To już ostatnia część tej serii. Była ona dla mnie naprawdę ciekawą odskocznią, wyzwaniem i świetną zabawą, przy wymyślaniu tematów na materiały. Chciałabym z tego miejsca podziękować Wam, czytelnikom za śledzenie jej i dość dobre jej odebranie, mimo że tematy czasem mogły wydawać się totalnie z czapy. W każdym razie mam nadzieję, że uda mi się zrobić kiedyś podobny projekt, lecz tym razem poprzeczkę sobie podwyższę i będą to jakieś shipy mieszane. No, ale na ten moment będę starać się ukończyć Kruczą. Mam tworzoną jeszcze pobocznie serię z Hashimadą au, którą też powoli kończę, a później co dalej będę pisać to pomyślimy. Bardzo możliwe, że spytam o pomoc na fp bloga, więc polecam go polubić, jeśli chcecie mieć wpływ na nowe serie! Chciałabym też życzyć Wam Zdrowych, Radosnych Świąt i Udanego Sylwestra. Autorom, jeśli jacyś to czytają sporo weny, a czytelnikom samych dobrych opowiadań do czytania!
______________________________________________________
Świat,
w którym każdy człowiek ma swoją bratnią duszę. Każdy należy
do kogoś. Nigdy jednak nie możesz być pewien, gdzie ta osoba się
znajduje lub czy kiedykolwiek ją w swoim życiu spotkasz. Większość
ludzi to ekscytowało i pragnęli odnaleźć swoją połówkę.
Sebastian
spojrzał na literę „J” na swojej prawej dłoni. On uznawał to
wszystko za niedorzeczne. Naciągnął na rękę czarną rękawicę,
zakrywając ten znak i wyszedł z domu na spacer. Nie miał zamiaru
zastanawiać się nad wyrytym znamieniem, które traktował jak
piętno. Ludzie chyba zapomnieli, że to nie powinno definiować czy
się chce być z kimś lub nie. Naprawdę było to dla niego
absurdalne. No i nie chciał spotkać swojej bratniej duszy. Nie
potrafił sobie nawet takiej sytuacji wyobrazić.
Jim
jak to miał w nawyku zajął jedną z ławek na rynku i zaczął
dokarmiać gołębie. Robił to codziennie o tej samej godzinie.
Obserwował walczące między sobą ptaki, słysząc rozmowę
przechodzących obok dziewczyn, które zastanawiały się nad szansą
odnalezienia swoich bratnich dusz. Zerknął na swoją zabandażowaną
rękę, która przedstawiała imię osoby mu przeznaczonej. A raczej
jej pierwszą literę. To było idiotyczne, mógł to być
ktokolwiek. Ludzie, którzy według siebie znaleźli tą drugą osobę
po prostu to czuli. To było dla niego całkowicie nielogiczne.
Nienawidził rzeczy pozbawionych logiki.
-
Uwielbiasz dokarmiać ptaki czy czerpiesz satysfakcję z tego, jak
walczą o jedzenie?
-
Raczej to drugie, lecz jak masz odgrywać jakiegoś obrońcę praw
gołębi, to odpuść lepiej - skwitował Moriarty, spoglądając na
stojącego obok chłopaka z rezerwą.
-
Nie mam zamiaru. Byłem ciekaw – wzruszył ramionami, uśmiechając
szeroko z zadowoleniem.
-
Skąd w ogóle myśl, że mogłyby mnie cieszyć walczące ptaki? -
zainteresował się i gestem wskazał nieznajomemu, aby się
przysiadł. Obecnie wydał się mu nawet interesujący. Wpadały mu
do głowy rzeczy, o których nie pomyśleliby zwykli szarzy ludzie.
Fascynowało
go to w nim.
-
Po prostu często widuję cię tu w tych samych godzinach –
oznajmił, mierząc go wzrokiem. - A na miłośnika zwierząt nie
wyglądasz – dodał, wzruszając ramionami.
Ten
chłopak raczej kojarzył mu się z rodzajem dzieciaków, co z
radością złapią muchę oberwą jej skrzydełka, później odnóża
kroczne, a na końcu zgniata całego owada.
-
Ciekawy sposób na postrzeganie tego – skomentował. - Sądzę, że
to prosty rodzaj hobby, choć twoje spojrzenie na moją obecność
tutaj było ciekawe
-
Oh, w takim razie wybacz. Dałem się najwyraźniej ponieść
wyobraźni.
Sebastian
tak wspominał dzień, w którym po raz pierwszy poznał Jima.
Okoliczności były dość nietypowe, ale to nie miało teraz dla
niego znaczenia. Jego uwagę skupiał odwijany powoli bandaż, jakby
jego towarzysz miał wewnętrzną nadzieję, że mu to odpuści. Nic
z tego. W końcu zdjął go całkiem i oczom Morana ukazała się na
wnętrzu dłoni litera „S”. Zrobiło mu się gorąco, a on sam
miał wrażenie, że rytm jego serca przyśpiesza. Zgodnie z ich
umową po chwili sam pozbył się jednej rękawiczki z dłoni, a
oczom Moriarty’ego ukazało się „J’’. Obserwował jak jego
ciemne oczy rozszerzają się w szoku. Cofnął się.
-
Chyba nie sądzisz, że my – zaczął po raz pierwszy w życiu
całkowicie zestresowany.
Nie
spodziewał się tego, nawet jeśli miał jakieś przeczucia, które
skutecznie ignorował. Teraz jednak te litery wbiły mu się w
pamięć, a nad głową kpiąco zakrakały mu wrony zwiastujące
nieszczęście. Był wewnętrznie przerażony tym co z tego wszystkiego wynikało.
Nie
miał kontroli nad sytuacją, która dotyczyła sfery emocjonalnej.
Miał ochotę się wycofać, przeklinając w myślach siebie, że
podjął się tego głupiego pomysłu zaproponowanego przez
Sebastiana. Musiał coś wymyślić, jakoś odzyskać wewnętrzną
równowagę. W końcu nie chciał, aby te litery wszystko zniszczyły.
One nie mają prawa mieć takiej siły. Właśnie przy tej myśli
został nagle przyciągnięty za przód koszuli przez Sebastiana,
który agresywnie wpił się w jego usta, aby po chwili odsunąć się
z zadowolonym uśmiechem.
-
Nie musisz od tego uciekać. Ja wszystko rozumiem. Jestem w końcu ci
przeznaczony.
Jim
odetchnął z ulgą, nie zdając sobie do tego momentu sprawy ze
wstrzymywania powietrza w płucach, podczas nerwowego oczekiwania.
-
Sądzę, że takiemu przeznaczeniu chętnie się poddam –
stwierdził z pewnym siebie uśmiechem. Zawahanie, chęć ucieczki i
niepewność minęła. Mógł znów być sobą.
Na
ironię, jako szczęśliwy dawny niedowiarek, bo łaskawy los
pozwolił mu spotkać właściwą osobę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz