wtorek, 14 stycznia 2025

Niegodny

   ,, Spotkajmy się. Dziś w dokach o 23”

Akutagawa wpatrywał się w ekran telefonu dłuższą chwilę.

,, W porządku.” odpowiedział, zgadzając się na tą dość nietypową propozycję.

Nie mieli w zwyczaju widywać się poza momentami, gdy ich ścieżki przecinały się wspólnie podczas misji. 

Kierując się do swojego apartamentu odsuwał od siebie myśl, że powinien być bardziej ostrożny.

Postąpiłby tak w każdym innym przypadku. Tutaj nie miał takiej potrzeby. Wiedział, że on nie jest typem przebiegłej osoby. Właściwie miał w sobie takie pokłady dobra, że to było irytujące.

  Atsushi cały dzień, odkąd śmierć dyrektora sierocińca odsłoniła wszystkie tajemnice czuł się źle.

Był zagubiony i topił się w poczuciu bycia nieszczęśliwym. W jego umyśle, niczym rozjuszony rój pszczół kłębiły się tysiące pytań i wątpliwości, które w sobie trzymał. Teraz zaczęły wychodzić na wierzch jego myśli i czuł, że jeśli nic z tym nie zrobi to oszaleje. Właśnie dlatego umówił się, by spotkać się z jedynym człowiekiem, który nigdy go nie okłamał, a jego spojrzenie na pewne sprawy potrafiło przynosić otrzeźwienie. Była też pewna kwestia, jaką chciał z nim poruszyć.

  Ryuunosuke czekał na miejscu, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie płaszcza i spoglądał na statki stacjonujące w porcie. Odwrócił się natychmiast, gdy tylko usłyszał kroki za swoimi plecami.

Zmrużył lekko oczy, widząc jak on całą swoją postawą okazywał, że coś się stało.

- Po co mnie tu wyciągnąłeś w środku nocy?

Nakajima stojąc przed nim, zaczął mieć wątpliwości co do słuszności swojej decyzji o tym spotkaniu. Cała determinacja, aby poznać odpowiedzi na dręczące go kwestie, upływała z niego w chwili, gdy patrzył w te stalowoszare oczy, które przeszywały go uważnym spojrzeniem.

Wziął głęboki wdech i lekko rozluźnił.

- Dlaczego tyle razy mnie ratowałeś? – zapytał, spoglądając na niego z całą odwagą, na jaką było go w tej chwili stać.

Akutagawa wydawał się lekko zaskoczony zadanym mu pytaniem.

- Nie za dużo czasu spędzasz z Dazaiem, że takie kwestie cię gnębią? – skomentował z nutką złośliwości w głosie.

- Nie kpij! – krzyknął oburzony, wpatrując się w niego ze złością.

Ryuunosuke po tej reakcji zrozumiał, że on był śmiertelnie poważny. Chciał znać powód i właśnie dlatego został wezwany na spotkanie. W porządku. Miał zamiar dać mu to, po co tutaj przyszedł.

Akutagawa postąpił kilka kroków w kierunku Nakajimy, zatrzymując tuż przed nim.

Chłopak przez moment wydawało się, że chciał się cofnąć, ale ostatecznie tego nie zrobił.

Akutagawa miał dużo różnych powodów, aby nie dać mu lekkomyślnie zginąć, ale postanowił postawić na taki, który był jak najbardziej jego własnym.

Złapał za przód koszuli Atsushiego, przyciągając go bliżej siebie.

- Bo to ja będę tym, który cię zabije – wycedził, patrząc mu przez chwilę prosto w oczy, zanim go puścił i się odsunął.

Nakajima wpatrywał się w niego z szokiem w złotych oczach, zmieszanym z niedowierzaniem.

- Dlaczego? Przecież dobrze wiesz, że jest między naszą siłą przepaść – zauważył, zaciskając wargi i spuszczając wzrok. – Nie jestem godny mieć ciebie za rywala, a co dopiero umrzeć z twojej ręki.

Ryuunosuke zmierzył go takim chłodnym, a jednocześnie wściekłym spojrzeniem, że cały się pod jego wpływem spiął.

- Słuchaj no, tygrysie – zaczął z wyraźnie hamowaną irytacją. – To prawda, obecny ty ostatecznie w starciu ze mną skończyłby martwy. Dlatego czekam. Mam czas – dodał nieco spokojniej.

- Wcale go nie masz! – oburzył się na to jawne kłamstwo.

- Zamknij się – warknął, ucinając temat.

Nie chciał rozmawiać o chorobie trawiącej jego płuca. Był pogodzony z nadchodzącym wyrokiem i nie zamierzał się nad sobą roztkliwiać.

- Lepiej powiedz mi co się stało, że ściągasz mnie tu w środku nocy, aby zadawać takie pytania.

- Dowiedziałem się, jak wiele z mojego życia było kłamstwem – odpowiedział ku swojemu zdziwieniu niemal natychmiast.

Wyminął Ryuunosuke, stając przy krawędzi konstrukcji, na której się znajdowali i spoglądał w ciszy na morze, szumiące łagodnymi falami. 

Akutagawa nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego.

- Potrzebujesz się wygadać? – zapytał, stając obok niego.

- Nie – odparł wciąż uparcie patrząc na morze.

- Chcesz towarzystwa?

Atsushi potaknął skinieniem głowy.

- W porządku. Zostanę – obiecał, zniżając głos do szeptu i kładąc mu na krótką chwilę dłoń na ramieniu, jakby ten gest miał wzmocnić jego zapewnienie.

  Spoglądał na księżyc odbijający się w tafli wody. Milczał, po prostu będąc obok. Dawał mu swoją obecność, póki mógł. W końcu Nakajima miał rację. Kończył mu się czas.

Miał zamiar jednak dopilnować, aby stojący obok niego Atsushi rozwinął się na tyle, żeby sobie bez niego poradził. Będzie starał się spełnić ten cel, aż do ostatnich swoich dni.

Nie chciał zostawiać go takiego zagubionego, jakim widział go w tej chwili. Gdy nadejdzie jego moment upewni się, że ten będzie mieć siłę do dalszej walki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz