piątek, 8 lipca 2022

Postanowienie

 Witajcie! 

Oto druga część napisanego przeze mnie ,,Kamienia'' z perspektywy Hashiramy

_____________________________________________________

 „Ale się z nim przyjaźnisz, dlaczego?

- Ponieważ każdy kogoś potrzebuje. I myślę, że jest jeszcze dla niego nadzieja. Wierzę, że stanie w końcu na nogi, jeśli upłynie wystarczająco dużo czasu. No i gdy będzie miał właściwą motywację

  Spoglądał na te słowa siedząc na drewnianych schodach przed swoją rezydencją rodową. Zabawne, że w te dość przyjemną ciepłą i muskaną chłodnym wiatrem noc, czytając książkę z różnymi cytatami i fragmentami książek natknął się na rzeczy, które przywołują wspomnienia i emocje. Uczucia, które powinien trzymać na uwięzi i z daleka, lecz nie potrafił. Patrząc na ten cytat uważał go za naprawdę adekwatny. Każdy kogoś potrzebuje.

No właśnie. A Madara był można uznać, że sam. Izuna nie żył. Osoba, która była najbliższa jego sercu. Osobiście ubolewał nad tą jego stratą, a fakt kto do jego śmierci się przyczynił też go mierził. Wiedział, że Tobirama nie planował najpewniej pozbawiać go życia, bo po tamtej walce, gdy znów ich rody stanęły naprzeciwko siebie zapytał, gdzie on jest. Znał go na tyle, aby zorientować się o jego szczerej ciekawości i nieświadomości do czego się przyczynił. To go nie tłumaczyło, ale Hashirama wciąż miał wiarę, że ta rana się zasklepi i zrealizują swoje marzenie. W końcu podadzą sobie dłonie i nastanie upragniony pokój. Chciałby tylko znaleźć dla niego właściwą motywację do tej przemiany. Obecnie jednak stawiał na danie mu czasu, aby przebolał tą stratę i się pogodził.

A przynajmniej miał nadzieję, że się oswoi z tym i nie wpadnie w podstępne sidła szaleństwa.

,,Przyjaźń to rzecz dziwna. Podczas gdy w miłości mówimy o miłości, między prawdziwymi przyjaciółmi nie mówi się o przyjaźni. Przyjaźń czynimy, nie nazywając jej, ani jej nie komentując.”

  Widząc te wyrażenie nie mógł się nie uśmiechnąć. Przypominało mu o wspólnych treningach, rywalizacji w rzucaniu kaczek lub wyścigach w wspinaniu się. Dawno nie złapał go podobny przypływ nostalgii. Tęsknota za ich wspólnymi, szczęśliwymi dniami wśród wojennej rzeczywistości. Miał ochotę aż, żeby ktoś przypadkiem podrzucił mu wehikuł czasu i pozwolił mu się do tamtego okresu cofnąć. Może przy okazji spróbowałby coś naprawić, jakoś zapobiec rozłamowi w ich przyjaźni, który trwał po dziś dzień. Przewrócił kolejną stronę, zastanawiając się przy tym co jeszcze może tutaj inspirującego lub też dobijającego znaleźć.

Uczyń dar ze swej słabości, bo czasem człowiek nie ma nic, prócz garści nieudanych przedsięwzięć.

  Ten zwrot akurat nawet wydawał mu się pocieszający. W końcu każdego razu, gdy znowu przed nim stawał i patrzył w te onyksowe tęczówki przepełnione smutkiem, bólem, gniewem i głęboką rozpaczą oraz jeszcze wieloma innymi emocjami, których nie był w stanie rozróżnić i wyłapać. Czuł się wtedy okropnie słaby. Bezużyteczny, bo chociaż pragnął mu w tych zmaganiach ulżyć to nie miał do tego prawa. Nie był tego nawet godny. Już nawet nie myślał o fakcie, że byli wrogami. W zasadzie nie zasługiwał na to, aby wciąż walczyć o tą dawniej ich łącząca więź. A jednak nie potrafił z niego zrezygnować. Dalej uparcie pragnął do niego dotrzeć. Móc mieć tą szansę, aby znowu mogli się wspólnie śmiać. Poza tym egoistycznym pragnieniem nie miał dla niego nic. Nie jest w stanie przecież przywrócić zmarłych do życia.

Czy wiesz, mała ćmo, że to, co przed sobą widzisz, to jest płomień?

  Przesunął wzrokiem po tych słowach, a następnie uniósł głowę, spoglądając na okrągłą, bijąca jasnym blaskiem tarczę księżyca. Prawdopodobnie wiedział. Jego obecny stan był, niczym nieokrzesany płomień silny i niszczycielski. Ten żywioł zdecydowanie pasował do Uchihów. A on był taką ćmą, naiwną, która pozwalała się przypalać, bo pozostało mu albo pozwolić się spalić lub zapanować nad tym żywiołem. Nie wiedział jeszcze jak to uczyni. Zamierzał do tego jednak dążyć. W końcu tak naprawdę nie był jego motywacją klan umęczony wieloletnim przelewaniem krwi. Nie ofiara z jego młodszych braci. Liczył się dla niego Madara, którego chciał ocalić i chociaż trochę mu zadośćuczynić krzywdy jakiej doznał. Pragnął odzyskać przyjaciela, a jednocześnie zabrać go z niebezpiecznej ścieżki, na którą trafiają ludzie nie mający już nic do stracenia.

Zdecydował.

Nie podda się.

Będzie wciąż walczył dla nich o możliwość lepszego jutra. Zresztą tylko on mógł go dać radę spróbować uratować. Kiedyś dopnie swego, bo będzie do tego dążył wszelkimi dostępnymi środkami do samego końca.

Zamknął z hukiem trzymaną w rękach książkę i podniósł się z miejsca, uśmiechając lekko pod nosem. Przepełniony nową siłą i nadzieją wszedł do rezydencji.

Był przyjacielem, który zmieni się we wroga, aby pozostać przyjacielem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz