sobota, 12 grudnia 2015

Mój demon stróż.

Witajcie! Przybywam dziś z shotem, z którego jestem dumna. Zwłaszcza z jego długości, bo ma 876 słów, a razem znaków 6046. Do tego na fanpage'u bloga jest pewna prośba, która może być dla mnie dobrą motywacją, to pozwolę sobie tu ją powtórzyć, bo zapewne nie każdy zagląda na ta stronę, a tu może dostanę odpowiedzi. Jak wiecie, według planu, który ustanowiłam, następną notką powinien być Pamiętnik, lecz wpadłam na pewien pomysł, że mogę spróbować coś jeszcze w tym miesiącu napisać, poprzedzającego ów notkę. Pomysły są dwa, a mianowicie: 
- Mogę spróbować napisać jakiegoś song fica.
- A w drugim stworzyć kilka krótkich tekstów i tutaj możecie przyjść mi z pomocą, wypisując jakieś paringi, które przyjdą wam do głowy, nie przejmując się czy je znam czy nie. Spróbować zawsze można. Także liczę na Waszą pomoc. To tyle słowem, dłuższego wstępu niż zwykle. 
_____________________

    Skąpany w cieniach wątpliwości. Nie będący w stanie pojąć Boskiego Planu. Pogrążony w bezsilności i beznadziei. Tępym spojrzeniem wpatrujący się we wskazówki zegara, które jak na złość nie chciały się zatrzymać. Każdy mijający ułamek czasu przybliżał moment ostatecznej walki. Dwie najbliższe mu osoby albo zginą razem, albo tylko jedna z nich odda w tym starciu ducha. Dopiero teraz, gdy przeznaczona im prawda zakradła się na tyle, by niewidocznymi palcami muskać umysł najmłodszego archanioła i ciągle o sobie przypominać, zdał sobie sprawę, że nie wie co ma z tym zrobić. Siedzieć i czekać z założonymi rękami nie mógł. Nie wytrzymałby tego. Jego myśli nieustannie krążyły wokół tego tematu, co było dla niego jawną torturą, ale nie mógł przestać.
   Opadł ciężko na krwistoczerwoną, atłasową pościel łóżka. Musiał istnieć sposób, by jakoś to opóźnić. Zatrzymać na pewno nie dałby rady. Tylko Bóg byłby w stanie to zrobić, lecz na niego nie było co liczyć.  Zniknął, pozostawiając ich z tym wszystkim, na pastwę przewrotnego losu. Odetchnął głęboko, przymykając oczy. Musiał się skupić. Co mogłoby spowolnić cholerną Apokalipsę? Chciałby to wiedzieć, lecz i tym razem jego wyobraźnia zawiodła, choć zwykle była bogatą skarbnicą pomysłów. Było pewne rozwiązanie, do którego nie chciał się jednak za bardzo uciekać. Musiałby pozwolić sobie na to, aby jego serce pochłonął mrok. Otworzyć zakazaną bramę i wypuścić gamę bólu, żalu i wielu innych uczuć, które mogłyby zmienić go bezpowrotnie i doprowadzić do upadku. Myśl, by użyć tej opcji, co jakiś czas się pojawiała. Do tej pory udawało mu się odpychać ją od siebie skutecznie, lecz zmieniło się to kilka dni, po wypuszczeniu Lucyfera z klatki. Postanowił się poddać pokusie i zarazem jedynej opcji, jaką zdołał odnaleźć, która nie mogłaby ujść uwadze Michała, ani Lucyfera. Podszedł do okna i spojrzał na rysującą się za nim panoramę miasta, zaraz jednak skupił swój wzrok na własnym odbiciu w szybie. Przesunął opuszkami palców, po jego postaci malującej się na szkle i przymknął oczy. Teraz nadszedł czas, by sięgnąć po te grzeszne odczucia, które nie przystają komuś, kto nosił miano Bożego Wojownika. Robił to dla wyższego celu, tak starał się to sobie tłumaczyć. Miał już sięgnąć do zakazanych wrót, gdy poczuł dotyk na ramieniu. W nozdrza uderzył go znajomy zapach, a jego ciało momentalnie się spięło, jakby na niewypowiedzianą komendę. Otworzył oczy, patrząc w odbiciu szyby na postać stojącą za nim.
- Lucyfer - wyszeptał, czując uścisk w żołądku. Czuł się w tej chwili, niczym dziecko, które zostało przyłapane, na robieniu czegoś niedobrego. W pewnym sensie nawet tak właśnie było.
- Gabriel - wypowiedział to tonem, który wyraźnie sugerował, że doskonale wie, co młodszy brat próbował zrobić. Znał go w końcu, jak nikt inny, lecz to akurat działało w obie strony. Lucyfer nieco gwałtownym ruchem, odwrócił młodszego anioła przodem do siebie. Gabriel spojrzał w oczy Diabła, w których malowało się tak wiele emocji; ból, żal, strach oraz inne, będące tylko zbitym tłem. To ostatnie najbardziej go zaskoczyło. Nie wiedział, czego się tak boi. Nigdy nie widział u starszego brata tej emocji, która zwykle byłaby dla Upadłego oznaką słabości. Tym razem było zupełnie inaczej, skoro pozwolił mu tą emocję w sobie dostrzec. Ocknął się z zamysłu, czując dotyk na swoim policzku.
- Nie próbuj tego robić, Gabrielu. Wiem, że cierpisz i nie potrafisz pogodzić się z nadchodzących przeznaczeniem moim i Michała, lecz to nie jest rozwiązanie. Zmienienie losu, to nietrwałe przesunięcie nieuniknionego - tłumaczył mu cierpliwie, tak jak dawniej, gdy był mu mentorem. - Nie chcę niepotrzebnej twojej krzywdy, Gabrielu - oznajmił Szatan, z nadzwyczajną szczerością w głosie, gładząc delikatnie policzek młodszego brata.
- A ja nie chcę, byście musieli mieć takie zakończenie! - wykrzyknął nagle, patrząc na Niosącego Światło z pewną buntowniczością, którą ten nader dobrze znał.
- Wiem to doskonale, jednak to jest Słowo, z którym nawet ty nie jesteś w stanie się mierzyć. Twoje czyny są spowodowane nadzieją, której próbujesz się kurczowo trzymać. Rozumiem to. Znasz, mimo to prawdziwy wynik tej próby. W głębi swego serca czujesz nadchodzącą porażkę - dłoń Lucyfera przesunęła się z policzka, na szyję młodszego, dalej sunąc w dół, aż spoczęła w miejscu, gdzie było serce, którego bicie było w tej chwili tak dobrze wyczuwalne. - Już dobrze, Gabrielu. Możesz odpuścić. Tak musi być i się z tym godzę.Tym razem musisz przestać walczyć. Zrób to dla mnie, dobrze? - słowa te padły, wypowiedziane szeptem, a połączone z delikatną barwą głosu szatana, były wręcz kojące. Tym tonem zwykle wymawiał słodkie kłamstwa. Mącił w głowach śmiertelników i zwodził na pokuszenie. Najmłodszy archanioł doskonale o tym wiedział, ale nie dbał o to. Pozwolił mu się zwieść ten pierwszy i ostatni raz, zgadzając się na zaniechanie swego planu. Po chwili przyległ do zaskoczonego Lucyfera i się w niego mocno wtulił, zaciągając dobrze znanym sobie zapachem. Minął krótki moment, nim starszy archanioł odwzajemnił uścisk. Gabriel, po raz pierwszy od długiego czasu poczuł się bezpieczny, jak na ironię w silnych ramionach samego Diabła. Był to jednak jego Diabeł, który się o niego martwił i bał. Zrozumiał ten strach, który mu okazał. To była obawa przed tym, że stanie się nieczysty.
   Po chwili się wyprostował, gdy materialne ciało, do którego się przytulał zniknęło bez ostrzeżenia i pożegnania. Żaden z nich tego pożegnania nie pragnął. Gabriel wolał żyć iluzją, że gdzieś tam jest pilnowany przez szatańskiego mechanika. On sam, zaś stał się Aniołem Lucyfera. 

2 komentarze:

  1. Jakieś paringi... hibiya i jeden z alter-shizusiów których nigdy nie pamiętam xD a tak poza tym destiel, samxlucyfer, deanxjo ...tyle pairingów istnieje na świecie :P John i Sherlock XD Sherlock i Moriarty XDDD
    frostiron ;-; powodzenia (*)
    ...khm.
    btw, ładnie dopindrzyłaś swojego bloga :D podoba mi się :D ciąglę widuję tylko czarno-białe albo biało-czarne ewentualnie z jakimiś akcentami innych kolorów a tu proszę, pac fiolet xD pienknie :3

    o nie ;-; wiedz że coś się dzieje, jeśli po pierwszym akapicie wiesz o co chodzi ;-;
    omagad ;w; to było...jednocześnie takie ironiczne, i takie smutne TwT *chlip* aż nie wiem co jeszcze napisać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja moje paringi już wypisałam, więc je znasz... to może jeszcze Q x Bond jeśli znasz te klimaty? xD

    Boże, notka jest cudowna. Nie oglądałam jeszcze SPN, ale tak miło się czytało.
    Jejuuuuu ;---;
    Ogólnie to znowu się spóźniłam, brawo hao, ale znasz mnie noo ://

    " Minął krótki moment, nim starszy archanioł odwzajemnił uścisk. Gabriel, po raz pierwszy od długiego czasu poczuł się bezpieczny, jak na ironię w silnych ramionach samego Diabła." to zdanie kocham mocno. Jeju. Aż coś w moim serduszku drgnęło.

    OdpowiedzUsuń