środa, 30 listopada 2016

Teksańska Masakra Piłką Europejską III

- Hej, patrzcie! - rozległ się nagły okrzyk Jędzy, który jednak nie zwrócił uwagi wszystkich jego kolegów, bo niektórzy pewnie uznali, że znowu się zgrywa jak to nie raz miał w zwyczaju.
- Coś chyba do nas leci! - dodał po chwili, co tym razem poskutkowało i wszystkie oczy skierowane były na niego.
Wskazał im zaraz okrągły, srebrny obiekt latający, zmierzający w ich stronę. Robert, widząc to wszystko nie mógł się powstrzymać od jednej rzeczy, która idealnie pasowała do sytuacji. Przynajmniej według niego.
- What's that coming over the hill? Is it a monster? Is it a monster? - zaśpiewał, choć raczej do dobrego wykonania było mu daleko. Błaszczykowski spojrzał na niego, jak na idiotę.
- Czy to już moment, w którym powinienem przykleić ci czerwoną kartkę na czole? - spytał z niewinnym uśmiechem blondyn, dostając tylko w odpowiedzi oburzone spojrzenie swego towarzysza.
  Zaśmiał się, a po chwili jego wzrok znów powędrował, w stronę nadlatującego statku. Był na tyle blisko, aby mógł dostrzec jego wielkość i kształt spodka. W tej chwili poczuł się, jakby był aktorem na planie filmowym. Jakub Błaszczykowski piłkarz i w wolnych chwilach gwiazda filmowa, pogromca kosmitów. Idealne do opisu na Twittera. W końcu trudno było mu uwierzyć, że to nie jest fikcja lub jakaś dziwna forma niespodzianki, przygotowana przez organizatorów mistrzostw Europy. Latająca maszyna, która zbliżała się do planety, gdzie znajdowała się ekipa zagubionych piłkarzy wylądowała. Wszyscy całkowicie skupieni obserwowali obiekt, a towarzyszyła temu wszystkiemu wręcz grobowa cisza. Każdy z nich wyczekiwał otwarcia się drzwi pojazdu. Nie musieli długo na to czekać, bo praktycznie zaraz z wolna poczęły się uchylać, ukazując coraz więcej z wnętrza ogromnej maszyny. Ze środka wydobywała się para, a przynajmniej tak przypuszczał, bo nie chciał być powitany gazem, którego pochodzenia by nie znał. Niebawem dojrzał kształt sylwetek, które ku jego zaskoczeniu były ludzkie. Przez moment żywił nawet nadzieję, że to może być jakaś szalona szopka, wymyślona przez gospodarzy Euro. To marzenie rozwiało się, gdy tylko postacie stanęły w zasięgu jego wzroku. Jasnoniebieska skóra, żółte ślepia, niczym u jakiegoś opętanego kota, zaś ubrani byli, niczym monarchowie z książek do historii. Zerknął po chłopakach, którzy w zdecydowanej większości byli w szoku. Druga część zaliczała się do tych piłkarzy, którzy wyczekiwali w napięciu, co się stanie dalej. Emocje te zdawały się być większe niż na niejednym filmie akcji. Jakby on chciał, aby to było tylko kino akcji. Nic na to nie wskazywało, czego żałował, choć nie każdy może zostać powitany przez prawdopodobnie kosmiczną rodzinę królewską. Dwójka istnień, z którymi wcześniej do czynienia mógł mieć na ekranach filmowych opuściła pojazd, stając po bokach wejścia do niego. Po chwili wyszła trzecia istota, która na czerwonej poduszce niosła wódkę. A dokładniej Finlandię. Zeszła ze statku, wchodząc między piłkarzy, a ci instynktownie schodzili jej z drogi. Przyglądała im się uważnie, wyraźnie się za kimś rozglądając. W końcu odnalazła swój cel, zatrzymując się przy Peszkinie. Sławek spojrzał na nią, całkowicie zaskoczony, gdy wysunęła w jego stronę ręce z poduszką i podarunkiem tam leżącym. Rozejrzał się, patrząc po kolegach z drużyny, niemo szukając u nich pomocy, której tym razem się nie doczekał. Czuł się niezręcznie pod presją ich spojrzeń i nieziemskiej kobiety stojącą przed nim. Wyciągnął rękę i zdjął z jaśka darowany mu prezent. Popatrzył na twarz kosmitki, która się do niego delikatnie uśmiechnęła. Nim się zorientował odwzajemnił uśmiech i podziękował w swoim ojczystym języku, choć zaraz się nieco zmieszał, bo w końcu mogła nie rozumieć polskiego. Zdumiał się, gdy z jej krtani wydobyło się troszkę zniekształcone ''proszę''. Po tych słowach po prostu się odwróciła i udała na powrót do środka statku, zostawiając oszołomionego Polaka samego ze swymi myślami.
- Peszkin, czujesz się już królem Finlandii? Bo chyba cię pasowali - rzucił, nieco oddalony od niego Szczęsny.
Nie odpowiedział na tą zaczepkę. Spojrzał na trzymany w rękach trunek. Wygląda na to, że są bardzo inteligentni, ale dlaczego Finlandia? Przecież ja nawet jej nie lubię - zaczął się zastanawiać na tą kwestią, lecz nie znalazł żadnej sensownej odpowiedzi. Łukasz Fabiański, patrząc na znikającą w głębi statku, dotychczas nieznaną jego gatunkowi formę życia pomyślał, że naprawdę chciałby dostać kosmiczne rękawice. W czasie, gdy marzył o rękawicach, które dałyby mu możliwość obronienia każdej piłki, ze statku kosmicznego wyłoniły się dwie postacie. Ich ubiór przypominał szaty królewskie będące, niczym wyjęte z obrazów znanych malarzy. Całego wizerunku dopełniały korony, które nosiły na głowach.
   Robert rozejrzał się po swojej drużynie, chcąc wyczytać cokolwiek z ich twarzy. Nie mógł jednak za wiele wywnioskować z min, jakie przybrali. Tylko Krychowiak wyglądał, jakby miał zaraz się rzucić, aby sprawdzić z czego wykonane są szaty, które nosili. Po chwili zeszli do nich z pokładu, kierując się w stronę zdumionego kapitana reprezentacji. Stanęli przy nim, zaś on tylko na nich patrzył, w duchu martwiąc się, że może się im czymś naraził. Jego obawy wzrosły w chwili, gdy król sięgnął do kieszeni. Zaczął się nawet już w myślach modlić, aby śmierć z jakiegoś kosmicznego rewolweru była szybka i jak najmniej bolesna. W tym momencie też przywódca kosmitów wyciągnął urządzenie, które bardzo kojarzyło się mu z ziemskim tabletem, ale chyba nie do końca tym było. Wydawało się, że to raczej był kosmiczny odpowiednik, ponadto zrobiony ze szkła i to te istoty go zasilały. Wywnioskował to po tym, gdy na rękach trzymającego 'tablet' rozbłysło zielone światło, które na moment wypełniło cały ekran, a po tym na wyświetlaczu ukazał się mem. Nie zdziwiłby się, gdyby na załączonym obrazku nie był on sam, gdzie został określony mianem kosmity. Normalnie by go to rozbawiło, lecz o był jeden z tych momentów, gdzie głupi obrazek mógł przynieść mu kłopoty. Kuba, który stał obok bruneta, widząc jego minę sam zainteresował się tym. Przybliżył się bardziej i zerknął co tak zmartwiło obecnego kapitana. Nie zdołał ukryć swego zaskoczenia, że to był śmieszny obrazek z internetu. To nie było coś, czego się spodziewał. Przeniósł nadal zdumione spojrzenie na kolegę z drużyny, a wtedy z ust obcego, który pokazał to zdjęcie padły słowa, brzmiące dla napastnika niczym wyrok.
- Jesteś jednym z nas - oznajmił to, nieco kulejącą polszczyzną, aczkolwiek zrozumiałą.
Robert spojrzał na twarz stworzenia, wyglądającego na przekonane o słuszności swego osądu. Widząc to, czuł narastającą w sobie panikę. W umyśle miał większy niż wcześniej chaos i tylko przebiła się mu jedna wyraźna myśl, w której stwierdził to, co zapewne zechcą z nim zrobić. Zabrać go na statek, uznając go za jednego z nich. Ta wizja tak go przytłoczyła, że nie był w stanie zaprzeczyć. Po głowie krążyła mu czarna wizja bytu z dala od rodzinne planety, którą zaczął doceniać jak nigdy wcześniej. Paniczny strach opuścił go nieco, gdy poczuł dłoń na swoim ramieniu. Spojrzał na stojącego przy nim blondyna i czuł, jak zaciska mocniej palce, jakby nie chciał go nigdzie puścić. Pojął wtedy, że musi podjąć walkę o swą wolność, wyjaśniając to nieporozumienie. Bez względu na to, jak bardzo twórca memu chciał, aby był kosmitą, nie miał zamiaru się nim stawać. Zebrał w sobie całą determinację, która miała odegnać pesymistyczne wizje i zabrał głos:
- Mylisz się. Nie jestem jednym z was. Jestem zwyczajnym człowiekiem. Nawet nie jestem podobny do was - oznajmił, rozkładając przy tym ręce na boki i obracając się wokół własnej osi, jakby się im prezentował. Zatrzymał się i na powrót zwrócił spojrzenie na pozaziemskie istoty, które miał przed sobą. Wyglądały na zbite z tropu, nie spodziewały się takiego obrotu sprawy. Był ciekaw, dlaczego mieli taką pewność do swych informacji, które nie były prawdziwe, jakby tego chcieli. Miał nadzieję, że niedługo się tego dowie.
- Więc dlaczego przysłałeś nam to? - spytał, wskazując ponownie jego zdjęcie z dołączonym napisem.
- To nie ja to przysłałem. Do dziś nie zdawałem sobie sprawy, że poza moja planetą naprawdę istnieje życie pozaziemskie. Jestem tylko piłkarzem, a ten obrazek nawiązuje do strzelenia przeze mnie pięciu bramek w ciągu dziewięciu minut - wyjaśnił i patrzył jak jego rozmówca stara sobie to wszystko poukładać w głowie. Tym razem odezwała się jednak jego dotychczas milcząca towarzyszka.
- Więc dlaczego otrzymaliśmy ten obraz?
- Pewnie jakimś sposobem odebraliście go przypadkiem. Jestem zwyczajnym człowiekiem z krwi i kości.
Na jego słowa zlustrowała go spojrzeniem, jakby chciała go przeskanować, aby to potwierdzić. Gdyby nie jej kolor skóry byłaby całkiem urodziwą ziemską kobietą. Po oględzinach skinęła swemu towarzyszowi głową, zatwierdzając tym samym prawdziwość tych słów.
- Masz rację. Przepraszamy cię za nieporozumienie i twoich przyjaciół - oznajmiła, na moment omiatając spojrzeniem resztę drużyny.
- Nic się nie stało - odparł z całą swoją życzliwością w głosie, na jaką mógł się zdobyć. Było to o tyle trudne, bo naprawdę stało się i to dużo, zaś nieprzyjemne spojrzenie, które jeden z chłopaków wwiercał w jego plecy wiele nie pomagało. Starał się to ignorować.
- Właściwie, czemu byliście pewni, że jestem jednym z was? - spytał, bo ta myśl nie dawała mu spokoju.
Tym sposobem dowiedział się, że jeden z nich wyruszył na ich planetę, aby ją zbadać. Tylko on mógł się tego podjąć, gdyż był wyjątkowy. Posiadł bowiem zdolność, dzięki której mógł całkowicie upodabniać się do ludzi. Od tamtego czasu oczekują od niego sygnału, aby odebrać go z Ziemi. Niestety słuch o nim zaginął. Po wysłuchaniu tej niezwykłej opowieści czuł się, niczym bohater książki, którego zadaniem jest pomóc. Miał nawet ochotę to zrobić, ale zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie. Nie miał czasu dobrze się nad tym rozwodzić, bo usłyszał pytanie:
- Czym jest piłkarz?
Na chwilę pozwolił sobie na pełen rozbawienia uśmiech. W końcu odpowiedział na pytanie, które rodziło następne zagadnienia do wyjaśnień. Nie zauważył nawet, kiedy omówił całą teorię gry w piłkę nożną.
- Nauczycie nas w to grać?
Kapitan polskiej drużyny uśmiechnął się szeroko, z wyrazem twarzy, jakby tylko na to czekał. Skierował spojrzenie na swoich towarzyszy.
- Chłopaki, nauczymy ich grać? - spytał, dostając niemal od razu pełen chęci i zaangażowania odzew. Powiódł wzrokiem do kosmicznego króla.
- Słyszałeś ich - oznajmił z uśmiechem.
   Po tym Robert wraz z resztą piłkarzy ochoczo zabrał się do roboty. Pomogli im w kompletowaniu drużyny, ale potem zastanawiali się skąd wytrzasnąć w kosmosie piłkę. Mieli na tyle szczęścia, że ich nowi znajomi kiedyś wiedzeni ciekawością jedną zdobyli, aczkolwiek szybko stracili wtedy nią zainteresowanie, bo nie robiła nic nadzwyczajnego i nie potrafili zrozumieć, z jakiego powodu bieganie za tym okrągłym przedmiotem wzbudza w ludziach tyle emocji. Teraz mieli sami się przekonać, czemu tak jest. To samo w sobie było już ekscytujące dla nich. Rozpoczęli w końcu upragnioną naukę. Szło to nader sprawnie, bo mieli do czynienia z bardzo pojętnymi istotami, które uczyły się w zastraszająco szybkim tempie. To jednak nie psuło dobrej zabawy, jaką mieli z tego zawodowcy. W końcu, gdy uznali, że udało się im przekazać dostatecznie dobrze potrzebną wiedzę, nadszedł moment zwieńczenia tych wysiłków. Musieli rozegrać mecz. W nowej roli przypadło się odnaleźć Fabiańskiemu, który na to spotkanie zmienił się w sędziego. Nim rozpoczęli Robert napomniał, aby dawali im fory z czym oczywiście wszyscy się zgodzili. Początkowo zamiar traktowania przeciwników ulgowo szedł im całkiem nieźle. Z czasem jednak Szczęsny zaczął bronić, zamiast udawać idiotę w bramce, który nie wiedział za jakie grzechy tu stoi. Krycha natomiast postanowił walczyć o piłkę, jak o pierogi ciotki Danki. Lewy widząc, co się zaczęło dziać zrezygnował z bycia nieumiejętnym napastnikiem i wpakował na dokładkę pakiet czterech bramek. To nie zepsuło obu drużynom zabawy, bo głównym celem tego była rozgrywka sama w sobie. Mecz zakończył się druzgocącą przewagą Polaków, którzy w duchu żałowali, że nie są w stanie tak Niemców skosić bramkowo.
  To był też czas pożegnania, bo inny zakątek kosmosu nie był, mimo wszystko dla nich miejscem marzeń. Kochali swą planetę, z której pochodzili i kosmici byli w stanie zrozumieć to podejście. Postanowili cofnąć piłkarzy, do okresu przed zebraniem się na wyjazd, aby zagrać mecz z Niemcami. Pojęli, jaki był dla nich ważny. Nim przygotowali maszynę, Polska drużyna postanowiła zostawić po sobie nieco trwalszy ślad. Wzięli piłkę, która jeszcze nie dawno wędrowała od nogi do nogi i podpisali się na niej po kolei. Robert osobiście wręczył ozdobioną napisami piłkę królewskiej parze. Potem zaczęło się odliczanie maszyny do przeniesienia ich w czasie. Piłkarze jeszcze zdążyli pomachać, nim zniknęli i pojawili w przeszłości. Jedynym dowodem, że to nie był sen, była Finlandia, którą Sławomir Peszko przyciskał do piersi, niczym największy skarb.
____________
Oto i zakończenie całej tej szalonej historii.
Piosenka, którą 'zaśpiewał' Lewy: The Automatics - Monster.
Miało być na początku miesiąca, ale się nie udało. Wybaczcie, różne przeciwności losu sprawiają, że tak wiele nie piszę. Mam jednak pomysł, aby zrobić, tak jak rok temu kilka miniaturek, aby to była taka grudniowa tradycja, co o tym myślicie?
Bo w zasadzie nie mam pojęcia, co następne napisze, skoro ta seria dobiegła końca.

2 komentarze:

  1. "Po chwili wyszła trzecia istota, która na czerwonej poduszce niosła wódkę. A dokładniej Finlandię." uuu kosmici wiedzą co dobre :D
    "- Peszkin, czujesz się już królem Finlandii? Bo chyba cię pasowali" hahaha o tym nie pomyślałam XDD
    "ale dlaczego Finlandia? Przecież ja nawet jej nie lubię" stary...żartujesz prawda? Xd

    Co ty ćpałaś pisząc to? Ja też chcę :P Słyszysz? BĄDŹ MYM DILEREM XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie ćpałam, to wszystko stworzyła myśl; A co by było gdyby reprezentacje wysłać w kosmos? Reszta to tylko wiedza z wywiadów, czasem memy oraz wyobraźnia własna. Efekt wyszedł taki i ciesze się, że chyba udało mi się rozbawić! C:

      Usuń