Siedział na schodach prowadzących do ogrodu z kubkiem ciepłej herbaty w dłoniach. Księżycowy blask otulał pogrążoną w ciszy i niezmąconą żadnym wiatrem przyrodę. Wieczór mimo tego był nieco chłodny. Porucznikowi oddziału szóstego jednak to nie przeszkadzało. W przeszłości został przyzwyczajony do znacznie gorszych warunków. Najbardziej luksusową porą w Rukongai była jesień i zima. Bezpańskie szczeniaki takie jak on i jego grupa mogły wtedy liczyć na dach nad głową, jeśli do tych pór roku przetrwały. Teraz była wiosna. W jego dawnym życiu kojarzona głównie z codzienną walką o byt. Nie tylko własny, bo również jego osieroconych przyjaciół. Pamiętał, że wtedy też często patrzył na księżyc, gdy wdrapywał się na drzewo, a pod nim przy ognisku spała jego mała rodzina złożona z tak samo samotnych jak on dusz.
Finalnie nie był w stanie ich uchronić i uratować.
Zastanawiał się wtedy, jaki będzie cel jego egzystencji, jeśli pozostałby całkiem sam. Pogrążony w rozpaczy nie uważał się za dostatecznie silnego, aby w chwili próby być w stanie ochronić ostatnią, pozostałą mu bliską osobę. Był tylko tchórzliwym psem wyjących do srebrnego kochanka nocy, który wychylał się zza chmur. Stracił wszystko, co było mu bliskie w zupełnie inny sposób. Tchórzliwy, świadomy, ale bezpieczny, mimo że cholernie bolesny.
Sam siebie pozbawiłem wszystkiego – pomyślał kierując wzrok na oczko wodne, gdzie czasem spod tafli wody widać było krótkie błyski łusek pływających karpi, które odbijały wiązki światła słane przez księżyc.
Miał już ponownie zanurzyć się w morzu melancholii i ponurych myśli, gdy poczuł dłonie delikatnie go oplatające i ciepło nieco drobniejszego ciała na plecach. W pierwszej chwili lekko się spiął w niekontrolowanym odruchu, ale rozluźnił się jednak szybko, bo doskonale wiedział kogo miał za towarzysza.
- O czym tak myślisz? - usłyszał szept tuż przy swoim uchu, czując dłonie przesuwające się po jego klatce piersiowej.
- O przeszłości – przyznał, spuszczając wzrok na blade obejmujące go ręce. - O tym jak błądziłem i wszystko traciłem, okraszone rozmywającymi się lepszymi dniami – dodał.
Kapitan zmarszczył brwi na taką odpowiedź. Nie lubił takich posępnych dni u Abarai. Wiedział jednak, że były mu potrzebne, aby nie zapomnieć drogich mu osób z dawnego życia. Rozumiał to i przechodził to razem z nim.
- Masz już swoje miejsce i niczego nie stracisz – zapewnił go cicho, muskając ustami nieznacznie płatek jego ucha.
Renji uśmiechnął się i sięgnął go jego dłoni, splatając je ze swoją.
- Wiem – przyznał półszeptem, odwracając lekko głowę w jego stronę. - Dostałem wszystko, o czym kiedyś tylko marzyłem. Teraz jestem szczęśliwy, bo mam przy sobie cały mój świat – dodał, spoglądając na Byakuyę z czułością.
Kuchiki pozwolił sobie odpowiedzieć delikatnym uśmiechem, który w księżycowym blasku prezentował się przepięknie.
Czekała ich w końcu kolejna przepełniona wspólnym szczęściem wiosna.
Kocham tych panów, a w tej miniaturce zdecydowanie skradli moje serduszko... Urocze tak bardzo <3
OdpowiedzUsuńJa też ich bardzo kocham, więc można będzie ich się spodziewać więcej:D
Usuń