James Moriarty dla wszystkich wokół był genialnym kryminalistą,
psychopatą dowodzącym misternie splecioną siecią przestępczą. Wydawać by
się mogło, że ktoś taki jak on, mający w sobie tyle ciemności nie
mógłby być dla kogokolwiek dobrym. Ja, Sebastian Moran mam zamiar
udowodnić, iż wcale tak nie jest. Niektórzy patrzyli na ciebie, tylko
jak na swego dowódcę. Ja mimo twoich humorów, wybuchów złości,
niejednokrotnie za błahe sprawy, będąc przy twoim boku widziałem więcej.
Przykładowo; jesteś w stanie na swój nieco specyficzny sposób martwić o
poddanych. Okazujesz to dając nam reprymendy, związane ze spóźnieniem,
przekroczeniem umownego terminu nawet o godzinę. Najczęściej to mnie się
za takie rzeczy obrywało. Miałem spóźnialską naturę, której nawet ty
nie byłeś w stanie zaradzić. W stosunku do mnie zdarzało się, że
bardziej otwarcie okazywałeś uczucia, gdy byliśmy sam na sam. Doskonale
pamiętam, jak po odbiciu mnie z rąk mafii siedziałeś przy mnie, od
momentu wiezienia mnie do naszego doktora podziemia. Trzymałeś wtedy
swoją drobną, bladą i chłodną dłoń na mojej. Początkowo myślałem, gdy
zobaczyłeś mnie przytomnego, że wpadniesz w furię, zwyzywasz mnie,
mówiąc, jaki to jestem bezużyteczny, lecz nic takiego się nie wydarzyło.
Popatrzyłeś na mnie łagodniej niż miałem okazję widzieć kiedykolwiek w
tamtym okresie, zważywszy na fakt, iż to były początki naszej
współpracy. A potem zabrałeś głos. Doskonale pamiętam słowa, jakie do
mnie wtedy skierowałeś, bo nie tylko mnie zaskoczyły, ale przez ton,
jaki u ciebie wtedy usłyszałem, wręcz spiłem je z twych ust i zostały ze
mną na zawsze.
- Nigdy więcej nie rób takich głupstw. Nie ryzykuj tak, Moran.
Te
słowa wtedy wypowiedziane ożywiły, moją jak do tego czasu twierdziłem -
zmartwiałą duszę. Powiedziałem ci wtedy, że będę się starał. Mam
nadzieję, że robiłem to do tej pory wyjątkowo skrupulatnie. Bo chwila, w
której czytasz ten list, znaczy tylko jedno. Wpadłem w kłopoty i
zaryzykowałem, lecz nie uszedłem z tego cało. To moje pożegnanie,
szefie. Ten tekst miał przekazać ci, jak bardzo jestem ci wdzięczny za
czas spędzony przy twoim boku. Nadałeś mi cel, gdy czułem się stracony.
Uratowałeś mnie, James.
Dziękuję ci za to - S.M.
Moriarty
zacisnął mocno palce na kartce, gdy jego spojrzenie padło na inicjały.
Cholerny Moran! Jak on śmiał w ogóle tak po prostu umrzeć. Nie zwolnił
go ze służby ochrony, aby coś takiego zrobił. Zagryzł wargę do krwi,
która mieszając się z łzą spadła na trzymany w jego dłoni świstek
papieru. Napoleon Zbrodni nie rozumiał uczuć, jakie go ogarnęły. Starał
się złościć, aby odegnać te emocje. Był pewien jednego - nie będzie
chciał innego ochroniarza niż Sebastian. Nie ważne, jak bardzo złościł
się, że go opuścił.
____________________________
Przyszłam dzisiaj do Was z taką małą miniaturką, całkowicie spontaniczną.
Hmm...no na pewno nie spodziewałam się tu połączenia Moriarty'ego i Morana.
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle, to w tytule nie powinno być "list od s" zamiast "list do s"? Bo to mi tak jakoś nijak nie pasuje...
Ale miniaturka sama w sobie okej. Do samego końca nie przekonałaś mnie że Moriarty mógłby być tak miły dla kogoś, a nawet się przejmować czyjąś śmiercią, ale koncept sam w sobie spoko.
List do S. To jest dobrze. Akurat nie chodzi o imię. To po prostu w pełnej nazwie byłoby listem do szefa.
Usuńach, chyba ze tak :D teraz to ma sens ^^ Nie pomyślałam w ogóle o tym xD
Usuń