Obudził
się, wyrwany ze snu gwałtownym atakiem kaszlu. Przytknął dłoń
do ust, zanosząc się nim dłuższą chwilę. Spojrzał na swoją
dłoń, na której widniały drobinki krwi i westchnął ciężko,
udając do łazienki, aby zmyć to z siebie. Zanurzając ręce pod
wodą spojrzał w lustro, zastanawiając się ile mu jeszcze zdrowia
pozostało. Był świadomy tego, że nie powinien się nadwyrężać,
ale nie miał zamiaru odmawiać bratu treningu wczoraj. Był już
tutaj z dobre dwa tygodnie, co przypomniało mu, że od tamtej pory
nie zamienił słowa z Hatake. Skupił się tak na spędzeniu czasu z
młodszym bratem, iż zapomniał o chęci naprawy ich dawnej relacji.
Był jedną z osób, która na to zasługiwała, a nie na porzucenie
z frustracji, gdy usiłował mu pomóc. Z tym postanowieniem zszedł
na dół.
Przechodząc
koło salonu jego uwagę przykuła zapalona lampa, która stała koło
kanapy. Podszedł i wyłączył ją, a jego uwagę przykuł śpiący
Sasuke na sofie. Wczoraj zostawił go tu wieczorem, gdy studiował
zwój, który obecnie całkowicie rozwinięty w połowie był na
podłodze. Zbliżył się nieco i spojrzał na spokojną twarz
młodszego. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął się nad nim
pochylać. Dwa przydługie kosmyki opadły po obu stronach twarzy
młodszego, ale dopiero myśl, że ma cholerną ochotę go pocałować
otrzeźwiła go na tyle, aby wręcz natychmiast się wyprostował.
Przypomniał sobie też bardzo dobitnie, dlaczego trzymanie się z
dala było wcześniej dobre. Myśli, że ich więź jest wyjątkowa
nie wzięły się znikąd. Przed masakrą klanu już zmuszony był
poddać ich relacje analizie. Obserwując relacje innych rodzeństw
ich własna się bardzo wyróżniała. Nie dostrzegał w niej
typowych schematów, gdzie kłócą się czy też pojawia się
zazdrość o młodszego.
Walk
między nimi, pomijając różnicę wieku o cokolwiek także nie
było. On raczej czuł się odpowiedzialny za opiekę nad Sasuke, bo
wiele dla niego znaczył. Nie musiałby go nikt prosić, aby go
chronić. Zrobiłby wszystko, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo.
Czasem już w tamtym okresie nachodziły go samolubne myśli, gdzie
pragnieniem było posiadanie go dla siebie. Mógłby spędzać z nim
tyle czasu ile zapragnie. Obecnie jednak jego myśli, które kiedyś
wydawać się mogły tak niewinne sprawiały, że im dłużej spędzał
z nim czas tym bardziej skręcały i stawały się krzywe.
Nieodpowiednie i natarczywe. Na swój sposób go to przerażało. Nie
chciał zniszczyć tej powoli wstającej z kolan relacji
bezpowrotnie, jakimś niekontrolowanym wyskokiem. Naprawdę. Pragnął
móc po prostu być przy nim.
A
jednocześnie odczuwał coś mocno sprzecznego z tymi czystymi
intencjami, gdy spoglądał na jego spokojną, pogrążoną w krainie
snów twarz. Nienawidził siebie za to.
Odszedł
nieco pośpiesznie, w stronę kuchni uznając, że najlepiej się
będzie wycofać.
Nie
chciał, żeby znowu jakiś impuls wkradł się do jego głowy.
Jeszcze by nad tym nie zapanował i sprowadził na siebie armagedon.
Obecnie i tak czuł się zbyt roztrzęsiony wewnętrznie. Wolał nie
brać pod uwagę czarnych scenariuszy i zająć swoje myśli dla
odmiany kwestią tego, co zrobić im na śniadanie. Zastanowił się
na dłuższą chwilę, co mógłby chcieć zjeść jego brat. Przez
chwilę wydawało mu się to dość trudną kwestią, dopóki nie
przypomniał sobie jego ulubionego warzywa. W końcu zbliżały się
jego urodziny, więc miał zamiar dołożyć wszelkich starań, aby
spędził ten czas szczęśliwie.
Drgnął
nagle zaskoczony, gdy poczuł jak ktoś go obejmuje, a następnie
opiera mu podbródek na ramieniu. Spojrzał w stronę przybysza,
napotykając zaraz bliźniacze tęczówki, w których lśniło
zainteresowanie, pomimo zachowanego zaspania.
-
Coś mi ładnie pachniało, więc przyszedłem zobaczyć co robisz –
wyjaśnił z miną niewiniątka.
Itachi
pokręcił lekko głową, pozwalając sobie na delikatne uniesienie
kącików ust.
-
Oczywiście – oznajmił, starając się nie myśleć o tym jak
bardzo na niego wpływała taka bliskość. Nie powinien mu tak
wisieć na plecach, ale przecież on o niczym nie wiedział.
-
A teraz siadaj, skoro już wyczułeś z salonu pomidory – dodał
nieco tym rozbawiony.
-
Wcale nie wyczułem. Nie da się tak – zaprzeczył młodszy, lecz
posłusznie odsunął się od Itachi'ego. Zresztą domyślał się, że
pewnie i tak za długo naruszał jego przestrzeń osobistą. Starszy
brat wydawał się tego nie lubić. Zresztą Sasuke też nie był
takim zwolennikiem. Sytuacji tej była winna ciekawość, co zrobił
mu dobrego do jedzenia. Wyglądało na to, iż jego zawsze niezawodny
brat doskonale pamiętał co lubi, pomimo sporego upływu czasu.
Ostatni raz przygotowywał mu coś do jedzenia, gdy ich rodzice wtedy
żyli. Byli jeszcze w tamtym okresie szczęśliwą rodziną. Zasępił
się nieco przez te myśli. One jednak do niego uporczywie wracały,
nie pozwalając zaznać wytchnienia. Było to, niczym nigdy nie
gojąca się rana, która tylko na jakiś czas przestaje krwawić,
aby w najmniej oczekiwanym momencie zacząć od nowa. Czasem
zastanawiał się przez to, czy kiedykolwiek będzie mógł zaznać
spokoju. Potrafiło to mu nawet przeszkadzać w tym, żeby na nowo
zaakceptować obecność starszego brata w jego życiu. A przecież
to on sam chciał jego powrotu i go do tego namawiał. Pragnął
ostatniej namiastki rodziny, lecz okrutna zbrodnia ciągnęła się
za nimi, niczym najgorsze widmo. Rodzice by tego nie chcieli. Ta myśl
często pomagała mu otrząsnąć się z nieprzyjemnych odczuć wobec
brata. One wciąż w nim były, gdzieś wewnątrz dalej miał go za
mordercę i kryminalistę. Starał się więc z całych sił to
odmienić. Sprawić, aby było jak dawniej, lecz wtedy uraz sprzed
lat uderzał mocniej. Przez co wątpił, czy odzyskanie go to był
dobry pomysł. Nie miał pojęcia, jak długo podoła
przeciwstawianiu się temu bólowi, który zaciskał się na jego
klatce piersiowej. Uczuciu bycia bezsilnym wobec własnych emocji.
Nienawidził tego.
Drgnął
lekko, gdy przed nosem postawiono mu talerz kanapek z pomidorem.
Popatrzył na brata w pierwszym momencie zdezorientowany, bo został
wyrwany z amoku myśli.
-
Smacznego – rzucił Itachi, stawiając obok kubek z herbatą.
-
Dziękuję – odpowiedział, obserwując uważnie brata i po jego
zachowaniu będąc pewnym, że celowo nie pytał go nad czym się
zastanawiał. Przeraziła go myśl, że mógł uzewnętrznić
przypadkiem, choćby przez wyraz twarzy te wstrętne emocje, jakie
się wkradły do jego umysłu, a później rozeszły po całym ciele,
niczym zabójcza trucizna.
-
Ja będę szedł. Wrócę za jakiś czas – starszy znowu
nieoczekiwanie zabrał głos.
Sasuke
spojrzał na brata uważnie, unosząc przy tym pytająco brew.
-
Gdzie idziesz? - zainteresował się, przechylając głowę lekko w
bok.
-
Muszę wyjaśnić parę niedokończonych spraw – oznajmił jedynie
i opuścił pomieszczenie.
Młodszy
z braci miał się już zacząć dopytywać o to bardziej, ale został
pozostawiony w kuchni i po chwili w całym domu był już sam.
Zacisnął wargi i pięść, czując nagły i wzbierający w nim
gniew. Nienawidził tego, jak go tak traktował. Przypominało mu to
czasy, gdy opuszczał dom, aby wyjść na misje i tylko stukał go w
czoło na pożegnanie. Wiecznie go od wszystkiego odsuwał, jakby nie
był osobą, o którą warto się zatroszczyć i zawsze starał sobie
radzić ze wszystkim sam. Sasuke potrafił to zrozumieć, zresztą
sam taki był, lecz on miał takiego Młotka za przyjaciela, który
się do niego uczepił i nie puści. Itachi nie posiadał nikogo
takiego. Jedyną osobą, co zdawała sobie sprawę z ilości zagrożeń
jakie mogły na niego czyhać był właśnie on. Nie mógł jednak
powstrzymać brata w żaden sposób od żadnej podjętej decyzji.
Zawsze, wiecznie kazał mu zostawać z tyłu. Uderzył pięścią w
stół, wylewając nieco wrzącej herbaty z kubka na swoją dłoń.
Nie przejął się tym.
Naprawdę
czasem nienawidził więzów krwi. Więź między rodzeństwem,
niezależna od jego woli chęć, aby nie musiał Itachi przeć przez
to wszystko samotnie. Do tego jeszcze na swój sposób się o niego
martwił, lecz on zdawał się tego nie zauważać lub celowo od
siebie odrzucać. Czuł się przez to w jakiś sposób idiotycznie
tym dotknięty, zraniony.
Wcześniej
nigdy nie odczuwał tak absurdalnych rzeczy. Wkurzało go to, ale
wiedział, że nie był w stanie nic z tym obecnie zrobić. Mógł
tylko snuć plan, aby brat go nieco go głosu w końcu dopuścił.
Finalnie z zrezygnowanym westchnieniem zabrał się za konsumpcję
śniadania, aby później po nim posprzątać i udać na górę.
Musiał się w końcu ogarnąć.
Dzisiaj
musiał się przejść i odebrać ich ostatnio zrobione zdjęcia.
Uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie. W końcu to był jeden
z tych dla nich szczęśliwych i dobrych dni.
Itachi
nie miał problemu ze znalezieniem Hatake. Z drugiej strony nie było
to niczym dziwnym, bo nie miał raczej powodu, aby się przed nim
ukrywać. W zasadzie pewnie nawet nie podejrzewał tego typu wizyty z
jego strony, po ich ostatnim spotkaniu.
-
Cześć – przywitał się, siadając na sąsiedniej gałęzi do
pogrążonego do tej pory w ulubionej lekturze Kakashiego.
Kopiujący
Ninja zwrócił na niego swoje spojrzenie i opuścił rękę, w
której trzymał książkę.
-
Yo, co cię tu sprowadza? - zainteresował się, bo ich ostatnie
rozstanie raczej sugerowało, że niekoniecznie będzie się starszy
z braci Uchiha chciał z nim widzieć.
-
Chciałem cię przeprosić za moje zachowanie ostatnio. Wiem, że
chciałeś pomóc i do tego pewnie sam nie wiedziałeś co myśleć o
moim nagłym powrocie – stwierdził, czując się niepomiernie
głupio, jak teraz o całej tamtej sytuacji myślał.
-
Nic nie szkodzi. Rozumiem, że miałeś nadzieję, aby się tego
pozbyć. Początkowo faktycznie byłem tą informacją zaskoczony,
ale znam cię i wierzę, iż twój powrót jest czymś dobrym. Może
po prostu nigdy nie umiałem uwierzyć, żebyś naprawdę był
zdrajcą – rzucił w zamyśleniu, unosząc lekko głowę ku górze
i spoglądając na chmury.
Gdzieś
w głębi siebie zawsze wiedział, iż ta zdrada nie może być
prawdą. Ten człowiek za bardzo kochał wioskę i był temu miejscu
niesamowicie oddany. Bardziej niż ktokolwiek.
Uchiha
zastanowił się nad jego słowami, które wlały jakieś miłe
ciepło do jego serca. Przyjemne to było niesamowicie uczucie, gdy
okazuje się, że dawny przyjaciel wciąż w ciebie wierzy, choć
zdecydowanie na to nie zasługiwał przez swoje postępowanie.
-
Nie mam pojęcia, co mój powrót tutaj przyniesie – przyznał,
nieco tą kwestią zatroskany.
Intencje
miał dobre, lecz nie mógł być pewnym czy to, co leży na jego
barkach go nie przerośnie. Nie chciał jednak nikogo trapić tym, a
jeszcze bardziej narażać.
-
Zobaczymy. Pamiętaj tylko, że nie jesteś sam. Jeśli mi pozwolisz,
to pomogę – zapewnił go Kopiujący Ninja, wiedząc doskonale jaki
tryb pracy ten preferował - wolał działać sam.
-
Dziękuję – odparł jedynie, nie wiedząc co miałby dodać, aby
móc wyrazić jak drogie były dla niego te słowa. Nawet, jeśli
chciał podjąć się swojej misji samotnie, to miał przyjaciela.
Mógł przynajmniej być pewien, iż ten go nie znienawidził i w
zasadzie jest jak kiedyś.
Przez
dłuższą chwilę panowała między nimi cisza. Każdy pogrążył
się w swoich rozmyśleniach. Uchiha na powrót wrócił myślami do
sytuacji z rana, myśląc o tym jak bardzo okropne jest to co
chciałby uczynić. Do tego nie wiedział jak się przed tym bronić.
Chciałby móc się tego pozbyć jak ręką odjął, a jednak lata
mijały i tak naprawdę nic nie udało mu się zmienić. Czuł się
przeklęty i brudny, lecz nie mógł tym razem odejść.
Hatake
dłuższą chwilę mu się przyglądał uważnie widząc, że coś go
silnie gnębiło.
-
Strasznie się zachmurzyłeś. Coś się stało? - postanowił
zapytać z nadzieją, by się ten przed nim otworzył. Ukrywanie i
duszenie wszystkiego w sobie nie wychodziło na dobre.
Itachi
lekko zagryzł wargę, bo jednak temat nie był czymś, co raczej
powinien mu mówić. Na pewno by się po nim tego nie spodziewał i
nie był pewien jak mógłby zareagować. Nie chciał stracić
przyjaciela i być w jego oczach, jakimś obrzydliwym wykolejeńcem.
-
Nic się nie stało. Obawiam się, że nie mogę zdradzić ci
przyczyn mojego nastroju – oznajmił, mając cichą nadzieję, by
mu po prostu odpuścił. Lepiej byłoby tak dla nich obu.
Kakashi
westchnął ciężko, gdy otrzymał taką odpowiedź. Spodziewał się
tego w zasadzie.
-
Powinieneś mi zaufać. Nie ze wszystkim możemy poradzić sobie sami
– stwierdził.
Uchiha
zamyślił się na dłuższą chwilę. Chciałby to zrobić, pozwolić
sobie na to, aby chwycić dłoń drugiej osoby. Zwykle nie mógł
sobie na to przystanąć, żeby nikt nie poniósł z jego względu
śmierci. Nie chciał być dla nikogo ciężarem i naprawdę
podziwiał ludzi, którzy pokładali w niego wiarę na tyle dużą,
aby pozwolić mu na przykład tutaj wrócić.
Z
drugiej strony nie posiadał innej równie bliskiej osoby, co dawny
kapitan ANBU tutaj.
Był
jedyną osobą, której mógł się zwierzyć z nadzieją, że nie
będzie chciał uciec od niego.
A
nie był zbyt pewny tego czy uda mu się poradzić z tymi nieczystymi
emocjami.
-
Kocham Sasuke bardziej niż powinien brat – oznajmił na jednym
wdechu, a chwilę
później
zamarł, widząc młodszego, który wyszedł z alejki obok drzewa,
gdzie siedzieli.
Sasuke
wracał właśnie ściskając kopertę, w której znajdowały się
fotografie, gdy usłyszał głos swego brata i wyznanie jakie padło
z jego ust. Zadarł głowę i spojrzał w szoku na przerażone
oblicze brata, co tylko potwierdziło, że słowa jakie usłyszał są
prawdziwe.
Nie
potrafił tego pojąć, wyobrazić sobie takiej sytuacji i tajemnicy.
Ufał mu, a ten miał taki przed nim sekret. A miał święte prawo
wiedzieć coś takiego, choć obecnie nie wiedział jak powinien
zareagować czy też myśleć o tym. Okoliczności jednak były
przypadkowe.
-
Sasuke, ja... – zaczął Itachi, lecz młodszy nie miał zamiaru mu
dać dokończyć.
-
Zamknij się i nie pokazuj mi na oczy! - warknął wściekły i po
prostu stamtąd odbiegł.
Miał
niesamowicie duszącą potrzebę, aby stamtąd odejść, nie patrzeć
na jego twarz, nie słyszeć tak dobrze znanego sobie głosu. Nie
miał ochoty go widzieć w tej chwili bardziej niż kiedykolwiek
wcześniej. Do tego czuł się w niezrozumiały dla siebie sposób
zraniony.
Itachi
w pierwszym odruchu chciał udać się za nim, ale poczuł
powstrzymującą go dłoń na ramieniu. Odwrócił głowę, w stronę
Kakashiego, który pokręcił lekko głową.
-
Zostaw go samego. Będzie musiał sam uporać się z tą wiedzą. Tak
będzie najlepiej.
Uchiha
popatrzył na niego niezbyt ufnie, niczym zagoniony w kozi róg ranny
wilk.
-
Na pewno świetnie sobie poradzi skoro nie chce mnie nawet widzieć –
warknął wściekły i wyszarpał się z jego uścisku, aby zeskoczyć
z drzewa.
-
W takim stanie sam mu nie pomożesz. Możesz jeszcze to pogorszyć –
stwierdził, patrząc ja ten jedynie zaczyna zmierzać w tylko sobie
znanym kierunku. Na pewno nie był w stanie go powstrzymać, więc
pozostało mu mieć nadzieję, że nie zrobi w tym czasie nic
głupiego.
Itachi
błąkał się po mieście do wieczora, starając się uspokoić
wrzący w nim gniew. Nie był nawet pewny na co jest skierowany, bo
nie było nawet kogo za tą sytuację winić.
Gdy
wszedł do domu w budynku panowała niezmącona cisza. Przez chwilę
przeszło mu przez myśl, że jego młodszy braciszek wyniósł się
z domu. Nie było by to nawet dziwne. Czuł jednak na samą myśli
ściskający, niczym kleszcze strach, który odbierał mu dech. Nie
chciałby zostać w taki sposób porzucony. Wolałby już, aby ten
go zabił własnymi rękami, jakby miało mu to w czymkolwiek ulżyć.
Myśl, gdzie młodszy się od niego odsuwa i miałby z tym żyć była
nie do zniesienia. Wyobrażenie sobie tego sprawiało, iż czuł się,
jakby tonął z rozpaczy. Odetchnął głęboko i skupił,
lokalizując jego obecność w pokoju.
Udał
się na górę i poszedł do siebie, nie próbując nawet do nie
zapukać. Wątpił, aby mu miał zamiar otworzyć. Usiadł na
parapecie okna i spoglądał na chylące się ku zachodowi słońce,
zastanawiając przy tym ile czasu będzie musiał się z tą prawdą
Sasuke oswajać.
Itachi,
przybądź do bazy na pieczętowanie – usłyszał wewnątrz
swego umysłu komunikat wypowiedziany przez Paina, który przyprawił
go o lekki dreszcz niepokoju.
W
końcu to znaczyło, że pozostał im do schwytania tylko jeden
jinchuuriki – Naruto.
Podniósł
się ze swojego miejsca i poszedł spakować sobie kilka potrzebnych
rzeczy.
Miał
już wychodzić, lecz jego wzrok padł na stojący na biurku
kalendarz. Prawie o tym zapomniał. Podszedł do szuflady biurka i
wyciągnął z niego pudełko, które zabrał ze sobą.
Idąc
przez korytarz zatrzymał się przy drzwiach od pokoju młodszego
brata. Patrzył na nie, jakby te zaraz miały się okazać magicznym
lustereczkiem i zastanawiał czy powinien zapukać. Uniósł już
zaciśniętą w pięść dłoń, lecz się zawahał. Postanowił
zabrany z szuflady przedmiot po prostu położyć pod drzwiami i się
oddalić. Nie chciał mu się narzucać. W końcu miał zamiar dać
mu potrzebny czas, tak jak mówił mu Kakashi.
Sasuke
słysząc dźwięk oddalających się drzwi kroków odetchnął z
ulgą. Obawiał się, że będzie zmuszony do przeprowadzenia jakiejś
rozmowy. Nie czuł się jednak na to w żaden sposób przygotowany.
Dalej nie miał pojęcia, jak powinien postąpić, aby zrozumieć
jego oraz samego siebie. Cisza, która ponownie zapanowała sprawiła,
że postanowił wstać z łóżka i podejść do drzwi i je otworzyć.
Popatrzył na kwadratowe pudełko przed nimi i je podniósł,
marszcząc zdezorientowany brwi. Otworzył je i ujrzał naszyjnik, z
którym jego brat odkąd pamiętał nigdy się nie rozstawał. Jego
umysł okryła obawa.
Czy
Itachi przez jego wcześniejsze słowa postanowił go opuścić?
Przez
podarowanie mu tak ważnego przedmiotu wydało się mu to
prawdopodobne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz