Zgodnie z moim planem dziś wlatuje Dodatek do Kruczej.
Spróbuje sobie ustalać daty jakiś publikacji, a te z kolei myślę, że będę podawała na fp bloga, więc polecam go polubić, jeśli ktoś chce wiedzieć czego i kiedy się spodziewać.
Druga sprawa, jest tu taka cisza, że się zastanawiam czy ktokolwiek tutaj jest i czyta.
Nie wstydźcie się pokazywać, bo jednak lubię wiedzieć, że nie piszę tutaj w próżnię.
Można z konta, można dodawać anonimowe komentarze i być nierozpoznawalnym.
W każdym razie to wszystko, noty będę starać się dodawać w okolicach początku miesiąca i jego końca, ale jednak wszystko może ulec zmianom, więc polecam obserwować fp.
______________________________________________________
Wsłuchiwał się w szum deszczu, siedząc na długim języku odrażającej swym wyglądem statuy. Spoglądał na zapalone światła w domach, jak i na te uliczne. Zaczął myśleć o tym, jak to wszystko w ogóle się zaczęło. Tak naprawdę, tylko w jego przypadku.
Pamiętał
doskonale burzową noc, którą przerwało pukanie do drzwi. Ojciec
poszedł otworzyć, nieco zaskoczony widmem jakiejkolwiek wizyty w
tak okropną pogodę. Nic dziwnego, mieszkali na obrzeżach Wioski
Deszczu. On wtedy będąc jeszcze małym chłopcem, wyjrzał
nieśmiało na korytarz przedpokoju, trzymając się kurczowo
futryny. Obserwował jak ojciec rozmawiał z kimś z zewnątrz.
Chwilę później do środka weszła zakapturzona i przemoczona do
cna postać, która zrobiła na nim niesamowite wrażenie. Kojarzył,
że porównał go wtedy w myślach do czarodzieja. Uniósł kąciki
ust na samą myśli w pełnym pobłażliwości uśmiechu. To był
pierwszy raz w życiu, gdy spotkał Madarę. Uchiha wprawdzie był
wtedy z wyglądu nieco starszy, lecz tej twarzy nie dało się
zapomnieć. Obecnie nie miał zielonego pojęcia, jak do ich
ponownego spotkania zdołał powrócić do dawnej,
dwudziestokilkuletniej formy. Oszukując przy tym czas i naturalne
etapy rozwoju życia człowieka. Nie dziwiło go to za bardzo. On był
do tego zdolny.
Tak
jak i do sprawienia, że dla świata był już od dawna martwy.
Zdecydowanie ten człowiek był największym manipulatorem zarówno
rzeczywistości, jak i samych ludzi.
Konan,
gdy go poznała, po jakimś czasie usilnie chciała, aby ten argument
przemówił mu do rozsądku. Ona nie wiedziała jednak wszystkiego.
Nie mógł zdradzić tego jej ani nikomu innemu, że pamiętał
dzień, w którym jako chłopiec otrzymał od Uchihy Rinnengana.
Madara zdjął z niego blokadę tego wspomnienia, jaką na niego
nałożył, gdy był małym chłopcem. Chciał, aby zaakceptował ten
dar, jakby od zawsze należał do niego. Dał mu wolną wolę w
używaniu go, nie wiedząc jaką ścieżką podąży. Przekazał mu
siłę, dzięki której mógł przeżyć atak shinobi Konohy na jego
rodzinę, a jednocześnie oddać tym mordercą z nawiązką, choć
wtedy nieświadomy był tej siły jaka w nim drzemała.
Mógł
też spełnić pośmiertne marzenie Yahiko.
Uczynił
swojego przyjaciela Bogiem w imię pokoju, o którym zawsze marzył.
Nie wszystko było jednak tak piękne i idealistyczne, jakby tego
chciał. Świat przepełniony był cierpieniem, skrytym pod kurtyną
pozornego pokoju, za którym prowadzono między sobą ciche wojny.
Miał zamiar położyć temu kres. Jego przyjaciel powierzył mu to
zadanie z nadzieją, że uda mu się je zrealizować. Musiał temu
podołać za wszelką cenę.
Nagato
zdał sobie jednak sprawę, gdy ponownie jego drogi z legendarnym
Uchihą się skrzyżowały, że nie ma prawa o nic więcej prosić.
Została przekazana mu wręcz boska potęga. A jednocześnie dawca
nigdy nie dostał nic w zamian. Chciał móc mu się w jakiś sposób
odwdzięczyć. Pomijając rozważania od niego sugestii na temat
kolejnego ruchu organizacji, czasem przynosił mu jakieś jedzenie
czy też książkę, aby mógł mieć coś do zabicia wolno płynącego
czasu. W końcu spędzał go ciągle w tej jaskini całkiem sam, nie
mogąc pokazać się nikomu na oczy. Wzbudziłby w ludności panikę,
nawet od samej plotki.
Z
czasem jednak zaczął tam spędzać coraz więcej chwil. Potrafił
nawet tam przesiadywać godzinami, przez które po prostu rozmawiali.
Zdołał go nawet chyba poznać trochę, bo bo nie mógł być pewny
czy zna go dobrze. Nie był tym typem osoby, która może po
spędzeniu dość sporej ilości wspólnych momentów stać się dla
kogoś otwartą księgą.
Ten
człowiek nadal chował w sobie wiele nieodkrytych tajemnic i
olbrzymiej wiedzy.
Było
to naprawdę fascynujące.
Odezwał
się w nim dawny, wręcz dziecięcy podziw z czasów, gdy spotkał go
po raz pierwszy. Sam nie do końca rozumiał ten zachwyt, który u
niego wzbudzał. Nie czuł nigdy w ten sposób, nawet do Jirayi,
którego naprawdę jako dziecko podziwiał, niczym bohatera.
Właśnie
wtedy wszystko się zaczęło.
To
uczucie stało się jego największym uzależnieniem i trucizną. A
jednocześnie się coraz bardziej rozprzestrzeniało, niczym
rozjuszony żywioł nie do okiełznania. Chciał być mu potrzebny,
doceniany. Nie pojmował, dlaczego tak bardzo mu zależało, aby stać
się dla niego kimś bliskim i ważnym. Po prostu tak się dziwnie
złożyło. Konan wiedziała o tym dziwnym stanie emocjonalnym i
starała się odwieść od spędzania czasu z tym człowiekiem.
Argumentowała to słowami, że to nie jest dobry pomysł. To
niebezpieczna osoba, która na pewno to wykorzysta. Chciała trzymać
ich od siebie z daleka. Pamiętał jak bardzo go to wtedy wzburzyło.
W końcu tylko spędzali czas na rozmowach. Jego własne uczucia nie
miały tutaj żadnego znaczenia. Starał się je od siebie odsuwać.
Wiedział, że wtedy powiedział jej kilka bolesnych słów, które
pragnął by nigdy nie opuściły jego ust. Chociaż jednocześnie
osiągnął swój cel, bo się poddała.
Nie
zmieniło to wszystko faktu, że ją zranił. Nigdy też ją za to
nie przeprosił, a pomimo pozornego późniejszego ich powrotu do
normalności wyczuł jej zdystansowanie do siebie.
Na
ironię właśnie ich kłótnia sprawiła, że tracąc część
przyjaciółki zyskał partnera. Madara na swój sposób należał do
niego, a jednocześnie wcale nic takiego nie miało miejsca. Takiego
człowieka nie można było okiełznać. Zyskał jednak jego
zainteresowanie, bliskość i poczucie bycia komuś potrzebnym.
Nawet jeśli mogło być to tylko ułudą, którą brunet utkał, aby
dopiąć własnych celów. To nieistotne.
Nagato
wiedział, że wpadł już bardzo dawno w jego sieć i już się z
niej nie wyplącze.
Pozwoli
mu pożreć się kawałek po kawałku. Może właśnie taki pisany
był mu los.
Bycie
świadomym możliwego wykorzystania, pięknego kłamstwa jakiemu się
poddawał, w oczach ludzi mogło zakrawać o szaleństwo, masochizm i
okropną głupotę. Wiedział to.
A
jednocześnie nie miał siły przerwać czegoś, nawet tak
toksycznego, jeśli w zamian otrzymywał jakąś namiastkę
szczęścia, które wydawało się zatracił dawno temu.
Poczuł
jak czyjeś dłonie silne obejmują go w pasie i jak zostaje podparty
podbródek na jego ramieniu. Odwrócił lekko głowę, w stronę
przybysza.
-
Nad czym tak myślisz, spoglądając w dal? - mruknął, przez moment
obserwując splot budynku piętrzącego się przed nimi miasta.
-
To nic szczególnego. Po prostu nie mogę się doczekać, aż ten
zepsuty świat zasmakuje szczęśliwych dni – stwierdził,
spoglądając w szkarłat sharingana.
-
Rozumiem. Podzielam twoje zniecierpliwienie – przyznał, unosząc
nieznacznie kąciki ust ku górze.
W
końcu dzielili to samo marzenie. Dla Nagato to było najlepszą
nagrodą, jaką mógł dostać. Szczery uśmiech osoby, którą
kochał.
Nawet jeżeli tylko wykorzystuje drzemiącą w nim ciemność.
Nawet jeżeli tylko wykorzystuje drzemiącą w nim ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz