- To tu mieszkają ci nowi, którzy mają dołączyć? - mruknął Kunikida, spoglądając na niewielki jednorodzinny domek.
- Obstawiałem, że to będzie bardziej jakiś obskurny blok w nieciekawej dzielnicy - zamarudził z zawodem Dazai.
Jego partner z pracy westchnął ciężko, wyraźnie nim już podłamany.
- Wątpliwe, żeby ta dwójka dzieciaków chciała dobrowolnie mieszkać w miejscu, o którym pomyślałeś.
- A jednak ich sprawdzamy, niczym jakiś typów spod ciemnej gwiazdy, no nie? - zauważył Osamu, zbliżając się do blondyna z idiotycznym wyrazem twarzy.
Doppo odsunął od siebie swojego wyraźnie przygłupiego towarzysza i skrzywił.
- Po prostu musimy zrobić rekonesans. Nie możemy dopuścić do Agencji pierwszą lepszą osobę z łapanki, trzeba zadbać o bezp - wywód został mu przerwany przez Dazaia, który zatkał mu usta ręką.
- Tak, tak procedury i inne takie bzdury. Musi wszystko być jak w zegarku, niczym w ideałach Kunikidy, bla, bla, bla - Osamu wywrócił oczami, wyraźnie niezainteresowany wywodem swojego partnera z pracy. Zabrał rękę z twarzy blondyna, który niemal od razu krzyknął.
- Dazai!
- Tak, tak idealny Kunikidaa-kun by sobie tutaj beze mnie poradził.
- Huh? A ty co tak nagle? - odezwał się, zbity z tropu zachowaniem drugiego detektywa.
- No, ale jak nic nie robię to też jest źle, więc - kontynuował i zanim towarzysz zdążył zareagować, to odwrócił się w kierunku domku obok, gdzie starsza pani podlewała kwiatki.
- Dzień Dobry! Możemy zadać parę pytań? - zawołał wesoło Osamu, machając kobiecie ręką.
Staruszka przez chwilę spoglądała na nich zdziwiona, ale wyłączyła węża ogrodowego i podeszła do żywopłotu.
- Słucham? W czym mogę wam pomóc?
- Co może nam pani powiedzieć o dwójce mieszkającej w tamtym domu? - zapytał, wskazując na sąsiedni budynek.
Doppo powstrzymał chęć przejechania sobie dłonią po twarzy, gdy usłyszał tą bezpośredniość.
- Oh, macie na myśli Atsushiego i Kyoukę? To bardzo miłe dzieci.
- Długo tu mieszkają?
- Ponad dwa lata na pewno, a czemu tak o nich pytacie? Stało się coś? Mają kłopoty?
- Nie, absolutnie nic złego się nie wydarzyło. Jesteśmy ich starszymi kolegami z pracy i byliśmy w okolicy, więc z ciekawości wpadliśmy zerknąć gdzie mieszkają – wyjaśnił Osamu z urzekającym uśmiechem. - Może nam pani opowiedzieć coś jeszcze? Co lubią?
- Całe szczęście. Atsushi to taki dobry i uczynny chłopak. Zawsze dzień dobry mówi, zakupy poniesie – oznajmiła staruszka, wyraźnie wzruszona dobrocią ze strony chłopaka. - Lubi jeść chazuke, a Kyouka urocze rzeczy jak na przykład króliki.
- Rozumiem, wygląda na to, że są naprawdę dobrymi dzieciakami. Bardzo nam pani pomogła, dziękujemy! W takim razie idziemy znaleźć im prezenty powitalne, do widzenia! - Dazai odszedł, ciągnąc po drodze Doppo za sobą za kołnierz koszuli.
Kunikida burzył się, krzycząc coś o tym, co on wyprawia i zarzekał się przy okazji, że sam potrafi chodzić.
Starsza pani obserwowała tą scenkę z dobrodusznym uśmiechem na ustach, machając im na pożegnanie. Gdy zniknęli jej z pola widzenia, dokończyła podlewanie kwiatów i wróciła do mieszkania. Wyciągnęła telefon i odetchnęła z ulgą, że nie musi już utrzymywać maski uroczej, pociesznej babci wybrała odpowiedni numer. Minęła chwila, zanim połączenie zostało odebrane.
- Szefie miałeś rację. Próbowali węszyć.
W momencie, gdy stanęli przed właściwymi drzwiami przełknął głośno ślinę. Jego umysł dopadał stres i wątpliwości. Przerażała go wizja, że może ich zdążyli przejrzeć, zanim się pojawili.
- Uspokój się. Wydeptywanie dziury chodzeniem wkoło ci nie wystarczyło? - spytała Kyouka, łapiąc go za nadgarstek.
Drgnął lekko i spojrzał na swoją towarzyszkę.
- Będzie dobrze. Przestań mieć minę skopanego psa.
Atsushi kiwnął głową, biorąc głęboki wdech. Wszystko im się uda. Musi. Robił to nie tylko dla Yokohamy, ale też i niego. Rozluźnił się, zbierając całą pewność siebie, na którą było go teraz stać.
- Dzień dobry, jesteśmy waszymi nowymi pracownikami – odezwał się, wchodząc do środka i rozglądając.
Izumi weszła za nim, zamykając po tym drzwi. Zwrócili na siebie uwagę wszystkich w pomieszczeniu.
- Ah, no tak. Witajcie! Czekaliśmy na was. Jestem Naomi – dziewczyna podeszła do nich z uśmiechem na ustach.
- Atsushi – przedstawił się, po chwili wskazując na swoją przyjaciółkę. - A to Kyouka.
Naomi zaczęła im przedstawiać resztę członków Agencji. Jej brat wydawał się dość przyjaźnie nastawiony. Nie był tego tylko do końca pewien, bo czasem rzucał mu dość dziwne spojrzenia.
Zastanawiał się za to, dlaczego Dazai, gdy został im przedstawiony zrobił pozę, jakby urwał się z gry ootome. Ewentualnie był aktorem, który chce powalić na kolana swoje fanki. Nie wiedział jaką reakcję chciał otrzymać, ale zdecydowanie mu się to nie udało.
- Ej, nowi – zaczął Kunikida, który do nich się zbliżył. - Mamy tu pewne zasady, więc
- Damy wam powitalne prezenty! - zawołał radośnie Osamu, wskakując na plecy swojego partnera i zatykając jedną ręką usta wieszczowi. - Nie są niestety jakieś odlotowe, bo nie mieliśmy za bardzo czasu czegoś poszukać, ale mam nadzieję, że chociaż się trochę spodobają – dodał, zerkając znacząco na mamroczącego coś wściekle Doppo.
- Fuj, obśliniłeś mnie – zauważył, patrząc z obrzydzeniem na swoją dłoń. - Za chwilę będą prezenty, muszę umyć rękę – powiedział i wyszedł do łazienki.
- Odpuść, Kunikida. Nie wyniosą i tak niczego z twojego wykrzykiwania miliona słów na sekundę - skomentował Tanizaki, gdy blondyn nabrał więcej powietrza do płuc, wpatrując się w nowicjuszy z determinacją.
- Wróciłem – zawołał śpiewnym tonem Dazai, aby lekko przy tym podskakując podejść do swojego biurka i wyciągnąć spod niego torbę.
Skocznym krokiem podszedł do nowych towarzyszy. Wyciągnął dużą maskotkę białego królika i podał Kyouce.
- Chcieliśmy dać trafione prezenty i słyszeliśmy, że lubisz króliczki – wzruszył lekko ramionami, patrząc jak dziewczyna przytula zabawkę.
Atsushi spojrzał na nią i delikatnie uśmiechnął. Widział już jak bardzo tego pluszaka uwielbia.
- Z prezentem dla ciebie było trudniej, bo nie mogliśmy ci go zamówić na daną godzinę, więc wyszedł z tego dość drobny upominek – odezwał się Dazai, podając mu do ręki małe prezentowe, granatowe pudełeczko.
Nakajima rozwiązał wstążkę i otworzył prezent. W środku był breloczek przedstawiający miskę chazuke. Roześmiał się, gdy to zobaczył.
- Dziękuje. Jest cudowny.
- Dla ciebie idealny – przyznała Kyouka.
Atsushi na jej słowa znów się zaśmiał. Wyciągnął swoje klucze od mieszkania i przypiął go do nich.
- Skoro powitanie mamy za sobą, to będę miał do was kilka pytań – odezwał się Ranpo, który do tej pory jedynie wszystko obserwował jedząc lizaka.
- Słuchamy w takim razie.
- Chcę się upewnić czy nie przyciągnięcie ze sobą kłopotów. Nie bierzcie tych pytań do siebie – zastrzegł, wbijając w nich intensywne spojrzenie jasnozielonych oczu, które otworzył.
Nakajima już poczuł się, jakby ich prześwietlił i stał przed nim nagi. Całkowicie obdarty z tajemnic.
- Atsushi. Wcześniej byłeś najemnikiem. Jak to wyglądało? Miałeś zasadę, że nie zabijasz.
- To prawda. Zazwyczaj polegało to na zdobyciu czegoś z dość trudno dostępnych miejsc.
- Czy któryś z twoich zleceniodawców mógłby z jakiegoś powodu sprawiać kłopoty? Uraziłeś mu ego lub byłby z jakiegoś innego powodu problematyczny? - dopytywał detektyw.
Zastanowił się nad tym przez chwilę.
- Wydaje mi się, że nie powinni. Do tej pory nikt czegoś takiego nie zrobił.
Edogawa pokiwał głową, przenosząc spojrzenie na jego towarzyszkę.
- Twoi rodzice zostali zamordowani, a ty zniknęłaś. Dlaczego? Ty ich zabiłaś?
- Nie. Uciekłam, bo nie chciałam trafić do sierocińca. Tam w końcu trafiają ci, którzy nie mają już nikogo.
- Chwytałaś się dorywczych prac, które mogły pomóc ci żyć na własną rękę. Nikt nie był podejrzliwy wobec ciebie?
- Nie byli, bo sprzedawałam im wiarygodne historie, a im potrzebny był pracownik – wzruszyła ramionami.
- Jak się w takim razie poznaliście?
- Przypadkiem. Biegł gdzieś, gdy wyszłam mu nagle z bocznej uliczki z zakupami.
Atsushi na samo wspomnienie wydawał się zażenowany tym, że ją staranował.
Edogawa już chciał dopytać o coś więcej, gdy rozdzwonił się telefon stojący na jego biurku.
- Zbrojna Agencja Detektywistyczna, słucham?
- Ranpo-kun? To ty? - usłyszał po drugiej stronie wypowiedziane szeptem.
Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Naszły go nagle złe przeczucia.
- Poe? Dlaczego dzwonisz do mnie na numer służbowy?
- Bo mam pewność, że ten na pewno odbierasz. Wyślę ci adres. Zostaliśmy tam uwięzieni z jakimś świrem, który jest gotowy wysadzić to wszystko w powietrze – objaśnił najkrócej jak umiał i równie niespodziewanie rozłączył.
- Edgar? Halo? - rzucił bezmyślnie.
Siedział dłuższy moment oszołomiony, a dźwięk przerwanego połączenia odbijał się echem w jego głowie. Wyciągnął swoją komórkę, gdy poczuł wibracje w kieszeni i przeczytał dostarczony mu adres.
- Co się stało? - przerwał wreszcie ciszę Dazai.
- Poe jest uwięziony wraz z innymi ludźmi, z jakimś terrorystą gotowym wysadzić ich wszystkich w powietrze – oznajmił, sięgając po swoje okulary i je zakładając.
Musiał ich uratować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz