piątek, 29 października 2021

Rezonans dusz

  Madara dużo rozmyślał na temat ich ostatniej rozmowy. Starał się pogodzić z tym kim był, wyciszyć żal do jeszcze nie poznanych mu wrogów. Usiłował pojąć ten świat, gdy wraz ze swoim stwórcą przemierzał miasta. Spoglądał na pędzących ludzi, którzy wydawali mu się zatraceni w wirze swoich codziennych spraw. Wydawali mu się nieczuli, zadufani w sobie. Nie zwracali uwagi na otoczenie. Na osoby, będące naprawdę biedne wielu z prośbą o kupienie jedzenia patrzyli z pogardą. Ewentualnie nie wierzyło. Jeszcze inni traktowali, choćby osoby rozdające ulotki, niczym duchy. Odwracali wzrok, udając ślepych. Kontrastem do tego ponurego obrazka był Senju, który często pomagał komuś, gdy wydawał się tego potrzebować. On sam czasem z trwogą starał się nie zastanawiać jak mało osób, by się ruszyło komuś do pomocy. Jak wielu by odwróciło wzrok czy też stchórzyło i uciekło. Ten świat mu się nie podobał, a raczej tryb, gdzie skupiasz się tylko na jednostkach. Każdy żył w swojej klatce. Czy w takich systemie da się żyć tak, jakby chciał dla niego Hashirama? Wydawało mu się to tylko idylliczną wizją, gdy analizował ludzi.

- O czym tak myślisz? - usłyszał za swoimi plecami i odchylił nieco głowę w tył, aby móc spojrzeć na Hashiramę. 

- Nic szczególnego mnie nie zastanawia – stwierdził, wracając zainteresowaniem do krajobrazu. Czasem myślał o tym, co Senju ma takiego w sobie, że czuł się przy nim wyjątkowo dobrze. Zdarzało się nawet, by jego najdziwniejsze pomysły na jakieś wynalazki, gdy o nich opowiadał wydawały się możliwe do zrealizowania, choć sam Madara podchodził do tego sceptycznie. Zdecydowanie miał w sobie coś wyjątkowego. On nie potrafił tego pojąć, mimo że przecież spędzał z nim naprawdę wiele czasu. Był w pewnym stopniu poza jego zasięgiem. Mógł jedynie ufnie za nim podążać, jak robił to do tej pory lub obrać inną drogę. Przeniósł na niego spojrzenie, gdy ten wyraźnie czerpał radość z oglądania roślin skąpanych w blasku promieni porannego słońca. Patrzenie jak cieszył się z czegoś tak wydawało się zwyczajnego wprawiało go w dobry nastrój i ogarniało go przyjemne ciepło, które wędrowało falami po jego ciele. Nie rozumiał tego odczucia. Właściwie wiele rzeczy związanych z nim było, niczym emocjonalna zagadka. Potrafił tylko z całą pewnością uznać, że są one pozytywne. To było w tym wszystkim najważniejsze. Miał jeszcze dużo czasu, aby go lepiej poznać, zrozumieć ideały jakimi się kierował. W końcu to pierwotnie była ważna część tego, że w ogóle istniał. Chciał za ten dar stworzenia mu się w jakiś sposób odwdzięczyć, mimo tego że wcale nie musiał.

- Jakie są najważniejsze wartości w życiu człowieka? - spytał, w sumie chcąc odnaleźć taką również dla siebie, choć różnił się od normalnych ludzi, więc nie był pewien czy to będzie dla niego możliwe. Chciał jednak wiedzieć.

- Jest ich wiele. Rodzina, honor lub coś zupełnie innego. Tyle ile ludzi tyle i wartości jakie wyznają i rzeczy, które są dla nich cenne. Każdy odkrywa sam co jest dla niego priorytetem. Ty też w końcu go znajdziesz – zapewnił, uśmiechając się przy tym lekko.

Zastanowiły go te słowa. Wymienione przez szatyna przykłady w żaden sposób do niego nie pasowały. Nie posiadał żadnej rodziny, nie wiedział czy miał honor.

- Skąd masz taką pewność? - zapytał, nie kryjąc nawet swojego sceptycyzmu. Nie był taki jak zwykli ludzie, więc nie pojmował tej pewności.

- Każdy prędzej czy później potrzebuje takiej wartości. Nie ważne czy jesteś stworzony w laboratorium czy zrodzony przez człowieka. Musisz mieć coś, co pozwala ci iść dalej, pcha do przodu. Kiedyś to zrozumiesz.

- Więc czym ja się teraz kieruję? Według twoich słów stoję po prostu w miejscu – stwierdził, marszcząc brwi.

Senju zaśmiał się, słysząc jego słowa w pierwszej chwili.

- Ty jesteś na etapie poznawania świata Na tym się skupiasz i to jest twój cel – wyjaśnił.

- Więc tak to wygląda – kiwnął głową w geście zrozumienia.

Miał jednak wrażenie, że to jest nie do końca prawda. Było coś jeszcze, lecz nie umiał tego uchwycić. Nie potrafił zidentyfikować co kryło się między wierszami. Wiedział jednak, że za śmianie się z niego trzeba zapłacić. Właśnie z tego powodu mało delikatnie dźgnął swego nic nie spodziewającego się towarzysza w żebra.

Hashirama podskoczył w miejscu, wydając z siebie krótki okrzyk zaskoczenia.

- Za co to?! - spojrzał na niego totalnie oburzony.

- Za śmianie się ze mnie – stwierdził całkowicie poważnie.

Nadchodzącą absurdalną kłótnie przerwał ryk silnika i czerwonego, sportowego samochodu, który zatrzymał się przy drodze nieopodal wejścia do laboratorium. Uchiha zmarszczył brwi i obserwował samochód. Nikt wcześniej tutaj nie przyjeżdżał i z tego co było wiadomo, to miejsce było utrzymywane w ścisłej tajemnicy. Z pojazdu wyszedł białowłosy mężczyzna, który od razu ruszył w ich kierunku. Brunet w pierwszym odruchu nieco się zgarbił, przez co w sumie ułożenie jego wiecznie sterczących włosów upodobniło go nieco do jeża.

- Spokojnie – rzucił Hashirama, widząc jego dość bojowe nastawienie, które mimo wszystko rozumiał. - To jest mój młodszy brat, Tobirama – wyjaśnił, gdy drugi Senju do nich dotarł i zmierzył wzrokiem istotę, o której dotychczas wiedział tylko z jego opowieści, jakie poniekąd traktował pobłażliwie. - A to jest Madara – dodał po chwili, obserwując jak obaj mierzą się dość nieufnymi spojrzeniami.

Westchnął ciężko. Będzie musiał nad tym popracować.

- Mamy dziś klanowe zebranie – przypomniał mu.

- O nie! Totalnie o tym zapomniałem! - odparł spanikowany, rozglądając się na boki, jakby w poszukiwaniu ratunku. Nic jednak jego nadejścia nie zapowiadało.

- Domyśliłem się, dlatego przyjechałem po ciebie wcześniej, bracie – uspokoił go, bo powoli zaczynał wpadać w panikę. To było dla niego takie typowe. - Zbieraj się, poczekam w samochodzie – dodał i odwrócił się, aby udać w kierunku pojazdu.

Madara chciał odprowadzić go wzrokiem, lecz nagłe złapanie go za nadgarstek i pociągnięcie zniweczyło te plany.

- Chodź! - zakrzyknął entuzjastycznie doktor Senju, totalnie ignorując fakt, że go za sobą ciągnie, niczym jakiś wózek na zakupy.

Uchiha był na tyle zdezorientowany, że dopiero, gdy stalowe drzwi laboratorium się za nimi zamknęły wyrwał się z uścisku i spojrzał na szatyna, który odwrócił się w jego stronę.

- Będziesz musiał zostać na jakiś czas tutaj – oznajmił nieco przepraszającym tonem.

Czuł się źle, że podczas swojej nieobecności ograniczał mu wolność, ale robił to dla jego dobra. Wierzył też, że on to rozumie. Nie chciał, aby mu się coś stało jak go nie będzie, a takiej możliwości nie mógł niestety wykluczyć. - Ja postaram się wrócić niedługo – zapewnił.

- Jasne. Nie musisz się śpieszyć – oznajmił, spoglądając na jego twarz.

Wiedział, że w głębi siebie czuł się winny takiego zamykania go pod kloszem. Spędzanie z nim czasu nauczyło Madarę, że jest on zwykle dość prostym i szczerym człowiekiem.

- A teraz idź już, bo nie dość, że zebranie wypadło ci z głowy, to jeszcze się spóźnisz – oznajmił z rozbawieniem, obserwując jak na jego twarzy wykwitują pierwsze zarysy paniki.

- Cholera! Masz całkowitą rację! - zakrzyknął i energicznie rzucił się ku jednemu z pomieszczeń, aby móc się przebrać.

- Głupawy jak zwykle – podsumował brunet, kręcąc z politowaniem głową.

Niedługo później słyszał tylko miarowo oddalający się ryk silnika. Został całkiem sam.

  Uchiha dłuższy moment delektował się ciszą związaną z samotnością. Stan ten nie trwał niestety zbyt długo, bo zaczęła mu doskwierać nuda związana z bezczynnością. Skierował swojego kroki do kuchni i podszedł do lodówki, gdzie na magnes była przyczepiona mała, kwadratowa, żółta karteczka. Był nieco zaskoczony, bo rano nic nie znalazł. Miał z Hashiramą pewien rodzaj umowy, jeżeli jest sprawa, którą odkładają na później, ale jest ważna – będzie tego typu przypomnienie dumnie wisieć na tej skrywającej wszelkie dobra puszce. Tak samo było w przypadku zadań, nad którymi miał pomyśleć samodzielnie. Obecnie na skrawku papieru widniało następujące polecenie; Wymyśl imię dla papugi!

- Naprawdę – rzucił po przeczytaniu tych słów, wzdychając. Zastanawiał się czy to takie ważne. Obecnie nie miał jednak lepszego zajęcia dla siebie, więc udał się do salonu, gdzie przy kanapie na okrągłym stoliku stała klatka z kolorowym ptakiem. Usiadł i przyjrzał zwierzęciu, które przysunęło się i wsadziło dziób w kraty, spoglądając na swojego właściciela ciekawsko, przechylając przy tym lekko łepek. Zaczął głowić się nad kwestią imion, lecz w głowie miał całkowitą pustkę, a jak już o jakimś imieniu pomyślał to mu się nie podobało. Ewentualnie byłoby obraźliwe dla przyszłego posiadacza. Nie chciał, aby wzbudzało u innych śmiech. Lubił to stworzenie.

- Poddaje się – powiedział zrezygnowany. Nie był w stanie nic dobrego wymyślić. - Znajdź dla mnie imiona męskie i zacznij je czytać. Możesz przytaczać jakieś ciekawostki z nimi związane – oznajmił w przestrzeń, wyglądając przy tym zapewne jak szaleniec zwracający się do pustki. Wiedział jednak, że wcale tak nie jest. Byłą tu aktywna sztuczna inteligencja, będąca jak nienamacalny i wszechobecny Bóg tego miejsca. Nadzorowała i wiedziała wszystko.

  Jego prośba została spełniona i po chwili mechaniczny głos zaczął mu wymieniać całe tabuny ludzkich imion, czasem zatrzymując przy jakimś na dłużej. Rozłożył się na kanapie wygodnie, bo czuł, że trochę im to zajmie.

- Stop – rzucił nagle, gdy nareszcie znalazł odpowiednie dla ptasiego towarzysza imię. - Nazwę cię Izuna – stwierdził zadowolony.

Teraz mógł zabrać się za nauczanie jej mowy. Po zakupieniu jej zagłębił się w wiedzę o tych ptakach i uznał tą możliwość za fascynującą. Papugi zdecydowanie były niesamowicie inteligentne i wyjątkowe. W tym świecie nie natknął się na inne zwierzęta, które potrafiłyby posługiwać się ludzkim aparatem mowy. Zajęło go to na dobre kilka godzin, gdzie starał się odnaleźć sposób, aby nauczyć Izunę mówić cokolwiek. W końcu mu się udało, chociaż wymagało to od niego naprawdę dużych pokładów cierpliwości oraz smakołyków. Był jednak zadowolony z osiągniętego efektu. Przerwał naukę, wstając i przeciągając się, bo w czasie wejścia w roli nauczyciela podniósł się do siadu, by mieć kontakt ze swoim latającym uczniem. Spojrzał znowu na wersalkę i położył na niej, planując odpocząć tylko na chwilę, lecz to wystarczyło, aby zmorzył go sen. 

  Hashirama wrócił dość późno, choć wcześniej zakładał, że uda mu się urwać. Rozejrzał się, gdy całość laboratorium była pogrążona w mroku, który rozświetlał się, gdy przechodził przez kolejne pomieszczenia.

- Madara? - rzucił, mając nieodparte wrażenie, że jest tu zdecydowanie zbyt cicho.

Obawy minęły w momencie, gdy znalazł go pogrążonego we śnie. Uśmiechnął się, aby zaraz przykryć go kocem i uspokojony odejść zająć się jakimś farmaceutycznym projektem.

 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz