piątek, 7 czerwca 2019

Wypad do Zoo

   Sebastian, gdy wyszedł z pokoju, zbudzony dźwiękiem głośnego programu rozrywkowego poszedł do salonu, aby sprawdzić co się właściwie dzieje. Grający odbiornik telewizyjny sam w sobie był dźwiękiem, który nie należał do jego naturalnych budzików. Do tego to nie było końcem niespodzianek, bo zastał na miejscu swego szefa ubranego totalnie zwyczajnie. To także nie należało do normalności. Czuł się nieco dziwnie, jakby zaburzono mu właśnie jakiś irracjonalny porządek, do którego został przyzwyczajony.
- Jakieś święto przegapiłem? - zapytał na wstępie zamiast się przywitać.
Jim odwrócił głowę, w stronę snajpera.
- Nie wydaje mi się, chociaż… - udał, że się nad tym zastanawia. - Robimy sobie dzisiaj wolne i idziemy do Zoo – oznajmił, starając się nie okazywać zbytnio swego entuzjazmu.
Sebastian z początku nawet się ucieszył, że będzie miał chwilę odpoczynku dla siebie.
Zaraz jednak dotarło do niego jak bardzo się przeliczył. Nie pytał, dlaczego taki cel obrał sobie, jako miejsce na spędzanie wolnego czasu. W końcu wszystko wskazywało na to, że będzie tam z nim. Przynajmniej była większa szansa na przeżycie dla geniusza.
Do tego miał nadzieję, iż jego przełożony nie zamierza realizować tam żadnych szalonych
pomysłów. Chociaż szanse na to były zatrważająco małe, ale pomarzyć zawsze można.
- Jasne – odparł jedynie, aby chwilę później opuścić pomieszczenie.
   Kilka godzin później stał w kolejce po bilet, czując się co najmniej nie na miejscu, gdy widział te wszystkie rodziny z dziećmi. W chwili zdobywania biletów młoda kasjerka zdecydowanie brała ich za parę i to nie kumpli. Zabójca czuł, że ten dzień będzie na pewno szalony i nie podobało mu się to ani trochę. Przekroczyli bramę i ruszyli zwiedzać.
Widzieli żyrafy, a Moriarty ochoczo zrobił im sesję zdjęciową. Jakieś antylopy, lemury, spoglądające na ciebie, jakby były wiecznie zdziwione. Jakieś małpy, a obok klatka lwa, który leżał i wydawał się bardzo spoglądaniem na ludzi znudzony. Udali się do niedźwiedzi, ale tutaj już Moran musiał trzymać Napoleona Zbrodni nieco z dala od barierek, bo jak go początkowo dopuścił, to przechylił się tak, że jeszcze by mu tam wleciał. Na to mu nie miał zamiaru pozwalać. Później zawędrowali do tygrysów, które przechadzały się blisko ogrodzenia. Jim tak się im przyjrzał, później zerknął na swego towarzysza, zaraz wracając zainteresowaniem do drapieżników.
- Masz takie same spojrzenie jak one, gdy się wściekasz – stwierdził, obserwując jak jeden tygrys odchodzi od ogrodzenia i idzie ułożyć się gdzieś wygodnie na trawie, żeby móc wygrzewać się w spokoju.
Sebastian prychnął, lekko rozbawiony słowami szefa. Absurdalnych rzeczy się doszukiwał.
- Nie ma mowy. Żaden ze mnie tygrys – rozbawiony pokręcił głową, mając przed oczami wizję tygrysa noszącego karabin snajperski w pysku.
- Skoro tak uważasz – wzruszył ramionami. - Ja wiem swoje – dodał pod nosem i ruszył na dalsze zwiedzanie.
  Dotarli do sów. Moran podszedł do śnieżnobiałej, która siedziała na dole swojej klatki i spoglądała na nich. Snajper poruszył jej palcem przed oczami, patrząc jak ta otwiera dziób, jakby chciała coś pożreć.
- To chyba twoi krewni, w końcu sowy są mądre. Bardziej jednak widzę podobieństwo, gdy otwiera dziób – stwierdził, zerkając na Moriarty’ego, który posłał mu mordercze spojrzenie.
- To żadni moi krewni. Zobacz, jak one się dziwnie na mnie gapią! - zawołał oburzony.
Sebastian rozejrzał się po klatkach sąsiadujących z tą, przy której stali. Miał rację. Dwie sowy przyglądały się geniuszowi zbrodni.
- Faktycznie. Może przypominasz im matkę – stwierdził, chętnie korzystając z okazji droczenia się z szefem. Rzadko miał sposobność, aby go podręczyć.
- Przestań – Jim warknął już wyraźnie zirytowany jego zachowaniem.
- Zastrzel je albo wracajmy do domu – zarządził, widząc nagle dobre rozwiązanie.
- Wracajmy do domu – stwierdził Sebastian, wyraźnie zaskoczony chęcią mordu na zwyczajnych ptakach.
Zresztą nie miał przy sobie broni, a nawet gdyby jakąś miał, to nie wykonałby tego szalonego polecenia. W tym wypadku wolał po prostu wziąć szefa za rękę i wyprowadzić stąd ku uciesze kasjerki.

1 komentarz:

  1. Może przypominasz im matkę XDD to mnie do końca rozłożyło na łopatki

    OdpowiedzUsuń