czwartek, 12 stycznia 2017

List do S.

  James Moriarty dla wszystkich wokół był genialnym kryminalistą, psychopatą dowodzącym misternie splecioną siecią przestępczą. Wydawać by się mogło, że ktoś taki jak on, mający w sobie tyle ciemności nie mógłby być dla kogokolwiek dobrym. Ja, Sebastian Moran mam zamiar udowodnić, iż wcale tak nie jest. Niektórzy patrzyli na ciebie, tylko jak na swego dowódcę. Ja mimo twoich humorów, wybuchów złości, niejednokrotnie za błahe sprawy, będąc przy twoim boku widziałem więcej. Przykładowo; jesteś w stanie na swój nieco specyficzny sposób martwić o poddanych. Okazujesz to dając nam reprymendy, związane ze spóźnieniem, przekroczeniem umownego terminu nawet o godzinę. Najczęściej to mnie się za takie rzeczy obrywało. Miałem spóźnialską naturę, której nawet ty nie byłeś w stanie zaradzić. W stosunku do mnie zdarzało się, że bardziej otwarcie okazywałeś uczucia, gdy byliśmy sam na sam. Doskonale pamiętam, jak po odbiciu mnie z rąk mafii siedziałeś przy mnie, od momentu wiezienia mnie do naszego doktora podziemia. Trzymałeś wtedy swoją drobną, bladą i chłodną dłoń na mojej. Początkowo myślałem, gdy zobaczyłeś mnie przytomnego, że wpadniesz w furię, zwyzywasz mnie, mówiąc, jaki to jestem bezużyteczny, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Popatrzyłeś na mnie łagodniej niż miałem okazję widzieć kiedykolwiek w tamtym okresie, zważywszy na fakt, iż to były początki naszej współpracy. A potem zabrałeś głos. Doskonale pamiętam słowa, jakie do mnie wtedy skierowałeś, bo nie tylko mnie zaskoczyły, ale przez ton, jaki u ciebie wtedy usłyszałem, wręcz spiłem je z twych ust i zostały ze mną na zawsze.
- Nigdy więcej nie rób takich głupstw. Nie ryzykuj tak, Moran.
Te słowa wtedy wypowiedziane ożywiły, moją jak do tego czasu twierdziłem - zmartwiałą duszę. Powiedziałem ci wtedy, że będę się starał. Mam nadzieję, że robiłem to do tej pory wyjątkowo skrupulatnie. Bo chwila, w której czytasz ten list, znaczy tylko jedno. Wpadłem w kłopoty i zaryzykowałem, lecz nie uszedłem z tego cało. To moje pożegnanie, szefie. Ten tekst miał przekazać ci, jak bardzo jestem ci wdzięczny za czas spędzony przy twoim boku. Nadałeś mi cel, gdy czułem się stracony. Uratowałeś mnie, James.
Dziękuję ci za to - S.M.

  Moriarty zacisnął mocno palce na kartce, gdy jego spojrzenie padło na inicjały. Cholerny Moran! Jak on śmiał w ogóle tak po prostu umrzeć. Nie zwolnił go ze służby ochrony, aby coś takiego zrobił. Zagryzł wargę do krwi, która mieszając się z łzą spadła na trzymany w jego dłoni świstek papieru. Napoleon Zbrodni nie rozumiał uczuć, jakie go ogarnęły. Starał się złościć, aby odegnać te emocje. Był pewien jednego - nie będzie chciał innego ochroniarza niż Sebastian. Nie ważne, jak bardzo złościł się, że go opuścił.
____________________________
Przyszłam dzisiaj do Was z taką małą miniaturką, całkowicie spontaniczną. 

3 komentarze:

  1. Hmm...no na pewno nie spodziewałam się tu połączenia Moriarty'ego i Morana.
    A tak w ogóle, to w tytule nie powinno być "list od s" zamiast "list do s"? Bo to mi tak jakoś nijak nie pasuje...
    Ale miniaturka sama w sobie okej. Do samego końca nie przekonałaś mnie że Moriarty mógłby być tak miły dla kogoś, a nawet się przejmować czyjąś śmiercią, ale koncept sam w sobie spoko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. List do S. To jest dobrze. Akurat nie chodzi o imię. To po prostu w pełnej nazwie byłoby listem do szefa.

      Usuń
    2. ach, chyba ze tak :D teraz to ma sens ^^ Nie pomyślałam w ogóle o tym xD

      Usuń