Witajcie!
Przybywam dość spóźniona z tą notą, ale oczywiście moje plany lubią się zmieniać i krzyżować.
Ta część Challengu jest wyjątkowa. Powstała tylko dzięki moim rozmową na twitterze, które zboczyły w takie tory jak tu wyszło. Chciałabym podziękować tym osobom, bo bez nich nie miała bym tyle radości, podczas tworzenia tego. Sądzę, że jeśli któraś z nich to czyta, to doskonale wie, iż miała w to swój wkład. W każdym razie jestem bardzo wdzięczna i o waszym wkładzie pamiętam i dziękuję.
____________________________________________________
Kiedyś uważał, że uczucia są słabością. Miłość brał za czynnik ogłupiający. Nie rozumiał dążenia zwykłych ludzi do stałości. Gdy dochodziła do tego kwestia ożenku, to załamywał ręce. Zwłaszcza, gdy dostał zaproszenie od jednego ze swoich zabójców na taką uroczystość. Niezły był to żart. Z grzeczności wysłał jednego ze swoich ludzi, aby dostarczył im prezent i złożył jakieś tam życzenia czy coś tam. W tamtym okresie nigdy by nie uwierzył, gdyby ktoś mu powiedział, że jego też to czeka. Jeszcze na dokładkę wyśmiałby takiego nieszczęśnika.
Obecnie stał przed lustrem w garniturze, który kazał osobiście stworzyć Vivienne Westwood za pomocą swojej siły perswazji. Poszło łatwo, gdy przedstawił argumenty określające co się wydarzy, jeśli nie dostanie tego po co przyszedł. Przyglądając się idealnie dopasowanemu strojowi zastanawiał się nad tym, jakie zmiany w nim zaszły. Wcześniej nigdy nie przypuszczał, że w jego wypadku dojdzie do takiego scenariusza. Teraz stał i nie dowierzał, jak bardzo jego opinia się zmieniła. Sądził, że nawet na lepsze. W końcu obecnie mógł powiedzieć o poczuciu szczęścia. Podjął tą decyzję świadomie i w żadnym wypadku nie widział w tym przykrego obowiązku do spełnienia, czego z początku się obawiał. Postępował właściwie. Tak właśnie to czuł.
W miejscu, jakie wybrali do ceremonii było pusto. Nie był zaskoczony, ani zdziwiony tym.
Sieć otrzymała z grzeczności zaproszenia, ale nie łudził się, aby ktokolwiek wpadł. W końcu byli jego pracownikami. Zaprosili ich, bo nie mieli rodziny, a ich sieć w zasadzie czymś takim dla nich była. Na szczęście oni raczej nie mieli pojęcia o tym, jak szef i jego prawa ręka, a jednocześnie partner życiowy ich postrzegają. Lepiej dla nich. O tym myślał, patrząc na Sebastiana i wypowiadając bez zawahania swoje „tak”. Pozwolił sobie chwilę później wcisnąć prosty złoty krążek na palec.Jedynie mieli wewnątrz wygrawerowane swoje inicjały.
Gdy poczuł usta swego wybranka na swoich, jak na komendę rozbrzmiały słowa utworu Franza Ferdinanda głoszące;
Oh, kiss me
Flick your cigarette, then kiss me
Kiss me where your eye won't meet me
Meet me where your mind won't kiss me
Flick your eyes and mine and then hit me
Hit me with your eyes so sweetly
Oh, you know you know you know that yes I love
I mean I'd love to get to know you
Jim uśmiechnął się kącikami ust, słysząc zwrotkę rozpoczynającą utwór. Tak bardzo pasująca do nich pod pewnymi względami. Nawet przez moment żałował, że dzisiaj wyjątkowo ubranie jego snajpera nie jest zapachową mieszanką prochu i tytoniu. To było bardzo oryginalne połączenie.
Odsunęli się od siebie i Jim z nieskrywanym uśmiechem chwycił Sebastiana za rękę, aby udać się do letniskowego domku nad jeziorem, gdzie mieli nacieszyć się swoim towarzystwem. Dopiero wtedy zauważył liczną grupę znanych sobie osób z sieci. Jego pracownicy, osoby z jednostki organizacji, będącej podległej Moranowi. Nie krył swego zaskoczenia ich widokiem. Towarzyszyło temu również uczucie radości, czego zupełnie się po sobie nie spodziewał. Stał tak nieco oniemiały, ściskając dłoń najważniejszej dla niego osoby na świecie. W końcu rzucił krótkie spojrzenie swemu świeżo upieczonemu małżonkowi, ruszając powoli, w stronę domku.
Obserwował swoich współpracowników, gdzie niektórzy z nich trzymali w dłoniach czarne worki. Zaczął się zastanawiać, co one mogą zawierać, lecz zaraz się o tym przekonał. Były to części ludzkich szczątek. Czasem wnętrzności, innym razem palec czy też ucho. Trofea zabójców. Nie zdziwiło go to specjalnie. Było to zdecydowanie lepsze od kwiatów. Mistrz ceremonii udzielający ślubu, widząc to wszystko - postanowił się po cichu ulotnić, ale chwilę później pojedynczy strzał jednego z zabójców załatwił sprawę. Zdecydowanie to był pierwszy i ostatni ślub, jaki takiej nietypowej parze udzielił. Jim uśmiechnął się pod nosem, a nad głową przeleciały mu jelita.
Na szczęście dla rzucającego - nie trafiły w Napoleona Zbrodni.
__________________________________________
Gwoli wyjaśnienia:
Miejsce, gdzie udzielono im ślubu jest niedaleko od domku z jeziorem. Mistrz ceremonii był na miejscu od początku, a potem musiał przejść obok, aby dotrzeć do swego samochodu. Zwyczajnie podejrzał co się dzieje. Tak, gdyby ktoś mocniej zastanowił się nad tym tekstem.
"Pozwolił sobie chwilę później sobie chwilę później wcisnąć prosty złoty krążek na palec" korekta to the rescue :D
OdpowiedzUsuń;ㅁ; ja wiem, że po przeczytaniu tytułu powinnam się tego spodziewać ale... ;ㅁ; brak mi słów