Sebastian,
gdy wyszedł z pokoju, zbudzony dźwiękiem głośnego programu
rozrywkowego poszedł do salonu, aby sprawdzić co się właściwie
dzieje. Grający odbiornik telewizyjny sam w sobie był dźwiękiem,
który nie należał do jego naturalnych budzików. Do tego to nie
było końcem niespodzianek, bo zastał na miejscu swego szefa
ubranego totalnie zwyczajnie. To także nie należało do
normalności. Czuł się nieco dziwnie, jakby zaburzono mu właśnie
jakiś irracjonalny porządek, do którego został przyzwyczajony.
-
Jakieś święto przegapiłem? - zapytał na wstępie zamiast się
przywitać.
Jim
odwrócił głowę, w stronę snajpera.
-
Nie wydaje mi się, chociaż… - udał, że się nad tym zastanawia.
- Robimy sobie dzisiaj wolne i idziemy do Zoo – oznajmił, starając
się nie okazywać zbytnio swego entuzjazmu.
Sebastian
z początku nawet się ucieszył, że będzie miał chwilę
odpoczynku dla siebie.
Zaraz
jednak dotarło do niego jak bardzo się przeliczył. Nie pytał,
dlaczego taki cel obrał sobie, jako miejsce na spędzanie wolnego
czasu. W końcu wszystko wskazywało na to, że będzie tam z nim.
Przynajmniej była większa szansa na przeżycie dla geniusza.
Do
tego miał nadzieję, iż jego przełożony nie zamierza realizować
tam żadnych szalonych
pomysłów.
Chociaż szanse na to były zatrważająco małe, ale pomarzyć
zawsze można.
-
Jasne – odparł jedynie, aby chwilę później opuścić
pomieszczenie.
Kilka
godzin później stał w kolejce po bilet, czując się co najmniej
nie na miejscu, gdy widział te wszystkie rodziny z dziećmi. W
chwili zdobywania biletów młoda kasjerka zdecydowanie brała ich za
parę i to nie kumpli. Zabójca czuł, że ten dzień będzie na
pewno szalony i nie podobało mu się to ani trochę. Przekroczyli
bramę i ruszyli zwiedzać.
Widzieli
żyrafy, a Moriarty ochoczo zrobił im sesję zdjęciową. Jakieś
antylopy, lemury, spoglądające na ciebie, jakby były wiecznie
zdziwione. Jakieś małpy, a obok klatka lwa, który leżał i
wydawał się bardzo spoglądaniem na ludzi znudzony. Udali się do
niedźwiedzi, ale tutaj już Moran musiał trzymać Napoleona Zbrodni
nieco z dala od barierek, bo jak go początkowo dopuścił, to
przechylił się tak, że jeszcze by mu tam wleciał. Na to mu nie
miał zamiaru pozwalać. Później zawędrowali do tygrysów, które
przechadzały się blisko ogrodzenia. Jim tak się im przyjrzał,
później zerknął na swego towarzysza, zaraz wracając
zainteresowaniem do drapieżników.
-
Masz takie same spojrzenie jak one, gdy się wściekasz –
stwierdził, obserwując jak jeden tygrys odchodzi od ogrodzenia i
idzie ułożyć się gdzieś wygodnie na trawie, żeby móc wygrzewać
się w spokoju.
Sebastian
prychnął, lekko rozbawiony słowami szefa. Absurdalnych rzeczy się
doszukiwał.
-
Nie ma mowy. Żaden ze mnie tygrys – rozbawiony pokręcił głową,
mając przed oczami wizję tygrysa noszącego karabin snajperski w
pysku.
-
Skoro tak uważasz – wzruszył ramionami. - Ja wiem swoje – dodał
pod nosem i ruszył na dalsze zwiedzanie.
Dotarli
do sów. Moran podszedł do śnieżnobiałej, która siedziała na
dole swojej klatki i spoglądała na nich. Snajper poruszył jej
palcem przed oczami, patrząc jak ta otwiera dziób, jakby chciała
coś pożreć.
-
To chyba twoi krewni, w końcu sowy są mądre. Bardziej jednak widzę
podobieństwo, gdy otwiera dziób – stwierdził, zerkając na
Moriarty’ego, który posłał mu mordercze spojrzenie.
-
To żadni moi krewni. Zobacz, jak one się dziwnie na mnie gapią! -
zawołał oburzony.
Sebastian
rozejrzał się po klatkach sąsiadujących z tą, przy której
stali. Miał rację. Dwie sowy przyglądały się geniuszowi zbrodni.
-
Faktycznie. Może przypominasz im matkę – stwierdził, chętnie
korzystając z okazji droczenia się z szefem. Rzadko miał
sposobność, aby go podręczyć.
-
Przestań – Jim warknął już wyraźnie zirytowany jego
zachowaniem.
-
Zastrzel je albo wracajmy do domu – zarządził, widząc nagle
dobre rozwiązanie.
-
Wracajmy do domu – stwierdził Sebastian, wyraźnie zaskoczony
chęcią mordu na zwyczajnych ptakach.
Zresztą
nie miał przy sobie broni, a nawet gdyby jakąś miał, to nie
wykonałby tego szalonego polecenia. W tym wypadku wolał po prostu
wziąć szefa za rękę i wyprowadzić stąd ku uciesze kasjerki.
Może przypominasz im matkę XDD to mnie do końca rozłożyło na łopatki
OdpowiedzUsuń