piątek, 4 grudnia 2020

Krucza Miłość XIX

  Tsunade miała jeden z tych lepszych dni swojej pracy, gdzie mogła położyć się wcześniej spać. Wymęczona chętnie skorzystała z tego prawa, odmawiając sobie możliwości wyjścia na drinka i zagrania w karty. Nadrabianie papierów i wiele innych rzeczy, które się gromadziły nie wiadomo kiedy dały jej popalić.W krainę snów odeszła dość szybko. Jej sen nie był jednak tak mocny, aby nie wyrwało ją z niego miarowe stukanie w środku nocy. Otworzyła oczy i chwilę leżała w bezruchu, początkowo uznając, że może jej się to przyśniło, lecz dźwięk się powtórzył. Usiadła i spojrzała w kierunku okna, na którego parapecie siedział kruk. Ptak przychylił głowę w bok, spoglądając na nią dość inteligentnymi paciorkowatymi oczkami. A potem znów zapukał raz do okna dziobem.

Siedziała tak dłuższy moment, zastanawiając się co tu się właściwie dzieje. Nie wiedziała czego zwierzę oczekuje. Finalnie jednak podniosła się i otworzyła okno. Kruk niemal natychmiast wyleciał do środka ku jej zdziwieniu i poleciał w kierunku przedpokoju, lecz gdy właścicielka mieszkania za nim nie podążyła zakrakał głośno. Kobieta coraz mniej rozumiała z tego wszystkiego, ale podążyła śladem opierzonego gościa, który usiadł po chwili na klamce od drzwi wyjściowych i uderzył w nie dziobem znacząco. Cała ta sytuacja była dla niej zdecydowanie dziwaczna, niczym z jakiegoś nieco upiornego snu. Przeważało ją inteligentne zachowanie ptaka. Podeszła jednak do drzwi, a ten się poderwał do lotu, aby zaraz obserwować ją z miejsca na szafce. Czuła się, jak w jakimś horrorze, gdy nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi, a gdy przez światło nieco oświetlające korytarz ujrzała ciemną sylwetkę mało nie krzyknęła. Powstrzymał ją tylko od tego znajomy głos.

 - No nareszcie. Myślałem, że się nie doczekam - odezwał się i wyszedł z objęć cienia, przynosząc ulgę kobiecie, którą przez dziwne okoliczności targał niepokój. - Wybacz czcigodna Hokage, że nachodzę w środku nocy, ale to dość ważna sprawa – dodał.

Kobieta przesunęła się w drzwiach, aby wpuścić niespodziewanego gościa do środka. Zaprowadziła go do salonu, gestem nakazując by usiadł i sama zaraz zajęła fotel naprzeciwko niego. Czuła, że wieści zdecydowanie nie będą za wesołe. 

- Z czym w takim razie tak ci się śpieszyło? - podjęła na nowo temat, nie mogąc sobie darować wytknięcia  mu pory, którą ją nachodził.

- Zostałem wezwany do pieczętowania kolejnej ogoniastej bestii trzy dni temu – zaczął, widząc gniewną zmarszczkę, która pojawiła się na jej czole. Miała pełne prawo być zła.

- Wiem, powinienem był poinformować, lecz jestem pewien, że Akatsuki również stara się mnie monitorować. Nie wyruszenie od razu mogłoby wzbudzić ich podejrzenia – dodał zaraz, usprawiedliwiając się, żeby nie narazić się na jej wybuch gniewu, a ten wydał się mu zdecydowanie bliski. Orzechowe oczy wpatrzone były w niego czujne i nieufne.  Nie zdziwiło go to. W pewien sposób naciągał właśnie dany mu kredyt zaufania tymi słowami.

- W takim razie, czego się dowiedziałeś i który jinchuuriki został złapany? - spytała, postanawiając na razie odłożyć na bok kwestię jego zachowania. Oczywiście, była ona uzasadniona. - No i skoro teraz do mnie przybyłeś, to skąd pewność, że nie byłeś obserwowany? - dodała, bo w sumie ta kwestia też ją zaczęła nurtować. Nie była w stanie ocenić poprawnie prawdziwych intencji tego człowieka po jego zachowaniu i wyborach.

- Organizacja jest w posiadaniu siedmiu bestii. Zostały dwie i byłem pytany o okazję do schwytania Naruto – wyjaśnił, widząc przez chwilę na obliczu Senju zmartwienie.Ten chłopak zdecydowanie w niesamowity sposób jednał sobie ludzi. - Jestem pewny, że nikt za mną nie podążał, byłem ostrożny. Drugą rzeczą jest fakt, że trzydniowy proces pieczętowania jest zdecydowanie zajęciem męczącym – zauważył, unosząc kąciki ust ku górze. Sam był wyczerpany, lecz nie mógł pozwolić sobie na żadne spowolnienie tempa. 

Główne losy tej misji zależały od niego. Musiał ją teraz wykonać za wszelką cenę.

- Co im powiedziałeś i jakie są ich plany? - spytała, starając się ignorować nerwowy skurcz żołądka. W końcu wiedziała, że ten dzień kiedyś nadejdzie i będzie trzeba stawić temu czoła. Jednak ta wcześniej odległa świadomość, teraz wisiała nad jej wioską jak kat.

W końcu nie było opcji, aby obeszło się to wszystko bez przelewu krwi i poniesienia strat.

- Powiedziałem, że najbliższa okazja powinna nadarzyć się podczas festiwalu.

Przeszył ją na te słowa lodowaty dreszcz. Miała ochotę wybuchnąć gniewem jak wulkan, że wcześniej do niej nie przyszedł, choć miał wyjaśnienie tej decyzji. Z trudem jednak udało jej się opanować wewnętrzny ogień, jaki z każdą nową informacją w niej buchał. Obecnie brzmiało dla niej to wszystko niepokojąco.

- Dlaczego podałeś im akurat taką datę? - spytała, splatając dłonie.

- Bo faktycznie może się im wydać to dobrą okazją do ataku - odparł i zaraz uniósł dłonie w obronnym geście, widząc, że chyba źle dobrał słowa i Hokage może być skłonna do ataku. Nie byłoby mu to na rękę, bo jeszcze nie zdołał wyjaśnić jej wszystkiego, co trzeba.

- Chcę, aby tak myśleli. W końcu podczas takich wydarzeń ochrona ma pełne ręce roboty. Musi obserwować tłum, reagować na różne problemy zwykłych obywateli i szukać złodziei – kontynuował, a jego rozmówczyni naprzód zmarszczyła brwi i uniosła jedną z nich pytająco, lecz nie próbowała mu w żaden sposób przerywać. Przynajmniej jak na razie.

- Jest jednak dobrą okazją, aby wysłać gdzieś Naruto i go ukryć, aby był poza wydarzeniami. Osobami, które zostaną po niego wysłane zajmę się ja. Nie dopuszczę ich do wioski. Oczywiście, jeśli mi na to pozwolisz – dodał, spoglądając na kobietę uważnie.

Tsunade zastanowiła się nad wszystkim, co teraz usłyszała. Przytoczono jej ogólny plan, lecz by podjąć decyzję musiała wdać się w niezbędne szczegóły tego wszystkiego. Brzmiał dla niej absurdalnie, wręcz szalenie. Miała uwierzyć, że jeden człowiek będzie w stanie odeprzeć tak silnego wroga? Byli w stanie pochwycić już tyle bestii, że nie umiała uwierzyć w takie zwycięstwo. Nieistotne, że mężczyzna przed nią był uznany geniuszem.

- Ukryć go? Nie sądzę, aby był chętny na to przystać. Nie mam też za dużo czasu, aby wymyślić wiarygodne kłamstwo i zrobić z tego misję – zauważyła, mrużąc oczy z niezadowoleniem. Nie miała pojęcia, co on sobie wyobrażał wymyślając to wszystko.

Uchiha jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi na ten zarzut w dość zagadkowy sposób.

- Nie musisz się martwić tym. Ja mu zlecę tą misję i myślę, że zorganizuje mu dobre towarzystwo – stwierdził, nie kryjąc nawet po sobie, iż już wcześniej to zorganizował sobie w głowie i przemyślał. Nie był do tej rozmowy nieprzygotowany, jak mogło się wydawać.

- I jak masz zamiar niby nie dopuścić ich do wioski? To brzmi jak samobójstwo – zauważyła, marszcząc brwi. Nie podobało jej, że nie rozumie prawdziwego celu planu, jaki Itachi ułożył. Patrzyła na niego i  wręcz czuła, jakby za tym wszystkim chodziło o coś więcej dla siedzącego przed nią człowieka. Nie spodobało jej się to ani trochę. Miała wrażenie, że cokolwiek jej sprzedawał właśnie może brzmieć idealnie, lecz najciemniejszą i bardziej osobistą część zostawił tylko dla siebie.

- Mam swoje sposoby. Z chęcią bym nawet zaprezentował, niestety ma limit używania i bym bezsensownie go skrócił - wyjaśnił uprzejmie, mając nadzieję by była na tyle domyślna, żeby wiedzieć o jaki typ umiejętności mu chodzi.- Chciałem jednak zaznaczyć, że mój obecny plan po prostu ich opóźni do pewnego stopnia. Pozwoli się wam przygotować lepiej, do następnego razu - dodał, bo jednak wiedział, że obecnie blondyn nie jest gotowy na odparcie ataku ich lidera. Była też kwestia tego, aby miał odpowiednie wsparcie, gdy nadejdzie właściwy czas.

- Co ty tak naprawdę planujesz? - zapytała, mrużąc oczy. Nie miała żadnych większych argumentów, by móc wyciągać od niego drugie dno jego zamiarów. Brzmiało to jednak dla niej niepokojąco. Na ironię była pewna, że to nie będzie nic związanego z możliwą szkodą dla wioski. Podobne emocje nią targały, gdy patrzyła na niektórych swoich pacjentów z wyjątkowo złymi rokowaniami, przez obrażenia jakich doznali. Jakby w pewnym sensie już nie było dla nich ratunku. Mogła uratować im życie, lecz nie mogła wiedzieć co im naprawdę w duszy gra. Jak znoszą to psychicznie i co w sobie ukrywają.

Brunet uśmiechnął się w dość chłodny sposób, spoglądając w jej oczy.

- Nie rozumiem o  czym mówisz. Powiedziałem przecież ci zarys planu. Dokładnie opisany dostarczę ci jutro na piśmie, abyś mogła to zweryfikować, zatwierdzić i przekazać odpowiednie zadania dla grup, które w tym wszystkim uwzględnię – stwierdził rzeczowo.

- Nie mam tego na myśli i ty dobrze o tym wiesz – uznała z zacięciem, mając dość jego wykrętnych gierek. Nie łudziła się, że coś z niego konkretnego wyciągnie, ale wolałaby mieć już nawet tą pewność o prawdziwości swoich przypuszczeń.

Zmrużył oczy, nie będąc zachwycony jej całkiem dobrymi zdolnościami intuicyjnymi.

-  To nieistotne dla ciebie, bo nawet jeśli masz rację, nie dotyczy to wioski. To moja sprawa. – zaznaczył, dając szczególny nacisk na ostatnie trzy słowa. Dał jej pośrednio to, czego oczekiwała, lecz nie zamierzał wyjawiać więcej. Dawno to wszystko już zaplanował.

- Rozumiem. W takim razie będę czekać na jutrzejsze szczegółowe opracowanie operacji – uznała, wracając do dość oficjalnej postawy, podnosząc się z miejsca. - Możesz już iść – dodała, odprowadzając go po chwili do drzwi, które zamknęła po zdawkowym pożegnaniu.

Westchnęła ciężko i z palącym poczuciem bezradności postanowiła wrócić do łóżka.

   Ostatnie trzy dni sporo myślał o wszystkim, co się wydarzyło. Każda kolejna mijająca godzina, była katem dla tej minimalnej nadziei, że on wróci i przeprowadzi z nim rozmowę i przeprosi za swoje szczeniackie zachowanie. Hatake miał pod pewnym względem racje.
Nie skrzywdziłby go. Tamtej krwawej nocy przecież też tego nie uczynił. Był jego największą słabością. Świadomość tego była dość dziwna. Widzieć na wyidealizowanym pod każdym względem obrazie małą rysę. Akceptując z trudem tą rzeczywistość, która zakłóciła tą wykopaną z odmętów wspomnień dzieciństwa wizję. Musiał jednak przypomnieć sobie i tamtego brata sprzed całej masakry, aby odkryć jakie naprawdę zmiany są w tym i tamtym Itachim. Do tego musiał odkryć, co sam naprawdę myślał o nim. Starał się wymazać negatywne uczucia, choć traumatyczne wspomnienie wciąż o sobie uporczywie nie dało zapomnieć. Pomyśleć o nim pod kątem zwykłego, czującego człowieka. Nie geniusza klanu, przykładnego i idealnego brata oraz mistrza oszustwa.

Czasem zapominał, że on także jest zdolny do czucia różnych emocji. Ich maski, które przyjmowali przez wychowanie jakie panowały w tym klanie wyniszczały od środka. Wypaczały spojrzenie na ludzi im podobnych na tyle, aby przyłapał się na tym, iż zapomniał jak bardzo mogą zranić słowa drugą osobę równie wstrzemięźliwą w okazywaniu prawdziwych emocji, co on. W zasadzie starszy robił to nawet bardziej. Właśnie dlatego wtedy nie był w stanie uznać jego łez za prawdziwe. Płacił potem za to cenę, dając się wodzić za nos. Teraz nie pozwoli mu znowu sobą manipulować. Nie popełni podobnego błędu, co tamtej nocy, który wszystko zniszczył na długie lata. Chciał w końcu tą dawną ich więź jak najbardziej poskładać. Nie mógł mu wybaczyć nadal tego, co zrobił. Starał się jednak pamiętać jego dobre intencje i wybranie według niego mniejszego zła. W końcu był wtedy między młotem, a kowadłem i sytuacja była patowa. Tłumaczył to tak sobie, starając w sobie ugasić latami pielęgnowany ogień nienawiści, gdy o tym myślał.

Obecnie jednak był pogrążony w spokojnym śnie, choć ręce obejmujące rąbek kołdry były  na niej mocno zaciśnięte. Zupełnie, jakby zastygł w pozie manifestującej trzymanie się kurczowej nadziei o powrocie brata, choć ta zdecydowanie od dnia jego zniknięcia osłabła.

  Do tego nie wiedział co powinien uczynić, a te wszelkie uczucia, na które sobie pozwalał w objęciach samotności czterech ścian przywiały sny. Często było to spełnienie jego dawnych marzeń, jako dziecka. Zainteresowania, którego brakowało mu u brata, bo zazwyczaj nie mógł znaleźć czasu. Obraz ojca, jakiego mu brakowało, który by go doceniał równie mocno, co starsze rodzeństwo. Trwanie w tej utopijnej marze nie było zbyt długie. Zbudził go dźwięk otwieranych na dole drzwi od mieszkania, bo nawet przyjemne sny nie uśpiły jego czujności. Zerknął na zegarek, który wskazywał godzinę trzecią w nocy. Raczej o takiej porze nie spodziewał się gości. Wstał i sięgnął po katanę, aby tak uzbrojony zejść powoli i bezszelestnie na dół. Wszędzie w zasadzie panował półmrok. Rozejrzał się i zlokalizował intruza, który szukał coś w plecaku w salonie. Zakradł się do niego od tyłu i przytknął ostrze miecza do jego krtani. 

- Jak zawsze mogę spodziewać się z twojej strony ciepłego powitania, braciszku - stwierdził, zastygając w bezruchu, gdy wyczuł chłodną stal jego ostrza na swojej skórze.

Sasuke zamarł, bo prędzej był pewien, że ktoś się po prostu włamał. Istniało trochę śmiałków, którzy wchodzili na teren ich dawnego klany i myszkowali po opuszczonych domach w tylko sobie znanych celach poszukiwawczych. Zalała go niesamowita fala ulgi. Miał ochotę, niczym za czasów dzieciaka po prostu na niego skoczyć i go wyściskać. Nie zdobył się na tak szalone działanie, bo nawet potwierdzające się wnioski, jakie wyciągnął przez dany mu czas na przemyślenia nie były w stanie go do czegoś takiego popchnąć.

Opuścił dłoń, która trzymała miecz i odsunął od niego dwa kroki, mając wrażenie, jakby zobaczył ducha. Zdecydowanie za szybko pogodził się z wizją, że prawdopodobnie nie wróci. Nie spodziewał się tego i naprawdę nie wiedział, co mu chciał przekazać. Wszystkie przeprowadzone w jego wyobraźni scenariusze, co mu powiedzieć nagle wyparowały.

Itachi odwrócił się, w stronę młodszego brata.

- Masz minę, jakbyś tańczącego diabła zobaczył. Mi też miło Cię widzieć - skomentował, nieco sprowadzając oszołomionego Sasuke na ziemię.

Zmierzył go uważnie spojrzeniem, spostrzegając niemal od razu, że miał na szyi prezent urodzinowy, który mu pozostawił przed wyruszeniem. Uśmiechnął się lekko pod nosem na ten widok.

Młodszy Uchiha miał w głowie chaos. Piętrzyło się w nim tak wiele emocji, że nie miał pojęcia co powinien zrobić. Od czego zacząć. Było tyle spraw, które trzeba było im poruszyć. Brat postanowił go jednak w tym uprzedzić.

- Sasuke, wracając do ostatnich wydarzeń miedzy nami. Chciałem ci to wszystko wyjaśnić - zaczął, a w jego tonie młodszy mógł wyczytać wahanie z jakim rozpoczyna ten temat.

Wyglądało na to, że starał się to ugryźć delikatnie, aby nie wywołać większych spięć.

- Masz rację, jest trochę do pogadania. Naprzód jednak chciałem cię przeprosić za moje zachowanie. Powinienem już wtedy starać się to z tobą rozwiązać - uznał, mając nadzieję by nie miał mu bardzo za złe te szczeniackie zachowanie. Był świadomy faktu zranienia go. Dodatkowo w ostatnich dniach niesamowicie tego żałował, co pomogło mu też poukładać sobie wiele trudnych kwestii. A jednocześnie wciąż dla niego to wszystko, co odczuwał było niesamowicie skomplikowane. Ich więź, relacja była zawiła, a teraz nie miał pojęcia, w jakim kierunku po tej kłótni może zacząć zmierzać. Był pewien, że nie był w stanie chcieć pozbyć się go ze swojego życia bezpowrotnie. Nie potrafiłby tego zrobić.

Itachi w zasadzie spodziewał się całkiem innej reakcji. Złości, wygarnięcia mu jakim jest degeneratem i padnięcia wielu okropnych słów. Usłyszenie przeprosin nie było przez niego uwzględnione w możliwych schematach tego spotkania, jakie rozważał. Zresztą jego braciszek rzadko sam z siebie przepraszał. Takie rzeczy nie przechodziły mu łatwo przez gardło. Widział jednak po jego postawie, że mówił to poważnie i nie było to pretekstem do rzucenia jakąś złośliwością i rozpoczęcia teatrzyku, jaki od początku był przez niego przewidywany.

- W porządku. Miałeś prawo tak zareagować, słysząc takie rzeczy - stwierdził, kręcąc głową. - Nie winię cię za to - dodał, unosząc na niego swój wzrok.

W końcu sam sobie był tej sytuacji winien. Młodszy po prostu przechodził w złym miejscu, o równie niewłaściwym czasie.

- Może i tak, ale raczej zbyt ostro cię potraktowałem. Jak osobę, której wcale nie znam, a przecież tak nie jest. Powinienem ci dać wtedy już wszystko mi wyjaśnić – uznał.

Skinął głową, nieco zaskoczony, że do takich wniosków doszedł. On sam nie widział w tym wszystkim czegokolwiek mu do zarzucenia. Dostrzegł w tym wszystkim głównie swoje błędy. - W takim razie może zacznę od tego, dlaczego mówiłem coś takiego Kakashiemu - stwierdził, gdy w końcu zebrał się w sobie, aby przejść do głównego tematu. Chciał mieć to wszystko już za sobą.

 - Rozmawiając z nim o tym, miałem nadzieję, że pomoże mi się z tym uporać. Nie czułem się dobrze, będąc świadomy tak brudnych emocji. Chciałem je zniszczyć, ale nie znalazłem na to jeszcze sposobu. Wybacz mi. Mogę jednak cię zapewnić, że to co czuję nie ma znaczenia. Radzę sobie z tym i nie mam zamiaru zrobić w stosunku do ciebie niczego nieodpowiedniego - wyrzucił z siebie to, dobierając słowa ostrożnie. Nie chciał przypadkiem, żeby został źle zrozumiany. W zasadzie czuł wewnętrzną trwogę, która go ogarniała, bo był świadomy, że może bezpowrotnie stracić swego brata.

Po tym, co powiedział, Sasuke zdał sobie sprawę, jaki duży był to dla niego ciężar i jaką walkę sam ze sobą podejmował każdego dnia. Poświęcenie, które był gotów dla niego podjąć. Podszedł bliżej niego i ułożył dłoń na jego klatce piersiowej.

- Nie musisz mnie przepraszać. To ja powinienem to robić. Za to, że chociażby straciłem tak łatwo zaufanie do ciebie i wiarę. Zmagałeś się z tym tyle czasu i ani razu nie zrobiłeś nic złego, ale na to nie patrzyłem. Egoistycznie i pochopnie zacząłem widzieć w tobie zwyrodnialca i potwora, gdy niczym na to nie zasłużyłeś - przyznał, czując się niesamowicie obrzydliwie z tym, jak się zachował. Nie zasługiwał na to, aby teraz stać przed nim i mieć szanse przeprosin. Postanowił jednak, że skoro ma taką okazję, to odpowiednio ją wykorzysta. Był mu chociaż tyle winien.

- Proszę, żebyś nie musiał niszczyć tych emocji, które są częścią ciebie. Może zamiast z nimi walczyć, po prostu je zaakceptujemy obaj? - zaproponował, spoglądając pewnie w jego oczy.

Itachi był zdecydowanie zaskoczony słowami, jakie wypływały z ust młodszego brata. Był pewien, że zaakceptuje jego decyzję. Nie sądził, aby przejął się tym jak trudne to będzie wszystko dla niego. Właściwie wcześniej nigdy czegoś takiego nie miał okazji z jego strony doświadczyć. Przywykł do tego, że zawsze radził sobie sam i nie pozwalał, aby ktoś się nim zbytnio przejmował. Obecnie nie miał na to żadnego wpływu, a jednak było mu miło. Zwłaszcza, że była to dla niego naprawdę trudna rozmowa, choć starał się trzymać i nie okazywać po sobie, jak bardzo się stresował. Wcześniej w głowie miał głównie same czarne scenariusze, gdy zastanawiał się jak to wszystko mogło by między nimi przebiec.

- Zaakceptować? - powtórzył, będąc naprawdę zbity z tropu taką propozycją. - Czy ty wiesz, co mi właśnie proponujesz? - dodał, bo był totalnie w szoku.

Nie potrafił uwierzyć w to co właśnie usłyszał. W głowie ta kwestia dudniła mu w uszach, a gdzieś jakaś jego część podszeptywała, aby się nie zastanawiał i nie pytał. Tylko się zgodził. W końcu dostał propozycje. Odsunął od siebie tą zgubną pokusę. Zdecydowanie taka rozmowa dawała mu się we znaki, zwłaszcza jak walczył z samym sobą naprawdę długi czas. Sasuke uśmiechnął się nieznacznie. Spodziewał się tego typu zawahania. Na szczęście miał wystarczająco czasu, aby upewnić się w tym czego naprawdę chce. Przybliżył się do starszego Uchihy znacząco. Itachi miał wrażenie, jakby ktoś we wnętrzu jego ciała rozpalił cholerny pożar. Był zdecydowanie zbyt blisko. Przełknął ślinę, starając się nie okazywać po sobie jak bardzo taka bliskość na niego działa. Odrzucał też od siebie różne myśli, które uparcie przypominały mu, że ma go na wyciągnięcie ręki. Nie ruszy go. Obiecał, że nie tknie go wbrew jego woli.

- Doskonale to wiem - wyszeptał, gdy przybliżył swoje usta do jego ucha. Zauważył jak starszy delikatnie drgnął wbrew swojej woli. Całkiem fascynująca sytuacja, sprawić, że jego najlepszy we wszystkim zwykle brat obecnie był jak spetryfikowany. Miał nad nim w tej chwili swoistą władzę i zamierzał z niej skorzystać. Wiedział przecież, że nie będzie niestety mógł cieszyć się nią wiecznie. Prowokowanie go jednak było zbyt kuszące. Mógł też przynajmniej sprawdzić jego samokontrolę i był pod wrażeniem jak dobrze sobie z tą całą sytuacją radził. - No i właśnie tego chcę - dodał, a gdy Itachi już chciał coś wtrącić przytknął mu palec do ust. Domyślał się, co mógłby chcieć mu teraz powiedzieć. Nie miał zamiaru teraz dać sobie przerwać. - Nie ma w zasadzie żadnych barier. Chyba, że twoja moralność ci nie pozwala, a w to wątpię. Nic nam nie szkodzi na przeszkodzie, jesteś tylko ty i ja - stwierdził, odsuwając się od niego i kierując, w stronę schodów.

 - Pomyśl nad tym. Masz czas do jutra - uznał, zostawiając go z tymi słowami totalnie osłupiałego i wracając do łóżka, jakby nigdy nic. Starszy z braci dłuższą chwilę już po tym jak został sam, stał w akompaniamencie dźwięku tykania zegara, zbierając myśli. W końcu nieco się zdołał otrząsnąć. Pogrążony w przemyśleniach postanowił dokończyć się rozpakowywać, zjeść coś i dopiero położyć spać, walcząc z ekscytacją na myśl o wydarzeniach czekających go jutrzejszego dnia, nawet jak wciąż nie pozbył się wszystkich wątpliwości.

 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz