Informacja, że Izumi Kyouka uległa wypadkowi samochodowemu i nie będzie w stanie przez jakiś czas brać udziału w łyżwiarskich imprezach sportowych, spadła na środowisko jak grom z jasnego nieba. Dotyczyło to również igrzysk olimpijskich. Dla jej sportowego partnera to był szok. Nie tylko fakt, że takie nieszczęście dotyczyło jego przyjaciółki. Dochodziła do tego kwestia ich wspólnych przygotowań na zawody. Nakajima w jednej chwili został zupełnie z niczym. Starał się nie myśleć o tym, gdy trener wiózł go do szpitala. Patrzył na wystawy sklepowe, a światło latarni przesuwało się po jego twarzy. Nie myśleć o tym, bo przecież nie chciał, aby widziała jego emocje. Bez tego już zapewne jest jej trudno. Wolał nie dokładać jej więcej zmartwień niepotrzebnie.
Fukuzawa w końcu wjechał na parking na terenie szpitala. Nakajima wyszedł bez słowa i poczekał na niego chwilę, zanim oboje się udali do środka budynku. W recepcji zapytali, gdzie jest sala Izumi i udali na właściwe piętro. Yukichi odnalazł właściwe miejsce i zapukał.
- Proszę – usłyszeli po drugiej stronie.
Fukuzawa otworzył drzwi i wszedł do środka, witając się ze swoją podopieczną. Atsushi udał się za nim, rozglądając po niewielkiej sali szpitalnej.
- Cześć, Kyouka – odezwał się, wychylając zza pleców ich trenera. - Jak się czujesz?
- Myślę, że całkiem nieźle – przyznała z lekko zmęczonym uśmiechem. - Miałam dużo szczęścia.
Atsushi podszedł bliżej łóżka, na którym siedziała dziewczyna.
- To prawda, ale to dobrze – oznajmił, łapiąc dłonie przyjaciółki w swoje. - Wszystko się ułoży, zobaczysz. Twoi rodzice też na pewno z tego wyjdą – zapewnił, chcąc ją jakoś pocieszyć.
- Tak myślisz? - spytała cicho, wyraźnie pochmurniejąc i wbijając swoje spojrzenie w kołdrę.
- Oczywiście. Lekarze na pewno dobrze się nimi zaopiekują. Ty musisz tez do tego czasu odzyskać trochę sił. Wszystko będzie dobrze, na pewno – uśmiechnął się, chcąc podzielić się z nią tą nadzieją.
W rzeczywistości nie miał pojęcia w jakim stanie znajdują się jej rodzice. Wiedział jedynie, że przebywali obecnie na intensywnej terapii, bo przy recepcji trener zapytał również o nich.
- A co, jeśli nigdy się nie obudzą? - spytała, a w tym samym momencie rozbrzmiał dzwonek telefonu Yukichiego.
- Przepraszam was na moment – odparł, wyciągając urządzenie z kieszeni i pośpiesznie wychodząc z pomieszczenia. Na wyświetlaczu widniał zastrzeżony numer.
Oboje dłuższy moment spoglądali na drzwi, które się za nim zamknęły.
- Kyouka, na pewno się obudzą. Nie zostaniesz sama – stwierdził cichym tonem, naprawdę mając nadzieję, że to się spełni. - W końcu wciąż walczą.
- Masz rację, nie powinnam zakładać najgorszych scenariuszy – przyznała, unosząc w końcu głowę i posyłając mu delikatny uśmiech.
- W sumie potrzebujesz czegoś? Dziś nic ci nie przywiozłem, bo i tak jest dość późno, ale następnym razem mogę ze sobą wziąć jakieś rzeczy – przyznał nieco zażenowany, puszczając jej rękę i drapiąc w tył głowy.
- Mógłbyś mi pożyczyć jakiś stary telefon, jeśli byś miał? No i książkę. Trochę tu czasu spędzę, a nie chciałabym się nudzić. Ewentualnie móc mieć z kimś kontakt, gdybym czegoś potrzebowała – przyznała.
- A jakieś ubrania czy coś?
- Na razie mam rzeczy szpitalne, a jutro rano powinni się z czymś zjawić moi dziadkowie.
Fukuzawa wrócił do nich, a twarz Izumi spoważniała.
- Trenerze, Atsushi – zaczęła nagle, wywołując u obu zaskoczone spojrzenia. - Chciałabym Was bardzo przeprosić. Ta sytuacja zniszczyła wszystkie plany trenera i cały wysiłek treningów mojego partnera – dodała i ukłoniła na tyle ile mogła w obecnej pozycji.
Ignorowała ból, który wybuchł w jej klatce piersiowej z tego powodu. To nic w porównaniu z tym, jak wiele ta sytuacja zniszczyła.
- Wystarczy – Nakajima widząc jak zaciska zęby z bólu nieco przymusił ją, żeby wróciła do poprzedniej pozycji.
- Nie musisz za nic przepraszać. To nie twoja wina – odezwał się Yukichi. - Poradzimy sobie.
- Jak poradzicie? Nie mamy przecież żadnego zastępstwa za mnie i dobrze to wiem – przyznała.
- Kyouka. Jest w porządku, najwyżej będziemy mieli przerwę i wrócimy na następny sezon w pełni sił – Atsushi odezwał się delikatnym tonem i uśmiechnął. - To obietnica, dobrze?
Izumi milczała dłuższą chwilę, nie potrafiąc na niego spojrzeć. W końcu jednak to zrobiła.
- Dobrze. Pokażemy im wszystkim w następnym roku, gdy wydobrzeje – odparła, zmuszając się do pogodnego uśmiechu.
- Już późno, powinniśmy iść, zanim nas stąd pielęgniarki wyrzucą. Wpadniemy niedługo już w godzinach odwiedzin – odezwał się Fukuzawa, chcąc przerwać tą niezręczną sytuację.
Powstrzymali na razie burzę, ale ten temat jeszcze wróci i był tego świadomy.
- Do zobaczenia, Kyouka! Przyniosę ci następnym razem to co chciałaś! - zapewnił przyjaciółkę, którą przytulił krótko na pożegnanie, zanim udał się za trenerem do wyjścia.
Spojrzał przez ramię na nią, a widząc jej wzrok pełen poczucia winy jego żołądek się skurczył. Robił wszystko, aby się nie zorientowała w tym jak się naprawdę czuł, a ona w tamtej chwili wyglądała, jakby to wszystko wiedziała.
Wsiadł do samochodu i zapiął pasy. Oparł głowę o szybę i zaczął wpatrywać uparcie w widok za oknem, gdy trener wyjeżdżał z miejsca parkingowego.
- Wpadniemy jeszcze na chwilę na lodowisko, dobrze? - zagadnął go, po dłuższej chwili ciszy Yukichi.
- Jasne, nie ma sprawy. Powinienem zabrać swoje rzeczy z szafki – odparł obojętnym tonem Nakajima, nawet na niego nie patrząc.
Nie mógł już powstrzymać tego jak ogromny żal czuł. Pracował cały ten czas, aby ostatecznie to wszystko się zmarnowało. Fakt, że jego towarzyszka nie była tej sytuacji winna, nie potrafił odegnać goryczy jaka go zalewała. To był jego najważniejszy cel, do którego dążył. Ten sport od najmłodszych lat był całym jego życiem. Teraz wizja braku treningów i wyjazdów wypalała dziurę w jego sercu. Odnalezienie jakiegoś zastępstwa i nauczenie czegokolwiek godnego wystąpienia wydawało się nierealne. Nie wspominając już o przywyknięciu do drugiej strony, jako partnera.
Do tego do końca roku jeszcze było daleko. W czasie, gdy Kyouka będzie dochodziła do siebie to co on miałby robić? Spróbować wrócić do jazdy indywidualnej? Nie chciał tego robić. Będzie musiał sobie znaleźć na ten czas jakąś inną pracę. Najlepiej zupełnie nie związaną z łyżwiarstwem.
- Jesteśmy na miejscu – usłyszał nagle, co wyrwało go z zamyślenia.
Wyszedł z pojazdu i przez moment spoglądał na halę, gdzie jeździł jak na swojego największego wroga. Ruszył w jej kierunku momencie, gdy Yukichi do niego dołączył. Wchodząc po schodach w kierunku wejścia miał wrażenie, jakby wspinał się po stromej górze na własną egzekucję.
Przerażało go to wszystko. Miał wrażenie, jakby odebrano mu cały jego dotychczasowy świat.
Yukichi zerkał na idącego obok niego chłopaka. Widział, że ten starał się jak mógł być silny i dawać swojej przyjaciółce wsparcie, ale teraz wydawał się być w rozsypce. Po telefonie, jaki niespodziewanie otrzymał wahał się, czy zgoda na wystosowaną mu propozycję była dobrym pomysłem. Otworzył drzwi i puścił Nakajime przed sobą, który sunął do przodu, niczym zombie.
Widząc go w takim stanie przestał żałować ryzyka, jakie podjął.
- Pójdę na moment na lodowisko – uprzedził, zanim rozdzielił się ze swoim uczniem przy szatni.
Chłopak jedynie kiwnął dość apatycznie głową, znikając po chwili za drzwiami przebieralni.
Sięgnął do kieszeni i otworzył kłódkę od swojej szafki. Patrzył się na jej zawartość, mając wrażenie, jakby miał już tu nigdy nie wrócić. Czuł się zresztą podobnie, jakby to nie miała być przerwa spowodowana wypadkiem przyjaciółki, a odejście ze sportu na zawsze.
- Atsushi! Możesz tu na moment przyjść? - usłyszał wołanie Fukuzawy dochodzące z kierunku jednego wejścia na trybuny.
- Już idę! - odkrzyknął, odstawiając łyżwy, które wyciągnąć zdążył z szafki na ławkę.
Wyszedł z szatni i skierował korytarzem do najbliższego wejścia. Ledwie w nich stanął i zamarł, gdy zobaczył kto znajdował się na tafli. Zbiegł po schodkach do bandy, przy której stał Yukichi.
- Co on tu robi?! - zapytał, nie kryjąc swojej wściekłości w tonie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz