środa, 1 kwietnia 2020

Krucza Miłość XVIII

Witajcie!
Tak, to nie jest Prima Aprilis. To opowiadanie nadal żyje i ma się dobrze. Miałam go nie wrzucać, dopóki całości nie skończę, ale tak jakoś mnie natchnęło podczas dalszego pisania ostatniego rozdziału. Mam nadzieję, że jest składny i ładny, bo o ile pamiętam, to go sprawdzałam, ale te rozdziały są długie i głównie jestem zmuszona tworzyć je na telefonie. Później wieczorami sklejać na laptopie i to czasochłonny proces, więc mówcie, gdy będzie coś nie tak! Chociaż kiedy następny rozdział, to nie zdradzę, bo dopóki nie skończę ostatniego i epilogu, to będę przeplatać z innymi rzeczami.
______________________________________________________


   Sasuke łudził się, przez całą noc, że rano wróci. W momencie, gdy otworzył oczy wyrywając się z krainy sennych marzeń, pudełko, które znalazł przy drzwiach wraz z zawartością leżało na szafce nocnej. Wygrzebał się z łóżka i wyciągnął naszyjnik zakładając go po chwili na szyję. Opuścił pomieszczenie i wyszedł na korytarz, kierując niemal od razu spojrzenie na drzwi prowadzące do pokoju Itachiego. Zaraz jednak odwrócił się i zszedł na dół z piętra. Nie chciał sprawdzać czy brat jest w środku. Rozejrzał się za to po również pustym salonie, aby finalnie usiąść na fotelu. Schował twarz w dłoniach, słysząc jedynie ciszę przerywaną tykaniem zegara. Nie miał pojęcia, co właściwie wyprawia. Nie rozumiał tego zawodu samym sobą, jaki właśnie odczuwał.
- Itachi! - zawołał finalnie, odsuwając twarz od rąk i czekał.
Odpowiedziała mu jednak głucha cisza. Nie musiałby już nawet wchodzić do pokoju brata, aby upewnić się, że go tam na pewno nie ma. Zalała go niesamowita fala złości, która jednak dotyczyła tylko i wyłącznie jego osoby. Powinien z nim wczoraj porozmawiać, a nie unikać go jak małe dziecko niewygodnych problemów. A teraz nie miał pojęcia czy jeszcze go kiedykolwiek zobaczy. Nie potrafił zinterpretować pozostawionego mu pod drzwiami podarunku. Fakt, że do tej pory starszy brat się z tym nie rozstawał nie przywodził pozytywnych myśli. Przeciwnie. Jego umysł zalewała fala czarnych scenariuszy, nie pozostawiających najmniejszej nadziei na jakąkolwiek rozmowę. Odetchnął głęboko i wbił mocniej w oparcie fotela. Musiał przestać wewnętrznie panikować. Chociaż nie wydawało się to proste. Nie wiedział zupełnie nic. Brat nie pozostawił mu żadnej wskazówki. Został mu tylko wisiorek, którego dotknął w zamyśleniu. Skończyło się jak zawsze. Nie mógł go rozgryźć. Itachi jak zawsze był dla niego odległy, choć wydawało się mu, że może tym razem będzie mógł pozbyć się tej granicy. Przestać być chłopcem, nie mogącym go pochwycić. Pragnął móc go doścignąć, złapać za ramię i po prostu towarzyszyć. Być obok.
Pokazać mu, że wcale nie musi być we wszystkim co robi sam. Chciał dać mu to wsparcie. Być dla niego ważnym. Kimś równym, a nie ciężarem, który tylko stoi mu na przeszkodzie.
Przypomniała mu się, pomimo dziwnego poczucia opuszczenia i rozpaczy wczorajsza sytuacja. No tak. Wszystko do niego wróciło. Przypadkowe usłyszenie słów, jakich nigdy nie miał poznać wypowiedziane przez usta starszego Uchihy. Pamiętał skrajne emocje, jakie go wtedy ogarnęły. Jak nie chciał na niego nawet wpaść, gdy wrócił do domu.
Teraz było mu za to wstyd. Nie porozmawiał z nim. Wszystko wyszło przypadkiem, więc jego zachowanie musiało wyglądać dla niego źle. Miał ochotę cofnąć czas, choć spróbować podjąć z nim jakąś rozmowę. Chociaż byłaby dla niego okropnie trudna. Teraz już było na to wszystko za późno. Mógł tylko mieć nadzieję, że brat naprawdę go nie opuścił ponownie i wróci. Obawiał się jednak bardzo przeciwnego scenariusza. Mógł zrozumieć jego zachowanie w negatywny sposób, a tego by nie chciał. Nawet to nagłe wyznanie nie mogło tego zmienić. To wciąż był jego brat. Ten sam co zawsze, który nigdy w życiu nie okazywał mu emocji, o których powiedział Hatake. Nie skrzywdziłby go, choć ze wstydem musiał przyznać, przeszło mu wczorajszego dnia to przez myśl. Dopiero teraz docierało powoli do niego z czym się zmagał. No i to, jak on egoistycznie podszedł do tematu, izolując się od niego, jakby był trędowaty. Nie okazał mu w żaden sposób, aby nie poczuł się skreślony. Myślał wtedy tylko o sobie i nie wpadło mu do głowy, by to wszystko było i dla drugiej osoby ciężkie. Był okropnym młodszym bratem. Brzydził się w tej chwili samym sobą i tym jak się zachował. Nie okazał mu krzty strony, jaka mogła świadczyć, aby jak ochłonie cokolwiek mogło się ułożyć. Teraz mógł jedynie ubolewać nad tym co zrobił. Nawet jak nie miał pojęcia, jak rozwiązać sprawę wiedzy, którą posiadał.
Uderzył pięścią w stojący przy fotelu stolik z lampą, która prawie spadła.
- Cholera, Itachi. Mam nadzieję, że tutaj wrócisz, gdziekolwiek jesteś.
   Kakashi nie potrafił pozbyć się ze swojego umysłu wczorajszych wydarzeń. Nie tylko chodziło o nietypowe wyznanie ze strony dawnego kolegi z oddziału. Zastanawiał się, jak rozwiązali tą sytuację. O ile w ogóle udało się im dojść do jakiegoś porozumienia. Patrząc na reakcję swojego ucznia w tamtym momencie – mogło być z tym różnie. Westchnął ciężko, spoglądając w bezkresną czerń świeżo zaparzonej przez siebie kawy.
- Co ty taki przygaszony z samego rana? - usłyszał i zwrócił swoje spojrzenie na Pakkuna, który zwinnie wskoczył na wolne krzesło przy stole.
- Zastanawiam się czy mogę jakoś pomóc, a z drugiej strony nie jest to problem, w którym powinienem zabierać głos – stwierdził, dość ostrożnie nakreślając mu swoją pozycję.
Wdawanie się teraz w szczegóły sprawy niczego by tutaj nie poprawiło. Nie chciał nawet gdybać, jak bardzo mogło być to wszystko w przypadku tej dwójki zaognione.
- Zawsze można jakoś pomóc. A podjęcie próby nic nie kosztuje. Czasem samo zainteresowanie może dużo zdziałać, więc jak czujesz potrzebę, to próbuj. Nic nie stracisz – uznał, przyglądając się krytycznie sceptycznej minie Hatake. Nie lubił tego podejścia.
- Nie patrz tak na mnie. Bardziej niż strony konfliktu samym sobie nie zaszkodzisz – dodał.
- Chyba masz rację. Spróbuję coś wymyślić – przyznał, mając w swoim tonie specyficzną nutę, która dobrze obrazowała nagły przypływ determinacji do działania.
Gadający pies zdecydowanie w tej chwili poczuł dumę ze swoich umiejętności przekonywania. Dotarcie do osoby pokroju tego shinobi czasem było bardzo trudne. W końcu przecież nie musiał wcale się wtrącać, bo miałby czas na czytanie kolejnych erotyków. Do tego dołożyć jego niepewność by podjąć się interwencji i gotowe – mamy Kakashi’ego lenia, który wolne chwile spędza na ukrywaniu się na gałęziach drzewa.
Chociaż raz udało mu się posłuchać swego psiego przyjaciela. Może dostanie dzięki temu jakąś wersje ekstra dzięki temu ulubionej karmy. Nie obraziłby się za to, lubił przysmaki.
Hatake korzystając ze swojego zapału, dość sprawnie uporał się z kawą i oporządzeniem do wyjścia, odprowadzany niedowierzającym spojrzeniem brązowych oczu Pakkuna. Cóż. On też siebie nie podejrzewałby o taką dawkę energii i determinacji w czymś takim. Zwykle mu się nie śpieszyło. W każdym razie na pewno to było pozytywne doświadczenie.
- Wychodzę, pilnuj domu i nie baw się zbyt dobrze! - rzucił, przekraczając próg drzwi.
- Patrz pod nogi lepiej, bo jeszcze się wywrócisz i nie wrócisz! - odgryzł się, mając minę, jakby właśnie zastanawiał się, dlaczego on z tym człowiekiem pracuje. W zasadzie oddawało to zdecydowanie jego obecne odczucia do właściciela. Gdy tylko drzwi się zamknęły i miał pewność, że szarowłosy nie wróci poszedł w głąb mieszkania, obiecując sobie na głos, że zrobi mu taką imprezę teraz, aby go sobie dobrze popamiętał.
Po opuszczeniu swojego domu i przemierzaniu coraz większej odległości wróciły wątpliwości. Przypominał sobie, jak dawno tam nie był. Chyba ostatni raz w czasie po masakrze, gdy szedł tamtymi uliczkami z Trzecim. Uzmysławiał sobie z każdym kolejnym krokiem, że podążał tam bez żadnego przygotowania. Coraz więcej dostrzegał luk w swoim spontanicznym postanowieniu, aby spróbować zainteresować się sprawą braci. Przystanął nawet na moment, zastanawiając się nad taktycznym odwrotem. Przemawiały za tym myśli, że nie powinien się wtrącać w takie sprawy, a może jeszcze to pogorszy. Miał już poddać się ilości negatywnych wniosków, co sypały się mu jak z rękawa, gdy jakaś jego część stanowczo zapragnęła pójść dalej do przodu. Przyłapał się nawet, że postawił kilka kroków pod wpływem tego wewnętrznego nakazu. Westchnął ciężko.
No dobra, Kakashi. Męska decyzja – tchórzysz czy ryzykujesz?
Odpowiedź była prosta – podoła temu co postanowił.
Gdyby teraz zawrócił, to Obito by go zdecydowanie wyśmiał, jakby żył.
W końcu może uda mu się im pomóc, nawet jak jeszcze nie wiedział czy będzie mógł coś zrobić. To była dość niecodzienna sytuacja, z którą przyszło mu się zmierzyć. Jednocześnie utkwiła mu w głowie i nie mógł pozbyć się wrażenia, że był w całej tamtej sytuacji zbyt bierny i musi cokolwiek spróbować zrobić. Przeszła mu przez głowę nawet niespodziewana myśl, że Sasuke naprawdę potrzebuje jego pomocy.
   Itachi przetrwał nocną wędrówkę, pogrążony głównie w myślach o sytuacji z młodszym bratem. Niestety chłód pokrzyżował mu wraz z chorobą plany i był zmuszony zaszyć się w opuszczonej drewnianej chatce i nieco odpocząć. Chociaż jak tylko pozwolił sobie usiąść, po odkurzeniu starego, skrzypiącego krzesła i posiedział tak dłuższy czas czuł się jak w febrze. Było mu jeszcze bardziej zimno, mimowolnie drżał, a potem jeszcze skończył kaszląc krwią. Najbardziej niepokojące było dla niego to, że ten atak był dużo dłuższy niż wcześniejsze. Momentami czuł się nawet, jakby miał wypluć w ten sposób z siebie wnętrzności i potem skonać. Nie był to dobry omen. Jego czas coraz bardziej się kurczył. Drżącymi dłońmi udało mu się wyjąć potrzebne leki i je zażyć, mimo że prawie przy wyciąganiu mało brakowało, by mu spadły. Rankiem jednak udało mu się dojść w miarę do siebie po ciężkiej nocy i dokończyć wędrówkę. Spojrzał na charakterystyczny kamień, który jednocześnie był wrotami do bazy. Złożył pieczęcie i wszedł do środka z zakleszczającym się poczuciem, że najtrudniejsze kroki jakie będzie musiał wykonać zbliżają się nieubłaganie. A dzisiejsze spotkanie będzie tylko potwierdzającą formalnością.
Wszedł w głębie słabo oświetlonego przez pochodnie korytarza, starając odsunąć od siebie palące poczucie niepewności. W końcu nie było możliwości, aby go zdemaskowali.
Nie robił nic w kierunku, który by mógł to sugerować, a był pewien, że śledzili jego poczynania. Wbrew wszystkiemu życie podwójnego agenta było trudne. Nawet jego potrafiły dosięgnąć takie zwodnicze emocje, jak niepewność i obawa o wydanie się.
Stłumił w sobie wszelkie wątpliwości, gdy zaczął słyszeć echo głosów reszty organizacji.
Chociaż w zasadzie to wyróżnił zasadniczo dwa, należące chyba go najbardziej hałaśliwych z nich wszystkich. Hidan i Deidara, którzy pewnie jak zwykle darli razem koty.
Wszedł do pomieszczenia i widok tej zażarcie kłócącej się dwójki tylko dopełnił obrazu jego myśli. Na swój sposób też go to odprężyło. Było z nimi wszystko po staremu.
- Witaj, Itachi-san – usłyszał po chwili za swoimi plecami, gdy podszedł bliżej ku hałaśliwemu duetowi, który był w towarzystwie swoich partnerów do misji.
- Cześć, Kisame – przywitał Hoshigakiego i grupę, do której dotarł.
Akasuna z Kakuzu skinęli mu głowami w ramach powitania.
Rozejrzał się, aby sprawdzić kogo brakuje. Nie widział nigdzie Tobiego i Zetsu oraz lidera z Konan. Tak to w zasadzie byli już w większości. Omiótł wzrokiem swoich towarzyszy, czując pewnego rodzaju radość, że mógł ich zobaczyć. Zdążył się do nich przyzwyczaić.
- Aaaa, Zetsu-san! Proszę nie jeść Tobiego! Tobi będzie grzeczny! - wrzask zamaskowanego chłopca, który właśnie uciekał przed szpiegiem organizacji, gdy liściasta część przypominająca pułapki muchołówki starała się go ugryźć. Najbardziej dziecinny członek organizacji zaczął biegać wokół ich luźno uformowanej grupki, a szpieg za nim.
- Przestańcie – przez wrzawę, jaką wywoływał przedarł się głos lidera.
Brunet zatrzymał się i w ostatniej chwili uskoczył w bok, gdy goniący go Zetsu prawie na niego wpadł. Rudowłosy jak zwykle u swego boku miał Konan. Zaraz jednak każdy ze zgromadzonych rozproszył się, stając na właściwych palcach ogromnej statuy pieczętującej. Uchiha spojrzał na leżąca na ziemi nieprzytomną dziewczynę o turkusowych włosach, która była zdobyczą Kakuzu i Hidana. Nie pochodziła z żadnych Wielkich Krajów.
Porzucił zaraz jednak swoje przemyślenia na temat kobiety, gdy Pain rozpoczął pieczętowanie. Nie miał niestety teraz czasu, aby żałować tej młodej kobiety.
- Skoro się tutaj zebraliśmy warto omówić nasze następne kroki – zaczął, mierząc przenikliwym spojrzeniem, wręcz hipnotyzujących fioletowych oczu każdego z zebranych. - Pozostała nam do schwytania tylko dwójka. Osobą, która wyruszy po ośmioogonastego będzie Kisame. Natomiast co do Lisiego demona, Itachi jak sprawa wygląda w Liściu? - rudowłosy odwrócił głowę, w kierunku Uchihy, skupiając na nim całą swoją uwagę.
Uchiha spodziewał się, że ta chwila nadejdzie.
- Jestem tam dość pilnowany. Jednak uważam, że okazją może być zbliżający się festiwal. - odparł, w zasadzie nie kłamiąc, że był obserwowany nie tylko przez organizacje.
Konoha również nie ufała mu bezgranicznie i jednak mieli na niego oko.
A raczej jedna osoba w postaci Danzou. Pain przyglądał mu się uważnie, a brunet nie mógł pozbyć się wrażenia, że próbuje go prześwietlić. Dowiedzieć się co dzieje się w jego umyśle. Właśnie dlatego musiał się pilnować i nie myśleć pod żadnym pozorem o swojej prawdziwej misji. Tej rozmowie również przysłuchiwał się Madara, stojąc przy jednej z wąskich szczelin, która dzieliła go od członków organizacji. Słyszał ich bardzo dobrze. Nawet też widział. Głównie jednak interesował go Itachi. Próbował dostrzec jakieś zmiany w jego zachowaniu. Oznaki nerwowości, które sugerują, że dana osoba łże jak pies. Nie zobaczył nic z tych rzeczy. Jeśli cokolwiek ukrywał, to zdecydowanie robił to wręcz perfekcyjnie. Może powinien wyzbyć się co do niego tej podejrzliwości, ale nie potrafił. Był najtrudniejszą osobą do rozszyfrowania, na jaką kiedykolwiek mógł natrafić. Widział w nim potencjalne niebezpieczeństwo dla wszystkiego co chciał osiągnąć i do czego dążył. 
- Kiedy jest ten festiwal? - spytał, gdy przemyślał taką okazję. Ochrona zapewne będzie wzmożona, lecz nie uważał tego za szczególny problem dla siebie.
- Teraz zacznie się od soboty - oznajmił, a lider w tym czasie pokiwał lekko głową.
Zetsu wróci zapewne na obserwację Uchihy to zleci mu, aby dokładnie poznał rozłożenie ochrony na czas tej imprezy. A on będzie miał dużo czasu na obmyślenie wszystkiego, bo aż trzy dni, licząc od dziś.
- Dobrze się spisałeś - rzucił jedynie do bruneta i skupił na pieczętowaniu i innych sprawach, o których musiał pomyśleć.
   Gdy zatrzymał się przed drzwiami do rezydencji Uchiha i uniósł dłoń, aby zapukać zawahał się. Bo co mu powie, gdy otworzy? Siemaneczko, wpadłem zrobić wywiad i zrozumieć cię po wczorajszym? Zdecydowanie nie nadawał się na psychologa. Musiał wymyślić coś lepszego, bo mu jego uczeń trzaśnie drzwiami przed nosem. Nie mógł na to pozwolić, czując się w pewien sposób zobligowany, aby pomóc to wszystko mu wyjaśnić. Nie musiał jednak nawet pukać, bo drzwi nagle otworzyły się same i przed nim stanął Sasuke że szklanką soku pomidorowego w wolnej ręce. Wyczuł jego obecność pod drzwiami. Zresztą raczej trudno było wyczuć w tej opuszczonej części wioski kogoś innego niż chakre jego czy brata. Zorientowanie się, że ktoś inny poza nimi jest tu nie było żadną sztuką.
- Po co tu koczujesz? Jeśli chcesz namówić mnie, żebym czytał to twoje ulubione Eldorado Flirtujących odpowiedź brzmi; nie - bardzo uprzejmie przywitał się na starcie.
Cóż. Zwlekanie Hatake z zapukaniem do drzwi sprawiło, że podejrzewał go o wpadnięcie na coś głupiego. Srebrnowłosy podrapał się w tył głowy, nieco zażenowany takim powitaniem. Zaraz jednak spoważniał, bo nie chciał, aby jego słowa zostały wzięte za równie słaby żart.
- Nie. Chciałem porozmawiać o wczorajszym zajściu - wyrzucił z siebie, widząc niemal od razu drastyczną zmianę w mimice chłopaka. Z jego zwykłej, dość neutralnej maski przebił się gniew. Najbardziej jednak zdradzał go pełen wściekłości blask, jaki pojawił się w jego oczach. Był przekonany, że gdyby to spojrzenie mogło ciskać gromami, to właśnie by jednym takim solidnie oberwał.
Sasuke po słowach swego nauczyciela miał ochotę w pierwszym odruchu trzasnąć go drzwiami w tą zamaskowaną twarz. Zaraz jednak przyszło mu do głowy, że mógł wcale nie przyjść do niego.
- Itachiego nie ma - rzucił jedynie, mając już zamknąć mu drzwi przed nosem, lecz ten przytrzymał je stanowczo ręką, nie dając mu szansy spełnić tego działania.
Poczucie winy w Kakashim wysunęło się na prowadzenie we wszystkim co odczuwał. Wyglądało na to, że musiało być bardzo między nimi źle. Przynajmniej tak mu się rysowało to wszystko. Cholera. Jakby zechciał pomóc im wcześniej, to może by do tego nie doszło. Wolał jednak dać obu ochłonąć, lecz nie tylko. Tak było wygodniej. Odsunąć się od tego wszystkiego z nadzieja, że sobie poradzą.- Nie chcę rozmawiać z nim. Przyszedłem do ciebie - odparł stanowczo, nie zamierzając już się od tego odcinać.
Udawać, że wcale nie ma z tym nic wspólnego. Miał zdecydowanie wystarczająco duży wkład w to, co się stało.
Uchiha uniósł brew na to stwierdzenie. Zdecydowanie nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Nie miał pojęcia czy miał już zbierać na jego leczenie czy zacząć śmiać, że ten żart mu się udał.
- Do mnie? Niepotrzebnie. Nie potrzebuję ani towarzystwa ani terapeuty. Możesz odejść - uznał, uśmiechając się z kpiną.
- Na terapeutę to dla ciebie już za późno. Po prostu chociaż mnie wysłuchaj, jeśli nie chcesz rozmawiać – stwierdził. Miał nadzieję, że to go zdoła przekonać. Czasem był uparty jak osioł, więc nie był pewien czy zgodzi się na jego propozycje.
Brunet nie był zbyt chętny do tego pomysłu. Gdzieś w głębi siebie czuł alarm, żeby po prostu go zmusić za wszelką cenę do odwrotu. Nie zrobi wtedy nic głupiego. Nie otworzy się, choćby przypadkiem przed drugą osobą, bo odwrotny skutek przecież jest niezgodny z jego wychowaniem. Finalnie westchnął ciężko i się przesunął w drzwiach, wpuszczając gościa do środka.
- Mogę posłuchać, ale nie wymagaj niczego ponad to - zaznaczył, gdy tylko drzwi za nim się zamknęły.
Tak naprawdę wcale nie musiał go słuchać. W zasadzie to nawet może nie miał zamiaru, lecz skoro ten miał potrzebę, aby sobie pogadać to dobrze. Posiedzi sobie i uda, że cokolwiek go to interesuje. Zwłaszcza, że nie miał zamiaru wcale rozmawiać o swoich uczuciach w związku z tym wszystkim. Nawet, jeśli już sam zdołał się pogubić. Poradzi sobie z tym jakoś. Zaprowadził swego niespodziewanego gościa do salonu i gestem wskazał kanapę, którą ten zajął, on za to wybrał będący obok fotel.
- W takim razie zamieniam się w słuch - stwierdził, skupiając na nim całe swoje zainteresowanie. Choć miał szczerą nadzieję, że takim wpatrywaniem go zniechęci.
Kakashi złączył razem dłonie i przez dłuższą chwilę milczał, zbierając swoje myśli. Nie był przygotowany, jak miałby zacząć swoje przemówienie. Sprawa była o tyle delikatna i musiał przeanalizować co chce powiedzieć, aby nie odniosło to odwrotnego skutku do zamierzonego przez niego.
- No, może zacznę od tego, że mimo tego co słyszałeś nie powinieneś czuć się jakoś zagrożony. W końcu pomimo tego, co mi powiedział, to nic co by na takie uczucia do Ciebie wskazywało nie robił, prawda? - spytał, choć z jego wcześniejszych słów wynikało, że będzie prowadził monolog.
Sasuke za to wpadł w tą pułapkę, choć obiecywał sam sobie, że nawet nie będzie to słuchał. Tylko pozwoli mu się wygadać. Zrobił za to zupełnie odwrotnie wydawało by się, że wbrew sobie samemu. Słuchał i zastanowił się nad zadanym mu pytaniem.
- W zasadzie to nie - przyznał mu rację, gdy przeanalizował ich wspólnie spędzony czas.
Był po prostu sobą, jakiego pamiętał za dzieciaka, gdy udawało mu się wygospodarować dla niego trochę czasu. A jednocześnie wciąż był dla niego nieosiągalną, odległą tajemnicą. Teraz już nie miał wymówek w postaci nawału misji i zdawał sobie z tego sprawę. Cokolwiek ukrywał przed nim, to dawał do zrozumienia, że nie chce młodszego do tego mieszać. Kroczył jak zwykle swoją ścieżką sam, nie dając sobie pomóc. Myślenie o tym, jak bezradny wobec Itachiego jest przyprawiało go o frustrację.
Kakashi zauważył, że jego reakcja zaczęła schodzić na zdecydowanie nieoczekiwany tor. Nie miał zamiaru rozbudzić w nim negatywnych emocji, więc postanowił na nowo zwrócić jego uwagę we właściwym kierunku rozmowy.
- No właśnie. Nie zrobił ci żadnej krzywdy, choć pewien jestem, że jest już trochę świadomy tych uczuć. Dla niego też jest to pewnie trudną sytuacją. Wątpię, aby miał plany robienia czegokolwiek z tym, a tym bardziej wbrew twojej woli. Ty raczej najbardziej powinieneś być tego świadomy, prawda? - spytał, wbijając uważne spojrzenie w swojego ucznia.
Uchiha zdziwił się jego pytaniem, bo był w zasadzie pewien, że nie zna na nie odpowiedzi.
 Skutecznie jednak go ono oderwało od mniej przyjemnej części jego rozmyślań o bracie.
- Czego świadomy? - spytał, gdy nie nasunęło mu się nic, co wydawało się być właściwe.
Kakashi westchnął ciężko, kręcąc z niedowierzaniem głową, ale w końcu mu podpowiedział.
- Tego, jak bardzo cię ceni – odparł jedynie, a bruneta uderzyła fala dawno odsuniętych i wydawało mu się, że zapomnianych ciepłych emocji, jakie kiedykolwiek czuł wobec brata.
Spuścił głowę, czując wstyd za swoje wczorajsze tchórzliwe zachowanie. Bolało go to tym bardziej, że teraz nie mógł z nim w żaden sposób się skontaktować i nie wiedział czy wróci do domu. Sam mu na to pozwolił, aby wymknął się znowu z jego życia. Nie próbując go w żaden sposób nawet zrozumieć. Naprawdę był głupi, chciał spróbować mu wybaczyć, pochwycić tą ostatnią namiastkę rodziny, która mu została. Znowu to zaprzepaścił, odpychając od siebie. Zacisnął dłonie w pięści i zagryzł wargi. Nie wiedział, co powinien teraz zrobić. Był w totalnej dupie i rozsypce.
Uniósł głowę, gdy poczuł dłoń na swoim ramieniu. Wyrzuty sumienia stały się na tyle nieznośne, aby jego umysł miał przez chwilę nadzieję, że będzie stał nad nim Itachi. Niestety to była tylko zwodnicza myśl jego umysłu, a osobą, która przywróciła go na ziemię z wiru myśli był Hatake.
- Jestem pewien, że wróci – odezwał się, jakby czytał mu w myślach.
Tak naprawdę wystarczyła mu krótka obserwacja chłopaka, aby dojść do wniosku, że na pewno wczoraj się unikali i tak naprawdę nie ma pojęcia, gdzie znajduje się Itachi. Zaraz jednak pożegnał się z nim i zniknął w kłębie dymu, bo nie miał już nic więcej do dodania. Z resztą swoich rozmyślań powinien uporać się sam i dojść do stosownych wniosków. Wierzył w to, iż jest w stanie zrobić to samodzielnie, nawet jeśli jego rodzina nie była dobra w rozwiązywaniu swoich sporów emocjonalnych.
Sasuke westchnął ciężko, gdy Hatake się zmył. Odchylił głowę w tył, przyglądając się wiszącemu na suficie żyrandolowi.
- Mam nadzieję, że masz cholerną rację i nie oszukujesz, Kakashi – rzucił w przestrzeń i zatopił w swoich myślach. Miał jeszcze dużo kwestii do rozgryzienia i masę wolnego czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz