z Tobim. Ewentualnie czy się nie uderzył ostatnio w głowę. Słowa te jednak zainteresowały go jak i dawnego lidera korpusu eksplozji. Każdy z nich odebrał to na swój własny sposób.

- Kamień, papier, nożyce! - Blondyn wraz ze współgraczami otworzył zaciśniętą dotychczas dłoń.

Popatrzył na parę nożyczek wycelowanych w jego papier. Nic nie rozumiał. Był pewien, że wygra, a Orochimaru swoimi słowami nieumyślnie zdradził, co zamierzał im pokazać. Przegrał, a to znaczyło, że będzie musiał sam wejść do paszczy lwa. Na samą myśl zrobiło mu się słabo.

Spoglądał na stojącą przed nim dwójkę i jedynie upewnił się w przekonaniu, że ten przebiegły wąż go zwiódł. Drugą przerażająca rzeczą był fakt, jak dobrze jego mistrz zrozumiał ten przekaz.

Znał go na tyle, by dostrzec w jego oczach ten cień wręcz okrutnej satysfakcji z osiągniętego celu.

- Skoro już wszystko jasne, to powodzenia w zdawaniu raportu – odezwał się Orochimaru i odszedł.

Sasori odczekał chwilę, aby ten się oddalił.

- Co to w ogóle miało być? - zapytał wreszcie bezpośrednio o powód tej kuriozalnej sytuacji, który go nurtował.

Deidara niekoniecznie chciał się przyznawać o co naprawdę chodziło. Świdrujące go na wskroś spojrzenie ciemnych tęczówek jednak jasno wskazywało, że żadna sztuczka nie wchodzi w grę.

Do tego był totalnie beznadziejnym kłamcą, czego oboje byli świadomi.

- No wsłuchaj się w otoczenie to zrozumiesz – stwierdził, postanawiając grać na zwłokę dalej.

Najwyżej czerwonowłosy straci cierpliwość i się na niego wścieknie.

Lalkarz zmarszczył brwi i przyglądał mu, jakby zastanawiał się nad poczytalnością swojego towarzysza.

- No jest cicho, bo może my wróciliśmy, ale jeszcze część z nas pracuje i to ta bardziej hałaśliwa strona – skomentował ze złośliwym uśmieszkiem, mierząc blondyna znaczącym spojrzeniem.

On sam zdecydowanie był w drużynie, która ceniła ten chwilowo panujący spokój.

- Tu może być cicho, ale obecnie jest aż za bardzo – rzucił przejęty, nieświadomie zniżając swój głos do szeptu.

- Nie przesadzaj. Oczekiwałeś, że Konan powita nas strzelając konfetti, a Tobi dmuchając w wuwuzelę? - zakpił, nie rozumiejąc co w niego wstąpiło.

Deidara pokręcił głową, poddając się w próbie przekonania go, że ten spokój w bazie oznaczał kłopoty. Nie przeszłoby mu przez gardło wypowiedzenie tego, czego naprawdę się obawiał. Wystarczające zrobił z siebie pośmiewisko.

- Oczywiście, jeszcze chciałem całej trupy cyrkowej – fuknął zirytowany jego podejściem do sprawy.

- Tak myślałem – rzucił kąśliwie, po chwili pokręcił lekko głową i położył mu dłoń na ramieniu. - Nie wiem, dlaczego uparcie musi chodzić za tobą jakieś widmo katastrofy i pewnie niewiele to pomoże, ale może wcale nie będzie tak źle jak ci się wydaje? - podsunął, zabierając swoją rękę. - No w każdym razie zdawałeś raporty już nie raz. Będzie dobrze – stwierdził i pożegnał krótko, zmywając do swojej pracowni, bo to zdecydowanie na tą chwilę była bezpieczna opcja.

Po wyrazie twarzy blondyna nie mógł jednoznacznie stwierdzić czy ten nagle zacznie się burzyć lub wybuchnie jego temperament i będzie się drzeć na całą bazę. Zdecydowanie żadnego z tych scenariuszy doświadczyć nie chciał, więc wolał się wycofać i skorzystać z rzadko panującego spokoju. Nie był dobry w próbach pomagania i rozumienia innych. A jednak chciał to zrobić, jakaś jego część czuła, że pomimo wcześniejszych złośliwości pragnął móc mu jakoś pomóc.

  Słowa, które usłyszał od Akasuny z początku napawały go irytacją, która płynnie przeszła w zaskoczenie. Patrzył jak ten po tym wszystkim znika za zakrętem, czując się zdezorientowany.

Był jednocześnie zirytowany wcześniejszymi przytykami, ale jego późniejsze słowa były miłe i niespodziewane, mimo że zaraz po tym zniknął z prędkością światła. Może jednak miał trochę racji i bardziej napędzała te złe przeczucia jego własna wyobraźnia? Nie miał pojęcia.

Poczuł się jednak po tym trochę lepiej. Wizja samotnego zdawania raportu zdawała się być mniej złowieszcza. Korzystając z tego wznowił wędrówkę do gabinetu lidera, przed którym się zatrzymał i zapukał od razu. Nie chciał dawać sobie czasu na nabranie wątpliwości. Odczekał chwilę, nim usłyszał po drugiej stronie, że może wejść.

Otworzył drzwi, wchodzą do pomieszczenia, którego wnętrze utrzymywane było w dość ciemnej kolorystyce. Nawet to, że za biurkiem, gdzie obecnie siedział lider było całkiem spore okno nie pomagało, żeby dostatecznie rozjaśnić pomieszczenie. Czasem wchodząc tu porównywał to do wkroczenia do pomieszczenia, które można by stworzyć w jaskini.

- Dzień dobry, liderze. Przyszedłem złożyć raport – odezwał się wreszcie, zwracając na siebie całą uwagę rudowłosego.

Patrząc w jego oczy, które jak zawsze miały założone te fioletowe spiralne soczewki czuł się nieswojo. Tak naprawdę wszyscy uważali je za soczewki, chociaż nikt nie był pewien czy nimi rzeczywiście są. Gdyby zaczął dokładniej analizować osobę swojego szefa miałby zapewne więcej pytań niż odpowiedzi. W tym wypadku wolał trwać zdecydowanie w słodkiej niewiedzy.

- Jak przebiegła misja? Schwytaliście oba cele? - Pain przerwał przedłużającą się ciszę.

- W miarę płynnie. Co do celów, to zdołaliśmy pochwycić na miejscu naukowca, ale nie było tam chłopca – zdał jak najkrótszą relację, czując rosnącą w nim obawę.

- W takim razie gdzie jest obiekt? Na zakupy poszedł? - zapytał ironicznie, choć blondyn wyczuwał w jego tonie niebezpieczne nuty.

- Gdy dostaliśmy się do środka, mimo że się rozejrzeliśmy za nim to go nie było, ale - urwał na chwilę, widząc gniewny grymas na twarzy swojego rozmówcy, ale ten jednak w żaden sposób mu nie przerwał, więc podjął na nowo wątek. - Mamy zamiar tam dziś wrócić i jeszcze raz dokładniej wszystko przeszukać. Nie wydaje nam się, żeby miał inne miejsce do schronienia, jeśli jednak by były myślę, że Tobi znajdzie dla nas potencjalną listę osób i miejsc, w których mógłby się znaleźć – przedstawił plan jaki mieli w związku z trudnościami, które wystąpiły podczas zlecenia.

- A co zrobicie, jeśli lista potencjalnych kryjówek okaże się długa? - zapytał Pain, będąc już zdecydowanie spokojniejszy.

Może i potrafili być w codziennym życiu bandą wkurzających go idiotów, ale ich kompetencjom podczas pracy ufał.

Deidara zastanawiał się chwilę nad tą kwestią.

- Nie wydaje mi się. To eksperyment, którego stwórca zdecydowanie pragnął utrzymać w tajemnicy. No, ale bycie sławnym jako naukowiec budzi niechciane zainteresowanie. Błędem tego uczonego było to, że podjął się tej próby, mimo znania konsekwencji. Chłopak nie powinien nigdy powstać.

- W porządku, możecie tak zrobić – zgodził się Pain. - Jeśli to wszystko, to możesz już iść – dodał.

Blondyn kiwnął głową pożegnał się i ukłonił, opuszczając pomieszczenie. Będąc już na korytarzu czuł niebywałą ulgę, że jakoś to poszło. Chociaż w momencie, gdy widział jego niezadowolenie wewnętrznie obawiał się o swoje życie. Cieszył się, że jego złość nie znalazła szybkiego ujścia.

Skierował się do pokoju Tobiego, aby dać mu nową robotę, z której zapewne nie będzie zadowolony.

  Itachi zabrał Senju do piwnic, gdzie znajdowało się kilka cel i pomieszczenie do, jakby miał to ładnie nazwać – przymusowego wydobywania informacji. Hashirama rozejrzał się po pomieszczeniu, do którego został wprowadzony. Miał tu łóżko, umywalkę i toaletę. Tą ostatnią rzecz, to tylko ta cela posiadała. Wyglądało na to, że nie będzie mógł liczyć na wyprowadzanie na spacery do kibelka jak w filmach. Szkoda, bo może udałoby mu się stąd wyrwać, a tak to znalezienie luki, gdzie można by obmyślić plan ucieczki wydawało się niewykonalne.

Podszedł powoli do łóżka.

- Nie za przytulnie tu – skomentował, zerkając przez ramię na mężczyznę, który go tu przyprowadził.

Zabawne, bo z jego tworem ludzie mogliby uważać ich za daleko spokrewnionych.

- Bo to nie jest hotel, ale nie martw się będziesz dostawał jedzenie – zapewnił i odwrócił się, kierując do wyjścia.

Nie było potrzeby go jeszcze przesłuchiwać, więc mógł pocieszyć się spokojem i samotnością przez jakiś czas w zamknięciu.

  Madara po podjęciu decyzji, że wróci do laboratorium starał się zawrócić jak najprędzej, a jednocześnie tak, żeby nikt nie usłyszał żadnych przypadkowych dźwięków z tunelu ewakuacyjnego. Gdy dotarł na miejsce było już za późno. Wokół panowała jedynie przytłaczająca cisza i pustka. Rozejrzał się wszędzie i poczuł lekką ulgę, bo chociaż nic nie wskazywało na to, żeby skrzywdzili profesora, a na pewno nie krwawił, przynajmniej tutaj. Nie wiedział przecież jak będą traktować go później. Sprawdził czy Izuna ma picie i jedzenie, aby przerwać trochę czasu, zanim tutaj znowu wróci. Na szczęście powinno papudze na jakiś czas wystarczyć.

Spojrzał na klapę, którą tu wrócił i znów zszedł na dół. Starał się tłumić swoje obawy i złe scenariusze, które przychodziły mu do głowy. Nic nie mógł poradzić na strach zmieszany ze zmartwieniem, które odczuwał i niepokój na każdym kroku. Wiedział, że to się nie skończy dopóki nie odzyska doktora. Właśnie dlatego był zdeterminowany, aby według wcześniejszych wskazówek naukowca odnaleźć jego brata, żeby mu pomógł.

  Wieczorem Itachi wraz z Orochimaru zostali powiadomieni przez Deidarę, że są wybrani, aby wrócić do laboratorium i dokładniej rozejrzeć, bo może znajdą coś przydatnego. Orochimaru był zdecydowanie zadowolony z wizji myszkowania po terenie innego naukowca. Itachi wydawał się niewzruszony i obojętny, gdy poproszono go, żeby starał się znaleźć poszlaki, które doprowadziłyby do chłopaka. W końcu żaden się nie łudził, by ich oślizgły wynalazca miał tą część za priorytet. Prawdopodobniejszym było, że będzie skupiał się na tym, co Senju tam jeszcze wymyślał. Zapakowali potrzebne rzeczy i wyruszyli.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz