poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Dzień Świętego Patryka

    Sebastian wrócił zadowolony z misji. W chwili, gdy opuścił przedpokój, nagle zatrzymał się w połowie drogi do swojego pokoju. Stos alkoholu na stole w salonie był zdecydowanie czymś nowym, zwłaszcza, że jego szef nie był typem imprezowicza. Potrafił jednak świetnie takiego zagrać. Teraz było na pewno coś nie tak. Innej opcji nie brał pod uwagę.
Snajper powoli i ostrożnie podszedł do wejścia. Gdy przekroczył próg upewnił się, że coś tutaj zdecydowanie nie gra. Zastał zdecydowanie niecodzienny obrazek – Jima siedzącego i spoglądającego w przestrzeń z szklanką whisky w dłoni.
- Przeszkadzam w tej hucznej imprezie? - spytał, spoglądając na Króla kryminalistycznego podziemia na Wyspach.
Ten, jakby wyrwany z zamyślenia przeniósł na niego dalej nieco nieobecne spojrzenie. Zabójcę korciło, aby go o to zapytać, ale wolał się wstrzymać. Coś z jego pracodawcą na pewno nie grało. Nie chodziło już nawet o cudaczny zielony garnitur, w który był ubrany. Moran na pewno nigdy wcześniej w jego garderobie go nie widział. Tego był pewien.
- Tak, wynocha. Psujesz mi dzień wolny.
Tego się nie spodziewał. Dłuższą chwilę zajęło mu co właśnie usłyszał i od kogo. Jego cholerny szef, który swoją pracę uczynił swoim życiem, postanowił sobie wziąć wolne. Wolne od życia. To zdecydowanie brzmiało podejrzanie i wzbudziło czujność zabójcy.
- Dzień wolny? Ty nigdy nie bierzesz czegoś takiego. Ta sieć to centrum twojej egzystencji.
- Tak sądzisz? Nie zgodzę się z tym. Zresztą nawet najlepsi mają prawo do urlopu.
   Sebastian westchnął cicho. Nie rozjaśniło to w żaden sposób mu sytuacji. Poddał się i postanowił pójść się rozpakować w swoim pokoju. Zrobił to dosyć szybko, będąc nadal męczony myślami powiązanymi z całą tą sytuacją. Miał wrażenie, jakby to była jakaś forma zagadki, której nie potrafił zrozumieć. Nie było to przyjemne ze względu na to, że jego przełożony jest osobą, po której można się spodziewać wielu niebezpiecznych rzeczy. A tu kompletnie nie rozumiał sytuacji. Nie byłby w stanie zapobiec jego możliwemu wybrykowi. Chciał mieć jednak dla kogo pracować. W końcu schował walizkę z karabinem pod łóżko, uznając, że potem dokładnie wyczyści swoją broń.
Postanowił wrócić do Moriarty’ego. Wolał mieć go na oku. Zresztą tyle nad tym wszystkim myślał, że nie dawało mu to spokoju. Może siedząc z nim zrozumie o co tu chodzi. Znając jednak życie nie da rady. Nie był to jeden z tych dni, gdzie potrafił tego geniusza zrozumieć. Usiadł na kanapie i przyjrzał znowu Jimowi, jakby szukał wskazówki co do jego zachowania. Ten nie zwracał na niego uwagi, tym razem wpatrzony w telewizor i popijający whisky. Program powiązany był z Irlandią. Snajper nie skupiał się jednak na tym, co jego szef aktualnie ogląda. Zaczął się zastanawiać co mogło sprawić, aby był taki nieswój. Po głowie zaczęły chodzić mu różne myśli, które mogłyby mieć nawet jakiś sens. Może to jakaś jego gra?
Tylko wtedy chyba by mi powiedział, bo przecież dotyczyłoby to Sherlocka.
A może z nim się o coś założył?
A może świętuje jakiś Międzynarodowy Dzień trawy?
Bo chyba się w nikim nie zakochał?
Moran potrząsnął lekko głową. Ta myśl była niedorzeczna.
Psychopata taki jak Jim zdecydowanie nie był zdolny do takich uczuć.
- Długo będziesz się tak na mnie gapił? - usłyszał pytanie zadane znudzonym tonem.
Snajper aż drgnął nieznacznie, wyrwany z amoku wertowania kolejnych teorii spiskowych.
- Możliwe – uśmiechnął się złośliwie, a Moriarty tylko wywrócił oczami.
- Nie jestem eksponatem, abyś mnie podziwiał. Mów co ci chodzi po głowie, bo nie zniosę dłużej tej twojej miny filozofa, co nie potrafi się wysrać.
- Naprawdę mam taką minę? - spytał, udając urażonego.
Chociaż nie chciał wiedzieć jak z perspektywy szefa jego wyraz twarzy wyglądał. Przestało by być to wtedy dla niego zabawne.
- Naprawdę, a teraz gadaj. Nie pozbędziesz się tematu.
Sebastian się skrzywił, wiedząc doskonale, że będzie zmuszony do kapitulacji.
- Próbuję zrozumieć co się wydarzyło pod moją nieobecność. Nie jesteś osobą, która bierze urlop od sieci. To integralna część twojego życia. Chłopak cię rzucił czy co? - wyrzucił w końcu z siebie, unosząc przy tym brew.Naprawdę był ciekaw co w niego wstąpiło.
Jim słysząc dręczące go pytania wzniósł oczy ku sufitowi. Wyglądał przy tym przez moment, jakby w nim szukał odpowiedzi, ale jej niestety nie odnalazł.
- Jesteś idiotą, Seb. Naprawdę taki wniosek wysnułeś? - zapytał, a widząc wyraz twarzy towarzysza potrząsnął głową. - Nic nie mów. Widzą twoją ślepotę. Powiedz mi, jaki dzisiaj jest dzień? - dodał, nim ten zdołał otworzyć usta. Miał nadzieję, że może to go naprowadzi.
- Niedziela 17 marca – odpowiedział posłusznie.
- I co to dokładnie za dzień?
- Wolny od pracy? Dzień Święty święcisz?
Moriarty się załamał. Przesunął dłonią po twarzy, wzdychając ciężko. Boże, co za idiota.
- To drugie już bliżej. Dzisiaj jest Dzień Świętego Patryka.
Snajper uniósł brwi i przechylił głowę w bok.
- No i co w związku z tym? Nie masz przecież na imię Patryk, a przynajmniej nie chwaliłeś się, żebyś zmieniał – zauważył, czując się z tego wszystkiego głupi. Do tego jego pieprzony szef niczego nie ułatwiał, choć pewnie był przekonany, że mu pomaga.
Brunet za to patrzył na niego z czystym zawodem. To nie było zbyt częste zjawisko. Sprawiło to, że zabójca spoważniał.
- Zaraz wracam – rzucił nagle i zaraz zniknął, aby wejść do łazienki i się w niej zamknąć.
Usiadł na opuszczonej klapie sedesu i wyjął z kieszeni telefon. W wyszukiwarce Google wpisał Dzień Świętego Patryka i wreszcie wszystko ułożyło mu się w sensowną całość.
Moran schował urządzenie na swoje miejsce, dłuższą chwilę załamując się nad swoją głupotą. Odpowiedzi rzeczywiście miał wręcz podane na tacy. Kolor zielony, miejsce, z którego pochodził alkohol, a później zdradzenie nazwy święta. Powinien się połapać, że chodzi o Irlandię. On po prostu tęsknił za miejscem, z którego pochodził. Trochę może komuś innemu wydawałoby się zaskakujące, że Napoleon Zbrodni ma jakieś sentymenty. Dla Morana jednak nie, bo on posiadał różne małe sentymenty i słabostki, choć się ich wypierał. Kochał Wielką Brytanię bez wątpienia, ale nawet ona nie zastąpi nikomu całkowicie miejsca gdzie się urodził i wychował. Lądu, do którego naprawdę przynależy. 
    Moran opuścił łazienkę i wrócił do Jima, który zwrócił na niego uwagę dopiero jak snajper przysiadł obok. Sięgnął po jedno piwo Guinness i otworzył. Czuł na sobie baczne spojrzenie Moriarty’ego.
- No to świętujemy razem – powiedział i uniósł puszkę w wyrazie toastu.
Konsultant uśmiechnął się nieznacznie i napił swojej whiskey, wyglądając na zadowolonego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz