wtorek, 2 lipca 2019

Krucza Miłość XVII

   Obudził się, wyrwany ze snu gwałtownym atakiem kaszlu. Przytknął dłoń do ust, zanosząc się nim dłuższą chwilę. Spojrzał na swoją dłoń, na której widniały drobinki krwi i westchnął ciężko, udając do łazienki, aby zmyć to z siebie. Zanurzając ręce pod wodą spojrzał w lustro, zastanawiając się ile mu jeszcze zdrowia pozostało. Był świadomy tego, że nie powinien się nadwyrężać, ale nie miał zamiaru odmawiać bratu treningu wczoraj. Był już tutaj z dobre dwa tygodnie, co przypomniało mu, że od tamtej pory nie zamienił słowa z Hatake. Skupił się tak na spędzeniu czasu z młodszym bratem, iż zapomniał o chęci naprawy ich dawnej relacji. Był jedną z osób, która na to zasługiwała, a nie na porzucenie z frustracji, gdy usiłował mu pomóc. Z tym postanowieniem zszedł na dół.
Przechodząc koło salonu jego uwagę przykuła zapalona lampa, która stała koło kanapy. Podszedł i wyłączył ją, a jego uwagę przykuł śpiący Sasuke na sofie. Wczoraj zostawił go tu wieczorem, gdy studiował zwój, który obecnie całkowicie rozwinięty w połowie był na podłodze. Zbliżył się nieco i spojrzał na spokojną twarz młodszego. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął się nad nim pochylać. Dwa przydługie kosmyki opadły po obu stronach twarzy młodszego, ale dopiero myśl, że ma cholerną ochotę go pocałować otrzeźwiła go na tyle, aby wręcz natychmiast się wyprostował. Przypomniał sobie też bardzo dobitnie, dlaczego trzymanie się z dala było wcześniej dobre. Myśli, że ich więź jest wyjątkowa nie wzięły się znikąd. Przed masakrą klanu już zmuszony był poddać ich relacje analizie. Obserwując relacje innych rodzeństw ich własna się bardzo wyróżniała. Nie dostrzegał w niej typowych schematów, gdzie kłócą się czy też pojawia się zazdrość o młodszego.
Walk między nimi, pomijając różnicę wieku o cokolwiek także nie było. On raczej czuł się odpowiedzialny za opiekę nad Sasuke, bo wiele dla niego znaczył. Nie musiałby go nikt prosić, aby go chronić. Zrobiłby wszystko, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo. Czasem już w tamtym okresie nachodziły go samolubne myśli, gdzie pragnieniem było posiadanie go dla siebie. Mógłby spędzać z nim tyle czasu ile zapragnie. Obecnie jednak jego myśli, które kiedyś wydawać się mogły tak niewinne sprawiały, że im dłużej spędzał z nim czas tym bardziej skręcały i stawały się krzywe. Nieodpowiednie i natarczywe. Na swój sposób go to przerażało. Nie chciał zniszczyć tej powoli wstającej z kolan relacji bezpowrotnie, jakimś niekontrolowanym wyskokiem. Naprawdę. Pragnął móc po prostu być przy nim.
A jednocześnie odczuwał coś mocno sprzecznego z tymi czystymi intencjami, gdy spoglądał na jego spokojną, pogrążoną w krainie snów twarz. Nienawidził siebie za to.
   Odszedł nieco pośpiesznie, w stronę kuchni uznając, że najlepiej się będzie wycofać.
Nie chciał, żeby znowu jakiś impuls wkradł się do jego głowy. Jeszcze by nad tym nie zapanował i sprowadził na siebie armagedon. Obecnie i tak czuł się zbyt roztrzęsiony wewnętrznie. Wolał nie brać pod uwagę czarnych scenariuszy i zająć swoje myśli dla odmiany kwestią tego, co zrobić im na śniadanie. Zastanowił się na dłuższą chwilę, co mógłby chcieć zjeść jego brat. Przez chwilę wydawało mu się to dość trudną kwestią, dopóki nie przypomniał sobie jego ulubionego warzywa. W końcu zbliżały się jego urodziny, więc miał zamiar dołożyć wszelkich starań, aby spędził ten czas szczęśliwie.
Drgnął nagle zaskoczony, gdy poczuł jak ktoś go obejmuje, a następnie opiera mu podbródek na ramieniu. Spojrzał w stronę przybysza, napotykając zaraz bliźniacze tęczówki, w których lśniło zainteresowanie, pomimo zachowanego zaspania.
- Coś mi ładnie pachniało, więc przyszedłem zobaczyć co robisz – wyjaśnił z miną niewiniątka.
Itachi pokręcił lekko głową, pozwalając sobie na delikatne uniesienie kącików ust.
- Oczywiście – oznajmił, starając się nie myśleć o tym jak bardzo na niego wpływała taka bliskość. Nie powinien mu tak wisieć na plecach, ale przecież on o niczym nie wiedział.
- A teraz siadaj, skoro już wyczułeś z salonu pomidory – dodał nieco tym rozbawiony. 
- Wcale nie wyczułem. Nie da się tak – zaprzeczył młodszy, lecz posłusznie odsunął się od Itachi'ego. Zresztą domyślał się, że pewnie i tak za długo naruszał jego przestrzeń osobistą. Starszy brat wydawał się tego nie lubić. Zresztą Sasuke też nie był takim zwolennikiem. Sytuacji tej była winna ciekawość, co zrobił mu dobrego do jedzenia. Wyglądało na to, iż jego zawsze niezawodny brat doskonale pamiętał co lubi, pomimo sporego upływu czasu. Ostatni raz przygotowywał mu coś do jedzenia, gdy ich rodzice wtedy żyli. Byli jeszcze w tamtym okresie szczęśliwą rodziną. Zasępił się nieco przez te myśli. One jednak do niego uporczywie wracały, nie pozwalając zaznać wytchnienia. Było to, niczym nigdy nie gojąca się rana, która tylko na jakiś czas przestaje krwawić, aby w najmniej oczekiwanym momencie zacząć od nowa. Czasem zastanawiał się przez to, czy kiedykolwiek będzie mógł zaznać spokoju. Potrafiło to mu nawet przeszkadzać w tym, żeby na nowo zaakceptować obecność starszego brata w jego życiu. A przecież to on sam chciał jego powrotu i go do tego namawiał. Pragnął ostatniej namiastki rodziny, lecz okrutna zbrodnia ciągnęła się za nimi, niczym najgorsze widmo. Rodzice by tego nie chcieli. Ta myśl często pomagała mu otrząsnąć się z nieprzyjemnych odczuć wobec brata. One wciąż w nim były, gdzieś wewnątrz dalej miał go za mordercę i kryminalistę. Starał się więc z całych sił to odmienić. Sprawić, aby było jak dawniej, lecz wtedy uraz sprzed lat uderzał mocniej. Przez co wątpił, czy odzyskanie go to był dobry pomysł. Nie miał pojęcia, jak długo podoła przeciwstawianiu się temu bólowi, który zaciskał się na jego klatce piersiowej. Uczuciu bycia bezsilnym wobec własnych emocji. Nienawidził tego.
Drgnął lekko, gdy przed nosem postawiono mu talerz kanapek z pomidorem. Popatrzył na brata w pierwszym momencie zdezorientowany, bo został wyrwany z amoku myśli.
- Smacznego – rzucił Itachi, stawiając obok kubek z herbatą.
- Dziękuję – odpowiedział, obserwując uważnie brata i po jego zachowaniu będąc pewnym, że celowo nie pytał go nad czym się zastanawiał. Przeraziła go myśl, że mógł uzewnętrznić przypadkiem, choćby przez wyraz twarzy te wstrętne emocje, jakie się wkradły do jego umysłu, a później rozeszły po całym ciele, niczym zabójcza trucizna.
- Ja będę szedł. Wrócę za jakiś czas – starszy znowu nieoczekiwanie zabrał głos.
Sasuke spojrzał na brata uważnie, unosząc przy tym pytająco brew.
- Gdzie idziesz? - zainteresował się, przechylając głowę lekko w bok.
- Muszę wyjaśnić parę niedokończonych spraw – oznajmił jedynie i opuścił pomieszczenie.
Młodszy z braci miał się już zacząć dopytywać o to bardziej, ale został pozostawiony w kuchni i po chwili w całym domu był już sam. Zacisnął wargi i pięść, czując nagły i wzbierający w nim gniew. Nienawidził tego, jak go tak traktował. Przypominało mu to czasy, gdy opuszczał dom, aby wyjść na misje i tylko stukał go w czoło na pożegnanie. Wiecznie go od wszystkiego odsuwał, jakby nie był osobą, o którą warto się zatroszczyć i zawsze starał sobie radzić ze wszystkim sam. Sasuke potrafił to zrozumieć, zresztą sam taki był, lecz on miał takiego Młotka za przyjaciela, który się do niego uczepił i nie puści. Itachi nie posiadał nikogo takiego. Jedyną osobą, co zdawała sobie sprawę z ilości zagrożeń jakie mogły na niego czyhać był właśnie on. Nie mógł jednak powstrzymać brata w żaden sposób od żadnej podjętej decyzji. Zawsze, wiecznie kazał mu zostawać z tyłu. Uderzył pięścią w stół, wylewając nieco wrzącej herbaty z kubka na swoją dłoń. Nie przejął się tym.
Naprawdę czasem nienawidził więzów krwi. Więź między rodzeństwem, niezależna od jego woli chęć, aby nie musiał Itachi przeć przez to wszystko samotnie. Do tego jeszcze na swój sposób się o niego martwił, lecz on zdawał się tego nie zauważać lub celowo od siebie odrzucać. Czuł się przez to w jakiś sposób idiotycznie tym dotknięty, zraniony.
Wcześniej nigdy nie odczuwał tak absurdalnych rzeczy. Wkurzało go to, ale wiedział, że nie był w stanie nic z tym obecnie zrobić. Mógł tylko snuć plan, aby brat go nieco go głosu w końcu dopuścił. Finalnie z zrezygnowanym westchnieniem zabrał się za konsumpcję śniadania, aby później po nim posprzątać i udać na górę. Musiał się w końcu ogarnąć.
Dzisiaj musiał się przejść i odebrać ich ostatnio zrobione zdjęcia. Uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie. W końcu to był jeden z tych dla nich szczęśliwych i dobrych dni. 
   Itachi nie miał problemu ze znalezieniem Hatake. Z drugiej strony nie było to niczym dziwnym, bo nie miał raczej powodu, aby się przed nim ukrywać. W zasadzie pewnie nawet nie podejrzewał tego typu wizyty z jego strony, po ich ostatnim spotkaniu.
- Cześć – przywitał się, siadając na sąsiedniej gałęzi do pogrążonego do tej pory w ulubionej lekturze Kakashiego.
Kopiujący Ninja zwrócił na niego swoje spojrzenie i opuścił rękę, w której trzymał książkę.
- Yo, co cię tu sprowadza? - zainteresował się, bo ich ostatnie rozstanie raczej sugerowało, że niekoniecznie będzie się starszy z braci Uchiha chciał z nim widzieć.
- Chciałem cię przeprosić za moje zachowanie ostatnio. Wiem, że chciałeś pomóc i do tego pewnie sam nie wiedziałeś co myśleć o moim nagłym powrocie – stwierdził, czując się niepomiernie głupio, jak teraz o całej tamtej sytuacji myślał.
- Nic nie szkodzi. Rozumiem, że miałeś nadzieję, aby się tego pozbyć. Początkowo faktycznie byłem tą informacją zaskoczony, ale znam cię i wierzę, iż twój powrót jest czymś dobrym. Może po prostu nigdy nie umiałem uwierzyć, żebyś naprawdę był zdrajcą – rzucił w zamyśleniu, unosząc lekko głowę ku górze i spoglądając na chmury.
Gdzieś w głębi siebie zawsze wiedział, iż ta zdrada nie może być prawdą. Ten człowiek za bardzo kochał wioskę i był temu miejscu niesamowicie oddany. Bardziej niż ktokolwiek.
Uchiha zastanowił się nad jego słowami, które wlały jakieś miłe ciepło do jego serca. Przyjemne to było niesamowicie uczucie, gdy okazuje się, że dawny przyjaciel wciąż w ciebie wierzy, choć zdecydowanie na to nie zasługiwał przez swoje postępowanie.
- Nie mam pojęcia, co mój powrót tutaj przyniesie – przyznał, nieco tą kwestią zatroskany.
Intencje miał dobre, lecz nie mógł być pewnym czy to, co leży na jego barkach go nie przerośnie. Nie chciał jednak nikogo trapić tym, a jeszcze bardziej narażać.
- Zobaczymy. Pamiętaj tylko, że nie jesteś sam. Jeśli mi pozwolisz, to pomogę – zapewnił go Kopiujący Ninja, wiedząc doskonale jaki tryb pracy ten preferował - wolał działać sam.
- Dziękuję – odparł jedynie, nie wiedząc co miałby dodać, aby móc wyrazić jak drogie były dla niego te słowa. Nawet, jeśli chciał podjąć się swojej misji samotnie, to miał przyjaciela. Mógł przynajmniej być pewien, iż ten go nie znienawidził i w zasadzie jest jak kiedyś.
Przez dłuższą chwilę panowała między nimi cisza. Każdy pogrążył się w swoich rozmyśleniach. Uchiha na powrót wrócił myślami do sytuacji z rana, myśląc o tym jak bardzo okropne jest to co chciałby uczynić. Do tego nie wiedział jak się przed tym bronić. Chciałby móc się tego pozbyć jak ręką odjął, a jednak lata mijały i tak naprawdę nic nie udało mu się zmienić. Czuł się przeklęty i brudny, lecz nie mógł tym razem odejść.
Hatake dłuższą chwilę mu się przyglądał uważnie widząc, że coś go silnie gnębiło.
- Strasznie się zachmurzyłeś. Coś się stało? - postanowił zapytać z nadzieją, by się ten przed nim otworzył. Ukrywanie i duszenie wszystkiego w sobie nie wychodziło na dobre.
Itachi lekko zagryzł wargę, bo jednak temat nie był czymś, co raczej powinien mu mówić. Na pewno by się po nim tego nie spodziewał i nie był pewien jak mógłby zareagować. Nie chciał stracić przyjaciela i być w jego oczach, jakimś obrzydliwym wykolejeńcem.
- Nic się nie stało. Obawiam się, że nie mogę zdradzić ci przyczyn mojego nastroju – oznajmił, mając cichą nadzieję, by mu po prostu odpuścił. Lepiej byłoby tak dla nich obu.
Kakashi westchnął ciężko, gdy otrzymał taką odpowiedź. Spodziewał się tego w zasadzie.
- Powinieneś mi zaufać. Nie ze wszystkim możemy poradzić sobie sami – stwierdził.
Uchiha zamyślił się na dłuższą chwilę. Chciałby to zrobić, pozwolić sobie na to, aby chwycić dłoń drugiej osoby. Zwykle nie mógł sobie na to przystanąć, żeby nikt nie poniósł z jego względu śmierci. Nie chciał być dla nikogo ciężarem i naprawdę podziwiał ludzi, którzy pokładali w niego wiarę na tyle dużą, aby pozwolić mu na przykład tutaj wrócić.
Z drugiej strony nie posiadał innej równie bliskiej osoby, co dawny kapitan ANBU tutaj.
Był jedyną osobą, której mógł się zwierzyć z nadzieją, że nie będzie chciał uciec od niego.
A nie był zbyt pewny tego czy uda mu się poradzić z tymi nieczystymi emocjami.
- Kocham Sasuke bardziej niż powinien brat – oznajmił na jednym wdechu, a chwilę
później zamarł, widząc młodszego, który wyszedł z alejki obok drzewa, gdzie siedzieli.
   Sasuke wracał właśnie ściskając kopertę, w której znajdowały się fotografie, gdy usłyszał głos swego brata i wyznanie jakie padło z jego ust. Zadarł głowę i spojrzał w szoku na przerażone oblicze brata, co tylko potwierdziło, że słowa jakie usłyszał są prawdziwe.
Nie potrafił tego pojąć, wyobrazić sobie takiej sytuacji i tajemnicy. Ufał mu, a ten miał taki przed nim sekret. A miał święte prawo wiedzieć coś takiego, choć obecnie nie wiedział jak powinien zareagować czy też myśleć o tym. Okoliczności jednak były przypadkowe.
- Sasuke, ja... – zaczął Itachi, lecz młodszy nie miał zamiaru mu dać dokończyć.
- Zamknij się i nie pokazuj mi na oczy! - warknął wściekły i po prostu stamtąd odbiegł.
Miał niesamowicie duszącą potrzebę, aby stamtąd odejść, nie patrzeć na jego twarz, nie słyszeć tak dobrze znanego sobie głosu. Nie miał ochoty go widzieć w tej chwili bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Do tego czuł się w niezrozumiały dla siebie sposób zraniony.
Itachi w pierwszym odruchu chciał udać się za nim, ale poczuł powstrzymującą go dłoń na ramieniu. Odwrócił głowę, w stronę Kakashiego, który pokręcił lekko głową.
- Zostaw go samego. Będzie musiał sam uporać się z tą wiedzą. Tak będzie najlepiej.
Uchiha popatrzył na niego niezbyt ufnie, niczym zagoniony w kozi róg ranny wilk.
- Na pewno świetnie sobie poradzi skoro nie chce mnie nawet widzieć – warknął wściekły i wyszarpał się z jego uścisku, aby zeskoczyć z drzewa.
- W takim stanie sam mu nie pomożesz. Możesz jeszcze to pogorszyć – stwierdził, patrząc ja ten jedynie zaczyna zmierzać w tylko sobie znanym kierunku. Na pewno nie był w stanie go powstrzymać, więc pozostało mu mieć nadzieję, że nie zrobi w tym czasie nic głupiego.
Itachi błąkał się po mieście do wieczora, starając się uspokoić wrzący w nim gniew. Nie był nawet pewny na co jest skierowany, bo nie było nawet kogo za tą sytuację winić.
Gdy wszedł do domu w budynku panowała niezmącona cisza. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że jego młodszy braciszek wyniósł się z domu. Nie było by to nawet dziwne. Czuł jednak na samą myśli ściskający, niczym kleszcze strach, który odbierał mu dech. Nie chciałby zostać w taki sposób porzucony. Wolałby już, aby ten go zabił własnymi rękami, jakby miało mu to w czymkolwiek ulżyć. Myśl, gdzie młodszy się od niego odsuwa i miałby z tym żyć była nie do zniesienia. Wyobrażenie sobie tego sprawiało, iż czuł się, jakby tonął z rozpaczy. Odetchnął głęboko i skupił, lokalizując jego obecność w pokoju.
Udał się na górę i poszedł do siebie, nie próbując nawet do nie zapukać. Wątpił, aby mu miał zamiar otworzyć. Usiadł na parapecie okna i spoglądał na chylące się ku zachodowi słońce, zastanawiając przy tym ile czasu będzie musiał się z tą prawdą Sasuke oswajać.
Itachi, przybądź do bazy na pieczętowanie – usłyszał wewnątrz swego umysłu komunikat wypowiedziany przez Paina, który przyprawił go o lekki dreszcz niepokoju.
W końcu to znaczyło, że pozostał im do schwytania tylko jeden jinchuuriki – Naruto.
Podniósł się ze swojego miejsca i poszedł spakować sobie kilka potrzebnych rzeczy.
Miał już wychodzić, lecz jego wzrok padł na stojący na biurku kalendarz. Prawie o tym zapomniał. Podszedł do szuflady biurka i wyciągnął z niego pudełko, które zabrał ze sobą.
Idąc przez korytarz zatrzymał się przy drzwiach od pokoju młodszego brata. Patrzył na nie, jakby te zaraz miały się okazać magicznym lustereczkiem i zastanawiał czy powinien zapukać. Uniósł już zaciśniętą w pięść dłoń, lecz się zawahał. Postanowił zabrany z szuflady przedmiot po prostu położyć pod drzwiami i się oddalić. Nie chciał mu się narzucać. W końcu miał zamiar dać mu potrzebny czas, tak jak mówił mu Kakashi.
Sasuke słysząc dźwięk oddalających się drzwi kroków odetchnął z ulgą. Obawiał się, że będzie zmuszony do przeprowadzenia jakiejś rozmowy. Nie czuł się jednak na to w żaden sposób przygotowany. Dalej nie miał pojęcia, jak powinien postąpić, aby zrozumieć jego oraz samego siebie. Cisza, która ponownie zapanowała sprawiła, że postanowił wstać z łóżka i podejść do drzwi i je otworzyć. Popatrzył na kwadratowe pudełko przed nimi i je podniósł, marszcząc zdezorientowany brwi. Otworzył je i ujrzał naszyjnik, z którym jego brat odkąd pamiętał nigdy się nie rozstawał. Jego umysł okryła obawa.
Czy Itachi przez jego wcześniejsze słowa postanowił go opuścić?
Przez podarowanie mu tak ważnego przedmiotu wydało się mu to prawdopodobne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz