Dzień wydawał
się zwyczajny, a przynajmniej jednym z tych, które mógł takim
określić. Żadnych rewelacji, szalonych pomysłów jego szefa.
Spędzał czas na pomaganiu Moriarty’emu na przekopywaniu zleceń.
Jedną robotę musiał wykonać wieczorem, a do tego czasu pilnował
swego przełożonego. W głowie układał już plan morderstwa,
dopóki nie wyrwał go z zamyślenia głos geniusza.
- Idę na ta akcję
z tobą.
Moran na te słowa
zmarszczył brwi, zerknął na zegarek, który wskazywał, że będzie
się trzeba za niecałą godzinę zbierać. W końcu popatrzył na
siedzącego obok Napoleona Zbrodni. Widząc jego wyraz twarzy, który
zdecydowanie upewniał go w tym, iż temat jego obecności przy tym
zleceniu nie podlega dyskusji. Westchnął cicho. Nie podobało mu
się to. Nie rozumiał, czemu chciał tam być. To zlecenie nie było
czymś widowiskowym, co brunet lubił zwykle oglądać. Miał tylko
nadzieję, żeby jego towarzyszowi nie przypadło do gustu
rozpraszanie go. On lubił to robić i zazwyczaj skutecznie odwracał
jego uwagę.
Na miejscu byli
pół godziny wcześniej, bo chciał się tu jeszcze rozejrzeć, aby
mieć pewność, że wybrał najdogodniejsze miejsce do oddania
strzału. W końcu ruszył na dach, aby rozstawić sprzęt i czekać.
Cieszył się cieszył ze strony konsultanta, nie myśląc nad tym,
jaki ten spokój jest nietypowy. Rozłożył karabin i oczekiwał,
obserwując teren przez celownik. Moriarty usadowił się obok i
przyglądał się obskurnej budowli z naprzeciwka. Niebawem usłyszeli
nadjeżdżający samochód. Snajper uśmiechnął się pod nosem i
położył na ziemi, kładąc palec na spuście. Samochód zatrzymał
się w idealnym miejscu do oddania strzału, tak jak było umówione
z prostytutką, która miała tu zwabić ich cel. Szef małostkowego
gangu nie chciał się podporządkować, więc musiał posprzątać
śmieci. W końcu rządy jego Króla były absolutne. Kobieta
wysiadła, a chwilę później za nią mężczyzna. Nie zdołał
nawet do niej podejść, bo chwilę później padł na ziemię.
- Ją też zabij –
usłyszał cichy szept.
Moran bez słowa
wykonał polecenie, kobieta przed maską samochodu upadła bez życia
na ziemię.
Była naprawdę
naiwna, skoro myślała, że zostanie oszczędzona, gdy im pomoże.
Żadnych świadków. Sebastian podniósł się do siadu i zerknął
na siedzącego obok bruneta. Wydawał się być zadowolony, a to
zawsze cieszyło w jakiś sposób zabójcę.
- Dobra robota,
Sebby – odezwał się Jim, odrywając spojrzenie od dwóch trupów
w oddali. Chwilę później pochylił się i złączył swoje usta
oraz snajpera w krótkim pocałunku.
W końcu zasłużył
na nagrodę.
Brakuje mi trochę zakończenia. W sensie - jaka była reakcja? Co sobie pomyślał? Mam wrażenie że to zostało urwane tak z dupy. Gdyby nie to, nie miałabym się do czego przyczepić :P
OdpowiedzUsuńTo jest celowo urwane w tym momencie, aby każdy sobie jakąś dopowiedział ;)
Usuń