poniedziałek, 15 kwietnia 2019

No regrets and yet every regret.


Witajcie!
 Ten tekst powstał ze względu na to, że jednak nie potrafiłam zostawić Jak Powstało Edo Tensei? w tej żałobnej formie. Uznałam, że Tobirama zasługuje na lepsze i to jest tak jakby druga część tamtego shota, lecz jako osobne teksty także można je czytać. ______________________________________________________

  Tobirama nie potrafił pogodzić się z pustką, jaka panowała w rezydencji, którą dzielił ze swoim starszym bratem. Czasem dalej odnosił wrażenie, jakby miał nagle wpaść do salonu i z całą swoją pasją zacząć opowiadać mu o czymś błahym. Tak już się nie działo. Jego brat, jak zwykle beztrosko i bezmyślnie zrobił coś głupiego. Nie był w stanie pojąć tej decyzji. Gdyby dał mu czas, mogliby znaleźć jakieś inne wyjście. Był pewien, że dałby radę coś wymyślić, aby nie musiał płacić takiej ceny. Głowił się naprawdę długo, jak mógłby zagrać śmierci na nosie. Przekopał się zdecydowanie przez niezliczone stosy zwojów, które miały dać mu odpowiedź lub naprowadzić na dobrą drogę. W końcu nie był pierwszym, który głowił się nad tym tematem. W przeszłości wielu chciało zatrzeć granicę między życiem, a śmiercią. Łączyła ich chęć odzyskania tego, co bliskie, ukochane i rozpaczliwe poczucie niesprawiedliwości.
Postanowił wyjść do sklepu, lawirując zwinnie między materiałami, z których korzystał. Opuścił chwilę później swoje mieszkanie. Idąc ulicą mijał ludzi, z którymi standardowo się witał. Słyszał jednak szepty za plecami dwóch staruszek, które łypały na nie dość nieprzyjaźnie, stojąc przy straganie z pomidorami.
- Sąsiadka mówiła, że chłopak chyba postradał zmysły – zaczęła z przejęciem – W jego klanie krążą plotki, że ma szalone ambicje, aby wskrzesić swego brata – dodała zaraz.
- Broń mu Boże zakłócać spokój zmarłym! - odparła druga kobieta istnie oburzona. - Zresztą od zawsze był jakiś inny. Aż dziwne, że tak pozytywny człowiek, jakim był Hashirama jest z nim spokrewniony – stwierdziła, a wtedy za nimi rozległo się chrząknięcie.
Obie odwróciły się, niczym na komendę i wyraźnie spięły, widząc obiekt swojej rozmowy.
- Przepraszam, mogłyby mnie panie przepuścić? - spytał uprzejmie, zdając się nie zauważać ich nerwowej reakcji. Kobiety rozsunęły się, jak na rozkaz, spoglądając na niego kontrolnie, zanim podjęły decyzje o wycofanie się po wymianie spojrzeń między sobą.
- Nie powinnyście wierzyć we wszystko co usłyszycie i roznosić to dalej – rzucił, gdy zdołały już postąpić kilka kroków w przód, a po tych słowach zamarły w bezruchu.
Jedna z nich już odwracała głowę w jego kierunku, aby odpowiedzieć. Napotkała dość mało przyjemne spojrzenie szkarłatnych tęczówek, tracąc na moment cała wolę walki.
Jej towarzyszka wykorzystała sprytnie tą chwilę, żeby ją pociągnąć za sobą i oddalić.
Odprowadził je wzrokiem, aby później, jakby nigdy nic wrócić do planu kupienia pomidorów. Później odwiedził jeszcze kilka sklepów, aż ruszył w drogę powrotną.
Obserwował mijane osoby, które w większość odzywały się do niego życzliwie.
Zastanawiało go, ilu z nich jest szczerych w swoich intencjach czy robią to z nawyku.
A w jak wielu oczach uchodzi, jak w przypadku tych staruszek za niepoczytalnego?
   To było naprawdę zabawne, bo nie uważał się za szalonego. Chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, z wątpliwej moralności tego co chciał zrobić. Oni nie mogli jednak go zrozumieć. Sam początkowo walczył ze sobą. Z pokusą, aby spróbować zakłócić odwieczne prawo. Miotał się między moralnością, a niesprawiedliwym wyrokiem losu. Właśnie z tego powodu porzucił etyczną stronę. Życie nie było sprawiedliwe.
Odebrało mu wszystko, co najbliższe. Dwójkę braci, gdy był młodszy i teraz Hashiramę, który był ostatnią ważną dla niego osobą na tym świecie. Bez niego nic nie było takie samo. Zresztą pomimo tej optymistycznej otoczki, rozumiał go jak nikt inny. Nie potrzebowali słów, aby się komunikować. On po prostu wiedział, a nawet sam Tobirama czasem nie miał pojęcia skąd. Odpowiadało mu to jednak, bo były rzeczy, które przez swój charakter nie mógł ubrać w słowa, a nawet ich wypowiedzieć. On po prostu je wiedział.
A teraz go nie było.
Opuścił go, choć obiecał mu dawno temu, że będą razem zawsze.
    Wszedł do mieszkania, wiedząc, że wspominanie tej obietnicy złożonej lata temu, gdy byli jeszcze dziećmi była głupotą. Nie mógł wyzbyć się jednak poczucia zdrady. Miał pełną świadomość, że starszy brat zrobił to przede wszystkim dla niego, aby go chronić.
Pewna część jego nie akceptowała tego rodzaju wymiany. Była to ta jego dziecięca mentalność, jakiej świadomy był jedynie Hashirama. Ona od czasu do czasu zabierała głos i tym samym utwierdzała go w przekonaniu, że jest młodszy. W końcu przypadła mu rola, gdzie przy charakterze starszego brata i jego zbyt luźnym oraz często naiwnym, przesadnie optymistycznym podejściu musiał być tym trzeźwo i realnie oceniającym sytuacje. A teraz czuł się urażony, niczym pięciolatek przez starą obietnicę z przeszłości.
Absurdalne to pod każdym względem. W końcu rzeczywistość nie pozwalała na wieczność. Wszystko powinno kiedyś mieć swój koniec. Dotychczas nawet nie zauważył, że to także było silnym olejem napędowym dla jego decyzji, aby pozbyć się okowów żelaznych reguł.
   Właśnie wtedy nadeszło olśnienie, które nakazało mu porzucić wszelkie zakupy w kuchni i wpaść do zagraconego najróżniejszymi woluminami pokoju. Zaczął się miotać pomiędzy tymi wszystkimi pomocami naukowymi, aby znaleźć te, których połączenie w całość, logicznie rzecz biorąc da mu pożądany efekt. A przynajmniej miał taką nadzieję. Wygrzebanie odpowiednich materiałów i ponowne ich zgłębienie zajęło mu trochę czasu. Finalnie w środku nocy udał się do rodzinnej krypty, gdzie jego brat został niedawno pochowany, aby pobrać nieco materiału genetycznego. Ciało nie był w aż tak zaawansowanym stadium rozkładu, aby nie było to możliwe. Kolejny krok, który był na krótkiej liście, jaką zrobił to już trudniejsza sprawa. Znowu uderzała w niego moralność. Potrzebował ofiary i to żywej z człowieka. Wiedział, że to jest złe. Niepoprawne i zdecydowanie nikt na to nie zasłużył. Przez moment rozważał nawet wycofanie się z tej zgubnej ścieżki, gdyby nie przypomniał sobie jednej rzeczy. Posiadał winowajcę tego całego cierpienia uwięzionego w lochach pod domem. Nie był w stanie odpuścić sobie stosownej wizji pomsty. Właśnie dlatego pozbył się swoich wszelkich hamulców.
To była uczciwa wymiana. Zresztą wizja dalszego osamotnienia, jakie odczuwał, gdy brata nie było przy nim za mocno wszczepiła swoje macki w jego umysł. Osoby tak hałaśliwej i żywej nie dało się zapomnieć.
Dla Tobiramy był jedynym, lecz niesamowicie jasnym promieniem światła, który pozwalał mu wierzyć w to marzenie idealistycznej wizji świata bez wojen, jaką szerzył jego brat.
   Dotarł na miejsce i otworzył drzwi, które prowadziły do dość długiej i obszernej piwnicy. Sięgnął po pochodnie, która była zawieszona na ścianie przy wejściu i ją odpalił, oświetlając sobie drogę. Finalnie zatrzymał się przy jednej z kilku cel, w której jako jedynej widać było nikły blask światła. Obecnie był jedynym gościem tego miejsca.
Skierował promień światła na osobę, która siedziała w środku na ziemi, opierając się o ścianę. Jego znużone, przepełnione pewnością siebie spojrzenie irytowało go.
Był zbyt spokojny i miał ochotę obedrzeć go z tej lekceważącej postawy. Nikt go nie uratuje.
- To co, nabrałeś odwagi? - usłyszał pytanie, okraszone nieskrywaną kpiną.
Tobirama jedynie pokręcił głową z politowaniem, aby odstawić żagiew na uchwyt na ścianie i wziąć za rozkładanie specjalnego zwoju, na który wysypał zawartość zdobytego materiału genetycznego. Wykonał odpowiednie pieczęcie i spojrzał na swoją ofiarę z nieskrywaną satysfakcją. Mężczyzna przestał czuć się pewnie, gdy w jego stronę zaczęły zmierzać symbole, które wcześniej pojawiły się na rozłożonym zwoju.
- Co ty chcesz zrobić?! - rzucił z nieskrywaną paniką, próbując uciec przed techniką.
- Cokolwiek zamierzasz, przestań – odskoczył poza zasięg ścigającego go atramentu po raz kolejny i podniósł wzrok na swojego oprawce. Widząc czerwone tęczówki, które z niezdrową fascynacją obserwowały jego nieudolna walkę o życie zrozumiał jedno – cokolwiek by nie powiedział, nie uchroni swojej skóry. Jak uniżonego by nie grał ten diabeł wygrał. Właśnie wtedy padł na kolana i najzwyczajniej po prostu się poddał.
Nie mógłby na tak małej przestrzeni uciekać w nieskończoność. Był, niczym szczur zamknięty w klatce.
- Dostajesz to, na co zasłużyłeś – skwitował Senju, wykrzywiając swoje usta w bezlitosnym uśmiechu.
To była ostatnia rzecz, jaką ujrzał, zanim wrzasnął przeraźliwie ujrzawszy śmierć.
Wymiana została zaakceptowana.
Tobirama obserwował, jak ciało przybiera postać jego starszego brata. Odzyskał go.
Nareszcie.
  Hashirama nie rozumiał, co się stało. Spojrzał na swoje dłonie i później rozejrzał. Widząc swego młodszego brata czuł się jeszcze mocniej zagubiony, bo był w ich piwnicy pod domem.
- Tobirama, co tu się dzieje? - zapytał, marszcząc brwi i podnosząc się z ziemi. Jego uwagę przykuł zwój leżący przy nogach brata.
- Przywróciłem cię do życia – odparł, jakby to było nic takiego. Wskrzeszanie jednak nie było żadną codziennością.
- Co zrobiłeś?! Czyś ty oszalał? – odparł, podchodząc do krat i zaciskając na nich dłonie.
- Naturalny porządek rzeczy nie jest czymś, co powinno się naruszać! - dodał, obawiając się jakie to może przynieść konsekwencje. Wszystko miało swoją cenę. Zwłaszcza, że jakby ktoś poznał taką technikę, to nie mogło wyjść z tego nic dobrego.
- Gdybyś nie postanowił pójść sobie i umrzeć nie musiałbym tego robić! - cierpliwość jednego z braci w końcu się skończyła. - Gdybyś nie postępował jak pieprzony bohater i dotrzymywał obietnic! - wykrzyczał z taką mocą swe pretensję, że starszy aż nieco odsunął się.
Zastanowiły go jego słowa, zwłaszcza te na temat obietnicy. Zmarszczył brwi, starając sobie przypomnieć o czym on właściwie mówił. Spojrzał na niego z zamiarem zapytania, ale jego wzrok sam mu przypomniał. Pozornie był taki sam jak zawsze, lecz znał go zbyt dobrze, aby nie skojarzyło mu się z czasem, gdy zginął Itama. Wewnątrz Tobiramy kryło się dziecko na którym ilość śmierci bliskich, gdy był młody doprowadziło do traumy. Zresztą nie tylko na niego to wpłynęło.
  Hashirama przez to miał wręcz obsesję na punkcie bezpieczeństwa brata. Właśnie z tego powodu powstała ta wioska, aby mógł się lepiej nim opiekować. Finalnie dla nich obu stała się pewnego rodzaju domem. Tobirama za to najbardziej bał się jego śmierci i związanej z tym samotności. On jako jedyny potrafił poznać jego prawdziwe odczucia, kryjące się za wyuczoną przez ich ojca postawą. Westchnął, uświadomiwszy sobie jak bardzo spartaczył. Wiedział, że wyjście, które wtedy obrał nie jest najlepsze, ale kierowała nim troska. Zupełnie zapomniał, jak może to wpłynąć na niego. Chociaż nie spodziewał się, aby mógł posunąć się aż do przyzwania go zza światów. Niegdyś próbował go oswoić z możliwą wizją swojej śmierci – skutkowało to bardzo ostrymi i trudnymi do zażegnania kłótniami. Nie pomagał też fakt, że on sam nie chciał już nigdy więcej doświadczyć śmierci jedynego brata, jaki mu pozostał. Usłyszał szczęk zamka i skrzypnięcie otwieranych drzwi.
To dopiero wyrwało go z lawiny myśli. Popatrzył na Tobiramę, który już wydawał mu się spokojniejszy. Podszedł do niego i go objął, przytulając do siebie mocno. Czuł, jak ten w pierwszym odruchu spina całe swoje ciało.
- Przepraszam, że cię zostawiłem – odparł szeptem, gładząc go lekko po plecach.
Młodszy rozluźnił się pod wpływem jego kojącego dotyku. To wróżyło dobrze, przestanie być na niego zły. - Już tego więcej nie zrobię. Będziemy razem. Zawsze i do końca – dodał, a Tobirama w tamtej chwili odwzajemnił jego uścisk.
- Dziękuję, Anija – odparł wierząc, że to doskonale wyrazi wszystko, co chciałby mu przekazać.
- Musimy jedynie zachować moje życie w sekrecie i tą technikę.
- Dobrze, jeśli to jest gwarancją, że ze mną będziesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz