Sebastian
wrócił zadowolony z misji. W chwili, gdy opuścił przedpokój,
nagle zatrzymał się w połowie drogi do swojego pokoju. Stos
alkoholu na stole w salonie był zdecydowanie czymś nowym,
zwłaszcza, że jego szef nie był typem imprezowicza. Potrafił
jednak świetnie takiego zagrać. Teraz było na pewno coś nie tak.
Innej opcji nie brał pod uwagę.
Snajper
powoli i ostrożnie podszedł do wejścia. Gdy przekroczył próg
upewnił się, że coś tutaj zdecydowanie nie gra. Zastał
zdecydowanie niecodzienny obrazek – Jima siedzącego i
spoglądającego w przestrzeń z szklanką whisky w dłoni.
-
Przeszkadzam w tej hucznej imprezie? - spytał, spoglądając na
Króla kryminalistycznego podziemia na Wyspach.
Ten,
jakby wyrwany z zamyślenia przeniósł na niego dalej nieco
nieobecne spojrzenie. Zabójcę korciło, aby go o to zapytać, ale
wolał się wstrzymać. Coś z jego pracodawcą na pewno nie grało.
Nie chodziło już nawet o cudaczny zielony garnitur, w który był
ubrany. Moran na pewno nigdy wcześniej w jego garderobie go nie
widział. Tego był pewien.
-
Tak, wynocha. Psujesz mi dzień wolny.
Tego
się nie spodziewał. Dłuższą chwilę zajęło mu co właśnie
usłyszał i od kogo. Jego cholerny szef, który swoją pracę
uczynił swoim życiem, postanowił sobie wziąć wolne. Wolne od
życia. To zdecydowanie brzmiało podejrzanie i wzbudziło czujność
zabójcy.
-
Dzień wolny? Ty nigdy nie bierzesz czegoś takiego. Ta sieć to
centrum twojej egzystencji.
-
Tak sądzisz? Nie zgodzę się z tym. Zresztą nawet najlepsi mają
prawo do urlopu.
Sebastian
westchnął cicho. Nie rozjaśniło to w żaden sposób mu sytuacji.
Poddał się i postanowił pójść się rozpakować w swoim pokoju.
Zrobił to dosyć szybko, będąc nadal męczony myślami powiązanymi
z całą tą sytuacją. Miał wrażenie, jakby to była jakaś forma
zagadki, której nie potrafił zrozumieć. Nie było to przyjemne ze
względu na to, że jego przełożony jest osobą, po której można
się spodziewać wielu niebezpiecznych rzeczy. A tu kompletnie nie
rozumiał sytuacji. Nie byłby w stanie zapobiec jego możliwemu
wybrykowi. Chciał mieć jednak dla kogo pracować. W końcu schował
walizkę z karabinem pod łóżko, uznając, że potem dokładnie
wyczyści swoją broń.
Postanowił
wrócić do Moriarty’ego. Wolał mieć go na oku. Zresztą tyle nad
tym wszystkim myślał, że nie dawało mu to spokoju. Może siedząc
z nim zrozumie o co tu chodzi. Znając jednak życie nie da rady. Nie
był to jeden z tych dni, gdzie potrafił tego geniusza zrozumieć.
Usiadł na kanapie i przyjrzał znowu Jimowi, jakby szukał wskazówki
co do jego zachowania. Ten nie zwracał na niego uwagi, tym razem
wpatrzony w telewizor i popijający whisky. Program powiązany był z
Irlandią. Snajper nie skupiał się jednak na tym, co jego szef
aktualnie ogląda. Zaczął się zastanawiać co mogło sprawić, aby
był taki nieswój. Po głowie zaczęły chodzić mu różne myśli,
które mogłyby mieć nawet jakiś sens. Może to jakaś jego gra?
Tylko
wtedy chyba by mi powiedział, bo przecież dotyczyłoby to
Sherlocka.
A
może z nim się o coś założył?
A
może świętuje jakiś Międzynarodowy Dzień trawy?
Bo
chyba się w nikim nie zakochał?
Moran
potrząsnął lekko głową. Ta myśl była niedorzeczna.
Psychopata
taki jak Jim zdecydowanie nie był zdolny do takich uczuć.
-
Długo będziesz się tak na mnie gapił? - usłyszał pytanie zadane
znudzonym tonem.
Snajper
aż drgnął nieznacznie, wyrwany z amoku wertowania kolejnych teorii
spiskowych.
-
Możliwe – uśmiechnął się złośliwie, a Moriarty tylko
wywrócił oczami.
-
Nie jestem eksponatem, abyś mnie podziwiał. Mów co ci chodzi po
głowie, bo nie zniosę dłużej tej twojej miny filozofa, co nie
potrafi się wysrać.
-
Naprawdę mam taką minę? - spytał, udając urażonego.
Chociaż
nie chciał wiedzieć jak z perspektywy szefa jego wyraz twarzy
wyglądał. Przestało by być to wtedy dla niego zabawne.
-
Naprawdę, a teraz gadaj. Nie pozbędziesz się tematu.
Sebastian
się skrzywił, wiedząc doskonale, że będzie zmuszony do
kapitulacji.
-
Próbuję zrozumieć co się wydarzyło pod moją nieobecność. Nie
jesteś osobą, która bierze urlop od sieci. To integralna część
twojego życia. Chłopak cię rzucił czy co? - wyrzucił w końcu z
siebie, unosząc przy tym brew.Naprawdę był ciekaw co w niego
wstąpiło.
Jim
słysząc dręczące go pytania wzniósł oczy ku sufitowi. Wyglądał
przy tym przez moment, jakby w nim szukał odpowiedzi, ale jej
niestety nie odnalazł.
-
Jesteś idiotą, Seb. Naprawdę taki wniosek wysnułeś? - zapytał,
a widząc wyraz twarzy towarzysza potrząsnął głową. - Nic nie
mów. Widzą twoją ślepotę. Powiedz mi, jaki dzisiaj jest dzień?
- dodał, nim ten zdołał otworzyć usta. Miał nadzieję, że może
to go naprowadzi.
-
Niedziela 17 marca – odpowiedział posłusznie.
-
I co to dokładnie za dzień?
-
Wolny od pracy? Dzień Święty święcisz?
Moriarty
się załamał. Przesunął dłonią po twarzy, wzdychając ciężko.
Boże, co za idiota.
-
To drugie już bliżej. Dzisiaj jest Dzień Świętego Patryka.
Snajper
uniósł brwi i przechylił głowę w bok.
-
No i co w związku z tym? Nie masz przecież na imię Patryk, a
przynajmniej nie chwaliłeś się, żebyś zmieniał – zauważył,
czując się z tego wszystkiego głupi. Do tego jego pieprzony szef
niczego nie ułatwiał, choć pewnie był przekonany, że mu pomaga.
Brunet
za to patrzył na niego z czystym zawodem. To nie było zbyt częste
zjawisko. Sprawiło to, że zabójca spoważniał.
-
Zaraz wracam – rzucił nagle i zaraz zniknął, aby wejść do
łazienki i się w niej zamknąć.
Usiadł
na opuszczonej klapie sedesu i wyjął z kieszeni telefon. W
wyszukiwarce Google wpisał Dzień Świętego Patryka i wreszcie
wszystko ułożyło mu się w sensowną całość.
Moran
schował urządzenie na swoje miejsce, dłuższą chwilę załamując
się nad swoją głupotą. Odpowiedzi rzeczywiście miał wręcz
podane na tacy. Kolor zielony, miejsce, z którego pochodził
alkohol, a później zdradzenie nazwy święta. Powinien się
połapać, że chodzi o Irlandię. On po prostu tęsknił za
miejscem, z którego pochodził. Trochę może komuś innemu
wydawałoby się zaskakujące, że Napoleon Zbrodni ma jakieś
sentymenty. Dla Morana jednak nie, bo on posiadał różne małe
sentymenty i słabostki, choć się ich wypierał. Kochał Wielką
Brytanię bez wątpienia, ale nawet ona nie zastąpi nikomu
całkowicie miejsca gdzie się urodził i wychował. Lądu, do
którego naprawdę przynależy.
Moran opuścił łazienkę i wrócił do Jima, który zwrócił na niego
uwagę dopiero jak snajper przysiadł obok. Sięgnął po jedno piwo
Guinness i otworzył. Czuł na sobie baczne spojrzenie Moriarty’ego.
-
No to świętujemy razem – powiedział i uniósł puszkę w wyrazie
toastu.
Konsultant
uśmiechnął się nieznacznie i napił swojej whiskey, wyglądając
na zadowolonego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz