niedziela, 8 lipca 2018

Dzień Niespodziewanego Całusa.


    Dzień wydawał się zwyczajny, a przynajmniej jednym z tych, które mógł takim określić. Żadnych rewelacji, szalonych pomysłów jego szefa. Spędzał czas na pomaganiu Moriarty’emu na przekopywaniu zleceń. Jedną robotę musiał wykonać wieczorem, a do tego czasu pilnował swego przełożonego. W głowie układał już plan morderstwa, dopóki nie wyrwał go z zamyślenia głos geniusza.
- Idę na ta akcję z tobą.
Moran na te słowa zmarszczył brwi, zerknął na zegarek, który wskazywał, że będzie się trzeba za niecałą godzinę zbierać. W końcu popatrzył na siedzącego obok Napoleona Zbrodni. Widząc jego wyraz twarzy, który zdecydowanie upewniał go w tym, iż temat jego obecności przy tym zleceniu nie podlega dyskusji. Westchnął cicho. Nie podobało mu się to. Nie rozumiał, czemu chciał tam być. To zlecenie nie było czymś widowiskowym, co brunet lubił zwykle oglądać. Miał tylko nadzieję, żeby jego towarzyszowi nie przypadło do gustu rozpraszanie go. On lubił to robić i zazwyczaj skutecznie odwracał jego uwagę.
   Na miejscu byli pół godziny wcześniej, bo chciał się tu jeszcze rozejrzeć, aby mieć pewność, że wybrał najdogodniejsze miejsce do oddania strzału. W końcu ruszył na dach, aby rozstawić sprzęt i czekać. Cieszył się cieszył ze strony konsultanta, nie myśląc nad tym, jaki ten spokój jest nietypowy. Rozłożył karabin i oczekiwał, obserwując teren przez celownik. Moriarty usadowił się obok i przyglądał się obskurnej budowli z naprzeciwka. Niebawem usłyszeli nadjeżdżający samochód. Snajper uśmiechnął się pod nosem i położył na ziemi, kładąc palec na spuście. Samochód zatrzymał się w idealnym miejscu do oddania strzału, tak jak było umówione z prostytutką, która miała tu zwabić ich cel. Szef małostkowego gangu nie chciał się podporządkować, więc musiał posprzątać śmieci. W końcu rządy jego Króla były absolutne. Kobieta wysiadła, a chwilę później za nią mężczyzna. Nie zdołał nawet do niej podejść, bo chwilę później padł na ziemię.
- Ją też zabij – usłyszał cichy szept.
   Moran bez słowa wykonał polecenie, kobieta przed maską samochodu upadła bez życia na ziemię.
Była naprawdę naiwna, skoro myślała, że zostanie oszczędzona, gdy im pomoże. Żadnych świadków. Sebastian podniósł się do siadu i zerknął na siedzącego obok bruneta. Wydawał się być zadowolony, a to zawsze cieszyło w jakiś sposób zabójcę.
- Dobra robota, Sebby – odezwał się Jim, odrywając spojrzenie od dwóch trupów w oddali. Chwilę później pochylił się i złączył swoje usta oraz snajpera w krótkim pocałunku.
W końcu zasłużył na nagrodę.

2 komentarze:

  1. Brakuje mi trochę zakończenia. W sensie - jaka była reakcja? Co sobie pomyślał? Mam wrażenie że to zostało urwane tak z dupy. Gdyby nie to, nie miałabym się do czego przyczepić :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest celowo urwane w tym momencie, aby każdy sobie jakąś dopowiedział ;)

      Usuń