Rzadko
zdarzało się, aby Hokage osobiście zjawiał się w budynku, gdzie
stacjonował korzeń. Ostatni raz było to za panowania Hiruzena, który
odebrał Tenzo i wcielił do sobie podległego oddziału ANBU. Tsunade w
towarzystwie dwóch członków oddziału skrytobójców przemierzała dość
rozległe podziemne imperium. Odprowadzana nieufnymi spojrzeniami oraz
szeptami podwładnych lidera podziemia wkroczyła na tereny mieszkalne. A
raczej te, gdzie mogła znaleźć właściciela tego miejsca. Zatrzymała się
przed rozsuwanymi drzwiami, za którymi mogła dostrzec zarys kilku
sylwetek.
-
Mogę wejść? - rzuciła, siląc się na uprzejmość. Chociaż naprawdę
nienawidziła załatwiać z tymi konkretnymi osobami jakichkolwiek spraw.
Nie potrafiła zdzierżyć ich staromodnego postrzegania spraw, określenia
scenariusza, jako czarny lub biały i nie biorąc pod uwagę szarości i
możliwości, jakie daje rozważenie niejednoznacznych rozwiązań.
Podejmowanie ryzyka. Właśnie tego zawsze się obawiali, stając się
przewrażliwioną bandą tchórzy.
- Proszę – rozległ się głos z drugiej strony.
Tsunade
nie czekając otworzyła drzwi, każąc chwilę wcześniej swojej ochronie
pozostać przed wejściem. Weszła w głąb pomieszczenia, spoglądając na
członków starszyzny.
-
Co ona tutaj robi? - spytała, wyraźnie zaskoczona jej wizytą Koharu.
Wyglądało na to, że nie poinformował swoich znajomych o wizycie, jaką
miała mu złożyć i na pewno o niej wiedział. Wzrokiem powędrowała do
Shimury, który zdawał się w ogóle nie poruszony oburzeniem swojej
przyjaciółki. Usiadła, przenosząc spojrzenie swoje na stolik z dzbankiem
na środku. Ten człowiek miał w sobie coś powodującego u niej niechęć.
-
Chciała porozmawiać, a skoro mieliście mnie odwiedzić, to uznałem, że
może przyjść – przyznał spokojnie, jakby niewspominanie tego nie było
żadnym nietaktem. - Domyślam się, że sprawa może być z wami powiązana –
dodał wyjaśnienia, odkładając filiżankę.
-
Chcę znać prawdę o misji Uchihy Itachiego. Kim on naprawdę jest? –
odparła, spoglądając pewnie na Shimurę, jakby chciała w ten sposób
przekazać, że nie da się u w żaden sposób oszukać. Nie ufała mu nigdy i
się z tym nigdy nie kryła. Oboje byli świadomi tego faktu i wzajemnej
niechęci wobec siebie. Fakt, że do tej pory odkąd zajmowała stanowisko
głowy wioski, ukrywał jakąś istotną rolę osoby, którą miała za okropnego
zbrodniarza wiele jej nasuwała wniosków. Nie chciał, aby wiedziała – to
pozwoliło jej na założenie o możliwym podjęciu prób mydlenia jej oczu.
Nie mogła okazać słabości. W tym wypadku mogła ją zgubić, naprawdę nikła
wiedza o współpracy z władzami wioski. Obecnie jedyne dowody z tamtych
okresów posiadali właśnie oni. Jej pozostało grać i blefować, jakby już
wiedziała wszystko i tylko potrzebowała od nich potwierdzenia.
Lider
Korzenia w zasadzie nie spodziewał się takiego pytania. Zresztą nie
miał nawet bladego pojęcia o pobycie Uchihy w wiosce. Senju dopilnowała,
żeby żył w niewiedzy.
-
Jest naszym szpiegiem w Akatsuki. Będąc w organizacji był najlepszym
możliwym źródłem informacji. No i możliwe, że dałby radę rozpracować ich
od środka – wyjaśnił.
Tsunade
była tym faktem w pewnym sensie zaskoczona. Podjąć się próby
rozpracowania od wewnątrz takiej organizacji przez jedną osobę, było
istnym szaleństwem. Nie ważne, jak bardzo zdolny był – sam naprzeciw
takiej sile zdecydowanie nie dałby rady.
-
Po rzeźni klanu, powierzenie mu tej misji stało się jedynym sposobem,
aby zbliżyć się do nich – dodał, wprawiając ją w jeszcze większe
skonfundowanie. Nie mogła pozwolić sobie jednak na okazanie szoku i
zdezorientowania, jakie czuła z każdym kolejnym jego słowem.
Wyszła
stamtąd czując się wewnętrznie wstrząśnięta, jak jeszcze nigdy. Cała
prawda powiązana z masakrą słynnego klanu i piętno spoczywające na
ramionach tego młodego chłopaka, okazało się przerastać jej najśmielsze
oczekiwania. Miała straszną ochotę się napić, bo czuła zwyczajnie niemoc
przyswojenia tych okrutnych faktów na trzeźwo. Niestety nie mogła
spełnić tej zachcianki, bo czekało ją jeszcze w tym dniu wiele pracy.
Kakashi kierował się do gabinetu Hokage, w celu złożenia raportu. Był
praktycznie świeżo po powrocie z samotnie spędzonej misji. Zapukał do
biura i odczekał chwilę, wkraczając do pomieszczenia po usłyszeniu
pozwolenia. Siedząca za biurkiem Senju wydawała mu się niesamowicie
zmęczona, albo jakby coś jej niesamowicie ciążyło.
Podniosła
na niego wzrok i wydała się mu przez moment nico ożywiona. Hatake wolał
nie pytać co jest tego powodem. Miał przeczucie, że zapewne i tak
niebawem się dowie i przeszedł do składania raportu, a raczej tylko
części, jakiej nie znała od Pakkuna.
Jego
psi kompan obecnie był obrażony ze względu na to, że Hatake nie dał się
nabrać na żart o rzekomym powrocie Itachiego do wioski. Nie podobało
mu się to zachowanie, bo pomimo upływu czasu, wielokrotnych starć z nim,
jako członkiem przestępczej organizacji – wciąż pamiętał go, jako swego
kompana w ANBU. Czasem zastanawiał się do teraz nawet czy dałoby się go
przywrócić na właściwą ścieżkę, pomimo okropnych czynów jakich się
dopuścił. Wiedział oczywiście z jakiego powodu Sasuke zanim tak uparcie
podąża. Nie ufał jednak człowiekowi, od którego takie informacje
posiadał. Sam nie miał pojęcia czy lepiej by mu było go postrzegać,
niczym niezwykle zdolnego przestępcę lub też osobę, której powierzono
niesamowicie ciężkie brzemię do niesienia go samotnie.
Tsunade wysłuchała relacji z powierzonemu wcześniej siwowłosemu zadania uważnie.
-
Dobra robota – podsumowała, uznając tym samym, że jego udział w tym
przedsięwzięciu dobiegł końca i resztą sprawy zajmą się inne organy. -
Mam jednak do ciebie jeszcze sprawę – dodała, zanim zdołałby pomyśleć o
tym, żeby opuścić to miejsce. Zastanawiała się też, jak miałaby mu to
przekazać. Dawniej byli bliskimi współpracownikami, zaś później zmuszeni
byli wielokrotnie się ze sobą mierzyć, jako wrogowie. Na ironię wydawał
się jej jedyną osobą, której powinna powierzyć to zadanie. Czuła
pewność, że Uchiha z nim będzie dobrze współpracował. Zresztą prawdy i
tak pewnie się dowiedziałby prędzej lub później. Nie miała zamiaru
trzymać go pod kluczem, zwłaszcza, iż to on wodził Akatsuki za nos. Ona
mogła tylko przyglądać się jego realizacji planu, jaki powziął i nie
przeszkadzać.
- Czym mam się zająć? - Hatake wyrwał ją z zamyślenia, gdy cisza zaczęła się dłużyć.
-
Chciałam cię prosić, abyś zajął się sprawą pieczęci nałożonej na
Itachiego Uchihę – odparła, patrząc jak na obliczu mężczyzny maluje się
totalny szok i dezorientacja.
- Że co? Kiedy go złapaliście? - spytał, czując się totalnie zagubiony.
Nic
o jego schwytaniu nie było wiadomo, a przecież pochwycenie takiej rangi
zbrodniarza na pewno odbijałoby się echem w tym świecie. Byłoby to na
pewno swego rodzaju fenomenem. Siłą napędową, gdzie wielkie nacje
przestałyby czuć się bezradne wobec tych niesamowitych kryminalistów,
którzy pogrywali sobie ze światem jak chcieli. Myśl, że Itachi mógłby
zostać pojmany pozostawiała w nim nieprzyjemne uczucie skręcających się
wnętrzności. Nie chciał nawet myśleć, jakie procedury zostaną wobec
niego zastosowane.
-
Nie złapaliśmy. Sam do nas przyszedł, prosząc o możliwość powrotu do
Wioski. Zresztą to długa historia. Pewnie coś ci tam opowie, a ja w
najbliższym czasie uzupełnię. Podejmujesz się zadania? - dodała, bo
jednak to była prośba. Nie musiał się wcale zgadzać. Zrozumiałaby jego
decyzję. Kiedyś przecież byli kompanami, później wrogami.
Teraz sama nie wiedziała, w jakiej odsłonie powinna być ta relacja po burzliwych latach.
Po
jej słowach poczuł niesamowitą ulgę. Nie będzie uczestniczył w żadnych
przesłuchaniach. Wszelkie okropne wizje mógł odsunąć, choć dalej
niewiele rozumiał.
- Przyjmuję – odparł, nie musząc się na tym już specjalnie głowić.
- Świetnie. Sądzę, że doskonale wiesz, gdzie go znajdziesz – uznała. - To wszystko.
Kakashi
skinął głową i krótko pożegnał, aby zaraz opuścić pomieszczenie i wyjść
na ruchliwe uliczki wioski. Kierował się, w stronę dzielnicy Uchiha,
której w zasadzie już nie odwiedzano. Pomijając może dwójkę członków
jego drużyny, co starała się wyciągnąć gdzieś opornego w tego typu
kwestiach Sasuke. Ewentualnie obstawiał, że dostawał też bardzo
wrzaskliwe zaproszenia na ramen od Uzumakiego. Było to całkiem zabawne,
bo blondyn czasem wyglądał, jakby posiadał w swoim świętym obowiązku
socjalizowania go. Niekoniecznie się to stronie, której ten cel dotyczył
się podobało, ale on nie miał tutaj prawa głosu.
Itachi
starał się przyzwyczaić do powrotu tutaj. Miejsca, gdzie spędził
jednocześnie najlepsze lata swojego życia, a równocześnie i zrobił
najokropniejszą rzecz w swoim całym życiu. To do niego wracało, niczym
natrętna mucha, która zna swoją wygraną pozycję i ją wykorzystuje. Swój
mały rozmiar, który pozwala przemykać gnębionemu między palcami i
skutecznie uciekać przed skutecznym zduszeniem w zarodku i naturalną
śmiercią. Ten dom praktycznie się nie zmienił. Ubyło tylko jego
domowników, a on czuł wyżerającą mu wnętrzności winę. Starał się jednak
to zwalczyć, bo wiedział, że skoro jego młodszy brat utrzymuje to
domostwo w takim stanie – robi to z jakiegoś powodu. Nie odważył się
jednak go o to do tej pory zapytać, czym się kieruje. Może podświadomie
wycofywał ze względu na świadomość bycia powiązanym z tym wszystkim.
Zrujnował mu życie, odebrał wszystko, a jednocześnie postanowił wrócić.
Faktem było, że Sasuke tego właśnie chciał. On jednak nie potrafił
odepchnąć od siebie poczucia winy, jakie dzięki wcześniejszej odległości
między nimi nie było tak mocno odczuwalne. Mógł je wyciszyć i nie czuć
się tak brudny. Nie był godny przebywać w tym domu, a mimo wszystko
powrócił. Porzucił wszystkie scenariusze, które kazały mu się trzymać od
tego miejsca z daleka, licząc nie wiadomo na co. Faktycznie taki powrót
mógł uznany być za mocno zuchwały. On sam nie do końca czuł się, po tym
wszystkim tak źle jak powinna osoba na jego miejscu. Chociaż wszystko,
co go stąd wygnało chciało go z powrotem, więc nie powinno go to dziwić.
A jednak miał pewną świadomość, że jego pozycja obecnie jest
niesprawiedliwością tego świata. Jeden z najgroźniejszych kryminalistów
dostający amnestię. Zdecydowanie brzmiało to, niczym nieśmieszny żart ze
strony jakiejś Mojry.
Jego rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi, którego w zasadzie za
pierwszym razem nie usłyszał. Podniósł się z kanapy, na której leżał i
poszedł otworzyć. Sasuke zamknął się w swoim pokoju i do teraz studiował
jakieś zwoje, których zawartości nie chciał mu zdradzić. Wymówił się
tym, że gdy już opanuje techniki to dopiero wtedy mu pokaże.
-
Cześć, Itachi – usłyszał w chwili, gdy otworzył drzwi i popatrzył na
dobrze znaną sobie osobę. Nie spodziewał się, że go tutaj tak szybko
zastanie. - Mam zawołać Sasuke?
-
Nie, ja do ciebie – Hatake o razu zaprzeczył, że przyszedł do jego
brata jak początkowo założył starszy Uchiha. - Chodzi o tą całą sprawę z
twoją pieczęcią – wyjaśnił po chwili.
-
W porządku. Poczekaj chwilę, zaraz będę gotowy – oznajmił i wpuścił do
go przedpokoju, aby samemu udać się na górę i powiedzieć Sasuke, że
wychodzi. Nie chciał, aby ten zaczął się martwić. Zdołał zauważyć już
jego nieufność wobec władz wioski i pewne przekonanie, że przy
najmniejszym podejrzeniu czy możliwości, będą chcieli złamać obietnicę
jego wolności. Nie zaskoczyło go takie podejście do sprawy przez niego.
Opcja ta nie była czymś nieprawdopodobnym, choć Hokage by o to nie
podejrzewał. Prędzej napór ze strony starszyzny mógłby do czegoś takiego
doprowadzić. Nie miał obecnie jednak przesłanek, aby roztrząsać te
kwestie, więc po chwili wrócił do swego gościa i zaraz potem opuścił w
towarzystwie swego dawnego kapitana rezydencję.
Szczerze
mówiąc nie bardzo wiedział, jaki ma do niego obecnie siwowłosy
stosunek. Właśnie z tego powodu milczał, choć wspominał gdzieś tam dni,
podczas których byli kompanami. Z drugiej strony to było przed
wszystkim, czego dokonał w imię organizacji.
Wszystko od tamtego czasu mogło się zmienić, choć gdzieś tam pragnął, aby tak nie było.
Czuł na sobie nieprzyjazna spojrzenia mieszkańców wioski i słyszał szepty za plecami.
Mieli go za zbrodniarza dalej i nie chcieli nawet pojąć z jakiego powodu chodził wolno.
W końcu był okropnym kryminalistą, którego zbrodnia wywołała niesamowite poruszenie.
A
jego możliwe motywy obrosły niesamowitymi legendami i fantazją osób,
które rozmawiając między sobą snuły własne, często totalnie oderwane od
rzeczywistości wizje. Prawdziwego powodu nie mogli znać, bo władze to
zataiły. Zresztą był im za to wdzięczny. W końcu tu chodziło o dobro
jego młodszego brata, żeby nie był postrzegany przez pryzmat rodziny,
jaka pragnęła doprowadzić do zamachu stanu. Zdecydowanie wtedy
znienawidziłby mieszkańców wioski, którzy nieświadomi tylko mu
współczuli. Tak było dobrze. Nie chciał, aby kiedykolwiek czuł nienawiść
do miejsca, z którego pochodził.
Hatake
wbrew obawom swojego towarzysza wcale nie miał negatywnego nastawiania.
Z drugiej strony był jedną z najbardziej zaznajomionych osób, które
wiedziały z jakiego powodu Sasuke tak uparcie podążał z bratem. Bardzo
możliwe, że wiara jego ucznia pomogła mu patrzeć na tą sprawę całkowicie
inaczej. Wymazać z myśli jednoznaczny obraz zbrodniarza, jaki przez
lata był utrzymywany. Chciał wymazać z umysłu chłopca, którym dawniej
dowodził w jednostce specjalnej. Bo przecież on nie mógł stać się taki
zły. Nawet jeżeli na własnej skórze doświadczył, jak taka służba może
zmienić człowieka.
Nie
potrafił uwierzyć, nawet jeśli dawniej widział w nim pewien rodzaj
mroku. Nie potrafił pozbyć się wrażenia, że w tym wszystkim coś jest nie
tak. Poddał się jednak w szukaniu prawdy i wolał wmawiać sobie stek
kłamstw. Na temat osoby, którą dawniej trochę znał.
Faktycznie nie wiedział pewnie jeszcze wielu rzeczy, lecz czuł wstyd za takie zwątpienie.
Obaj
byli częścią ostatecznej maskarady, zakładając wtedy maski i stając
mordercami bez twarzy. Powinien był to dostrzec i starać dociekać. Może
mógłby pomóc mu wrócić wcześniej. A tak pozwolił dać się mu zwieść,
akceptując stan rzeczy jaki początkowo wydawał mu się totalnie
nieprawdziwy. Sam przywdział wtedy swoją nową twarz, co trzymała się z
dala od dochodzeń prawdy. Teraz w jego głowie szumiała, niczym górski
potok fala pytań, lecz nie miał pojęcia od którego powinien zacząć. Do
tego nie był pewny czy otrzyma na nie w ogóle odpowiedzi. Czy nie żądał
zbyt wiele, skoro go porzucił i pozwolił grzecznie karmić ułudą, bo tak
było wygodniej. Zdecydowanie czasem był okropnym śmieciem w przeszłości.
Brzydził się w tym momencie samym sobą okropnie.
- Jak się czujesz po powrocie? - postanowił poruszyć dość neutralny temat.
-
Całkiem w porządku – stwierdził, zawieszając na chwilę swój głos. -
Chociaż po takim czasie też nieco nieswojo. Dziwnie wrócić z wygnania po
takim czasie – dodał zaraz.
- Pewnie tak, ale za jakiś czas wszystko stanie się normą – zapewnił go entuzjastycznie.
-
Masz rację – przyznał, czując się w jakiś sposób pokrzepionym tymi
słowami. Jednocześnie przekonał się, że Hatake nie jest do niego wrogo
nastawionym, jak wcześniej mógł podejrzewać. Czuł swego rodzaju ulgę, bo
wyglądało na to, że za bardzo się nie zmienił. Wcześniej nie mógł tego
ocenić, bo głównie spotykali się na polu walki.
W
końcu jego towarzysz zatrzymał się przed jednym z budynków, do którego
zaraz oboje weszli. Przeszli przez korytarz pełen drzwi po obu stronach,
aby otworzyć jedne z nich i wkroczyć do środka. Pomieszczenie było dość
małe, wyglądające w zasadzie jak gabinet lekarski. Pewnie z winy
posiadania w środku kozetki i biurka. Były też szafki przepełnione
zwojami, których przeznaczenia Itachi niestety nie znał. Chociaż miał
ochotę o nie spytać.
-
Usiądź – poprosił go Kakashi, patrząc jak ten posłusznie wykonuje
polecenie. - Gdzie masz umieszczoną pieczęć? - dodał po chwili,
zastanawiając się czy powinien o coś jeszcze go spytać tym temacie
istotnego. Dawno nie wykonywał tego typu zadań.
-
Wydaje mi się, że na plecach – przyznał, choć sam wiedział niewiele o
tym co zostało na niego nałożone. Madara nie był pod względem możliwych
informacji zbyt wylewny. Sam zastanawiał się, co to mogła być za
pieczęć, lecz o niej nigdy wcześniej nie słyszał.
Zdjął
z siebie koszulkę, domyślając się, że będzie to konieczne jak w
przypadku zakładania pieczęci. - Nie wiem nic o tej pieczęci, więc
uważaj – ostrzegł go.
- Spokojnie, będę ostrożny – zapewnił, choć nie czuł się zagrożony. To tylko pieczęć.
Hatake
usiadł obok i odwrócił go lekko plecami bardziej w swoją stronę. Lewą
ręką przytrzymał go za ramię, a na opuszkach zebrał trochę chakry i
dotknął nimi pleców Uchihy, na których niemal natychmiast zaczął
pojawiać się czarny nieznany mu wzór.
Początkowo
wydawało się to niegroźne, dopóki ten nie dotarł do jego palców i nie
poczuł niesamowicie złowieszczej chakry, która miał wrażenie, jakby
chciała się doczepić i go opętać. Z trudem oderwał swoją rękę,
odskakując przy tym nieco, jakby został poparzony.
Chyba nigdy nie czuł tak złowieszczej energii, która pobijała nawet przeklętą pieczęć.
-
Kto ci to zrobił? - popatrzył uważnie na Itachiego, który odwrócił
głowę w jego stronę - Nie mogę powiedzieć – stwierdził jedynie, bo
przecież nawet słysząc prawdę by mu nie uwierzył. Założył na powrót
koszulkę i wstał.
- W takim razie będę się zbierać – uznał i wyszedł zaraz z pomieszczenia.
Kakashi
siedział przez chwilę sam w ciszy, spoglądając na swoją prawą dłoń w
zamyśle. Nie miał jednak pojęcia, jak mógłby rozwiązać ten problem,
patrząc na poziom zabezpieczeń. Wyglądało na to, że złamanie tego jest
niemożliwe bez alarmowania osoby, która założyła pieczęć. Westchnął
ciężko i opuścił chwilę później budynek, aby pójść do zoologicznego i
kupić przysmaki dla Pakkuna. Wypadało psiego kompana przeprosić.
Sasuke
w tym czasie, gdy brat był poza domem zastanawiał się nad sposobem, aby
poczuł się w tym miejscu na powrót dobrze. Nie musiał być wróżbitą,
żeby zdawać sobie sprawę z jego wątpliwości. Czasem miał je według
młodszego wręcz wymalowane na twarzy. A chciał dać mu chociaż chwilę
zapomnienia o tym, kim jest dla świata i jak większość go postrzega.
Pragnął pozwolić mu poczuć się jak w domu. Nie chciał wyczuwać jego
poczucia winy, gdzie według samego siebie był mordercą ich klanu.
Pragnął by porzucił skórę, jaką nałożyła dawniej na niego starszyzna i
dawny przywódca wioski. On jest jego bratem, shinobi z Wioski Liścia i
jak nikt inny zasługiwał, żeby właśnie w ten sposób się czuć. Tak
niewyobrażalnie wiele poświęcił dla tego miejsca. On sam nie potrafił
pojąć z jakiego powodu potrafił zniszczyć swoje życie dla dobra ogółu.
Przyjmować to bez mrugnięcia okiem z jaką niesprawiedliwością był
traktowany. A jednocześnie musiał niesamowicie cierpieć. Bardziej niż to
mogło być wyobrażalne. Właśnie z tego powodu niezmiernie mu zależało,
aby mógł zobaczyć po raz kolejny jego najszczerszy uśmiech. Chociaż on
sam nie był zbytnio towarzyski i na pewno nie nadawał się do
organizowania dla kogoś czegokolwiek, to postanowił podjąć się dla niego
tej próby. Nie miał pojęcia dlaczego, lecz wydawało mu się to
niezmiernie ważne. Zupełnie, jakby był mu to winien.
Właśnie
z tego powodu niemal dopadł do brata, gdy tylko usłyszał dźwięk
otwieranych drzwi. Praktycznie jak wtedy, gdy był mały i rzucał się na
niego w ramach powitania.
-
Itachi, nie rozbieraj się. Chciałbym cię gdzieś zabrać – oznajmił na
wstępie, gdy brat zaczął się już przymierzać do ściągnięcia obuwia.
Poczuł na sobie jego nieco skonfundowane spojrzenie, lecz posłusznie się
wyprostował zaprzestając czynności.
-
Gdzie w takim razie się wybierzemy? - spytał, obserwując jak młodszy
ubiera się do wyjścia. Do tego w jego ruchach dostrzegał, jakąś
niezrozumiałą ekscytację.
- Zobaczysz na miejscu – stwierdził, aby po chwili gestem nakazać mu wyjść na zewnątrz.
Chwilę
później już przemierzali uliczki wioski i starszy z braci starał się
wywnioskować, dokąd jest właśnie prowadzony. Jego prywatne śledztwo
zaczęło mu zaraz być utrudniane, gdy jego przewodnik obrał zdecydowanie
mniej uczęszczane ścieżki.
Jego
skonfundowanie tym wszystkim osiągnęło swoje apogeum, gdy zatrzymali
się przed budynkiem fotografa. Zdecydowanie nic z tego nie rozumiał,
więc spojrzał pytająco na Sasuke, który zamiast wyjaśnić mu cokolwiek
złapał go za nadgarstek i wciągnął do środka. Dawno nie czuł się tak
zdezorientowany jakąś sytuacją. Jak zawsze go zadziwiał.
-
Pomyślałem sobie, że brakuje nam wspólnego albumu ze zdjęciami –
oznajmił młodszy, stając przy wystawie z albumami i wyraźnie
zastanawiając, jak pojemny powinien być.
Po
tych słowach nie miał pojęcia, jak powinien zareagować. Nie był
przygotowany na coś tego typu z jego strony. Miał przez to śmieszne
wrażenie, że tyle się zmieniło, iż nie zna właśnie swojego brata.
Oczywiście było to absurdalne, nawet jeśli robił coś do siebie
zdecydowanie niepodobnego. Musiał mieć w tym, jakiś plan i obserwowanie
jego dość nietypowej reakcji zdecydowanie go w tym utwierdziło. Młodszy
od dłuższej chwili z winy przedłużającej się między nimi ciszy,
wpatrywał się w niego z jakimś napięciem w spojrzeniu. Z tego co
pamiętał nie wychodził zbyt fotogenicznie na rodzinnych zdjęciach.
- Sądzę, że to ciekawy pomysł. Chcesz, abyśmy porobili do tego albumu zdjęcia?
Sasuke wyraźnie się rozluźnił, gdy podejście brata do sprawy okazało się pozytywne.
-
Właśnie tak. Z tego powodu pożyczam stąd aparat – oznajmił spokojnie i
sięgnął po niebieski album, który zakupił po chwili od kobiety, która
użyczyła im jednego ze swoich aparatów. Młodszy brat w zamian za
pożyczkę musiał zostawić pieniądze, będące równowartością pożyczonego
sprzętu. Zostaną im oddane wraz ze zwrotem aparatu. Opuścili pomieszczenie wraz z aparatem, zostawiając album do późniejszego odbioru.
Sasuke rozejrzał się po okolicy w swoistym zamyśleniu, spoglądając po chwili na brata.
- Masz jakiś pomysł, gdzie możemy porobić zdjęcia? - zapytał, bo sam nie miał pomysłu.
Itachi zastanowił się dłuższą chwilę, próbując dopasować jakieś miejsce dobre do zdjęć.
- Może na łąkę ze słonecznikami? - podsunął, uznając to za dobre tło do takich rzeczy.
-
Dobry pomysł – stwierdził Sasuke, bo w sumie dawno nawet tam nie był.
Ostatni raz buszowali wśród przeróżnego kwiecia, jako dzieci czerpiące
radość z tak prostych rzeczy.
Czasem żałował, że bieganie wśród kwiatów nie da mu tej samej uciechy co niegdyś.
Skierowali
się w odpowiednim kierunku, choć Sasuke zdołał już podczas drogi kazać
bratu wejść na most, aby przetestować pożyczony sprzęt i zrobić mu na
nim ładne zdjęcie. Wyglądało na to, że powinno wyjść, lecz okaże się
dopiero jak je wywołają, aczkolwiek na pewno aparat coś uchwycił. Miał
tylko nadzieję, że zdjęcie nie będzie prześwietlone. Nie miał wprawy w
używaniu takiego sprzętu, lecz dobrze się czuł w roli fotografa.
Poczekał
aż Itachi do niego wróci i wznowili wędrówkę do wcześniej obranego
celu.Widząc wielkie pole pięknych, żółtych słoneczników na tle idealnie
czystego lazuru nieba, aż przystanął na chwilę, aby móc podziwiać te
piękno natury. Nawet nie zauważył, że rozchylił lekko usta w niemym
zachwycie, nad tym niesamowitym widokiem. Jedyną rzeczą, jaka się w tym
wszystkim zmieniła to fakt, że słoneczniki nie wydawały się nad nim już
górować. Kiedyś jak był tutaj dużo młodszy to kwiaty miały dla niego
niesamowity rozmiar. Wchodząc między nie lubił sobie wyobrażać, że jest w
jakiejś czarodziejskiej krainie. Pamiętał to dość dokładnie, co go
nieco wewnętrznie zszokowało, bo wcześniej nie przychodziło do niego to
wspomnienie w żaden sposób. Nie pamiętał, aż do teraz.
-
Jak byłeś młodszy miałeś dokładnie ten sam wyraz twarzy, gdy cię tu
zabrałem po raz pierwszy – stwierdził cicho Itachi, który przez moment
miał przed oczami młodszą wersję brata. Zdecydowanie zachwyt nad tym
miejscem u niego pozostawał wciąż taki sam.
Sasuke
na jego słowa, jakby się otrząsnął i chwilę później postanowił wbiec w
wielkie skupisko żółtych kwiatów, przez co musiał pójść w jego ślady,
aby go nie zgubić tam.
- Chodź do mnie – rzucił młodszy, gdy zatrzymał się gdzieś na środku tej kwiecistej polany.
Posłusznie
podszedł do niego i stanął przy nim, zostając po chwili objęty i
przyciągnięty bliżej. Instynktownie w pierwszym odruchu całe jego ciało
się spięło, a on poczuł się jak sparaliżowany. Zerknął na brata, który
marszczył brwi w zamyśle i zdawał się nie zauważać, że mocno narusza
jego strefę komfortu. Skupiał się raczej na tym, jak powinien trzymać w
tej sytuacji aparat, dzięki czemu mógł postarać się rozluźnić i nie
wzbudzić żadnych podejrzeń. Nie chciałby tłumaczyć mu się kłamstwem z
takiej, a nie innej reakcji.
Finalnie uznał potrzebę stworzenia klona do robienia im ładnego wspólnego zdjęcia.
-
Przed nami najtrudniejsza część, braciszku. Musimy spróbować się
uśmiechnąć – stwierdził, gdy przekazał swojej kopii aparat i na powrót
wrócił do obejmowania go.
-
Chyba nie pamiętam, jak się uśmiecha, ale spróbuje – obiecał, także
podłapując ten humor. W końcu przez ich wychowanie naprawdę uśmiech,
który wyglądałby naturalnie był niemalże sztuką w ich wykonaniu.
Finalnie musieli mieć nadzieję, że na zdjęciach nie będą mieli naprawdę
komiczny zestaw dziwnych grymasów na twarzy, bo okazało się to naprawdę
sporym wyzwaniem. Zwłaszcza, że Sasuke wymarzył sobie cały ich wspólny
album. Biegali z miejsca na miejsce i padał ofiarą coraz to nowszych
pomysłów młodszego. Nawet postanowił upleść mu wianek z kwiatów i
faktycznie taki zrobił. Do zrobienia dwóch zdjęć się nadał, lecz zaraz
po tym rozpadł się Itachiemu w rękach.
Fotografią
zajmowali się, dopóki słońce nie zaczęło chylić się ku zachodowi.
Postanowili wtedy już wrócić, choć Sasuke zdołał wybrać najbardziej
okrężną drogę powrotną, aby móc wykończyć kliszę. Finalnie oddali sprzęt
na chwilę przed zamknięciem, przepraszając za to małe spóźnienie.
Itachi nawet nie chciał mówić, że było prawie godzinne opóźnienie.
Wracając
jednak czuł się zrelaksowany, słuchając Sasuke, który zastanawiał się
jak im te zdjęcia wyszły. Nie mógł się już doczekać, aż zostaną wywołane
i je będzie mógł zobaczyć. A cała ta ich sielanka była dokładnie
obserwowana z ukrycia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz